„Chciałam pomóc córce i zabrałam wnuki na wakacje do Mielna. Najadłam się wstydu i już nigdy tam nie wrócę”

kobieta na plaży fot. Getty Images, Andrea Gjestvang
„W ciągu kilku kolejnych dni pretensje i żale mieszkańców pensjonatu osiągnęły apogeum. Tak naprawdę nie było dnia, żeby ktoś do nas nie pukał z prośbą o uciszenie chłopców. Było mi już naprawdę wstyd, że muszę tego wysłuchiwać”.
/ 12.06.2024 18:30
kobieta na plaży fot. Getty Images, Andrea Gjestvang

Zawsze byłam przekonana, że dzieciom należy się pomoc. Dlatego gdy zobaczyłam, że córka ciągnie ostatkiem sił, to zaproponowałam, że ją odciążę i zabiorę jej dzieci na wakacje nad morzem. Jednak w najgorszych snach nie przewidywałam, że moje wnuki okażą się małymi czortami, za które będę musiała się wstydzić.

Nie dawała sobie rady

Kilka miesięcy wcześniej moja córka oznajmiła mi, że jej małżeństwo właśnie się skończyło, a ona postanowiła złożyć pozew o rozwód.

– Na pewno wszystko przemyślałaś? –  zapytałam z niepokojem.

Wprawdzie mój zięć nie był najlepszym mężem i ojcem pod słońcem, ale mimo wszystko uważałam, że życie we dwójkę jest znacznie prostsze od tego w pojedynkę.

– Na pewno –  odpowiedziała Marta, a w jej głosie pojawiło się zdecydowanie.

– Skoro tak postanowiłaś... – westchnęłam.

Nie chciałam drążyć tematu, chociaż wciąż nie byłam przekonana o słuszności tej decyzji. Ale co miałam zrobić? Marta była dorosła i miała prawo do podejmowania własnych decyzji. Miałam tylko nadzieję, że jakoś sobie poradzi.

Moja nadzieja szybko zgasła. Marta kiepsko radziła sobie z pogodzeniem pracy i opieki nad dwójką dzieci. Była wiecznie zabiegana, zmęczona i zdenerwowana. A to odbijało się na dzieciach.

– Uspokójcie się w końcu! – powiedziała podniesionym głosem, gdy dzieciaki kolejny raz domagały się jej uwagi.

Właśnie wpadłam do niej, aby sprawdzić jak sobie radzi i przekonałam się, że naprawdę kiepsko. W zlewie stały brudne naczynia, po mieszkaniu były porozrzucane ciuchy i zabawki, a dwójka moich wnuków głośno domagała się obiadu.

– Marek ci jakoś pomaga? – zapytałam. Mój zięć rzadko kiedy wykazywał się odpowiedzialnością, ale miałam nadzieję, że nie zapomni o tym, że ma dzieci.

– Sama widzisz – westchnęła córka. – Początkowo obiecywał, że mi pomoże, ale jego zapał szybko się skończył. A ja już naprawdę nie mam siły – dodała zrezygnowana.

„A nie mówiłam” – cisnęło mi się na usta. Jednak nie powiedziałam tego głośno. Wprawdzie od początku uważałam, że decyzja o rozwodzie była błędem, to jednak nie zamierzałam jeszcze bardziej dobijać swojego dziecka. I tak już ciągnęła na oparach.

Wyszłam z propozycją pomocy

Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że Marta potrzebuje pomocy. A ponieważ w tym roku kolejny raz wybierałam się nad polskie morze, to postanowiłam, że zabiorę ze sobą wnuki.

– Na pewno nie będzie to problem? – pytałam znajomą. W jej pensjonacie wynajmowałam pokój już od wielu lat i zawsze jeździłam tam sama.

– Oczywiście, że nie –  usłyszałam w odpowiedzi. – Dobrze wiesz, że jesteś tu zawsze mile widziana, obojętnie czy z dodatkowym bagażem, czy też nie – zaśmiała się.

Odetchnęłam z ulgą. U mojej znajomej zatrzymywali się głównie seniorzy, którzy mogli nie życzyć sobie obecności dwójki rozbrykanych dzieci. A przecież pociechy mojej córki nie należały do najspokojniejszych.

– Bardzo ci dziękuję – powiedziałam.

A jeszcze dodałam, że to naprawdę grzeczne dzieciaki. Potem sama się zastanawiałam, co mnie podkusiło, żeby tak powiedzieć. Może gdybym od razu uprzedziła, że przyjadę z dwójką łobuzów, to wszystko skończyłoby się inaczej. Sama nie wiem.

Nasz wyjazd od początku szedł nie po mojej myśli. Już dzień przed wyjazdem dzieciaki zrobiły awanturę, że ich koledzy jadą za granicę, a oni muszą spędzać czas z babcią w jakiejś zapyziałej mieścinie.

– Będzie fajnie – próbowałam ich przekonać. – Polskie morze jest przepiękne – dodałam.

Marta nie była tak wyrozumiała.

– Albo jedziecie z babcią, albo całe wakacje siedzicie w domu – zagroziła. I to chyba poskutkowało. Chłopcy zrobili obrażoną minę, ale poszli się pakować.

– Mam nadzieję, że jakoś z nimi wytrzymasz – powiedziała córka zmartwionym głosem.

– Spokojnie, poradzimy sobie – zapewniłam ją. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, ile najem się wstydu przez tych dwóch czortów.

Od początku wszystko szło źle

Pierwsze popisy Marcin i Mateusz dali już w pociągu. Ich ciągłe krzyki, kłótnie i głośne granie na telefonach tak dały się we znaki pozostałym współpasażerom, że po kilkudziesięciu minutach zostałam poproszona o ich uspokojenie.

Potem było już tylko gorzej. Chłopcy biegali po pociągu i ciągle domagali się pieniędzy na przekąski w Warsie. A ja musiałam znosić karcące spojrzenia ludzi, którzy mieli już tego dosyć. Podobnie zresztą jak ja. Zanim dojechaliśmy do celu, to czułam się tak zmęczona, jakbym zaorała co najmniej kilka pól. A jeszcze nie wiedziałam, że to dopiero początek moich problemów.

– Świetnie, że już jesteście. Czekałam na was z kolacją – powitała nas koleżanka, gdy tylko przekroczyliśmy próg pensjonatu.

Nie miałam siły na nic, a jedyne o czym marzyłam, to wygodne łóżko i kilka godzin snu. Jednak nie było mi to dane. Zaraz po kolacji chłopcom zebrało się na kłótnię, którą słyszeli chyba wszyscy. O tym zresztą dowiedziałam się następnego ranka.

– Mam do ciebie prośbę – powiedziała mi koleżanka gdy tylko zeszłam na śniadanie. Chłopcy jeszcze spali, bo poprzedniego wieczoru długo grali w gry na telefonie.

– Co tylko chcesz – odpowiedziałam z uśmiechem.

– Poproś wnuków, żeby zachowywali się nieco ciszej – usłyszałam. – Rozumiem, że są to dzieci i mają mnóstwo energii. Takie jest ich prawo. Ale u mnie zatrzymują się głównie starsi ludzie, którzy przyjeżdżają tu po spokój i odpoczynek. Załatwisz to? – zapytała wpatrując się we mnie.

– Oczywiście, że tak – powiedziałam szybko. A potem dodałam, że to się więcej nie powtórzy. Jednak sama nie do końca wierzyłam, że uda mi się spełnić tę obietnicę.

Miałam im po prostu dość

Niestety moje przypuszczenia okazały się prawdziwe. Chłopcy nie tylko się nie uspokoili, ale z każdym dniem zachowywali się coraz gorzej. A ja codziennie musiałam wysłuchiwać pretensji.

– Co za rozwydrzone dzieciaki – usłyszałam pewnego dnia przy recepcji. Chłopcy akurat byli na podwórku, ale nawet tutaj było słychać ich wrzaski i kłótnie.

– Porozmawiam z nimi – obiecałam.

– Na rozmowy to już chyba za późno – prychnęła starsza pani. I trudno było nie przyznać jej racji. Zawsze wiedziałam, że moje wnuki to niezłe łobuziaki, ale ich zachowanie zaskoczyło nawet mnie.

W ciągu kilku kolejnych dni pretensje i żale mieszkańców pensjonatu osiągnęły apogeum. Tak naprawdę nie było dnia, żeby ktoś do nas nie pukał z prośbą o uciszenie chłopców. Było mi już naprawdę wstyd, że muszę tego wysłuchiwać.

– Musimy porozmawiać – oznajmiła mi któregoś dnia koleżanka.

– Tak? – zapytałam, chociaż doskonale wiedziałam czego będzie dotyczyć ta rozmowa.

– Tereska – westchnęła moja znajoma. – Wiesz, że bardzo cię lubię. I zawsze bardzo cieszyłam się na twój przyjazd. Ale w tym roku to jest jakiś koszmar.

– Co masz na myśli? – zapytałam. Wyraźnie widziałam, że ta rozmowa nie jest dla niej łatwa.

– Jest mi bardzo przykro, ale muszę to powiedzieć – powiedziała cicho. – Albo uspokoisz swoich wnuków, albo będę musiała poprosić cię o opuszczenie mojego pensjonatu – dodała.

Nigdy tam nie wrócę

Spojrzałam na nią smutno. Ale doskonale ją rozumiałam.

– Porozmawiam z nimi – obiecałam kolejny raz.

Właścicielka pensjonatu nic nie odpowiedziała. Popatrzyła na mnie z uśmiechem i udała się w stronę kuchni. W tym samym momencie do środka wpadli chłopcy. I jak zwykle zaczęli krzyczeć na cały hol.

– Proszę się uspokoić – powiedziała koleżanka. Widać było, że ledwo trzyma nerwy na wodzy.

– Nie będziesz nam mówić, co mamy robić! – wykrzyknął Marcin. A Mateusz zaczął mu wtórować. Niebywałe, ale w tym jednym przypadku byli całkowicie zgodni.

Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Spojrzałam na koleżankę i wiedziałam, że to koniec naszego pobytu w tym pensjonacie.

– Proszę, abyście do jutra opuścili mój pensjonat – usłyszałam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Ale wyręczył mnie Mateusz.

– I dobrze. Dosyć mam siedzenia z tymi starymi prykami – powiedział i wybiegł na podwórko. A brat pobiegł za nim.

– Chłopcy, wracajcie! – krzyknęłam bezradnie. Jednak mnie również nie słuchali.

Jeszcze tego samego dnia się spakowałam. A gdy następnego dnia opuszczaliśmy pensjonat, to miałam wrażenie, że wszyscy oddychają z ulgą.

– Przepraszam – powiedziałam do właścicielki, która stała przy drzwiach. Wyglądało to tak, jakby chciała się nas jak najszybciej pozbyć.

– Przykro mi – powiedziała tylko.

Przez całą drogę do domu milczałam. Wprawdzie chłopcy zachowywali się jak zawsze, ale mi było już wszystko jedno. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu i chociaż na chwilę zapomnieć o tych łobuzach. Zastanawiałam się jak mam powiedzieć Marcie o tym, że ma niegrzecznych i źle wychowanych synów.

Z drugiej strony podejrzewałam, że właśnie w taki sposób odreagowują rozstanie rodziców. Tylko co z tego? Przez nich straciłam jedno z najlepszych miejsc na wakacje. I chociaż to nie moja wina, to wiem, że nie będę w stanie tam wrócić. Za bardzo się wstydzę tego, co tam się wydarzyło.

Teresa, 60 lat

Czytaj także:
„Nauka idzie moim dzieciom jak oranie pola motyką. Pewnie spłonę ze wstydu, gdy zobaczę ich świadectwa”
„Robiłam karierę w korporacji. Zasuwałam non stop, aż w końcu klapki spadły mi z oczu i się zwolniłam”
„Dzieci nie chciały spędzać wakacji na wsi, choć kiedyś lubiły. Córka w końcu wyznała, co kazał jej robić dziadek”

Redakcja poleca

REKLAMA