„Na rodzinnym obiedzie mama podała rosół z niespodzianką. W jednej chwili przestaliśmy być normalną rodziną”

zamyślona kobieta fot. iStock by Getty Images, Westend61
„– Chodzi o to, że chcemy zakończyć nasz związek małżeński. Właściwie, to ja chcę – sprostowała mama po wymownym chrząknięciu taty. – Zaraz, zaraz… co? Jak to? Dlaczego? – plątałam się, totalnie nie rozumiejąc, co się tu, do jasnej anielki, wyprawia”.
/ 23.01.2025 22:00
zamyślona kobieta fot. iStock by Getty Images, Westend61

Gdy dzieci już dorosną, chętnie odwiedzają dom, w którym się wychowały. Przyjeżdżają na różne okazje – Boże Narodzenie, urodziny, imieniny czy inne ważne wydarzenia, a czasem po prostu wpadają na rodzinny obiad w niedzielę. U mnie w rodzinie zawsze tak było. Nawet gdy już się usamodzielniłam, mogłam liczyć na to, że w domu czeka na mnie ciepły posiłek w ostatni dzień tygodnia. Moje rodzeństwo – brat i siostra – korzystali z tej możliwości. Ja, mimo że zamieszkałam w innej miejscowości, również starałam się wpadać do rodziców przynajmniej raz na miesiąc.

Tamtego dnia, to był zwyczajny weekend. Od samego świtu pomagałam mamie szykować niedzielny obiad, bo bardzo mi się podobało wspólne gotowanie. Gdy tylko upiekłyśmy pieczeń, ruszyłam do ogrodu, żeby pomóc ojcu w pracach ogrodowych. Od zawsze uwielbiał dłubać w ziemi. Akurat dosadzał świeżo zakupione krzewy wzdłuż płotu.

Kompletnie mnie zamurowało

W końcu zajęliśmy miejsca przy stole. Mama nalała zupę do misek i rozpoczęliśmy posiłek.

– Wiesz, nikt nie przyrządza takiego rosołu jak ty – powiedział tata.

No to teraz będziesz za nim tęsknił – odrzekła mama swobodnym tonem. – Skarbie… – zwróciła się do mnie – mamy ci z tatą coś do przekazania. Postanowiliśmy się rozwieść.

Ze zdumienia parsknęłam rosołem. Tata poklepał mnie po plecach, a mama wręczyła mi serwetkę.

– Znowu ci powtarzam, skarbie, żebyś jadła wolniej, a nie tak chciwie, jakbym zaraz miała ci zabrać jedzenie sprzed nosa… – mama skrytykowała mnie, kręcąc głową.

– Nie, to nie o to chodzi… – odchrząknęłam i przetarłam oczy pełne łez. – Chodzi o tę bombę, którą przed chwilą zrzuciłaś. Jaki rozwód? O co ci chodzi?

– Twojej matce odbiło… – wymamrotał tatuś.

– Chodzi o to, że chcemy zakończyć nasz związek małżeński. Właściwie, to ja chcę – sprostowała mama po wymownym chrząknięciu taty.

– Zaraz, zaraz… co? Jak to? Dlaczego? – plątałam się, totalnie nie rozumiejąc, co się tu, do jasnej anielki, wyprawia.

Byłam w szoku

Wpadłam do domu na niedzielny obiad – zupę, pieczone mięso z kartoflami, a tu nagle dowiaduję się, że starzy się rozwodzą. Czy ich porąbało?!

– Najzwyczajniej w świecie nadeszła pora... Twoje rodzeństwo jest już starsze, macie własne sprawy na głowie. Już czas, abym i ja zaczęła układać sobie życie po swojemu.

– A musisz to koniecznie robić bez ojca u boku?!

Gapiłam się z totalnym osłupieniem na osoby, które od prawie trzech dekad stanowiły dla mnie wzór. Przenosiłam wzrok z twarzy na twarz i jakoś nie mogłam ich rozpoznać. Tata ewidentnie kipiał ze złości, a mama przeciwnie – emanowała opanowaniem.

– Owszem. Przez wiele lat to właśnie wy byliście naszym wspólnym mianownikiem. Kochanie, zdaję sobie sprawę, że ta informacja może wywrócić twój świat do góry nogami, ale jesteś już osobą dorosłą, więc raczej nie powinno cię to jakoś mocno zranić. Młodzi ludzie podchodzą do takich spraw o wiele bardziej na luzie niż starsze pokolenie...

– Ale nie w przypadku własnych rodziców! – poderwałam się z krzesła i zaczęłam nerwowo przechadzać się po pokoju, szukając ujścia dla targających mną emocji.

Miałam ochotę po prostu wybiec z domu, byle jak najdalej od tych rewelacji, ich twarzy, tej sytuacji, całego tego nieporozumienia...

Byli dobrym małżeństwem

Moi rodzice nigdy nie podnosili na siebie głosu, a przynajmniej ja tego nie słyszałam. W stosunku do siebie zawsze byli pełni szacunku. Inne dziewczyny mi mówiły, że chciałyby mieć tak jak ja – moja mama zwracała się do taty pieszczotliwie „Staszeczku", a on jej mówił „Żabko", kompletnie nie przejmując się, że mogą to usłyszeć sąsiedzi albo moje koleżanki i koledzy, którzy wpadali do mnie lub do mojego brata czy siostry.

Kiedy szli gdzieś we dwoje, mama trzymała tatę pod rękę. Tata pamiętał o takich gestach, jak otwieranie drzwi przed mamą, pomaganie jej wysiąść z samochodu czy odsuwanie dla niej krzesła. No i co z tego? To miały być tylko puste gesty, a nie prawdziwa miłość?

Nie potrafiłam tego zrozumieć

Jechałam do swojego mieszkania, usiłując myśleć o jeździe, a nie o tym, że lada moment stanę się dzieckiem z rozpadającej się rodziny. Bez znaczenia był fakt, że dawno wyrosłam z wieku dziecięcego. Runął obraz naszej piątki jako radosnej ekipy, która trzymała się razem, mimo rozmaitych życiowych zakrętów, mimo panującej tendencji do rozstawania się w atmosferze kłótni i rozwodów. Nie potrafiłam poradzić sobie z tym zawodem. Drapał jak wełniany golf. Kłuł niczym nieodcięta metka z chińskiego t-shirtu. Niby dało się z tym żyć, ale irytowało. I nie dawało o sobie zapomnieć.

– Wiesz co, to jest takie śmieszne – zwierzałam się kumpeli, która pocieszała mnie, podsuwając mi talerzyk pełen ciasteczek z masłem orzechowym. – Niby ja już dorosła kobieta, oni też całkiem dorośli. Mają prawo robić, co chcą. Ale i tak czuję się tak dziwnie, jakby ktoś ukradł mi kawałek dzieciństwa, taki magiczny element... Rozumiesz, o co mi chodzi? 

– Tak, jasne. U mnie chyba poszło sprawniej. Z tego, co pamiętam, moi starzy po prostu żyli w innych miejscach. Awantury były o kasę, o mnie… Może i dobrze, że twoi wytrzymali, aż urośniecie, żeby potem grzecznie uścisnąć sobie dłonie i rzec: nieźle nam poszło, dzieciaki wydoroślały, teraz pora zająć się nami i naszymi ostatnimi latami na tej ziemi. Nie będą walczyć o alimenty, o to, gdzie będziecie żyć, kto kogo odwiedzi w jaki weekend… Pomyśl o tym z tej perspektywy, a poczujesz ulgę.

Rodzice się rozwiedli

Starałam się, naprawdę próbowałam, ale było to tylko odrobinę prostsze. Po upływie sześciu miesięcy moi rodzice byli już formalnie po rozwodzie. Nasz rodzinny dom, w którym się wychowaliśmy, został sprzedany. Rodzice podzielili między siebie pieniądze i nabyli dwa niewielkie mieszkania, idealne dla, jak określiła to moja mama, przyszłych emerytów, którzy nie będą musieli dbać o pięć pokoi, a jedynie przyjmować dzieci i wnuki na herbatkę z ciastkiem. Zamienili nasz dom na przytulną dziuplę – w opinii mamy – oraz… zapchloną norkę borsuka, jak swoje nowe lokum nazywał tata, przyzwyczajony do tego, że w co najmniej trzech pokojach, nie wspominając o garażu, mógł pozostawiać kubki po kawie i gazety.

Weekendy spędzaliśmy inaczej niż dotychczas. Mama zrezygnowała z przygotowywania niedzielnych obiadów dla całej rodziny. Jej nowe mieszkanko było zbyt małe, żeby zmieścić w nim duży stół. Dlatego często wyciągała nas na wspólny posiłek do knajpki, gdzie mogliśmy pogadać i zjeść pyszne dania. Wtedy wyszło na jaw, że wcale nie przepada za pieczeniem i smażeniem. Okazało się, że najchętniej jadłaby codziennie makaron z owocami morza! Tradycyjne dania przygotowywała wyłącznie z myślą o tacie i o nas.

– Teraz wiem, po kim odziedziczyłam miłość do włoskich specjałów – chichotałam, gdy obie zajadałyśmy się ravioli polanymi masłem szałwiowym.

Zaczęli żyć całkiem inaczej

Tata w kuchni radził sobie najlepiej z odgrzewaniem mrożonej lazanii, która i tak była szczytem jego kulinarnych umiejętności. Zazwyczaj ograniczał się do usmażenia kiełbasy, którą jadł z kawałkiem chleba. Mama zaczęła nosić obcisłe sukienki, sięgające przed kolano. Tata wciąż chodził w swetrach pamiętających czasy jego młodości i uważał, że nie ma nic zdrożnego w noszeniu tej samej koszuli przez kilka dni. Mama teraz bywała w klubach częściej niż ja, mimo że jestem od niej sporo młodsza. Tata spędzał czas na rozwiązywaniu krzyżówek. My, dzieci, przyglądaliśmy się temu wszystkiemu, nie bardzo wiedząc, co o tym sądzić.

– Starzy przeżywają ciężkie chwile. Matula ma kryzys wieku średniego, a ojciec najwyraźniej stracił zapał do wszystkiego – stwierdził mój braciszek.

– I jaki masz plan? Myślisz, żeby coś z tym zrobić? – zapytałam z nadzieją, że może wpadnie na jakiś świetny pomysł, żeby sytuacja się unormowała, żeby było tak jak dawniej, po prostu… zwyczajnie.

– No ale co ja mogę poradzić? Wzięli rozwód, każde ma swój kąt, swoje zainteresowania…

– No nie gadaj... mama podrywająca dziadków na potańcówce, a tata tylko gapi się na młódki.

– Mamie przydałoby się lekkie przyhamowanie, a tata musi się trochę rozerwać. Aha, i jeszcze puścić te sweterki z dymem...

– Jesteście beznadziejni – ni stąd, ni zowąd wtrąciła się moja starsza siostra.

Siostra nie widziała w tym problemu

Łypnęliśmy na nią z ukosa, przypominając sobie dziecięce czasy, kiedy usiłowała nami dyrygować, mimo że to brat był pierworodny.

– Phi, zachowujecie się jak rozwydrzone dzieciaki, które ktoś ośmielił się pozbawić ukochanej maskotki.

– Prawdę mówiąc, tak właśnie się czuję – wyznałam. – Jak obrabowane z zabawek dziecko.

– To daj spokój. Wydoroślej też psychicznie. Podziękuj im, że przez tyle  lat postępowali godnie, a nawet więcej niż godnie. Czy oni ci się wtrącają, w co masz się ubierać, albo z kim sypiać?

Brat zasłonił twarz dłońmi, wydając z siebie ciche westchnienie. Nie był w stanie znieść myśli, że mama i tata faktycznie byliby zdolni do czegoś takiego…

– No to zamknijcie się, ruszcie głowami i pozwólcie im żyć po swojemu. Niech mama chodzi w sukienkach w kwiaty, a ja osobiście kupię jej najbardziej czerwoną pomadkę, jaką tylko uda mi się zdobyć. Niech zajada makarony i obtańcowuje facetów. Od zawsze kochała i potrafiła poruszać bioderkami. Za to tatę trzeba troszkę zmobilizować, wywlec z tej jego jamy, niech zaczerpnie świeżego powietrza, pozna jakichś nowych ludzi, a nie tylko przesiaduje przed telewizorem. Jestem za puszczeniem z dymem pulowerków, ale... to w końcu ich własne życie. Możemy robić dokładnie to samo, co oni robili dla nas, kiedy stawaliśmy na własnych nogach. Możemy przy nich trwać, dodawać otuchy, ale nie możemy im podcinać skrzydełek. Kapujecie?

Mają prawo robić, co chcą

To, co powiedziała siostra, dało nam sporo do myślenia. Zaczęliśmy dostrzegać w naszych rodzicach dwie odrębne jednostki, każdą z własnymi upodobaniami, zamierzeniami, pragnieniami i oczekiwaniami. Uświadomiliśmy sobie, że mają pełne prawo iść przez życie osobno, cieszyć się i smucić z różnych powodów, bo, jak to mówią – co jednemu pasuje, drugiemu niekoniecznie.

Kiedy w głębi duszy przyznaliśmy im prawo do takiego "przewrotu", łatwiej było nam oswoić się z ich niespodziewanym rozstaniem. Rodzice przestali jawić się nam jako nierozerwalna para, niczym zrośnięte ze sobą bliźnięta, a stali się po prostu mamą i tatą – kobietą i mężczyzną, dwiema odrębnymi istotami.

Naprawdę docenialiśmy to, ile lat swojego życia nam poświęcili, abyśmy mogli wejść w dorosłość jako ludzie dobrze wychowani, niezniszczeni przez los, nieporanieni. Zaradni, uśmiechnięci, uczciwi. Teraz przyszedł czas, byśmy pozwolili im żyć tak, jak sami pragną. Na własnych zasadach, według ich upodobań, sami decydując o sobie.

Rok po tym ponownie przyszło nam zrobić dobrą minę do złej gry, kiedy tata przedstawił nam Teresę, swoją nową znajomą z pobliskiego klubu miłośników szachów. Groźne łypnięcie oczami przez siostrę skutecznie sprowadziło mnie i mojego brata na ziemię. Natomiast przeprowadzka mamy do Tadeusza zmusiła nas, abyśmy oduczyli się wpadania do jej mieszkania bez uprzedzenia.

Monika, 30 lat

Czytaj także: „Ledwo ziemia przykryła trumnę niedoszłej teściowej, a narzeczona rzuciła się na spadek. Nie znałem jej od tej strony”
„Mąż dotykał mnie tymi samymi dłońmi, co tabun innych kobiet. Nie przeszkadzało mi to, dopóki miałam jego kartę”
„Mam 40 lat i ciągle żyję jak cnotka. Co musi się stać, by ktoś skotłował moje łóżko i rozgrzał serce?”

Redakcja poleca

REKLAMA