Rok temu zmanipulował mnie i oszukał, a dzisiaj stał przede mną niczym pomnik przeszłości. Znalazłam w jego spojrzeniu jakąś szczerość. Kiedy jednak powiedział, że to wszystko było częścią jakiegoś większego systemu, wiedziałam, co na ten temat myśleć.
Stał tam jak zjawa z przeszłości
Było wczesne popołudnie, kiedy dotarłam do sanktuarium. Słońce parzyło, a wokół wydzielało się jakieś słodko-duszne powietrze. Jakby ludzie mieli w kieszeniach poupychane słodkie gruszki. Albo jakby uśmiechali się jakoś tak tendencyjnie. Tak po katolicku... jakby obojętnie co zrobili, było im wybaczone. I jakby oddali swój los w ręce jakiejś wyższej siły – stąd ta pogodna słodycz malująca się na ich twarzach.
To mnie zawsze ujmowało w katolikach – że wydawali się być pod ochroną. Dzisiaj ta cecha bardziej mnie irytuje niż fascynuje. Siedziałam w tym sanktuarium pełnym pielgrzymów. Ciepłe światło emanowało spokojem, ale ja błądziłam myślami po ścianach pokrytych malowidłami i ikonami. Pragnęłam odpoczynku. Moje stopy były ciężkie i obolałe – kilometry pielgrzymki dały się im w... kości.
Nadzieję pokładałam w modlitwie i kontemplacji, mimo rozczarowania, które zafundował mi pewien Norbert. Poznałam go rok temu na pielgrzymce, a dzisiaj... zobaczyłam go stojącego w drzwiach kaplicy.
Stał niczym pomnik przeszłości, którego trudno przesunąć w inne miejsce, a wręcz stał niczym... menda i gnida w jednym. Najpierw pomyślałam, że to jakaś zjawa. Serce biło mi szybko i jeszcze szybciej. Miał na sobie szarą koszulkę, zielone spodnie i wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałam. Przypomniały mi się jego zaloty:
– Nie kuś mnie, nie kuś, bo więcej się z tobą nie spotkam – mówił wieczorami, by znikać na całą noc, a rano całować mnie namiętnie i twierdzić, że jestem najpiękniejszą laską na Ziemi.
Omamił mnie jakąś dziwną huśtawką emocjonalną. A potem zostawił z poczuciem, że to wszystko było grą. Wstałam gwałtownie, aż inni pielgrzymi spojrzeli na mnie zdziwieni. Norbert zauważył mnie i zbliżył się. Szedł powoli, jakby szedł do mnie miliony lat, jakby szedł do mnie z epoki kredy, kiedy gady latały po ziemi. Jego sylwetka, wspomnienie, wymieszane z kontemplacyjnym charakterem sanktuarium robiły wrażenie jakiegoś mezozoicznego spokoju. Serce niemal mi stanęło.
To nie jest przypadek
Odwróciłam się na pięcie, próbując uciec w stronę wyjścia. Norbert jednak dotknął mojego ramienia.
– Anka, nie idź, proszę, chcę tylko porozmawiać.
Stałam i wpatrywałam się w jego twarz, szukając w niej czegoś, co mogłoby mnie uspokoić.
– Porozmawiać? – zapytałam lodowato. – Co możesz mi powiedzieć, czego nie wiem?
– Nie chcę cię ranić, Aniu.
– I właśnie dlatego tutaj jesteś, że nie chcesz mnie ranić, tak? Akurat w tym miejscu, gdzie ludzie przychodzą, aby znaleźć spokój?
Norbert spojrzał na mnie, a ja nadal próbowałam znaleźć w jego oczach coś dobrego i... znalazłam – zauważyłam w spojrzeniu Norberta szczerość, ale jakąś taką mętną, jakby rozmemłaną tymi późnoletnimi, przesłodzonymi gruszkami.
– To nie jest przypadek. Proszę, wysłuchaj mnie. To, co zrobiłem było okrutne, ale uwierz, że od tamtej pory, przez te wszystkie miesiące błądziłem. Czułem chaos, chaos jest w moim życiu od tamtej pory – mówił jednym tchem. – Chcę cię prosić o wybaczenie. Tylko ty mi możesz pomóc.
Mówił to wszystko drżącym głosem. Emanował skruchą, ale także desperacją. Nawet przyjemnie mi się na to patrzyło – z każdym jego słowem coraz bardziej czułam się górą. Wydał mi się teraz jakiś niższy, mniej monumentalny.
– Więc teraz przychodzisz, aby znaleźć... odkupienie? – zapytałam. – Zbyt późno, Norbert.
– Chcę jeszcze coś powiedzieć. Moje kłopoty nie wynikają tylko z mojego działania. Mam ci do powiedzenia coś, co... – zawahał się.
– Tak? – słuchałam z satysfakcją tego jego kojenia się.
– Co może zmienić twoje spojrzenie na to wszystko – dokończył.
Wszyscy jesteśmy tego częścią
Coś intrygowało mnie w jego słowach. „Czy to możliwe, aby było w tym wszystkim coś, czego nie wiem, aby cała ta sytuacja była jeszcze bardziej skomplikowana?” – pomyślałam.
– Co masz na myśli? – powiedziałam, bo naprawdę mnie zaciekawił.
Jednocześnie nie opuszczała mnie wielka złość na niego i musiałam starać się, aby zachować spokój i aby go nie pochlastać.
– Zrobiłem to dlatego, bo ktoś mnie podjudzał. Nie umiałem tego powstrzymać.
– To brzmi jak wymówka – powiedziałam chłodno, chociaż serce znowu biło mi coraz szybciej. – Jak wyjaśnisz wszystkie cierpienia, które mi zafundowałeś? Mówiłeś, że jestem twoją księżniczką, a potem nagle się zmyłeś. Nawet nie miałeś odwagi się pożegnać! A jeszcze na dodatek musiałam zbierać po ludziach twoje oszczerstwa. Rozpowiadałeś, że jestem puszczalską lafiryndą, a przecież to ty sam namawiałeś mnie do złego, zmanipulowałeś pięknymi słówkami!
– Aniu, to było częścią większego systemu. Oni wykorzystali mnie do tego, aby cię zniszczyć, nie tylko ciebie, ale też inne kobiety.
„Inne kobiety? O co mu chodzi?” – myślałam. Patrzyłam na szarą koszulkę Norberta i zastanawiałam się, po co ja w ogóle chodzę na pielgrzymki. Co ja tutaj robię? Pielgrzymowałam od lat, co może nie jest standardowe, jak na młodą kobietę. Już od dobrych kilku lat wiedziałam, że jeśli ktoś spodziewa się na pielgrzymce równości i sprawiedliwości, to może słono się rozczarować.
Zamiast chrześcijańskiej równości natrafiałam na takie smaczki jak wypasiona pizza z salami i oliwkami na postoju w zamian za trzymanie z odpowiednimi osobami. Spotykałam też księży, którzy najpierw dojeżdżali do Częstochowy samochodami, a potem pouczali innych o lenistwie. Ale widziałam też ludzi, którzy poznali się na pielgrzymce, a potem pielgrzymowali ze swoimi dziećmi. Zresztą o wielu negatywnych rzeczach zapomina się w momencie wejścia na Jasną Górę... – to cudowne doświadczenie, takie oczyszczające.
Co to za wymysły?
– Doświadczenie pielgrzymowania otwiera więc oczy na to, że nic nie jest czarne lub białe – pomyślałam o tym, patrząc na stojącego naprzeciwko mnie Norberta. Co też takiego on ma mi do powiedzenia, co może wybielić jego winę?
– Jaką siecią? Możesz mówić jaśniej? – Postanowiłam dać mu szansę.
– Redd Pill – Norbert wyprostował się i powiedział powoli oraz jakoś tak dostojnie. Jakby odgradzał się od tego jakiegoś Redd Pill swoim ochrzczonym przez księdza ciałem.
– Co to takiego? – skrzywiłam się.
– Organizacja ukazująca złą naturę kobiet – Norbert powiedział jednym tchem i odetchnął z ulgą. Znów poczułam te przesłodzone gruszki...
– Co ty mówisz? – powiedziałam.
– To ruch praw mężczyzn. Redpillowcy twierdzą, że są uciskani przez kobiety, wypisują w internecie kilogramy postów o tym, że kobiety nie kierują się uczuciami przy wyborze partnera, że wręcz ignorują grzecznych chłopców, wybierając silnych i bezczelnych samców alfa i że należy dać tym babom nauczkę.
– Ok, ale... jaki to ma związek ze mną? – Próbowałam ogarnąć to, co przed chwilą powiedział Norbert. – Czyżbym miała być ofiarą jakichś Red...cośtam?
– Tak, Redpillowców – Norbert pochylił głowę i zaczął namiętnie wpatrywać się w końcówki swoich spodni. – Słuchaj, zaraz ci to wszystko wyjaśnię. – Sam byłem zmanipulowany, naoglądałem się głupot w necie i poczułem wrogość wobec kobiet. Zawsze byłem religijny, to prawda i kiedy na pielgrzymce poznałem ciebie, dałem ujście swojej niechęci.
– Coo? Zostawiłeś mnie po tygodniu rajskiego romansu! Czyli... to wszystko były kłamstwa?
– Nie! Moje uczucia były prawdziwe! Jesteś naprawdę super laską i... w ogóle, ale ja... nie myślałem wtedy jasno. Próbowałem też wpływać na twoje emocje, aby cię podkręcić...
– Przestań już, to okropne – powiedziałam.
– Aniu... – powiedział błagalnie.
Nie zamierzam mu pomagać
Popatrzyłam na jego wychyloną do przodu sylwetkę, na jego spocone dłonie i... wydał mi się jakiś żałosny. Powoli wszystko wszystko układało mi się w głowie. Nie czułam już złości do Norberta, czułam... obrzydzenie.
– Uważam, że myślałeś jasno – powiedziałam chłodno. – Zrobiłeś to, bo tak chciałeś, a teraz... zachowujesz się jeszcze gorzej, bo próbujesz zrzucić winę za swoje zachowanie na kogoś innego. Nie padłam ofiarą jakichś kolesi z internetu, ale twoją.
Powiedziałam to i odwróciłam się na pięcie. Norbert stał tam zapewne ze zdziwioną miną. Nie pomogę mu, może i zrozumiał swoją winę, ale nie uwolnię go od wyrzutów sumienia. To będzie dobra zemsta, taka wręcz dydaktyczna. Niech się, dureń, nauczy samemu odpowiadać za swoje błędy. Pewnie myślał na dodatek, że przyjechanie na Jasną Górę wygumkuje mu magicznie wszystkie świństwa, że jako katolik jest pod jakąś szczególną ochroną... O nie!
Może i nie czuję już do niego złości, ale nie zamierzam usprawiedliwić jego grzechów. Niech pocierpi, bydlak.
Anna, 28 lat
Czytaj także:
„Nie radziłem sobie z córką, więc oddałem ją na wychowanie siostrze. Pęka mi serce, gdy widzę, jak się kochają”
„Straciłam głowę dla mojego studenta. Tego, co wyprawiał w łóżku, nie mógł się nauczyć na żadnych wykładach”
„Żal mi zięcia, bo córka każe mu sprzątać i gotować. Lepiej niech sama chwyci za mopa, bo taka rola kobiety”