Nie sądziłem, że będę musiał podjąć tak trudną decyzję. Po śmierci Małgosi, wszystko się posypało. Myślałem, że dam radę sam wychować Ewę, że jakoś to będzie, ale rzeczywistość szybko pokazała mi, jak bardzo się myliłem.
Ta decyzja złamała mi serce
Z dnia na dzień stawałem się coraz bardziej przytłoczony. Praca, dom, obowiązki – wszystko się nawarstwiało, a Ewa… Ewa była przerażona, zagubiona i samotna. Wiedziałem, że nie dam rady, że potrzebuję pomocy, ale oddanie jej siostrze na wieś wydawało się jak przyznanie do porażki. Jednak w końcu to zrobiłem. Spakowałem jej rzeczy, zawiozłem do Anny i wróciłem do pustego domu.
Zatrzymałem samochód przed domem siostry, w którym Ewa miała teraz zamieszkać. Serce mi się ściskało, gdy spojrzałem na nią siedzącą na tylnym siedzeniu, z pluszowym misiem ściśniętym w dłoniach. Tak cichutka, tak malutka, wyglądała, jakby miała zaraz zniknąć. Próbowałem ułożyć w głowie jakieś słowa pocieszenia, coś, co mogłoby złagodzić ten ból, ale jedyne, co udało mi się wydusić, brzmiało pusto nawet w moich własnych uszach.
– Ewciu, wiem, że nie jest ci łatwo... – zacząłem, starając się złapać jej wzrok w lusterku. – Ale ciocia Ania... Ona będzie się tobą dobrze opiekować. Na wsi jest inaczej, może ci się spodoba.
Cisza. Ewa nie odpowiedziała, nie spojrzała na mnie. Wpatrywała się w swoje kolana, jakby to one były teraz najważniejsze na świecie. Widząc ją taką, wiedziałem, że przegrałem. Oddałem ją komuś innemu, bo nie byłem w stanie sam sobie z nią poradzić. Byłem beznadziejny.
Wszędzie będzie jej lepiej
Anna czekała przed domem, uśmiechając się ciepło, ale ja widziałem w jej oczach troskę. Dom otoczony przez pola i drzewa wyglądały spokojnie, niemal idyllicznie, ale dla Ewy to była obca kraina. Gdy wysiedliśmy z samochodu, Anna podeszła do niej, kucnęła i delikatnie ujęła jej dłoń.
– Ewa, kochanie – mówiła spokojnie, jakby próbowała ją uspokoić. – Tutaj będzie ci dobrze. Jest spokojnie, będziemy miały dużo czasu, żeby się poznać.
Patrzyłem, jak Ewa z trudem powstrzymuje łzy. Widziałem to w jej oczach, w sposobie, w jaki zaciskała usta. Gdy powiedziała cicho „Tato...”, w jej głosie słyszałem więcej bólu, niż mogłem znieść.
– Muszę już wracać, skarbie – powiedziałem, próbując nie pokazać, jak bardzo mnie to boli. – Obiecuję, że będziemy się często widywać.
Nie mogłem dłużej patrzeć, jak cierpi. Kiedy przytuliła się do mnie, czułem, jakby ktoś wyrywał mi serce. Kiedy w końcu wsiadłem do samochodu i odjechałem, czułem się, jakbym zostawił za sobą kawałek siebie. W lusterku widziałem ją stojącą na podjeździe, patrzącą za mną, aż zniknąłem za zakrętem. Z każdą mijaną milą cisza wokół mnie rosła, ciężka i dusząca. Wróciłem do pustego domu, ale to nie dom był pusty – to ja byłem pusty.
Powoli się przyzwyczajała
Minęło kilka tygodni od tamtego dnia. Ewa nie dzwoniła często, a kiedy już to robiła, jej głos brzmiał cicho, jakby nie chciała się narzucać. Czułem się podle, ale przekonywałem siebie, że to dla jej dobra. Anna mówiła mi, że Ewa powoli się aklimatyzuje. Początkowo wszystko ją przerażało – od śpiewu ptaków o poranku, po kury, które biegały swobodnie po podwórku. „Płakała kilka razy, ale teraz jest lepiej” – powiedziała mi Anna, gdy zadzwoniłem kolejny raz.
Ewa zaczęła wychodzić z domu. Ciągnęło ją do przyrody, choć początkowo była nieufna wobec wszystkiego, co się ruszało. Widziałem zdjęcia, które Anna mi wysyłała: Ewa z wiankiem z polnych kwiatów, Ewa z kotem na kolanach, Ewa uśmiechająca się do dzieci z sąsiedztwa.
Za każdym razem, gdy je oglądałem, czułem dziwną mieszankę ulgi i żalu. Moja córka zaczynała się odnajdywać w nowym świecie, ale ja byłem już tylko tłem w jej życiu, cieniem, który stopniowo blaknął.
Odnalazła tam swój świat
Mijały miesiące, a Ewa coraz bardziej wsiąkała w wiejskie życie. Stała się integralną częścią społeczności – dzieciaki z sąsiedztwa traktowały ją jak jedną ze swoich, a Anna była dla niej jak matka. Patrzyłem na to z daleka, z każdą wizytą czując, że moja córka coraz bardziej oddala się ode mnie.
W końcu zdecydowałem się na dłuższą wizytę. Przyjechałem na wieś, spodziewając się radosnego powitania, jak kiedyś, kiedy Ewa była młodsza i biegała mi na spotkanie z otwartymi ramionami. Tym razem jednak, gdy wysiadłem z samochodu, zobaczyłem, jak Ewa stoi na ganku z rękami skrzyżowanymi na piersi. Uśmiechnęła się, ale to był inny uśmiech – bardziej powściągliwy, mniej entuzjastyczny.
– Tato – powiedziała, podchodząc wolno. Objąłem ją, ale czułem, jak bardzo się zmieniła. Już nie wtuliła się we mnie jak kiedyś, była wyższa, bardziej dojrzała, jakby ta wieś przyspieszyła jej dorastanie.
Wieczorem, przy kolacji, próbowałem prowadzić z nią rozmowę, ale czułem dystans. Ewa mówiła spokojnie, ale jej słowa były wyważone, przemyślane, jakby zastanawiała się nad każdym z nich. Wiedziałem, że tracę ją na zawsze.
Postanowiłem zostać na wsi kilka dni, żeby zrozumieć, co właściwie zaszło. Z każdym dniem coraz bardziej widziałem, jak bardzo Ewa i Anna stały się sobie bliskie. Obserwowałem, jak wspólnie gotują, śmieją się z małych rzeczy, a Ewa z radością opowiada Annie o swoim dniu. Było w tym coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem – prawdziwa więź, której ja, jej ojciec, nie potrafiłem z nią stworzyć.
Nie mogłem jej odzyskać
Pewnego wieczoru, kiedy Ewa poszła już spać, Anna i ja usiedliśmy na ganku. Milczenie między nami było ciężkie, ale w końcu to ja je przerwałem.
– Ona... wydaje się tu szczęśliwa – powiedziałem, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie.
– Ewa naprawdę odnalazła tu swoje miejsce – odpowiedziała Anna łagodnie. – Jest spokojna, uśmiecha się coraz częściej. Wiesz, ja… widzę, że zaczynasz to dostrzegać. Ona się tu zakorzeniła.
Poczułem, jak coś we mnie pęka. Nie mogłem zaprzeczyć – Ewa znalazła szczęście, ale nie przy mnie. Anna patrzyła na mnie z troską, a ja poczułem ciężar. Oddałem jej moją córkę, a teraz musiałem zaakceptować, że to właśnie ona stała się dla Ewy prawdziwą matką.
Ostatniego dnia przed wyjazdem postanowiłem porozmawiać z Ewą, licząc, że może uda mi się ją przekonać do powrotu do miasta. Siedzieliśmy na ławce przed domem, gdzie w cieniu drzew wszystko wydawało się prostsze.
– Myślałem, że może... – zacząłem, ale zanim zdążyłem dokończyć, spojrzała na mnie z tym nowym, dojrzałym spojrzeniem, którego wcześniej nie znałem.
– Wiem, co chcesz powiedzieć – przerwała mi cicho. – Ale ja nie chcę wracać do miasta. Czuję, że tu jest moje miejsce.
Każde jej słowo wbijało się we mnie jak nóż. Czułem, że tracę ją na zawsze, ale wiedziałem też, że nie mogę jej zmusić do życia, którego już nie chce.
– A co z Anną? – zapytałem, choć znałem odpowiedź.
– Kocham ciocię – powiedziała bez wahania. – Ona jest dla mnie jak mama. Wiem, że zawsze chciałeś dla mnie jak najlepiej, ale tutaj jestem naprawdę szczęśliwa.
Czułem, jak coś we mnie się łamie, jakby ostatnia nadzieja na powrót do dawnego życia odpłynęła razem z jej słowami. Ewa przytuliła się do mnie, mocno, jakby chciała mi podziękować za wszystko, co zrobiłem, ale jednocześnie pożegnać się na dobre.
Odjeżdżając, wiedziałem, że zostawiam ją w dobrych rękach, ale ból straty był nie do zniesienia. Byłem jej ojcem, ale to Anna stała się jej prawdziwą matką. Musiałem to zaakceptować, choć czułem, że ta decyzja na zawsze zmieni moje życie.
Andrzej, 42 lata
Czytaj także:
„Wszyscy się bali, że Karola zostanie starą panną. Po 30. urodzinach ciągle nie miała obrączki, a jej kwiat przekwitał”
„Myślałem, że syn spędzi darmowe wakacje u teściowej. A ona kazała nam zapłacić 2 tysiące za jego pobyt”
„Mój facet marzył o wakacjach we dwoje, a ja wybrałam farmę. Wolałam spędzić lato z kurami”