„Na imprezie firmowej zaszalałam z przystojniakiem pachnącym sianem. Boję się, że wścibska koleżanka doniesie mężowi”

wakacyjny romans fot. iStock by Getty Images, jacoblund
„Mimo wszystko, w środku cała kipię. Ten koleś to było coś! Wzrostem prawie dorównywał koszykarzom, blond czupryna jak u Żebrowskiego, kiedy zagrał Wiedźmina. Do tego taka swojska, męska woń”.
/ 16.08.2024 13:15
wakacyjny romans fot. iStock by Getty Images, jacoblund

Miałam świadomość, że szef organizuje następny wyjazd integracyjny, ale żeby akurat do stadniny koni?

– Jak mam tam chodzić na obcasach? – zajęczałam, kiwając na palcach ładnym sandałkiem.

Kasia parsknęła śmiechem.

– A pamiętasz, jak przetrwałyśmy jazdę na quadach w terenie? – odparła z uśmiechem.

No jasne, tłukliśmy się z HR–em o zgrzewkę browara.

Otaczała nas tylko przyroda

Nie zapomnę też tego durnego paintballa, kiedy latałam w tym potwornym wdzianku usmarowanym farbą. Wyglądałam w nim jak czeladniczka u lakiernika. Wtedy też rozniosłam w drzazgi moje szpanerskie baleriny, czołgając po jakiś rowach. A teraz znów czeka mnie jazda na koniu. Powiem szczerze, że zwierzęta mnie przerażają! Mam ochotę zmykać, gdy tylko zobaczę buldoga, a rumak o wadze trzystu kilogramów to już w ogóle nie mieści mi się w głowie. 

Ostatnio coraz częściej rozmyślałam o tym, żeby stanowisko szefa PRu w naszym przedsiębiorstwie objęła jakaś szykowna babka, a nie ten pomylony harcerz, Michał. Gdyby tak się stało, na wyjazdy integracyjne jeździlibyśmy do ośrodków odnowy biologicznej. Gdy tylko wyobraziłam sobie naszego przełożonego z zieloną glinką na buzi, parsknęłam gromkim śmiechem. Z markerem do paintballa prezentował się niczym prawdziwy żołnierz.

– Nie mam pojęcia jak wy, dziewczyny, ale ja tym razem nie odpuszczę szpilek – oznajmiłam wojowniczo. – W ostateczności posłużą mi jako ostrogi. Przecież to mój facet namawiał mnie na tę eskapadę. Kompletnie nie rozumiał moich dylematów.

Kiedy dotarłyśmy do tej zapomnianej przez świat miejscowości, trochę mi mina zrzedła. Gdziekolwiek nie spojrzeć, otaczała nas tylko przyroda drzewa i łąki, aż po horyzont

– Nigdzie tu nawet cienia centrum handlowego! – Monika zrobiła przesadnie przerażoną minę, po czym razem z Kaśką pognały w stronę stajni, żeby „zobaczyć co słychać u kucyków”.

Dziewczyny jednak powróciły zadziwiająco prędko, z rumieńcami na twarzach.

– Ewa, ale tam jest niezły przystojniak – powiedziały konspiracyjnym tonem, pociągając mnie za koszulkę.

– Co? W stajni? Wpadł wam w oko koń? – zareagowałam wesołym chichotem.

– Nie koń, tylko facet od koni. Mówię ci, ciacho pierwsza klasa! – sprostowała Katarzyna.

– W takim razie z pewnością nie uda mi się go spotkać, ponieważ planuję udawać, że mam silną alergię na te zwierzęta – powiadomiłam je o swoich zamiarach. – Choćby sam bóg słońca tam przebywał, to i tak nie postawiłabym stopy w tej stajni.

– Sama sobie jesteś winna, że ominie cię ta przyjemność – Monika wykonała gest oznaczający obojętność.
Po czym każda z nas udała się w kierunku swojego pokoju.

Ukazał mi się wspaniały widok

Z plecaka wygrzebałam gumowce we wszystkich kolorach tęczy, specjalnie na tę okazję. Prezentowałam się w nich nawet nieźle. Jeszcze chwila do obiadu, więc zdecydowałam się na spacer. Pomaszerowałam polną ścieżką, mijając uprawy. Pogoda dopisywała, lekki podmuch wiatru muskał moją skórę, a zachodzące słońce nadawało niebu różowawy odcień.

Prawdziwy widok jak z obrazka, można by rzec nieco przesłodzony i nierzeczywisty. Ale pies, który zastąpił mi drogę, był jak najbardziej realny! Wpatrywał się we mnie intensywnie, poruszając uszami. Czyżby zamierzał zaatakować?

– Grzeczny piesek, spokojnie – wybełkotałam cicho, delikatnie cofając się do tyłu.

W pewnym momencie gwałtownie się odwróciłam, puściłam pędem przed siebie i... w ułamku sekundy leżałam plackiem na ziemi, chwytając się za nogę!

– Auuuć! – wyjęczałam z bólu.

Podniosłam się z ziemi, choć nie było to łatwe. Prawa noga rwała okropnym bólem.

„Ledwo dam radę postawić kilka kroków, a tu już zmierzcha – poczułam strach. Na dodatek ten czworonóg, który zmierza w moją stronę... Zaraz wbije we mnie kły, a ja skończę z wścieklizną!”.

Przypomniała mi się rada, którą kiedyś usłyszałam od kogoś na temat obrony przed psim atakiem. Podobno najlepiej jest położyć się na ziemi, zwinąć w kłębek jak żółwik i dłońmi zakryć uszy. No to tak zrobiłam i w napięciu wyczekiwałam dalszego rozwoju sytuacji. Byłam przekonana, że ten wredny kundel zaraz zacznie szarpać mnie za pięty!

Jednak zamiast tego usłyszałam tylko delikatne gwizdnięcie, a zaraz potem jakiś facet z niedowierzaniem w głosie zawołał:

– Ej, a pani to co wyprawia? Ćwiczy tu pani jakąś jogę czy co?

Stopniowo odchyliłam dłonie od uszu i delikatnie podniosłam głowę do góry. Ujrzałam przed sobą fantastycznie umięśnione nogi mężczyzny w krótkich spodenkach, chyba najlepiej zbudowane, na jakie miałam okazję patrzeć. Wyglądały na świetnie wyrzeźbione i mocno opalone. Kiedy wreszcie nabrałam odwagi, by zerknąć wyżej, ukazał mi się równie wspaniały widok imponujący tors i cała reszta jego postaci.

Ja tylko... Wijąc się z bólu próbowałam dać znać, że skręciłam staw skokowy odpowiedziałam, z wysiłkiem przyjmując pozycję siedzącą i usiłując sprawiać wrażenie, że wszystko jest w porządku.

– Rozumiem. Pokaż mi to proszę – poprosił mężczyzna, przyglądając się uważnie mojej stopie w gumowcu.

– Da się ściągnąć? – zapytał po chwili.

– Jasne, tylko...

– Spokojnie, zrobię to delikatnie.

Mój wybawiciel pachniał sianem prosto z łąki

Ściągnął ostrożnie kalosz z mojej bolącej nogi i obejrzał ją dokładnie.

– Faktycznie wygląda na skręconą... Pomogę ci się podnieść i powoli podejdziemy do pensjonatu. Przy okazji, mam na imię Wojtek.

– Ewa – powiedziałam cicho, kiedy pomagał mi stanąć na nogi.

Z pomocą Wojtka, opierając się na jego ramieniu, powoli doczłapałam do ośrodka. Zajęło nam to niemal trzydzieści minut.

– Niech pani oszczędza tę nogę. Wieczorem przyłożymy zimny kompres, a jutro się przekonamy, czy domowe sposoby wystarczą, czy też będzie potrzebna konsultacja z lekarzem, okej? – zadecydował mój wybawiciel.

Pokiwałam grzecznie głową. Wojtek zaprowadził mnie do restauracji i usadowił na krześle.

– Czy mogłybyście zająć się koleżanką? – zwrócił się do zaskoczonej Kaśki i Moniki.

– Jasne, nie ma problemu – przytaknęły jednogłośnie.

– Podobno ten gość nie jest w twoim typie – doskoczyły do mnie, gdy tylko Wojtek zniknął za progiem.

– Chodziło mi o konie – wyjaśniłam nieporozumienie. – To był wasz instruktor jazdy konnej? Całkiem niezła sztuka – dodałam, udając obojętność.

Mimo wszystko, w środku cała kipię. Ten koleś to było coś! Wzrostem prawie dorównywał koszykarzom, blond czupryna jak u Żebrowskiego, kiedy zagrał Wiedźmina. Do tego taka swojska, męska woń. Zapach skórzanej kurtki, siana prosto z łąki i jeszcze czegoś... Takiego nieokreślonego, ale przyjemnego...

Stodoły! – olśniło mnie, gdy po posiłku poczłapałam do niego, żeby zmienił mi opatrunek i dał nowy kompres. Zupełnie odmiennie niż u Jarka, mojego starego. W naszym związku od dłuższego czasu brakowało już tej iskry...

Jego wargi smakowały malinami

Zatrzymałam się przy wejściu, bo kompletnie nie miałam odwagi, żeby zbliżyć się do tych zwierząt. Wtedy Wojtek wysunął się zza drzwi jednego z pomieszczeń.

– O, jesteś! Chodź tutaj, właśnie zabiorę się za szczotkowanie Bujana.

Zaprzeczyłam ruchem głowy.

– O co chodzi? – zbliżył się do mnie.

Konie mnie przerażają – przyznałam szczerze.

– A boisz się innych osób? – zadał mi pytanie.

– Nie, ludzi się nie boję.

– W takim razie nie ma powodu, by obawiać się również koni. One są bardzo podobne do ludzi – przekonywał mnie. – No chodź, sama się przekonasz!

Przekroczyłam próg boksu z lekkim wahaniem.

– Koni jest naprawdę sporo. Gniade, dereszowate, tarantowate.

– Wojtek niespodziewanie chwycił mnie za kucyk i uważnie obejrzał moje włosy. – Kasztanowate – stwierdził, owijając kosmyk dookoła palców.

Stałam niczym zaczarowana.

– No nie bój się. Pogłaskaj go, o tu, po karku – polecił. – I delikatnie przygładź – przesunął ręką po mojej szyi w dół, zatrzymując się w połowie pleców.

Poczułam falę ekscytacji i bezwolnie wykonywałam polecenia dłoni Wojtka. Pogładziłam Bujana – jego sierść była jak jedwab. Moje palce wplotły się w końską grzywę, podczas gdy Wojtek wplótł swoją rękę w moje pasma, uwalniając je z gumki, przez co swobodnie opadły. W następnej chwili moje ręce były już zaprzątnięte Wojtkiem, który obrócił mnie ku sobie i pocałował z pasją

Jego wargi były wysuszone, smakowały malinami. Delikatnie zaczął muskać ustami skórę mojej szyi. Nawet nie zauważyłam momentu, w którym rozpiął mi koszulę. Odsunął się nieznacznie i z podziwem podziwiał moje ciało. Przesunął dłonią od dekoltu, przez brzuch, aż w końcu chwycił mnie w talii i ponownie przygarnął do siebie.

– Och! – krzyknęłam cicho, kiedy zapięcie od jego skórzanego paska wbiło mi się w bok, powodując ból.

Mężczyzna błyskawicznie zareagował, szybko je odpinając, a ja w tym samym momencie rozpostarłam rozporek w jego jeansach, dając upust buzującemu pożądaniu. Delikatnie ułożył moje ciało na miękkim, aromatycznym sianie, a króciutka spódnica w ogóle nie stanowiła bariery dla jego rosnącego pragnienia.

Zupełnie zapomniałam o mężu

Wyczułam na pupie mocne, rozgrzane ręce, a palce delikatnie muskały moje półdupki. Przeszył mnie dreszcz przyjemności. Wojtek na początku poruszał się nade mną niespiesznie, ale stopniowo nabierał tempa. Przyspieszał równo z naszymi oddechami, które stawały się coraz szybsze. Kiedy poczułam, że zaraz wyrwie mi się z gardła okrzyk ekstazy, uciszył mnie namiętnym całusem.

Przez moment odpoczywaliśmy wyczerpani tym, co się tutaj przed chwilą wydarzyło. Raptem uświadomiłam sobie, że Bujan, który przed chwilą był obserwatorem naszych pieszczot, stoi sobie spokojnie tuż przy mnie, a ja już się go nie lękam. Wojtek pierwszy wstał mówiąc:

– No dobra, chodź, to ci tę ranę opatrzę.

Zabrał mnie do swojej sypialni. Kostka była trochę spuchnięta, ale nic strasznego. Przyłożył mi okład i obandażował stopę.

– A co z drugą nogą, mogę rzucić okiem? – zapytał.

– Przecież nic jej nie jest – odparłam zaskoczona.

– Na pewno? – mruknął z przekąsem.

Trudno było mi w to uwierzyć, ale Wojtek chwycił mą stopę i zaczął powoli masować poszczególne paluszki. Czułam się, jakbym znalazła się w raju, jednak wtedy…

– Muszę się jeszcze upewnić, że wszystko gra – oznajmił, podnosząc ją do swoich ust.

Jego rozgrzany język wsunął się pomiędzy moje palce u nóg. Odnosiłam wrażenie, jakby ten język docierał do mego wnętrza, rozpalając w środku ogień, który spalał mnie doszczętnie.

– Słyszałam, że obiecałaś sobie nigdy nie postawić stopy w stajni – zakpiła Kaśka, kiedy w końcu dotarłam do naszego pokoju. Wyjęła mi z włosów pojedyncze źdźbło siana. I wtedy dotarło do niej, że facet, na którego miała chrapkę, postawił na mnie.

– Zastanawiam się, jakby zareagował Jarek? – rzuciła pytanie, a mną wstrząsnął dreszcz, ale tym razem nie miało to nic wspólnego z ekscytacją. Nie mam pojęcia, czy Kaśka nie będzie chciała się na mnie odegrać i wygadać, co tak naprawdę wyprawiałam na tym wyjeździe...

Ewa, 36 lat

Czytaj także:
„Wakacyjny wyjazd z mężem stał się koszmarem mojego życia. Ten dwulicowy łajdak zdradził mnie w perfidny sposób”
„Doniosłam na koleżankę, bo ignorowała mnie dla nowego kochanka. Nie miałam pojęcia, że właśnie niszczę jej życie”
„Straciłem głowę dla staroświeckiej singielki. Nigdy nie dbała o wizyty u fryzjera i oszczędzała na depilacji”

Redakcja poleca

REKLAMA