„Na emeryturze odkryłam w sobie nowy talent. Zamiast latać ze ścierą i pichcić obiadki, stałam się kobietą biznesu”

emerytka fot. iStock by Getty Images, Eva-Katalin
„Na początku próbowałam sił w szyciu strojów dla lalek wnuczki. Z każdym kolejnym ubraniem, czy to spódniczką, czy sweterkiem, moje umiejętności nabierały szlifów. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z talentu, jaki miałam w dłoniach”.
/ 12.07.2024 21:15
emerytka fot. iStock by Getty Images, Eva-Katalin

Pamiętam, jak na życzenie mojej wnusi wykonałam pierwsze ubranko dla jej lalki, wykorzystując do tego szydełko. Kasia akurat przebywała wtedy u mnie, ponieważ zachorowała na świnkę i nie mogła chodzić do przedszkola, a nawet wyjść na dwór, żeby pobawić się z rówieśnikami. Okropnie się nudziła.

– Babciu – zwróciła się do mnie. – Czy mogłabyś zrobić sukienkę dla mojej lalki? Bo widzisz, nie mam jej w co ubrać.

Chwyciłam za szydełko

Szycie to nie była moja mocna strona, a co dopiero uszycie malutkich ubranek dla lalki – to już w ogóle przekraczało moje umiejętności.

– A co powiesz na to, żebyśmy spróbowały coś dla niej wydziergać? – zwróciłam się z pytaniem do wnusi.

– Czemu nie, możemy tak zrobić – przytaknęła.

Pod wieczór sprułam jej wysłużony sweter i zrobiłam z niego miniaturową sukienkę.

– Ale cudowna! – Kasia aż pisnęła z zachwytu. – Moja lalka marzy jeszcze o takiej do ziemi. Idzie niedługo na bal. Zrobisz jej taką?

– Nie mam pojęcia, czy dam radę – odparłam z westchnieniem.

– Babciu, dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych – wnuczka ślepo wierzyła w moje zdolności, również te, których wcale nie posiadałam.

Kupiłam w osiedlowym sklepiku białą włóczkę. Postanowiłam, że wydziergam z niej na szydełku balową kreację dla lalki mojej wnuczki. Posiłkowałam się przy tym starym poradnikiem z różnymi splotami. Z każdą chwilą coraz bardziej wciągało mnie to zajęcie. Przywołało wspomnienia z lat dzieciństwa, kiedy robiłam na drutach czapeczki, szaliki i rękawiczki. Kiedyś z moją siostrą zrobiłyśmy nawet kolorowe kapcie, które dałyśmy rodzicom pod choinkę. Bardzo im się podobały.

Córka była zachwycona

– Babciu, a co z tą kreacją dla lalki, o której rozmawiałyśmy? Udało ci się ją już zrobić? – dopytywała wnuczka.

– Kreacja? Dla jakiej lalki? – zdziwiła się Magda, moja córka.

Nie zdążyłam nawet otworzyć ust, a Kasia już zrelacjonowała wszystko swojej mamie. Trochę się obawiałam reakcji córki, że będzie kpiła, ale ku mojemu zaskoczeniu była zaciekawiona.

– Mogę zobaczyć? – zapytała.

– Jak tylko będzie gotowe.

– Nie wiedziałam, że potrafisz robić na szydełku. Gdzie się tego nauczyłaś?

– Jeszcze w dzieciństwie. Ale wtedy robiłam głównie czapki i szaliki, a ubranko dla takiej laleczki to zupełnie inna sprawa, dlatego schodzi mi trochę dłużej. Jeszcze jeden, może dwa wieczory i powinnam skończyć.

Dwa dni później wnusia otrzymała ode mnie prezent – sukienkę z włóczki oraz pasujący do niej kapelusik, który sama wymyśliłam i zrobiłam. Zarówno Kasia, jak i jej mama były zachwycone.

– Magda się tak ekscytuje, jakby sama była małą dziewczynką – skomentował mój zięć.

– Co ty tam wiesz o takich sprawach – zareagowała córka, delikatnie przesuwając dłonią po rozłożonej na blacie sukience.

Wyszła naprawdę ślicznie

– Teraz jest moda na ręcznie robione rzeczy, a to jest po prostu cudne. Mamo, jesteś prawdziwą artystką!

– Daj spokój – machnęłam ręką. – Cieszę się jednak, że ci się spodobało.

– Słuchaj, może moglibyśmy to spieniężyć…

– O czym ty mówisz, dziecko? – zaprotestowałam stanowczo. – To tylko takie domowe rękodzieło, nic specjalnego.

– Nie chcę tego sprzedawać! – Kasia nagle się rozpłakała. – To dla mojej lalki. Wybiera się na przyjęcie! – chwyciła sukieneczkę ze stołu i ukryła za plecami. – Nie oddam, babcia zrobiła to specjalnie dla mnie!

– Nie martw się, skarbie – powiedziała spokojnie Magda, próbując pocieszyć córkę. – To są przecież twoje rzeczy i nikt ci ich nie odbierze. Babcia zrobi kolejne sukienki, a potem wystawimy je na sprzedaż – dodała, tłumacząc sytuację.

– Daj spokój, nie wygaduj bzdur! – zareagowałam, prychając z niezadowoleniem.

Stwierdziłam, że mamy to z głowy

Kolejnego wieczora córka wpadła do mnie, trzymając komputer pod pachą.

– Chciałam ci coś pokazać, mamuś – oznajmiła, siadając tuż przy mnie.

Pokazała mi w sieci niesamowite szydełkowe kreacje dla lalek. Nie sposób było oderwać od nich wzroku. Córka przeszukiwała strony. Gdy trafiła na szydełkowe maskotki zrobione z włóczki, aż westchnęłam z wrażenia.

– Takie rzeczy są łatwiejsze niż ciuszki – wytłumaczyła Magda. – Na pewno idzie sprawniej, bo używa się grubszej włóczki i szydełka. Albo pudełka, koszyki czy torby ze sznurka, no popatrz tylko – pokazała palcem.

– W sumie masz rację, to naprawdę cudeńka – zgodziłam się. – I są chętni na coś takiego?

– Nie mam pojęcia, mamuś. Ale czemu by nie spróbować? Dałabyś radę coś podobnego wyczarować?

– No nie wiem… – powiedziałam z pewnym wahaniem w głosie.

Nie zamierzałam wypowiadać tego na głos, by nie zapeszyć, lecz sądziłam, że sobie poradzę. Być może nie ze wszystkimi wzorami, zwłaszcza tymi najbardziej zawiłymi i wymagającymi, ale z większością chyba tak. Poza tym fasony ubrań można przecież samodzielnie kreować, znajomość podstawowych ściegów w zupełności wystarcza.

Namawiały mnie na sklep

– Powinnyśmy otworzyć internetowy butik – Magda już rozmyślała o rozkręceniu interesu – Gośka na pewno by nas wsparła, z pewnością orientuje się, jak taki biznes powinien funkcjonować.

Moja młodsza córka pracowała w księgowości, więc doskonale orientowała się w różnych regulacjach prawnych.

– Skarbie, a gdybym najpierw ja spróbowała swoich sił? Zobaczymy, czy coś z tego wyjdzie. Ze sklepem jeszcze się wstrzymajmy.

– Moim zdaniem szkoda zwlekać – moja córka wzruszyła ramionami. – Korzystajmy z okazji, póki jest…

– Aktualnie i tak nie mamy czym handlować. Co niby miałybyśmy oferować klientom? – parsknęłam śmiechem.

Na początku próbowałam sił w szyciu strojów dla lalek mojej wnuczki. Z każdym kolejnym ubraniem, czy to plażową spódniczką, czy wiosennym sweterkiem, moje umiejętności nabierały szlifów. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z talentu, jaki miałam w dłoniach.

– Babciu, jesteś po prostu niesamowita! – Kasia nie kryła podziwu. – Dziewczyny z klasy stwierdziły, że mam najbardziej odjazdową babcię pod słońcem, bo ubiera moje lalki lepiej niż niejeden projektant mody.

Znalazły się kolejne klientki

Moje pierwsze kreacje na wielkie bale trafiły do plecaka Kasi i ruszyły wraz z nią w świat fantazji pięcioletnich księżniczek.

– Moja koleżanka Zosia powiedziała, że chce u ciebie kupić podobne suknie – rzekła pewnego razu moja wnusia.

– Chwilowo babcia niczym nie handluje – zaprotestowała Madzia.

– A to czemu? – zerknęłam na nią ze zdziwieniem. – Jak tylko mama Zosi sobie życzy, to chętnie jej odsprzedam. Dzięki temu zdobędę fundusze na włóczki.

Mama Zosi i jej koleżanka zamówiły dla lalek swoich córek sukienkę, płaszczyk z oryginalnym kapelusikiem, buciki oraz pelerynę. Zapytały też, czy będę miała coś przeciwko temu, aby podać kontakt do mnie swoim przyjaciółkom, które też chciałyby zrobić u mnie zakupy.

– Myślę, że nadszedł czas, żebyś otworzyła swój sklepik – powiedziała Gosia, wpadając do nas z wizytą pod pretekstem wypicia kawy, choć w rzeczywistości chciała zobaczyć nowe dzieła. – Wreszcie będziesz mogła spokojnie sprzedawać. A ja poproszę o ten koszyczek, tamten i jeszcze ten… – mówiąc to odkładała na bok moje dzieła. – Na pewno uda mi się je sprzedać znajomym z pracy.

– Po co otwierać biznes, skoro produkty i tak schodzą jak świeże bułeczki? – zapytałam zaskoczona.

Zdecydowanie mnie przeceniały

– Dla świętego spokoju, że działasz legalnie – wytłumaczyła mi moja córka. – Na początku to ja ogarną całą papierologię. Potem wdrożę cię w temat.

– Chwila moment, dziewczyny! – zaprotestowałam stanowczo. – Szydełkowanie to moja pasja, ale zielonego pojęcia nie mam o prowadzeniu e-sklepu.

– Spokojnie, mamuś, nauczysz się – zachichotała Małgosia. – Wprowadzę was w tajniki handlu w sieci – dodała, spoglądając porozumiewawczo na Magdę. – Jakby co, to Magda też ci doradzi.

Za moich młodzieńczych lat komputery jeszcze nie istniały, więc nie miałam o nich zielonego pojęcia. Na początku to Gosia zarządzała naszym małym biznesem. Wraz ze swoim chłopakiem stworzyła witrynę internetową sklepiku. Fotografowała szydełkowe koszyczki, razem z Kasią ubierała lalki i aranżowała je do zdjęć. Potem wrzucała wszystkie fotki na stronę. Informowała mnie, kiedy coś zostało sprzedane i dawała adres do wysyłki danego przedmiotu. Ja zajmowałam się pakowaniem i wysyłaniem zamówień.

Ostatecznie to żadna filozofia

– Jestem przeciążona obowiązkami – stwierdziła pewnego razu Małgorzata. – Muszę przecież pracować.

– Rozumiem to, skarbie. Zdaję sobie sprawę, że zbyt wiele od ciebie wymagam…

– Mamuś, wszystkiego cię nauczę i poradzisz sobie sama, zgoda?

– Córeczko, jestem już staruszką, niektórych spraw nie przeskoczę.

– Wiesz, czemu nie dasz rady? Bo tak sobie wmówiłaś. Od jutra zaczynasz naukę zarządzania sklepem! – oznajmiła stanowczo.

Muszę przyznać, że moje dziecko znów trafiło w dziesiątkę. Raptem parę dni, a tak naprawdę zaledwie trochę czasu po południu i już łapałam w lot, o co chodzi z zarządzaniem sklepem on-line.

– Wielkie dzięki, kochanie – powiedziałam się do Małgosi kiedy udało mi się samodzielnie wrzucić nowe produkty na stronę.

– Widzisz, mamo, poradzisz sobie. Jakby co, Magda ci doradzi. No a w razie jakichś poważniejszych kłopotów wystarczy, że do mnie zadzwonisz.

Jestem samodzielna

Cieszyłam się, że już nie muszę zawracać głowy córce. No i miałam ogromną frajdę, że daję sobie radę sama.

Może i jestem już na emeryturze, ale to wcale nie znaczy, że muszę siedzieć w domu i zajmować się tylko obiadami czy porządkami. Wciąż jestem w stanie pracować i zarabiać na siebie. Owszem, dostaję emeryturę, jednak nie polegam wyłącznie na niej.

Mój mały biznes całkiem nieźle się kręci. Co prawda nie przynosi jakichś ogromnych zysków, ale jeśli wszystko dobrze pójdzie, uda mi się uzbierać trochę grosza i w czasie lata zabrać wnusię na wczasy do jakiejś nadmorskiej miejscowości. Później chciałabym wybrać się do uzdrowiska w Ciechocinku, i to na całe trzy tygodnie. Do tej pory nie miałam okazji odwiedzić żadnego sanatorium.

Ostatnio coś we mnie drgnęło i poczułam zupełnie nowy wigor, taki, co to dodaje chęci do życia. Przecież nawet na starość każdy potrzebuje jakiegoś konkretnego zajęcia, bo wtedy widać, że to całe nasze życie ma jednak jakiś cel.

Halina, 66 lat

Czytaj także:
„Babcia uważa, że zna się na ludziach jak nikt. Okazało się, że wyczuwa drani na kilometr, a ja jej nie posłuchałam”
„Mijało 5 lat od ślubu syna, a wnuków ciągle nie widać. Byłam pewna, że to wina mojej synowej, perfidnej karierowiczki”
„Syn uciekł z domu po tym, jak mąż podniósł na niego rękę. Ten jeden raz wystarczył, bym straciła go na wiele lat”

Redakcja poleca

REKLAMA