„Mijało 5 lat od ślubu syna, a wnuków ciągle nie widać. Byłam pewna, że to wina mojej synowej, perfidnej karierowiczki”

Teściowa kłótnia fot. iStock by Getty Images, shapecharge
„– Jesteś podłą egocentryczką i kłamczuchą! Przez całe lata udawałaś, że marzysz o dzieciach. No i wszystko wyszło na jaw! Całe szczęście, że teraz! Filip zdąży jeszcze znaleźć sobie inną kobietę i poukładać z nią życie! – wydarłam się”.
/ 07.07.2024 21:15
Teściowa kłótnia fot. iStock by Getty Images, shapecharge

Spodziewałam się, że ten niedzielny posiłek z bliskimi nie będzie należał do standardowych i mogą pojawić się przykre okoliczności. Nie przewidziałam jednak, że finał okaże się aż tak fatalny. Milena uciekła zapłakana, a Filip urażony i pełen gniewu. Przecież moim zamiarem nie było sprawienie komukolwiek przykrości! Pragnęłam jedynie uzyskać informację, kiedy nareszcie doczekam się wnuków...

Najpierw bałam się, że coś się przydarzy

Filip zawsze mówił, że Milena to miłość jego życia. Ich znajomość rozpoczęła się w czasach licealnych. Ślub wzięli, będąc jeszcze na studiach, pięć lat temu. Nie podobało mi się to. Sądziłam, że to za wcześnie i lepiej, żeby wstrzymali się z tą decyzją do momentu ukończenia edukacji i znalezienia zatrudnienia. Jednak oni się uparli.

Od dwóch lat dzielili ze sobą kawalerkę należącą do Mileny i byłoby z mojej strony naiwnością sądzić, że śpią w osobnych pomieszczeniach. Zapytałam więc ostrożnie Filipa, czy przypadkiem niedługo nie zostanę babcią. Parsknął śmiechem, mówiąc, że mogę być spokojna, bo na ten moment mają inne priorytety.

Muszę przyznać, poczułam sporą ulgę. Doskonale zdaję sobie sprawę, jak trudno jest pogodzić naukę z opieką nad niemowlakiem, który budzi się w nocy. Kiedy byłam na piątym roku, sama urodziłam synka. Szkoda mi było brać urlop dziekański, tym bardziej że byłam już w połowie pisania pracy magisterskiej. Udało mi się ją obronić, choć przyszło mi to z wielkim trudem.

Filipek za nic nie potrafił zrozumieć, że mama czasami musi zająć się innymi sprawami. Mogłam się uczyć jedynie, gdy mały smacznie spał. A że sypiał dość krótko, chodziłam ciągle nieprzytomna ze zmęczenia i kiepsko przygotowana. Nie chciałabym, aby mój syn i synowa musieli przez to samo przechodzić...

Ile to będzie jeszcze trwało?

Dopóki więc zdobywali wiedzę na uczelni, mocno życzyłam im, żeby uniknęli jakichkolwiek potknięć. I proszę – marzenie się spełniło! Ukończyli edukację, każde z nich wkrótce wylądowało na niezłym stanowisku. Niedługo potem przeprowadzili się do przestronniejszego mieszkania i wzbogacili się o samochód. Wreszcie mogli pozwolić sobie na różne zachcianki, jak chociażby wczasy w ciepłych krajach.

Wiem, że powinnam wręcz pękać z dumy, patrząc na to, jak dobrze im się wiedzie. Szczególnie teraz, gdy czasy są niepewne, a sporo młodych, zdolnych osób musi szukać szczęścia poza granicami kraju, by godnie żyć. Powinnam, ale coś mi na to nie pozwalało. Dlaczego? Ano dlatego, że nie mogłam się doczekać momentu, aż w końcu powiedzą mi, że będę babcią!

Zarówno mój mąż, jak i ja, nie mogliśmy już dłużej czekać. On przy każdej okazji, gdy spotykaliśmy się z rodziną, wtrącał różne sugestie odnośnie do tej sprawy. Raz zapytał na przykład, kiedy powinien wziąć wolne, żeby pomóc przygotować pokoik dla malucha. Teściowie naszego syna również nie odpuszczali.

Niedawno z uśmiechem na ustach spytali, czy mają już zacząć odkładać kasę na spacerówkę. No i ja oczywiście też dorzucałam swoje trzy grosze do tych przekomarzanek. Ale co z tego wynikło? Ano nic! Ilekroć poruszaliśmy ten temat, słyszeliśmy jedynie wymówki i nic nieznaczące gadanie. Głównie twierdzili, że przecież mają jeszcze sporo czasu...

Jakiś czas temu, gdy słyszałam takie słowa, nie wywierały one na mnie większego wrażenia. Pojmowałam to, że młodzi ludzie pragną najpierw jakoś poukładać swoje sprawy i zdobyć lepszą pozycję materialną. Niełatwo jest zdecydować się na potomka, gdy boryka się z problemami finansowymi. Jednak później zaczął ogarniać mnie niepokój. Zdążyli przecież tyle osiągnąć i tak wiele mają już za sobą.

Uznałam, że czas wziąć sprawy w swoje ręce

Najwyższa pora, aby w końcu spełnili się jako mama i tata! Przecież Milena dobiega już trzydziestego roku życia… Zdaję sobie sprawę, że obecnie modne jest późne zakładanie rodziny, ale wszystko ma swoje granice. Wielokrotnie w mediach trafiałam na wypowiedzi specjalistów, którzy przestrzegali, że im bardziej odkładamy ten moment, tym gorzej i trudniej. Poza tym rośnie ryzyko, że z maluchem będzie coś nie w porządku. Biologii nie przechytrzysz! Jednak Milena i Filip sprawiali wrażenie, jakby zupełnie o tym nie pamiętali…

Skoro sugestie i podpowiedzi nie dawały rezultatu, zdecydowałam się przejąć inicjatywę. Wykręciłam numer do rodziców Milki i poprosiłam, żeby wpadli do mnie na małą pogawędkę przy kawie.

– Wiecie co, moi drodzy, czas zakasać rękawy i wziąć się do roboty, bo jak tak dalej pójdzie, to szybciej nam kaktus na dłoni wyrośnie, niż będziemy bujać na kolanach wnuki! – rzuciłam prosto z mostu.

– No i co zrobimy? Nasza córka unika rozmów na ten temat! Czy przypominasz sobie moment, gdy ostatnio napomknęliśmy o tym wózeczku? Kiedy już wyszliście, rozpętała się straszna kłótnia. Krzyczała, że gdy nadejdzie odpowiedni moment, urodzi maleństwo i nie mamy prawa ingerować. I jeszcze nam zagroziła, że jeśli kiedykolwiek wrócimy do tego wątku, to zupełnie zerwie z nami kontakt. W tej chwili strach nas ogarnia na samą myśl, żeby o cokolwiek spytać – wyznała ze smutkiem mama Mileny, wzdychając ciężko.

– No dobrze, to może ja się tym zajmę. Wpadłam na pomysł, żeby zorganizować obiad i z nimi na spokojnie porozmawiać – oznajmiłam.

Co? Nigdy? Chyba się przesłyszałam...

Postawiłam na swoim. Przyszykowałam wystawną ucztę i poprosiłam, żeby wpadli do mnie w niedzielę. Zaczęłam ostrożnie…

Mówiłam o wnuczkach i wnukach koleżanek, jak to jest wspaniale mieć dzieci i przywoływałam własne wspomnienia z czasów, gdy byłam mamą. Liczyłam na to, że zachęcę ich, by się otworzyli i włączyli do rozmowy. Jednak mój syn i synowa w ogóle nie reagowali. Tylko coraz bardziej zdenerwowani dłubali widelcami w jedzeniu. Wyczuwałam, że to, co mówię, ich irytuje, ale nie chciałam dać za wygraną. Niestrudzenie kontynuowałam wątek, aż w końcu Milena mi przerwała:

– Daj spokój, nie ciągnij tego tematu... Rozumiem, o co ci chodzi. Może porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym? Choćby o tym, jaka jest dziś ładna pogoda – powiedziała Milena, wyraźnie podnosząc ton.

– Nic z tego! – poczułam, jak narasta we mnie złość. – Jeśli już wiesz, to może zdradzisz mi, kiedy w końcu zobaczę swoje wnuki. Myślisz, że mało czekałam? Wykazałam się chyba sporą cierpliwością, nie sądzisz?

Milena umilkła i popatrzyła znacząco na Filipa.

– A co jeśli to nigdy nie nastąpi? – wypalił nagle mój syn.

Mnie zamurowało. Że co, że jak? Serio? Żadnego dziecka? Jeszcze gdyby powiedzieli, że chcą mieć tylko jedno, to bym pojęła. My z moim mężem też stwierdziliśmy, że wystarczy nam nasz jedynak. Ale w ogóle zrezygnować z posiadania dzieci? O czymś takim nawet nie pomyślałam.

– Skarbie, możesz mi to jeszcze raz powiedzieć? Bo chyba mam coś z uszami – bąknęłam.

– Wszystko słyszałaś dobrze, ale mogę ci to powtórzyć. Istnieje taka opcja, że wnuczków możesz się nie doczekać – rzucił.

Na pewno to jej wina – wolała robić karierę

Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Głowa aż pękała mi od natłoku myśli. Skąd on wytrzasnął takie brednie? No jasne, Milena musiała mu namieszać w głowie! Dla niej ważniejsze jest wspinanie się po szczeblach kariery niż macierzyństwo. Gniew zaczął narastać w moim wnętrzu.

– Jesteś podłą, samolubną kłamczuchą! Przez całe lata robiłaś ze mnie idiotkę, udawałaś, że marzysz o dzieciach. No i wszystko wyszło na jaw! Całe szczęście, że teraz! Filip zdąży jeszcze znaleźć sobie inną kobietę i poukładać z nią życie! – wydarłam się.

Chyba trochę mnie poniosło, ale byłam tak zdenerwowana, że nie kontrolowałam tego, co mówię. Nigdy nie wyrzucę z pamięci tego, co wydarzyło się później. Milena zerwała się z miejsca i z płaczem opuściła mieszkanie.

– Niech idzie, skoro tak! Nie zasługuje... – zaczęłam zwracać się do Filipa, ale syn od razu wszedł mi w słowo:

– To nie przez nią wciąż nie mamy dzieci! To moja wina! Moje plemniki są za słabe! Próbuję to leczyć, ale nie ma pewności, czy przyniesie to jakieś rezultaty! – wykrzyczał.

Kolana nagle mi zmiękły.

– Jezu, czemu nic nie mówiłeś? – wydukałam z trudem.

– A po co miałem ci zawracać głowę takimi kłopotami?! Nie chciałem, żebyś się przejmowała! Tyle ci wystarczy? – rzucił i popędził w ślad za małżonką.

Już niemal tydzień upłynął od tego zdarzenia. Wielokrotnie próbowałam skontaktować się z Filipem i Mileną. Zależało mi, żeby wyrazić skruchę za swoje postępowanie. Póki co, nie mam z nimi kontaktu. Czuję się okropnie, mam olbrzymie poczucie winy, bo zdaję sobie sprawę, jak mocno ich zraniłam. Nie znajduję żadnego wytłumaczenia dla swojego zachowania...

Halina, 61 lat

Czytaj także:
„Mąż wolał grać w piłkę nożną, niż zajmować się dzieckiem. Mecze, strzelone bramki i karne, to był tylko początek”
„Mój mąż zaharował się na śmierć, by ziścić moje marzenie. Ale zamiast świętować urodziny, płakałam nad jego grobem”
„Od początku mąż nie chciał grać ze mną do jednej bramki. Tolerowałam zdrady, bo bałam się samotności”

Redakcja poleca

REKLAMA