„Myślałem, że to miłość na całe życie, ale ta manipulantka zrobiła ze mnie zabawkę. Zemsta była słodka”

mężczyzna po rozstaniu fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„– No tak, powiedziałam, że cię kocham. Ale co innego mogłam zrobić? – spojrzała na mnie z pobłażliwością. – Przecież nie mogłam popsuć takiej cudownej, pełnej romantyzmu chwili. To by było bez sensu”.
/ 19.06.2024 17:30
mężczyzna po rozstaniu fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Sięgnąłem po kieliszek i wlałem do niego sporą ilość whisky. Potem jednym haustem opróżniłem naczynie i znów je napełniłem. Wzrok utkwiłem w pustej ścianie, nie myśląc o niczym konkretnym. Wydarzenia ostatnich godzin wprawiły mnie w osłupienie.

Nie mieściło mi się to w głowie! 

Lada chwila zadzwoni telefon, a Nina mi to wszystko wytłumaczy. Powie, że to był tylko żart, może głupi, ale tylko żart. Przecież to nie może dziać się naprawdę!

– Wiesz Michał, nie mam w planach żadnych radykalnych zmian – do tej pory słyszę w głowie jej słowa sprzed zaledwie dwóch godzin. – Fakt, Radek to nienajlepszy małżonek, ale posiada inne atutyTen układ mi odpowiada i jest dla mnie komfortowy. Nic nie zamierzam zmieniać! – wyrażając się dosadnie, nie pozostawiła złudzeń co do swojego stanowiska.

– Tyle mi mówiłaś o uczuciu... Co z nami? – desperacko szukałem argumentów.

– Daj spokój, Misiek, po co psuć to, co było między nami – odparła stanowczo. – Jesteś w porządku, masz dobre serce, ale to tylko chwilowa sprawa... Chyba to łapiesz!

Totalnie mnie zamurowało! Nie docierało do mnie to, co usłyszałem! Wydawało mi się nieprawdopodobne, że dziewczyna, którą kocham całym sercem, wygaduje takie bzdury... Miała przecież zakończyć swoje małżeństwo, w końcu mieliśmy stworzyć prawdziwy związek. Niemożliwe, żeby okazała się aż tak fałszywa! Nie, to po prostu nie może być prawda!

– W jaki sposób… – chciałem dokończyć pytanie, ale Ninka natychmiast weszła mi w słowo:

– No właśnie! Tak po prostu! Normalnie! Pewne rzeczy mają swój początek, inne dobiegają końca! Zachowuj się jak facet! Tylko bez rozklejania się tutaj! – zaśmiała się z taką dozą złośliwości, że aż poczułem, jak coś mnie zakuło w środku.

– Ale myślałem, że…

Urwałem w pół zdania, gdyż Nina nie zwracała na mnie uwagi. Podniosła się z krzesła i opuściła lokal. Miałem wrażenie, że oberwałem sierpowym od samego Gołoty! Precyzyjnym i mocnym! Uregulowałem rachunek i na miękkich nogach ruszyłem w stronę domu. Czułem się tak zamroczony, że nie dostrzegałem przechodniów, aut ani witryn sklepowych, które pojawiały się na mojej drodze.

Była miłością mojego życia

Spotkaliśmy się w szkole średniej. Od razu wpadła mi w oko, ale brakowało mi odwagi, by do niej podejść. Wydawała się być poza moim zasięgiem, przynajmniej tak to wtedy odbierałem. Myślałem, że nie będzie chciała nawet ze mną gadać, bo zbyt wiele nas różniło. Jej tata był zamożnym biznesmenem, podczas gdy moi starzy ledwo sobie radzili. W klasie nie cieszyłem się popularnością, nie należałem do towarzyskiej śmietanki.

Początek naszej znajomości zapoczątkowała Nina, robiąc pierwszy krok. Otrzymałem od niej zaproszenie na imprezę w jej domu. Tak to wszystko się zaczęło. Po upływie kilku tygodni zaczęliśmy ze sobą chodzić. Zakochaliśmy się po raz pierwszy. Snuliśmy plany o wspólnej przyszłości, marząc, że już zawsze będziemy nierozłączni.

Głęboko wierzyliśmy, że nasze marzenia się spełnią. Kto wie, jak dalej potoczyłyby się nasze losy, gdyby nie interwencja taty Niny. Kiedy zdaliśmy maturę, zdecydował o wysłaniu jej na studia do stolicy Wielkiej Brytanii. Ona wyjechała, ja zostałem w kraju. Po półtora roku urwał nam się kontakt. Od tamtej pory już nigdy więcej się nie spotkaliśmy.

Naukę kontynuowałem w stolicy Dolnego Śląska. Po ukończeniu studiów technicznych udało mi się znaleźć zatrudnienie w mieście, z którego pochodzę. Związałem się z Julką, ale nie doczekaliśmy się potomstwa. W siódmą rocznicę naszego małżeństwa, wykryto u niej nowotwór złośliwy.

Przez blisko pięć lat dzielnie stawialiśmy mu czoła. Niestety, choroba okazała się silniejsza. Moja ukochana odeszła, a ja zostałem sam jak palec. Przeżywałem wtedy bardzo ciężkie chwile. Odejście mojej żony, osoby, która była mi najbliższa na świecie, kompletnie mnie załamało. Nie potrafiłem się pozbierać.

W środku byłem pusty

Na szczęście z biegiem czasu, bolesne wspomnienia zaczęły się zacierać. Od momentu, gdy Julia odeszła, minęło już przeszło cztery lata, a ja w końcu poczułem, że nadszedł czas, by zacząć wszystko od nowa. Byłem w pełni gotowy, aby raz jeszcze ułożyć swoje życie.

Z okazji siedemdziesięciolecia naszej starej szkoły postanowiłem zajrzeć tam z czystej ciekawości i od razu wpadłem na Janinę. W czasach szkolnych wołaliśmy na nią Ninka.

– Michaś, czy to naprawdę ty? – odezwała się.

Powitaliśmy się gorąco, zupełnie jak za dawnych czasów. Kiedy nasze dłonie się zetknęły, przez ciało przeszedł mi dreszcz, jakby poraził mnie prąd. Gadaliśmy ze sobą godzinami. Wspomnienia odżyły na nowo. Okazało się, że Nina pracuje w dziale handlowym jakiejś zagranicznej spółki.

Sporo jeździ w delegacje. Czasem nawet dwa tygodnie jest poza domem, głównie w pociągach, samolotach i hotelach. Jest mężatką, ale miłość między nimi wygasła. Nie doczekali się potomstwa.

– Jesteśmy ze sobą tylko z przyzwyczajenia – tak podsumowała swoje małżeństwo. – Nie wiem, jak to skończyć, bo w sumie sporo razem przeszliśmy.

Opowiedziałem jej historię o Julii i jej zmaganiach ze śmiertelną chorobą. Mówiłem, jak z każdym dniem traciła siły, jak dzielnie stawiała czoła chorobie i ile bólu musiała znosić, a ja stałem z boku, bezradny, nie mogąc nic zrobić. Podzieliłem się z nią opowieścią o cierpieniu i odchodzeniu.

Mimo że minęło tyle czasu, poczułem, że znowu coś nas połączyło. Po jej wzroku widziałem, że odczuwa i rozumie dokładnie to samo, co ja. Długo po północy, żegnając się pod jej blokiem, popatrzyłem prosto w jej oczy:

– Chyba totalnie oszalałem na twoim punkcie! – starałem się obrócić wszystko w żart, aby ukryć swoje emocje.

– Ja również, skarbie, ja również – wyszeptała, składając na moich ustach delikatny pocałunek. – W końcu jesteś moją pierwszą, dawną miłością.

Do mieszkania wróciłem na piechotę

Potrzebowałem ochłonąć. Rozpierało mnie uczucie radości i szczęścia. Bladym świtem ze snu wyrwał mnie dźwięk telefonu.

– Wylatuję do Gdańska – rzuciła pospiesznie Nina. – Będę z powrotem wieczorem, odbierz mnie z lotniska…

Lot przebiegł zgodnie z rozkładem i wylądowała na czas. W ciągu zaledwie dwudziestu minut znaleźliśmy się w aucie. Padło mnóstwo czułych słówek i namiętnych całusów. Czułem się wprost nieziemsko. Moja ukochana Nina nie życzyła sobie, żebym podwoził ją pod mieszkanie. Obawiała się, że ktoś mógłby nas dostrzec, a wieść dotarłaby do jej męża.

– Nie zamierzam podsuwać Radosławowi pretekstów do rozwodu – wyjaśniała.

Pomyślałem, że to całkiem sensowne podejście, dlatego nie oponowałem. Nie miałem pojęcia, że nasze schadzki ograniczą się jedynie do skradzionych momentów, przechadzek podczas przerw obiadowych czy przejazdów z portu lotniczego.

Wakacje przeleciały jak z bicza strzelił. Parę razy udało się nam wspólnie wyskoczyć w Tatry, odwiedzić kumpli. Amor triumfował. Miałem wrażenie, że nasza nastoletnia miłość rozkwitła na nowo. Że Nina darzy mnie uczuciem jak przed laty, zanim zdaliśmy egzamin dojrzałości. Z tą różnicą, że teraz to afekt dorosłej, dojrzałej kobiety. Czułem się spełniony. Nabrałem przekonania, że los pragnie mi zrekompensować przebyte męki. Zacząłem ją przekonywać, żeby zmieniła swoje życie.

– Posłuchaj, jeśli miłość w waszym związku już dawno wygasła – perswadowałem – to chyba czas najwyższy postawić kropkę nad i. Wreszcie nie będziemy musieli dłużej kryć się ze swoimi uczuciami. Nic już was nie trzyma razem, prawda?

Nie, to wcale nie wygląda tak łatwo – wyjaśniała. – Nasze małżeństwo trwa już 15 lat. Przez ten czas tyle razem przeszliśmy, mieliśmy wzloty i upadki. Łączą nas wspólni przyjaciele, otoczenie, w którym funkcjonujemy na co dzień.

– Wiesz co, zauważyłem, że oboje znamy podobnych ludzi – przekonywałem.

– Dajmy temu spokój w tej chwili, pojutrze mam wyjazd do Rzeszowa, będę z powrotem za dwa dni. Mógłbyś po mnie podjechać?

Kiedy wracała z delegacji, czy to z Rzeszowa, Wrocławia albo Olsztyna, zawsze po nią jeździłem. Podwoziłem ją też na stację, gdy wyruszała w trasę do Lublina czy Białegostoku...

Stałem się niejako jej prywatną taksówką

Spotykaliśmy się też w czasie jej przerw obiadowych. Starałem się przy tym zachować maksymalną ostrożność. Pilnowałem, żeby nikt nas razem nie zobaczył, bo mogłoby to dotrzeć do Radka… Denerwowała mnie ta cała tajność, ale jej dobre samopoczucie było dla mnie priorytetem, więc… dostosowałem się do sytuacji.

Wielokrotnie wspominała, jak bardzo docenia to, że się nią opiekuję i tylko u mojego boku ma poczucie bezpieczeństwa. Mówiła też, że nie może się doczekać, aż w końcu zamieszkamy razem. Kiedy to słyszałem, puchłem z dumy i wydawało mi się, że szczęście jest na wyciągnięcie ręki. Ale skąd mogłem wiedzieć, że to wszystko to tylko jedna wielka ściema?

Postanowiliśmy wybrać się tej jesieni we dwoje do Rzymu. Miałem nadzieję, że sielankowa atmosfera i klimatyczne wieczory spędzone w tym odwiecznym mieście miłości pozwolą nam w końcu dojść do porozumienia. W końcu mieliśmy ten sam cel. Zależało nam na tym, żeby być ze sobą.

Wszystko poszło zgodnie z planem. Delektowaliśmy się przysmakami kuchni śródziemnomorskiej i ogromną ilością pysznego wina. Chodziliśmy na dalekie spacery i prowadziliśmy niekończące się dyskusje. Odniosłem wrażenie, że Nina zaczyna inaczej postrzegać rzeczywistość. Zastanawiała się nad zwolnieniem tempa życia, bo przyznała, że rzuciła się w wir pracy, żeby nie mieć czasu na rozwiązywanie kłopotów.

Dostrzegałem, jak się zmienia. Na hiszpańskich schodach wyznaliśmy sobie miłość. Przy Di Trevi obiecaliśmy sobie, że powrócimy w to miejsce już jako mąż i żona. Byliśmy przepełnieni szczęściem.

– Wiesz co, ostatnio wspominałem jak cudownie spędziliśmy czas we Włoszech, szczególnie w Rzymie. Myślę, że najwyższa pora, abyśmy podjęli jakąś decyzję w naszej sprawie. Co Ty na to?

Wtedy ona odwzajemniła moje spojrzenie i odparła z przekonaniem w głosie:

– Masz rację, faktycznie już najwyższy czas! To może umówmy się jutro o 18 w tej naszej ulubionej knajpce, co?

Odkąd pamiętam, była taka knajpka, do której często zaglądaliśmy. Mieściła się trochę na odludziu i tam właśnie się umawialiśmy. Tego dnia zaopatrzyłem się w bukiet i na pół godziny przed spotkaniem zjawiłem się w lokalu. Nie miałem wątpliwości, że czeka nas przełomowa rozmowa i w końcu podejmiemy decyzję o wspólnym mieszkaniu.

Na spotkanie dotarła z niemal trzydziestominutowym opóźnieniem. Jej twarz wyrażała powagę. Musnęła mój policzek przelotnym całusem. Zajęła miejsce po drugiej stronie stolika i zamówiła filiżankę herbaty. Spojrzała mi prosto w oczy.

I nagle wszystko runęło jak domek z kart

– Strasznie mi przykro – odezwała się, kiedy kelnerka dostarczyła jej napój. – Tylko nie zacznij mi tu beczeć! – w jej tonie wyczułem szyderstwo.

– Niepokoi mnie twój ton głosu, brzmi to dosyć osobliwie… Jednak cieszę się, że nic ci nie dolega. Cokolwiek by się działo, poradzimy sobie z każdym kłopotem. Nic nie jest w stanie nas pokonać, przekonasz się, skarbie…

– Michał, o czym ty bredzisz?! Nie istnieje żadne „my", pojmujesz? Coś sobie uroiłeś, że zburzę swoje komfortowe życie? – jawnie kpiła. – Musiałabym postradać rozum, a zapewniam cię, że tak nie jest! Zdecydowanie nie! Radek ma swoje wady i zalety, ale ostatnio nasze relacje się polepszyły. Kupił mieszkanie w Hiszpanii, wiesz przecież, że uwielbiam słoneczną pogodę…

– Słuchaj, Nina, o czym ty w ogóle mówisz? No bo wiesz, tam w Rzymie, koło tej fontanny, na tych schodkach...

Przestań z tą Niną, dobra? – weszła mi w słowo. – To bez sensu. Nie istnieje żadna Nina!

– No ale dałaś słowo – próbowałem przywołać w jej pamięci te magiczne momenty obok fontanny Di Trevi, ale nie dała mi skończyć.

– Co innego mogłam ci wtedy powiedzieć? – spoglądała na mnie wyrozumiałym wzrokiem. – Głupotą byłoby zepsuć tak cudowny, pełen romantyzmu moment. Po prostu dałam się ponieść chwili. Urokliwe miejsce, bajkowa noc i młodzieńcze zauroczenie. Było wręcz magicznie. Nie chciałam tego niszczyć. Uwielbiam gromadzić przyjemne wspomnienia. Przekonasz się, że i ty będziesz to z radością wspominał, zobaczysz, że nie mylę się w tej kwestii.

– Co takiego zrobiłem nie tak... – ponownie urwałem w pół zdania.

– Dość już tego użalania się nad sobą! Miejmy to wreszcie z głowy.

Jak ja przeraźliwie cierpię! Teraz zdaję sobie sprawę, że moja Nina nigdy nie istniała. Sam ją sobie stworzyłem w głowie. Była tylko Ninka, kumpela z klasy, która chciała przeżyć ekscytującą przygodę... Czemu dała mi nadzieję, że będziemy parą?!

Bo taka postawa pasowała do naszej relacji! Dlatego okłamywała mnie, mówiąc że chce ze mną być. Czułem się wystawiony do wiatru i oszukany. Potraktowała mnie jak jakąś zabaweczkę. Tak naprawdę obchodziło ją tylko to, żeby ten jej Radek się o niczym nie dowiedział!

Trzymałem na komputerze sporo fotek z naszego wyjazdu do Włoch, a także parę innych z kolejnych podróży. W rogu każdego zdjęcia widniała data, a nawet dokładny czas wykonania fotki. Postanowiłem wydrukować część z nich, zapakować do koperty i wysłać do Radka. Niech koleś ma parę dowodów w ręku.

Michał, 45 lat

Czytaj także:
„Koleżanka swatała mnie z przystojnym dżentelmenem. Wyszedł z niego cham i prostak, ale na szczęście go przejrzałam”
„Córka zadaje się z facetem, który nie ma nawet matury. Jak tak dalej pójdzie, z tym obszarpańcem skończy pod mostem”
„Czułam się winna, że matka na starość jest sama. Chciałam wziąć ją do siebie, ale ona nie miała zamiaru mnie słuchać”

Redakcja poleca

REKLAMA