„Czułam się winna, że matka na starość jest sama. Chciałam wziąć ją do siebie, ale ona nie miała zamiaru mnie słuchać”

Rozmowa matki z córką fot. Getty Images, jeffbergen
„Skupiłam się wyłącznie na sobie, zupełnie pomijając rodziców. Czy może sądziłam, że mój brat, który większość czasu spędza poza granicami kraju, zaopiekuje się nimi? Oboje okazaliśmy się marną podporą dla naszych rodziców na ich starość”.
/ 13.06.2024 19:00
Rozmowa matki z córką fot. Getty Images, jeffbergen

Otworzyłam oczy, czując na skórze krople lodowatego potu... Gdy dotarło do mnie, że leżę w swoim łóżku, a nie ratuję schorowanej mamy z objętego pożarem budynku, poczułam nieopisaną ulgę. Zaraz potem naszła mnie myśl, by czym prędzej chwycić za słuchawkę i do niej zatelefonować. W końcu skąd mogę wiedzieć na pewno, że to nie było prorocze znaki? Przecież tyle mówi się o potędze ludzkiej intuicji...

Przestraszyłam się nie na żarty

– Rany, Michasia, co jest? Masz pchły czy co? – stęknął mój mąż. – Miotasz się jak obłąkana, a ja muszę rano wstać do roboty!

Zadzwonię do matki.

– O tej porze? W środku nocy? – Jurek aż poderwał się na równe nogi. – Kobieto, kompletnie ci odbiło?

Kiedy rozglądałam się dookoła, zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście jest już ciemno. Mimo to zastanawiałam się, czy nie powinnam jednak zadzwonić. Skoro mój mąż jeszcze nie spał, postanowiłam zapytać go o zdanie.

– Jak ją obudzisz, to potem może mieć problem z ponownym zaśnięciem, wiesz, jacy są starsi ludzie. Jeszcze ze zdenerwowania zapali sobie papierosa i faktycznie przytrafi jej się coś niedobrego – stwierdził. – Daj spokój, zadzwoń rano.

– Myślisz, że za bardzo się martwię? – chciałam się upewnić.

– Mhm... – mruknął, przewracając się na drugi bok. Już po chwili słyszałam tylko jego chrapanie.

Niczym się nie przejmuje, totalny luz! Patrzyłam w ciemne okno, usiłując uspokoić kotłujące się myśli. Co mnie naszło, żeby zapuścić się tak daleko od rodzinnych stron? Ponad pół tysiąca kilometrów! A jeszcze wydawało mi się, że to będzie niezła przygoda. Namawiałam Jurka, żeby wziął tę pracę na Mazurach, bo niby po co mamy się kisić na zakurzonym Śląsku? Myślałam tylko o swojej wygodzie.

Myśleli, że będa wiecznie młodzi?

Jak to możliwe, że skupiłam się wyłącznie na sobie, zupełnie pomijając rodziców? Czy może sądziłam, że mój brat – wieczny podróżnik, który większość czasu spędza poza granicami kraju – zaopiekuje się nimi? Kiedy ojciec dostał ataku serca, akurat przebywał w Chile, co w gruncie rzeczy nie miało większego znaczenia, bo i tak ledwo zdążył dotrzeć na uroczystość pogrzebową, podobnie zresztą jak ja. Cóż, nie ma się co oszukiwać – oboje okazaliśmy się marną podporą dla naszych rodziców na ich starość.

Zasnęłam bladym świtem, ukołysana poczuciem winy i strumieniami łez.

Musimy zaproponować mamie przeprowadzkę do naszego domu na stałe – powiedziałam do Jurka, kiedy szykował się do wyjścia do pracy. – Odkąd nasze córki mieszkają w internacie, mamy mnóstwo wolnej przestrzeni. Zrobiło się tu tak cicho i pustawo.

– Wracaliśmy do tego tematu już milion razy. Masz moje pełne wsparcie. Ale co z tego, skoro mama nie wyraża na to ochoty? Raczej nie sprowadzisz jej tu przemocą. Cześć!

Obserwowałam, jak jego samochód z trudem pokonywał leśną drogę, rozbryzgując po bokach wodę z kałuż. Jechał przed siebie, aż w końcu skrył się za grupą rosłych świerków i zniknął mi z oczu. Odwróciłam wzrok i przyjrzałam się budynkowi – w przygnębiającym, jesiennym oświetleniu, sprawiał wrażenie, jakby był ostatnim bastionem na krańcu świata. Ogarnął mnie smutek.

Zastanawiałam się, jakie to musi być uczucie – zostać zupełnie samą? Bez ukochanego u boku, z dziećmi rozproszonymi gdzieś w świecie? I to nie tymczasowo, do nadchodzącego weekendu, ale już na zawsze, do końca życia?

Ja mam jeszcze swoje obowiązki zawodowe. Pracuję z domu, więc kontakty z ludźmi mam takie, jak z postaciami z powieści, ale przynajmniej daje mi to poczucie, że ktoś czeka na efekty mojej pracy, że jestem potrzebna. Gdy tylko w radiu podali, że minęła ósma, chwyciłam za komórkę. Pomyślałam, że nawet jeśli obudzę mamę, to trudno.

– Halo? – chyba rzeczywiście wyrwałam ją ze snu, bo brzmiała, jakby nie do końca kontaktowała.

Może źle się czuje?

 – Wszystko w porządku, tylko trochę późno poszłam spać, bo plotkowałam z koleżanką z bloku. A co tam u was słychać? Córeczki zdrowe?

– Zdrowe, zdrowe… Żyją swoim życiem, nie planują jeszcze nic poważnego... – mówiłam roztargniona. – Miałam straszny koszmar – w końcu wyznałam mamie. – Śniło mi się, że gdzieś szaleje ogień.

– No proszę, to fascynujące – mama wyraźnie się ożywiła. – Płomienie we śnie mogą mieć wiele interpretacji według sennika. No, mów dalej!

Zaczęłam pokrótce opowiadać, a mama parsknęła śmiechem:

– Skoro wyciągnęłaś mnie z tego pożaru, to dobra wróżba, kochanie. Czeka cię jakaś spora wygrana. Może spróbuj szczęścia w totka?

Nagle w słuchawce dotarł do mnie hałas i trzask rozbitego szkła, a chwilę później zaskoczony krzyk mamy:

– Tutaj miałeś swoją kryjówkę?!

O rany, co tam się wyrabia?! Kto u niej zanocował?

Amant – mruknęła, gdy zapytałam. – Kto inny może spać pod pierzyną u starej kobiety? No chyba oczywiste, że kot, głuptasku. A nawet dwa, jestem rozchwytywana – zachichotała.

Kompletnie nie sposób z nią rozmawiać, wiecznie jakieś żarciki, niedopowiedzenia…

Skąd wzięły się te koty?

Wytłumaczyła mi, że to zwierzaki sąsiadki, które przyniosła do niej wczorajszego wieczora, bo wyjeżdża do sanatorium. Doszedł mnie szelest papieru, a zaraz potem charakterystyczny trzask zapalniczki... Ach, no tak, fajeczka, zapewne jeszcze przed śniadaniem! Ale lepiej nie mówić nic na ten temat, bo mama od razu zacznie wspominać, że tata w całym swoim życiu nie wypalił ani jednego papierosa, a już od dawna leży pod ziemią... Zresztą, kim ja jestem, żeby ją pouczać? Zaczęła kopcić dopiero po odejściu tatusia, chyba z powodu poczucia osamotnienia i porzucenia. Tak czy siak, mam swój wkład w ten jej szkodliwy nawyk.

– Mamo, nie jest ci przykro, że jesteś tam sama? – zadałam bezpośrednie pytanie.

Bywa, że jest mi przykro – odparła. – Zdarza się to każdemu. Ale kto mówił, że życie ma być jedną wielką zabawą, dziecko...

– A może wolałabyś zamieszkać razem z nami? – drążyłam temat. – Znów miałybyśmy okazję do wieczornych pogaduszek, jak za dawnych czasów. Na wiosnę posadzisz sobie kwiatki w ogródku, latem popływamy łódką po jeziorku, a jesienią wybierzemy się na grzyby...

Nastała kompletna cisza, aż wstrzymałam oddech z emocji. Może wreszcie wszystko sobie przemyślała i się zgodzi? Byłabym taka szczęśliwa, gdybym mogła ją mieć blisko siebie! A dziewczynki ucieszyłyby się obecnością babci, zanim odejdzie... Przecież prawie jej nie znają, kilka dni podczas wakacji to zdecydowanie za mało!

– Kochanie, ty żyjesz po swojemu, a ja po swojemu – odezwała się w końcu. – I niech tak pozostanie, tak jest w porządku. Dajmy temu spokój.

Opowiadała jeszcze o czymś, ale w sumie przestałam jej słuchać, bo to były jakieś głupoty. O jakichś kotach, imprezie u sąsiadki, którą chciały zorganizować na sylwestra…

Omijała temat i koniec

Zupełnie jakby zamartwianie się stanem rodzicielki było przejawem złych manier ze strony dziecka.  Niekiedy się głowię, czy człowiek faktycznie nabiera rozumu w miarę upływu lat, czy jedynie mnoży sobie bruzdy na twarzy i tyle...

Liczę na to, że po skończeniu sześćdziesiątki będę trochę mocniej stąpać po ziemi niż moja matka, która zakłada, że dobra kondycja to coś danego raz na zawsze. Czy ona niczego się nie nauczyła, patrząc na to, co spotkało tatę? Nie dopuszcza do siebie myśli, że kiedyś może potknąć się na schodach, połamać kości i nie mieć nikogo w pobliżu, kto mógłby ją ratować?

No nic, w przyszłym miesiącu wpadnę do niej do domu i wtedy utnę sobie z mamą poważną pogawędkę. Nie dam się spławić albo skierować rozmowy na jakieś koty czy plotki o sąsiadach!

– To świetnie – powiedział Jurek, gdy mu to opowiedziałam. – A na chwilę obecną daj sobie spokój z przejmowaniem się, bo ciągłe rozmyślanie o potencjalnych problemach zwyczajnie ci szkodzi.

W efekcie całą swoją energię skierowałam na obowiązki zawodowe, a czas wolny poświęcałam na sprawianie przyjemności moim córkom. I rzeczywiście, chyba trochę mi ulżyło, przynajmniej koszmary nocne dały mi wreszcie wytchnienie.

Niestety, parę dni później odezwał się mój brat i kwestia osamotnienia mamy ponownie stała się tematem numer jeden.

– Miśka, a powiedz, wpadniesz do mamy w rocznicę śmierci taty? – rzucił pytanie Rysiek.

– No co ty, brat, a jak myślisz? – odparłam zaskoczona. – Przecież nie zostawię jej samej w tym dniu.

– Wiesz, u mnie to kiepsko, chyba się nie ogarnę, tu wszystko idzie jak po grudzie, pogoda pod psem, papiery nie chcą iść… Niezły bajzel w tej całej Kolumbii!

Opowiadał dalej i nie miał nawet grama poczucia winy. Nic a nic! Jedyne, o co mnie poprosił, to żebym w jego imieniu sprawiła wieniec dla ojca. Podobno odda mi pieniądze… Aż mnie telepało z nerwów. Czy on naprawdę uważa, że nie ma żadnych zobowiązań? No dobra, ten wieniec kupię, ale w zamian liczę na jego pomoc, kiedy będę przekonywać mamę do przeprowadzki na Mazury.

– Dlaczego tak nagle chcesz ją stamtąd zabrać? – spytał zaskoczony. – Daję ci słowo, że mamusia jest u siebie całkiem zadowolona.

– Nie chciałbym, żeby kiedyś odeszła zupełnie sama, wiesz?

Każdemu może przytrafić się śmierć w osamotnieniu – parsknął. – Mnie również, choćby i jutro. Czy martwisz się o mnie w tym kontekście?

Tak mnie zdenerwował...

Opowiedziałam o wszystkim Jurkowi, a on wypalił, że skoro Rysiek uważa, iż mamie nic nie dolega, to powinnam wziąć sobie jego opinię do serca. Stwierdził, że to ja próbuję podejmować decyzje za innych, by poczuć się lepiej ze sobą. Na początku bardzo się zdenerwowałam, ale nieco później przyszła refleksja.

Być może jej słowa mają sens? Muszę dać mamie do zrozumienia, że w każdej chwili może na mnie liczyć i otoczyć ją troską, ale chyba nie powinnam próbować układać jej życia od nowa. Sama mam mętlik w głowie... Strasznie się o nią martwię. Ale przecież nie mogę narzucać jej mojej woli.

Michalina, 44 lata

Czytaj także:
„Gdy miałem 16 lat, matka wyrzuciła mnie z domu. Zaczęła wychowywać mnie ulica, a ja musiałem sobie jakoś radzić”
„Córka pomiatała mną, zamiast się opiekować. Dopiero w domu starości w końcu zaczęłam żyć godnie”
„Za stary bohomaz po dziadku dostałem 100 tysięcy. Rodzina uznała, że mam się podzielić, ale nie dam im ani grosza”

Redakcja poleca

REKLAMA