Mógłbym mieć spory dylemat, gdyby ktoś mnie poprosił o wybranie najcudowniejszego momentu w całym moim życiu. Nie potrafiłbym jednoznacznie stwierdzić, czy był to dzień, w którym moja Iwonka powiedziała „tak”, czy może chwila, gdy po raz pierwszy trzymałem w ramionach naszego synka Michała. Darzyłem ich bezgranicznym uczuciem.
Zignorowałem radę kumpla
Dziesięć lat temu, w dniu zakochanych, moje życie się odmieniło. Kolega z mojej firmy przyprowadził do biura koleżankę. Akurat rozglądaliśmy się za kimś na stanowisko księgowej, a Marcin był przekonany, że Iwona to prawdziwa specjalistka w tej branży.
Na początku byłem pełen obaw w kwestii zatrudniania osoby poleconej przez znajomego. W takich sytuacjach zawsze pojawia się dylemat – gdy coś pójdzie nie tak, ciężko zwrócić uwagę pracownikowi, nie raniąc przy tym uczuć ani jego, ani osoby, która go rekomendowała.
Jednak gdy Iwona weszła do naszego biura, wszystkie moje wątpliwości momentalnie się ulotniły. Stała przede mną najpiękniejsza kobieta, jaką widziałem w całym moim życiu.
Byłem oczarowany
– Wspominałeś, że jest inteligentna i potrafi ogarnąć firmę, ale jakoś pominąłeś fakt, że jest tak olśniewająco piękna – wyszeptałem dyskretnie do Marcina.
– Widzę, że ciebie też oczarowała od pierwszej chwili – roześmiał się mój wspólnik – Lepiej miej się na baczności! Ona regularnie łamie serca wszystkim dookoła.
Oczarowany nową koleżanką, robiłem co w mojej mocy, żeby spędzać z nią jak najwięcej czasu. Gdy dowiedziałem się, że oboje kochamy górskie wyprawy, poprosiłem, aby spędziła ze mną weekend w Kościelisku. To właśnie tam przestały się liczyć nasze zawodowe role przełożonego i podwładnej. Od tamtej chwili byliśmy po prostu razem.
– Słuchaj, to nie wyjdzie ci na dobre. – Marcin ciągle mnie upominał – Ona totalnie do ciebie nie pasuje.
– Ale ja ją kocham. I chcę z nią być.
– No to masz przechlapane. Serio. Znam Iwonkę już trochę czasu i, mówiąc delikatnie, raczej kiepska z niej kandydatka na małżonkę – starał się mnie przekonać.
Szybko się oświadczyłem
Z Iwoną było mi wspaniale. Dzięki niej czułem się naprawdę doceniany. Dość szybko zdecydowaliśmy się na wspólne mieszkanie i wbrew temu, co prorokował Marcin, byliśmy naprawdę zadowoleni. Pół roku później poprosiłem ją o rękę.
W październiku dziesięć lat temu Iwonka zgodziła się za mnie wyjść. Na dobre połączyliśmy się w maju. Ceremonia była kameralna, bez przepychu, tylko w otoczeniu najbliższych. Śniłem o hucznym przyjęciu, ale ukochana uświadomiła mi, że lepiej zaoszczędzić.
– Zamiast wydawać majątek na gości, po weselu moglibyśmy pojechać w Tatry – przekonywała. A ja? Jej życzenie było dla mnie rozkazem.
Czekaliśmy na dziecko
Minął rok od naszego wesela, kiedy Iwonka zaskoczyła mnie wiadomością, że spodziewa się dziecka. Te trzy słowa kompletnie zmieniły nasze życie. Byłem wniebowzięty i skakałem z radości. Moją żonę jednak dręczyły rozmaite obawy i wątpliwości.
– W tym momencie powiększenie rodziny nie było w moich planach – oznajmiła.
– Skarbie, o czym ty mówisz! – zareagowałem ze zdumieniem. – To przecież fantastyczna nowina! Zostaniemy rodzicami!
– Aktualnie powinniśmy skoncentrować się na działalności firmy. Zdajesz sobie sprawę, że wkraczamy w intensywny czas, ty i Marcin rozwiniecie powierzchnię magazynową…
– Iwonka, to nie ma najmniejszego znaczenia! Będziemy mieć dziecko.
– Masz pewność, że to dobrze wpłynie na naszą relację?
Spojrzałem na Iwonę zaskoczony. Dostrzegła moje zakłopotanie, więc natychmiast posłała mi uśmiech.
– Wybacz. To pewnie przez te hormony, które powoli dają o sobie znać. Z pewnością będziesz cudownym tatą – powiedziała cicho, wtulając się we mnie.
Myślałem, że jesteśmy szczęśliwi
Tamten temat nigdy więcej nie wypłynął w naszych pogawędkach. Iwonka z każdym dniem przybierała na wadze, a ja niecierpliwie odliczałem czas do narodzin naszego synka.
Michałek już od pierwszego wrzasku zawładnął moim sercem. A może nawet jeszcze przed tym. Bo ja bardziej przeżywałem tę sytuację niż moja ukochana.
– Mam wrażenie, że gdybyś tylko miał taką możliwość, to sam byś go urodził – przekomarzała się Iwona.
– Masz rację. Maluch jeszcze nie pojawił się na świecie, a ja już nie potrafię sobie wyobrazić bez niego życia – szepnąłem jej na ucho podczas spotkania w szkółce dla przyszłych rodziców.
Dawałem żonie dużo swobody
Nasz synek dorastał, a moja działalność gospodarcza zapewniała nam przyzwoite warunki bytowe. Prawdę mówiąc Iwona nie przepadała za przesiadywaniem w domu. Troszczyła się o Michasia i zajmowała domowymi sprawami, jednak odnosiłem wrażenie, że czuje się przytłoczona, będąc tylko małżonką i mamą. Nie sprzeciwiałem się zatem, gdy postanowiła wrócić do pracy zawodowej. Zależało mi na tym, aby czuła satysfakcję i mogła realizować swoje pasje. Nie robiłem również problemów, kiedy przed weekendem oznajmiała mi:
– Jadę z koleżankami do SPA.
Kiedy wyjeżdżała, spędzałem czas sam na sam z synem. Organizowaliśmy sobie męskie wypady i bardzo nam się to podobało. Tęskniliśmy za Iwoną, ale jednocześnie cieszyliśmy się z chwil spędzonych we dwóch.
Moja małżonka coraz bardziej odsuwała się ode mnie. Wyjeżdżała z domu znacznie częściej niż kiedyś. Miałem wrażenie, że się od siebie oddalamy. Namawiałem ją na wspólne wojaże, a nawet spotkania u małżeńskiego psychologa. Odmawiała. Dopiero po roku poznałem powód jej zachowania.
Zdradziła mnie
– Artur, zakochałam się w innym mężczyźnie. Wnoszę o rozwód.
Tamtego pamiętnego dnia moje życie legło w gruzach, ale zdawałem sobie sprawę, że nie mogę jej zmusić, by mnie pokochała. Przez długi czas nie potrafiłem dojść do siebie.
Jedyną rzeczą, która pchała mnie do przodu, był mój syn Michał. Zdawałem sobie sprawę, że powinienem dać z siebie wszystko, aby nasz bystry czteroletni brzdąc jak najmniej ucierpiał w tej sytuacji. To był naprawdę cudowny dzieciak. Zupełnie nie przypominał mnie. Był śmiały, gadatliwy i pełen energii.
Tak się złożyło, że Michał zamieszkał ze swoją mamą. Ale ja cały czas byłem przy nim. No i przy Iwonce, bo nadal bardzo ją kochałem, mimo że mnie zraniła. Gdzieś tam miałem nadzieję, że gdy staniemy przed sądem, to Iwonka na mnie spojrzy i nagle zmieni zdanie. Że przypomni sobie te wszystkie fajne momenty, które razem przeżyliśmy. No ale gdzie tam...
Czułem się upokorzony
– Nie kocham już męża. Być może tak naprawdę nigdy nic do niego nie czułam.
– Dlaczego jest pani tego taka pewna? W końcu zdecydowała się pani z pozwanym na ślub – dociekała sędzia.
– Owszem, stanęliśmy na ślubnym kobiercu, ale nie dochowałam Arturowi wierności ani przed ślubem, ani po nim… Bardzo często...
Zupełnie nieprzymuszana Iwona sama z siebie wyznała, że od samego początku nie grała ze mną w otwarte karty. Była mi niewierna. Dla mnie liczyła się tylko ona i Michał, a tymczasem ona romansowała za moimi plecami!
– W świetle oświadczenia powódki, czy wciąż wyraża pan zgodę na rozwód bez orzekania o winie? – niespodziewane pytanie pani sędzi wyrwało mnie z odmętów rozgoryczenia.
Ledwo byłem w stanie wymamrotać ciche:
– Tak...
Nie chciałem nowej kobiety
W tym momencie przestało mi już na czymkolwiek zależeć. Przez resztę procesu uparcie wbijałem wzrok w posadzkę. Obawiałem się, że gdy tylko zerknę na Iwonę, kompletnie się rozsypię. Marzyłem tylko o tym, żeby czym prędzej wydostać się z tego miejsca.
Mówi się, że ból z czasem mija, ale chyba nie dotyczy to mojego przypadku. Mimo że od chwili, gdy wzięliśmy rozwód, upłynęło już pięć lat, codziennie zastanawiam się, co poszło nie tak. Nie związałem się z żadną inną kobietą. Kumple wielokrotnie próbowali mnie z kimś poznać. Za każdym razem mówiłem „nie, dzięki”. Nie miałem ochoty zaczynać wszystkiego od nowa. Całą energię wkładałem w opiekę nad moim dzieciakiem i robotę.
Nie podobało mi się to
Iwona miała zupełnie inne podejście. Chociaż jej nowa relacja nie przetrwała długo, ona bez problemu angażowała się w następne. Od czasu do czasu Michałek wspominał mi o swoich nowych wujkach – najpierw o Arku, potem o Tomku.
Nie podobało mi się, że musi dorastać w takim otoczeniu. Zdawałem sobie jednak sprawę, że mimo wszystko jest bardzo przywiązany do mamy i nie mogę ich rozdzielić. Nasz synek rozwijał się doskonale. Rok po roku nabierał mądrości, rósł jak na drożdżach, wyglądał coraz mężniej.
– Po tym, co odstawiła Iwona, nie siedzą ci w głowie jakieś podejrzenia? – zagadnęła mnie pewnego razu siostra.
– O co ci chodzi?
– No wiesz, w końcu się przyznała, że miała kogoś na boku. Poza tym Michał w ogóle nie jest do ciebie podobny… – nie dokończyła myśli.
Błyskawicznie uciąłem temat, lecz wątpliwości zdążyły się pojawić. Michałek był dla mnie wszystkim, jednak nie widziałem w nim choćby cienia podobieństwa do siebie. Jakby tego było mało, niczym bumerang uderzyła mnie reakcja Iwony na wiadomość o dziecku. Jej słowa: „Masz pewność, że to nie zepsuje naszej relacji?” nabrały teraz zupełnie nowego znaczenia.
Nie mogłem dłużej żyć w niewiedzy
Koniecznie musiałem ustalić, czy jestem ojcem Michała. Pogadanka z Iwoną to bez sensu, bo i tak nie będzie ze mną szczera.
Gdy Michałek był u mnie przez weekend, postanowiłem zanieść do laboratorium genetycznego jego szczoteczkę do zębów. Sympatyczna kobieta ubrana w biały kitel zabrała dostarczone próbki, pobrała ode mnie wymaz z jamy ustnej i poinformowała, że na rezultaty trzeba poczekać tydzień.
– To będzie najdłuższe siedem dni w całym moim życiu – powiedziałem do Marcina.
– A co zrobisz, jeśli wyjdzie na jaw, że to nie twój syn? Przestaniesz się z nim widywać? – dociekał mój wspólnik.
Stałem jak wryty, kompletnie zaskoczony jego pytaniem. Zastanawiałem się, czy jeśli okażemy się genetycznie dalecy, to uczucie między nami zblednie. Czy wciąż będę czuł z nim tak silną więź? Jak mam mu przekazać tę wiadomość? W jaki sposób spojrzę Michałowi w twarz?
Może lepiej oszczędzić mu tego i nie burzyć jego beztroskiego świata? W głowie miałem mętlik i żadna odpowiedź nie wydawała się właściwa. Każda niosła ze sobą jakieś negatywne konsekwencje.
W końcu nadeszła ta chwila. Stoję tuż obok wejścia do laboratorium, trzymając w dłoni białą kopertę, na której widnieje moje nazwisko. Wciąż mam nadzieję, że rezultat okaże się korzystny i potwierdzi, że Michał to moje dziecko. Rozrywam kopertę. Przez moment wszystko dookoła zdaje się zatrzymywać. Lecz zaraz potem rzeczywistość po raz kolejny obraca się przeciwko mnie.
Wojtek, 37 lat
Czytaj także:
„Na działkowej rabacie uprawiałam nie tylko piwonie i róże. Wśród grządek poziomek znalazłam miłość”
„Mąż zaczął się podlizywać, a na koncie przybyło nam kasy. Śledziłam go, by dowiedzieć się, co ukrywa”
„Wpuściłem apetyczną sekretarkę do łóżka, a potem do życia. Teraz to ona rządzi mną i całą moją firmą”