„Myślałam, że w 43. urodziny będę topić się w oceanie rozpaczy. Tymczasem eks zrobił mi najlepszy prezent pod słońcem”

kobieta fot. iStock by Getty Images, Tom Werner
„Dzisiaj mam swoje święto, a jako prezent dostaję samotność. Ni stąd ni zowąd rozległ się dźwięk dzwonka. Żadnych gości się nie spodziewałam, nikogo przecież nie prosiłam, żeby wpadł. Kogo znowu licho przywiało?”.
/ 06.09.2024 08:30
kobieta fot. iStock by Getty Images, Tom Werner

Mój były, Konrad, dał mi najcudowniejszy urodzinowy podarunek, jaki tylko można sobie wyobrazić. Tego dnia zasugerował, że pragnie do mnie powrócić. Od dawna czekałam na ten moment, ponieważ… nareszcie mogłam mu się zrewanżować z nawiązką.

Po prostu odszedł

Wieczór zapowiadał się leniwie i niespecjalnie ciekawie. Rozsiadłam się wygodnie na sofie, ubrana w wysłużony dres i sfatygowane bambosze. Trzymałam w dłoniach książkę, ale jakoś nie potrafiłam się na niej skupić. Literki skakały mi przed oczami, zlewając się w jedną wielgachną plamę. Ale w sumie nic dziwnego, bo na ławie przede mną stało w połowie opróżnione wino. A ja nigdy nie byłam zbyt odporna na procentowe trunki. Zrezygnowana, cisnęłam lekturę w róg pokoju.

– No to twoje zdrowie, Kasiu! Sto lat i wszystkiego dobrego z okazji twojego święta – wzniosłam toast sama do siebie, dolewając wina do kieliszka.

I wtedy dopadła mnie ogromna melancholia. Ożyły dawne obrazy z przeszłości…

Właśnie minął rok, od kiedy moje małżeństwo dobiegło końca. Mój były mąż, Konrad, porzucił mnie praktycznie z zaskoczenia, dokładnie po tym, jak skończyłam czterdzieści dwa lata. Jednego wieczoru składał mi życzenia podczas pełnej miłości wspólnej kolacji, którą sama przyrządziłam, a następnego dnia oznajmił, że mnie opuszcza.

– To nie jest przelotna przygoda. Daria to kobieta mojego życia. Od roku jesteśmy ze sobą – tak odpowiedział, gdy starałam się dociec powodów, dla których postanowił odejść.

Wpadłam w wir pracy

Początkowo rozpaczliwie walczyłam z tą sytuacją. Roniłam łzy i prosiłam go, aby przemyślał tę decyzję jeszcze raz. W końcu nasz związek trwał blisko dwie dekady! Nie potrafiłam pogodzić się z myślą, że można wykreślić taki kawał życia ot tak, z dnia na dzień. On jednak pozostawał głuchy na moje prośby.

Wyglądało na to, że totalnie stracił głowę dla tej kobiety. Mówił mi rzeczy, które bolały jak ciosy sztyletu.

– Przy tobie czuję się zniewolony, jakbym miał związane ręce. Pragnę czegoś innego, czegoś więcej. Mam prawo do tego, aby w końcu zaznać odrobiny szczęścia – stwierdził oschłym, obojętnym głosem.

Jego zachowanie sprawiało wrażenie, jakbym nic dla niego nie znaczyła. Kilka dni później po prostu spakował manatki i wyprowadził się z domu. Oświadczył, że zostawi mi mieszkanie, ale tylko pod warunkiem, że nie będę robić problemów w trakcie sprawy rozwodowej.

Miałam świadomość, że i tak nie uda mi się go utrzymać. Przyjaciele poinformowali mnie, że ona jest młodsza i ładniejsza ode mnie. Nie miałam z nią najmniejszych szans. Chociaż starałam się tego nie pokazywać, bardzo cierpiałam. Darzyłam męża ogromnym uczuciem; sądziłam, że pozostaniemy razem aż do śmierci.

Żeby zapomnieć o bólu, poświęciłam się pracy. Zostawałam po godzinach, brałam dodatkowe projekty. Przekonywałam siebie, że nic więcej mi nie potrzeba – ani Konrada, ani znajomych, ani nowych ludzi w moim życiu. Doszłam do wniosku, że najlepiej będzie mi w samotności.

Zbaraniałam totalnie

Kiedy znajomi zapraszali mnie na spotkanie w restauracji, mówiłam „nie”. Gdy przyjaciółki nalegały na babskie pogaduszki, tłumaczyłam się, że jestem zabiegana. To, że małżonek mnie porzucił, było dla mnie krępujące. Pragnęłam uniknąć litościwych spojrzeń i uwag typu: „Biedactwo, jak sobie dasz radę?” lub „Czas rozejrzeć się za kimś nowym”.

Po jakimś czasie smartfon kompletnie ucichł. Absolutnie nikt nie dzwonił, żeby mnie gdziekolwiek zaprosić. Byłam totalnie samotna. I to osamotnienie z każdym dniem stawało się coraz bardziej uciążliwe. Szczególnie w godzinach wieczornych. Tak samo jak dzisiaj.

Nawet nie spostrzegłam momentu, w którym opróżniłam butelkę. Podniosłam się z sofy i powlokłam w kierunku aneksu kuchennego. W jednej z szafek miałam ukrytą dodatkową butelkę. Na wszelki wypadek, gdyby przyszły ciężkie chwile.

Dzisiaj mam swoje święto, a jako prezent dostaję samotność. Już sięgałam po flaszkę schowaną w szafce, kiedy ni stąd ni zowąd rozległ się dźwięk dzwonka. „Żadnych gości się nie spodziewałam, nikogo przecież nie prosiłam, żeby wpadł. Kogo znowu licho przywiało?” – głowiłam się, idąc w stronę drzwi.

Na wycieraczce czekał Konrad. Jego jedną dłoń zapełniał pęk polnych kwiatów, a w drugiej dzierżył pudełko czekoladek w kształcie serca. Pod pachą ukrył także butelkę musującego wina.

– Najserdeczniejsze życzenia z okazji twojego święta – posłał mi jeden ze swoich firmowych, czarujących uśmiechów. – Wpuścisz mnie do środka? Nie wypada składać urodzinowych życzeń, stojąc w drzwiach…

Jeszcze miał pretensje!

Nim zdołałam cokolwiek zrobić, zręcznie mnie ominął, bezpardonowo wszedł do mieszkania i wygodnie rozparł się na sofie. Totalnie mnie zatkało. W tej chwili prędzej liczyłabym na wizytę czarta niż pojawienie się byłego męża… Po tym, jak się rozstaliśmy, spotkaliśmy się zaledwie parę razy. Podczas rozmów z prawnikiem, kiedy omawialiśmy kwestie związane z rozwodem, a później w sali sądowej. I to wszystko…

Czmychnęłam do toalety, żeby nieco się uspokoić i poukładać sobie wszystko w głowie. Momentalnie wytrzeźwiałam. Bezwiednie zerknęłam w zwierciadło i skrzywiłam się, widząc swoje odbicie. Rozczochrana fryzura, ani śladu makijażu, do tego ten nieszczęsny dres… Miałam do siebie pretensje, że zastał mnie w takim stanie. Jego wybranka serca z pewnością prezentuje się nienagannie w każdej sytuacji!

– Ty tutaj? – syknęłam, kiedy weszłam z powrotem do pokoju dziennego. – Nie spodziewałam się nikogo. A już na pewno nie ciebie.

Nic sobie nie robił z moich pretensji. Był taki pewny siebie, wręcz arogancki, co dodatkowo działało mi na nerwy. Palant!

– Uznałem, że nie powinnaś spędzać tego wyjątkowego dnia samotnie – stwierdził beztrosko. – Doszły mnie słuchy, że zrobiłaś się straszną samotniczką. Unikasz ludzi, nie wychodzisz z domu. Odcięłaś się od świata i zadręczasz się. Przyszło mi do głowy, że możesz mieć doła. I chyba trafiłem w sedno… – mówił dalej, rzucając mi wymowne spojrzenie.

Kipiałam z wściekłości

Nie dość, że wparował tu bez uprzedzenia, to jeszcze śmie wygłaszać uwagi na temat mojego wyglądu i samopoczucia! Najchętniej wyrzuciłabym go za próg. Ale jakoś zdołałam nad sobą zapanować. Coś mi nie pasowało w tej jego rzekomej trosce. Przeczuwałam, że musiało zajść coś przełomowego. Tylko co takiego?

– Dzięki za życzenia – bąknęłam. – A teraz mów, co cię tu naprawdę sprowadza? Czyżby Daria pogoniła cię z domu? Wylądowałeś na bruku?

Konrad wyraźnie poczuł się urażony. Najwyraźniej trafiłam w czułą strunę.

– Nieee, no to nie o to chodzi… – zaczął, szukając odpowiednich słów. – Stwierdziliśmy po prostu, że nie jesteśmy dla siebie stworzeni i zdecydowaliśmy, że koniec z nami.

– Stwierdziliście? A może raczej ona stwierdziła… – nie odpuszczałam.

– Okej, przyznaję, ona pierwsza rzuciła tekstem, że ma mnie powyżej uszu – przyznał w końcu, wzdychając. – Ale szczerze mówiąc, sam też miałem dość tego związku. Życie u jej boku to istna mordęga. Ciągle tylko imprezy. Za grosz poczucia obowiązku czy rodzinnego ciepła. Od kilku tygodni pomieszkuję u kumpla. No i co, zadowolona jesteś?

Muszę przyznać, że byłam wprost zachwycona! Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się tak cudownie. Jeszcze rok temu najchętniej udusiłabym tę Darię za to, że ukradła mi faceta. Ale teraz z radością bym ją wyściskała. „No proszę, zapowiadało się, że moje urodziny będą do bani, a tu taka fajna niespodzianka. Konradek się oparzył i strasznie cierpi… Ojej, jak mi smutno…” – przeszło mi przez myśl z wyrachowaną satysfakcją.

Opowiedział mi wszystko

Zdecydowałam, że nie będę okazywać radości, choć w środku skakałam z uciechy. Zależało mi na poznaniu wszystkich detali i planów mojego eks na przyszłość. Historia o jego miłosnej klęsce działała na mnie niczym kojący opatrunek na zranione serce. Każde jego cierpienie przyspieszało gojenie mojej rany.

Sięgnęłam więc do barku po kieliszki i nalałam do nich szampana. Wiedziałam z doświadczenia, że alkohol rozwiązuje mojemu byłemu język. Wychyliłam zaledwie parę łyczków. Konrad dokończył resztę. Opróżnił również butelkę wina, którą trzymałam w zanadrzu na trudniejsze chwile. Tak jak myślałam, kompletnie przestał się pilnować.

– Stwierdziła, że z pozoru nie ma we mnie nic złego, ale jestem zbyt sztywny i aspołeczny, by mogła ze mną być. Ale zaproponowała, że zostaniemy kumplami. No czy ty to słyszysz? – biadolił.

– Z pewnością przejąłeś się tą sytuacją – powiedziałam, starając się okazać zrozumienie.

– Nie ma co do tego wątpliwości! Miałem wrażenie, że jestem niechcianą zabawką, która po początkowym zauroczeniu ląduje na wysypisku śmieci – westchnął, a ja w głębi duszy parsknęłam śmiechem. Zdaję sobie sprawę, że cię zraniłem… – kontynuował. – Ale to było dla mnie jak kubeł zimnej wody. Zachowałem się jak skończony głupek, bez poczucia odpowiedzialności. Nie pojmuję, jak mogłem porzucić tak cudowną dziewczynę jak ty dla kogoś pokroju Darii…

Niech cierpi!

Tego dnia pod wieczór usłyszałam od niego tyle miłych rzeczy na swój temat, że aż mnie zatkało. Chyba nigdy wcześniej, odkąd byliśmy małżeństwem, nie zdarzyło mu się powiedzieć tyle dobrego o mnie. Konrad strasznie żałował i prosił, żebym mu wybaczyła. Mówił, że wszystko sobie poukładał w głowie i teraz już wie, że tak naprawdę tylko mnie kocha i nie wyobraża sobie życia beze mnie.

– Daj mi jeszcze jedną szansę, obiecaj, że to przemyślisz – prosił rozpaczliwie, kiedy dałam mu do zrozumienia, że pora już, żeby sobie poszedł.

Zapewne sądzicie, że dałam mu się omotać? Nic bardziej mylnego. Poradziłam sobie bez niego przez okrągły rok – poradzę sobie i przez kolejne lata! Nie jestem w stanie obdarzyć go ponownie zaufaniem. Skąd mam wiedzieć, czy za jakiś czas znów nie pojawi się na jego drodze jakaś Daria, która zawróci mu w głowie?

Poza tym mam wątpliwości co do jego zamiarów. Kto wie, może chce do mnie wrócić nie dlatego, że za mną tęskni, ale dlatego, że brakuje mu wygodnego życia, które wiódł u mojego boku? Wkrótce powiem mu: „Żegnaj”. Póki co jednak, będę go trzymać w niepewności. Niech wydzwania, błaga, łudzi się nadzieją… To będzie taka moja drobna vendetta. Niech pocierpi tak, jak ja cierpiałam swego czasu.

Katarzyna, 43 lata

Czytaj także:
„Sądziłam, że w pracy zdobyłam przyjaciół na śmierć i życie. Gdy wyleciałam na bruk, pokazali swoje prawdziwe oblicze”
„Chwaliłam się koleżankom, jaką mam zaradną córkę. Kaprys losu sprawił, że moja duma przerodziła się w zażenowanie”
„Eks uważał, że mam za małe ambicje jako księgowa. Wzięłam się w garść i teraz to on będzie nosił mi kawę do gabinetu”

Redakcja poleca

REKLAMA