„Myślałam, że tylko wakacje za granicą się liczą. Gdy zabrakło mi na nie kasy, doceniłam urok wsi”

kobieta w hamaku fot. Adobe Stock, iuricazac
„Mimo że do tej pory nie rozumiałam takiego sposobu spędzania urlopu, teraz się przekonałam. Cisza, spokój, liście poruszane przez wiatr, brzęczenie owadów, zapach kwiatów, owoce i warzywa do skosztowania prosto z grządek lub krzewów. Sądziłam, że będę szukać rozrywki w najbliższym mieście, ale wcale nie czułam takiej potrzeby”.
/ 16.06.2024 08:30
kobieta w hamaku fot. Adobe Stock, iuricazac

Dwa tygodnie spędzone w wiejskim domku bez żadnych rozrywek? Wydaje się to być koszmarnie nudne... Jednak nie dysponowałam funduszami na podróż za granicę, więc zdecydowałam się na tę przymusową opcję.

Lubię podróżować

Co roku wybierałam się na wakacje do innego kraju. Hiszpania, Włochy, południowa Francja, Wyspy Kanaryjskie, Cypr... Wybierałam aktywny odpoczynek. Odwiedzałam większość zabytków i muzeów od rana do nocy, próbując poznać lokalną kuchnię, zamiast zadowalać się niesmacznym jedzeniem hotelowym. To nie była najtańsza forma wakacji, ale była moją ulubioną.

Plan na to lato obejmował wycieczkę na Sycylię. Tęskniłam za włoskim słońcem, ale przede wszystkim za mieszkańcami tego kraju. Ich radość życia i prostota codziennych czynności, kuchnia, która podnosi do rangi sztuki użyte składniki, i język, który brzmi jak melodia. Już zaczęłam odliczać tygodnie do urlopu, dni do podróży, w zasadzie zaczęłam już się pakować, gdy wydarzyło się nieszczęście.

To był pech

Podczas letniej ulewy przepięcie prądu sprawiło, że w mgnieniu oka straciłam lodówkę, zmywarkę i pralkę. Na dobre – nie było sensu ich reperować. Fachowiec powiedział, że powinnam być szczęśliwa, ponieważ mogłam stracić dom w pożarze, co wiązałoby się z znacznie większymi kosztami.

– No niech to... – mamrotałam ze złości, ruszając do sklepu ze sprzętem. I tak oto skończyły się moje oszczędności na długo oczekiwane wakacje.

Moja przyjaciółka wysłuchała moich gorzkich narzekań na temat spędzania lata w mieście, w betonowej dżungli. Włoskie słońce i niebiański Adriatyk były na wyciągnięcie ręki, ale nie w tym roku.

Koleżanka miała dla mnie propozycję

– A co powiesz na domek mojej ciotki na wsi? – spytała niespodziewanie Alina.

– Co? O jakim domku mówisz?

Okoliczności sprawiły, że jej ciocia wyjeżdżała do uzdrowiska, dokładnie wtedy, kiedy ja miałam planowany urlop. Nikt nie mógł zaopiekować się jej domem, jako że była samotną wdową, nie miała dzieci, a Alina nie miała możliwości wziąć wolnego w tym okresie.

– To naprawdę proste. Musisz tylko nakarmić psa i kota, włączyć światło wieczorami, aby odstraszyć potencjalnych złodziei od pustego domu, podlać kwiaty i warzywa w ogrodzie. Rozumiem, że to nie jest typowy urlop dla ciebie, ale zawsze to coś. Wydostaniesz się z miasta, pooddychasz świeżym powietrzem, odpoczniesz... A do tego nie wydasz ani grosza.

Rzeczywiście, dotąd nie przepadałam za prowincjonalnym stylem życia, ale przecież to lepszego od niczego. Nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo. Poprosiłam Alinę, aby poinformowała ciocię i zapytała, czy się zgadza. Po upływie trzydziestu minut byłyśmy już dogadane.

Czekała mnie nuda na wsi

Rysowały się przede mną trzy tygodnie spokoju i monotonii na wsi, gdzie nic się nie dzieje, bo na rynku – jak Alina nazwała centrum tej dziury – znajdują się dwie sklepiki, szkoła i kościół. Tyle rozrywki. Nie byłam z tego zbyt zadowolona, ale nie narzekałam. Alina miała rację – zmiana otoczenia na pewno będzie dla mnie korzystna. Zatem spakowałam kilka książek i płyt, bo przyjaciółka ostrzegła, że mogą być tam problemy z internetem i wyjechałam.

Od razu zauroczył mnie malowniczy widok. Bezpośrednio po drugiej stronie trasy umiejscowione było maleńkie jezioro, a za nim rozciągał się las. Ach, pomyślałam, naprawdę urocze miejsce. Domek był niewielki. Przed nim rozciągał się ogród pełen barwnych kwiatów, a z tyłu znajdowały się grządki z warzywami. Ciocia Aliny przytuliła mnie, jakbym była jej krewną.

– Jak dobrze, że jesteś, dziewczyno! Bałabym się zostawić mój majątek bez opieki przez całe trzy tygodnie. Chodź, pokażę ci wszystko.

Było tu cicho i bardzo zielono

Mimo że dom był niepozorny, to jednak emanował ciepłem i był lśniąco czysty. Postawiłam mój bagaż w wyznaczonym dla mnie pokoju i poszłam obejrzeć pozostałe pomieszczenia. Kuchnia, łazienka – nic nadzwyczajnego. Za domem, obok małego warzywnika, znajdował się niewielki ogród pełen dojrzewających gruszek i jabłek.

Czuj się jak u siebie i korzystaj z tego, co ci się podoba. Oto hamak. Możesz się swobodnie kołysać, jest mocno umocowany. A tutaj są świeże warzywa. Możesz je zerwać i zjeść. Maliny również, bo inaczej opadną i tylko osy będą zadowolone. Nie mam basenu, ale niektórzy kąpią się w stawie. Jeżeli masz na to ochotę, wystarczy przejść przez drogę – oznajmiła.

Pomogłam pani Amelii w pakowaniu torby i walizki do samochodu. Następnie, machając do mnie z radością przez okno, odjechała, pozostawiając mnie samą. No, nie do końca, bo miałam towarzystwo czworonogów – psa o imieniu Felek i kota Filusia.

– Nie jestem pewna, kto was tak nazwał, ale naprawdę wam współczuję, chłopcy... – mruknęłam. – Więc co, od dzisiaj będziemy razem mieszkać. Jesteście zadowoleni? Poradzimy sobie?

Nie otrzymałam odpowiedzi.

Natura miała na mnie dobry wpływ

Początkowo czułam się nieswojo. Nie czułam się tu jak u siebie, ani jak w wynajętym miejscu, ale to uczucie stopniowo mijało. Postanowiłam wybrać się na długi spacer po okolicy, aby sprawdzić, co można tu zobaczyć, co warto odwiedzić... Nic. Chodziło o to, że spacer po lesie był naprawdę fajny, ale czy miałam chodzić na spacer codziennie? Czternaście razy tą samą ścieżką? Przyznałam, że pewnie zacznę się nudzić jak mops. Nie mając innych opcji rozrywkowych, skorzystałam z hamaka, rozłożyłam się na nim z książką, którą przywiozłam. Zasnęłam i to nawet nie wiem kiedy.

Od długiego czasu nie zdarzyło mi się zdrzemnąć w ciągu dnia. Nie jestem przecież małym dzieckiem, które musi odpoczywać po południu, ale muszę przyznać, że to było przyjemne odstępstwo od normy. Udało mi się zasnąć na świeżym powietrzu, które miało zupełnie inny zapach niż to miejskie. Słoneczne promienie delikatnie przebijały się przez liście drzew, a moje stopy dodatkowo ogrzewał miękki, mruczący kot o imieniu Filuś. To była naprawdę miła drzemka.

Czułam niepokój jedynie, myśląc o nadejściu nocy. Przecież byłam tam tylko ja, a do najbliższych domów było kilkaset metrów. Nie miałam męskiego wsparcia, bo stary Felek z pewnością bardziej by się za mną ukrył niż stanął w mojej obronie. Dodatkowo, kiedy nastała noc, zrobiło się zupełnie ciemno, ponieważ nie było tutaj latarni, neonowych tablic czy świateł sklepów. Pomimo tego zasnęłam natychmiast, kiedy położyłam głowę na poduszce, szczególnie że do snu ponownie usypiał mnie delikatny dźwięk mruczenia...

Czekała na mnie niespodzianka

Obudziła się rano i rzuciłam okiem na zegar. O rety! Nie mogłam uwierzyć, że spałam do dziesiątej! Na samym początku wskoczyłam z łóżka, jakbym była przestraszona... i wtedy przyszło mi na myśl, że przecież nie muszę się nigdzie spieszyć. Na dzisiaj nie mam zaplanowanej długiej listy zadań, nie ma żadnych muzeów, kościołów, zabytków do zobaczenia, szlaków do pokonania. Mogłam nadrobić zaległy sen z ostatnich kilku miesięcy.

Na ganku czekała na mnie torba z butelką mleka, słoikiem dżemu i chlebem, który tak cudownie pachniał świeżością i był tak chrupiący, że nie czułam potrzeby iść do kuchni po nóż. Ależ to była niespodzianka od jakiejś zaprzyjaźnionej sąsiadki! Odrywałam kawałki i od razu je zjadałam. Smakowały wyśmienicie! Podobnie jak rzodkiewki z grządek czy pomidory, które już dojrzewały. Nie wspominając o malinach, które zjadałam bezpośrednio z krzaka.

Zaczęłam doceniać spokój

Mimo że do tej pory nie rozumiałam takiego sposobu spędzania urlopu, teraz się przekonałam. Cisza, spokój, liście poruszane przez wiatr, brzęczenie owadów, zapach kwiatów, owoce i warzywa do skosztowania prosto z grządek lub krzewów. Sądziłam, że będę szukać rozrywki w najbliższym mieście, ale wcale nie czułam takiej potrzeby.

W tym momencie najwięcej satysfakcji dawało mi po prostu odpoczywanie. Spacerowałam lub wylegiwałam się na hamaku. Bawiłam się z psem lub głaskałam kota. Każdego dnia ktoś zostawiał na progu domu mleko i chleb, ale ponieważ spałam tak mocno, nigdy nie udało mi się zobaczyć tego dobrego człowieka. Wszystko tutaj miało inny smak. Mleko nie było pasteryzowane, tylko świeże od krowy, chleb nie był podkręcany różnego rodzaju dodatkami, a owoce i warzywa smakowały o wiele lepiej niż przysmaki ze słonecznej Italii.

Wiem, że tu wrócę

Trzy tygodnie minęły, a że czas płynął tutaj zaskakująco wolno, czułam się, jakbym spędziła tu dobre 2-3 miesiące. I nie żałowałam ani jednego dnia. Podczas pakowania rzeczy przed wyjazdem pani Amelia, która dopiero co wróciła z sanatorium, zapewniła mnie, że zawsze jestem u niej mile widziana.

– Jeżeli kiedykolwiek poczujesz potrzebę ucieczki od hałasu miasta, wystarczy tylko, że do mnie zadzwonisz, a ja przygotuję dla ciebie pokój.

Ten wyjazd wiele we mnie zmienił. Nadal tęsknię za odkrywaniem świata, ale od tej pory planuję przeplatać długie, intensywne podróże z odpoczynkiem na wsi. Czuję potrzebę drzemania w hamaku kołysanym w cieniu drzew, włóczenia się po lesie bez konkretnego celu, moczenia stóp w stawie i wszystkiego, co daje natura.

Karolina, 30 lat

Czytaj także:  „Spędziłam urlop w Tunezji z moim eks, bo szkoda mi było kasy. Trafiliśmy do jednego pokoju i tego samego łóżka”
„W smażalni nad Bałtykiem traktowali mnie jak zero. Ludzie myśleli, że jak kupią rybę z frytkami, to mogą mną pomiatać”
„Chciałam pomóc córce i zabrałam wnuki na wakacje do Mielna. Najadłam się wstydu i już nigdy tam nie wrócę”

Redakcja poleca

REKLAMA