Kiedy byłam mała, lubiłam zabawy w dom. Przewijałam i przebierałam lalki, chodziłam z wózeczkiem na spacery, miałam nawet piękny domek dla lalek. Jednak z biegiem czasu zaczęły mnie zajmować inne sprawy. W szkole przekonałam się o swoich uzdolnieniach w kierunku nauk ścisłych, wzięłam się więc ostro do nauki, startując w licznych konkursach i olimpiadach przedmiotowych. Wróżono mi nawet karierę naukowca.
Ja sama nie byłam przekonana do końca, co chcę w życiu robić. Studia wybrałam trochę na oślep, a w znalezieniu po nich dobrze płatnej pracy pomógł mi zwyczajnie przypadek. Generalnie w wielu sprawach w życiu działałam intuicyjnie i dobrze na tym wychodziłam. Jak mawiała o mnie jedna z ciotek „zawsze miałam więcej szczęścia niż rozumu”. I może faktycznie coś w tym było.
Robert był dobrą partią
Gdy pod koniec studiów poznałam Roberta, jakiś wewnętrzny głos mówił mi, że dalej szukać już nie muszę. To właśnie z całą pewnością jest ten człowiek, z którym powinnam założyć rodzinę, być szczęśliwa i zestarzeć się przy nim. Oczywiście, do starzenia się było mi daleko, niemniej wizja wspólnej spokojnej starości w odległej przyszłości gdzieś tam mi w myślach zamajaczyła.
Robert był ode mnie trochę starszy, a w chwili gdy go poznałam właśnie zaczynał karierę dobrze zapowiadającego się naukowca. Nie powiem, imponowało mi to, że ktoś taki jak on, zainteresował się kimś takim jak ja. Niby niczego mi nie brakowało, ale jednak poczucie własnej wartości miałam nieco zaniżone. Gdy więc przedstawiłam swojego narzeczonego mamie, ta nie posiadała się z radości i powiedziała wręcz, że da na mszę dziękczynną, że znalazłam taką dobrą partię.
Nigdy nie dopytywałam mojego przyszłego męża o jego przeszłość. Wiedziałam, że była już w jego życiu kobieta, ale rozstali się w dość burzliwy sposób. Kim była, jak długo byli w związku i dlaczego się rozstali – tego nie wiedziałam. Czy gdybym wtedy poznała prawdę, moje życie potoczyłoby się inaczej? Szczerze wątpię. Kochałam Roberta bezgranicznie, wiedziałam, że chcę z nim spędzić resztę życia i nie interesowała mnie jego przeszłość.
Założyliśmy rodzinę, tzn. wzięliśmy ślub (mama uparła się przy kościelnym, nam na tym kompletnie nie zależało, białą suknię z welonem założyłam bardziej dla rodziny, niż dlatego, że jej pragnęłam) i związaliśmy się na lata umową kredytową na dom. Po ślubie wyjechaliśmy na kilka dni w tropiki, na miesiąc miodowy, a potem każde z nas wróciło do swoich zawodowych obowiązków.
Poświęcaliśmy się pracy
Robert robił karierę naukową – i musiał pracować nad czymś naprawdę fascynującym, bo opowiadał mi o postępach tych prac z wypiekami na twarzy. Ja po cichutku zdobywałam zaufanie swoich szefów w firmie i stopniowo pięłam się po szczeblach awansowej drabinki. Nie chwaliłam się tym przed mężem – nie lubiłam się chwalić, a i uważałam, że czymże są moje drobne sukcesy w porównaniu z epokowymi odkryciami naukowego zespołu Roberta.
Przyszedł jednak czas, gdy mama zaczęła dopytywać o wnuki, a coraz więcej moich znajomych albo spędzało w domu czas z potomstwem na urlopach macierzyńskich, albo właśnie wracało do pracy oddawszy dzieci do żłobka, przedszkola lub pod opiekę niani czy babci. Pomyślałam, że może to faktycznie dobry moment i podjęłam rozmowę z mężem na ten temat.
Dziwnie zareagował na pytanie o dzieci
– Nigdy jakoś nie rozmawialiśmy na temat dzieci… – zaczęłam, gładząc Roberta po prawej brwi.
Odniosłam wrażenie, że twarz mu lekko stężała, ale może to było tylko złudzenie.
– Bo i o czym tu rozmawiać? – rzucił lekko, jakby od niechcenia.
– Wiesz, bo ja tak naprawdę nie wiem, czy ty byś chciał mieć dzieci.
– A ty? Chciałabyś? – natychmiast odbił piłeczkę.
– Tak. Nie zastanawiałam się nad tym wcześniej, ale wydaje mi się, że to właściwy moment. Wiesz, zegar biologiczny, te sprawy.
– Tak, tak, wiem, zegar tyka, młodsza nie będę, jak nie teraz to kiedy… Aż dziwne, że te zaklęcia wciąż działają.
– A co, uważasz, że posiadanie dzieci jest przereklamowane?
– Poniekąd. Strasznie dużo szumu ludzie wokół tego robią. A przecież nie każdy musi zostać rodzicem.
– Sugerujesz, że nie powinniśmy się starać o dziecko?
– Ależ nic takiego nie powiedziałem! Zresztą… takie starania to całkiem fajne są, z tego co wiem – rzekł, odwracając się w moją stronę.
No to przystąpiliśmy do starań.
Nie mogłam zajść w ciążę
Mijały tygodnie, potem miesiące, a w naszym życiu nic się nie zmieniało. To znaczy zmieniało się wiele: Robert zakończył sukcesem projekt, nad którym pracował i szykował się do rozpoczęcia nowego projektu badawczego, ja natomiast awansowałam po raz kolejny. Niemniej testy ciążowe leżały bezużytecznie w szufladzie, gdyż miesiączkowałam nadzwyczaj regularnie.
Postanowiłam nawet udać się do innego lekarza, bo może mój ginekolog po prostu nie widział u mnie tego czegoś, co przeszkadzało mi w zajściu w ciążę. Ale nawet polecony przez przyjaciółkę specjalista stwierdził, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, wyniki mam książkowe i on nie jest w stanie nic więcej poradzić. Zasugerował, bym namówiła męża na badania, ale nie potraktowałam tego poważnie.
Gdy skończyłam trzydziestkę, moja chęć posiadania potomstwa zaczęła jakby maleć. Owszem, „starania” o dziecko były bardzo przyjemne, ale ich wynik coraz mniej mnie emocjonował. Gdzieś w głębi duszy uwierzyłam w to, że nie jest mi dane zostać mamą. O dziwo, całkiem łatwo się z tym pogodziłam. I nawet nie zauważyłam, kiedy ogień w naszej sypialni zaczął zanikać.
Ten romans był niespodziewany
Trzy lata później postanowiłam po raz pierwszy wyjechać na urlop bez męża. Robert lubił zwiedzanie, a ja chciałam choć raz pojechać w miejsce, gdzie będę mogła wylegiwać się leniwie nad brzegiem morza lub oceanu, słuchać szumu fal i pozwalać słońcu malować moje ciało na brąz. Trafiłam na świetną okazję last minute i praktycznie z dnia na dzień spakowałam walizkę i wyjechałam.
Nawet nie pamiętam, jak miał na imię przystojniak, który tak mnie oczarował, że zapomniałam o całym świecie. Jakie on miał ciało!... A jaki był świetny w łóżku… Do dziś przechodzą mnie ciarki, gdy sobie przypomnę te chwile namiętności. Oczywiście, nie byłam pierwszą naiwną, wiedziałam, że o uczuciach nie ma mowy. Ale nigdy w życiu nie było mi tak dobrze, jak wtedy, w ramionach tego przystojniaka.
Zaszłam w ciążę
Gdy kilka tygodni po powrocie do domu zauważyłam, że okres mi się spóźnia, niczego jeszcze nie podejrzewałam. Złożyłam to na karb zmiany klimatu, podróży samolotem, albo po prostu zmian zachodzących w moim organizmie. Dla świętego spokoju kupiłam jednak test ciążowy. Zrobiłam go i chwilę później z niedowierzaniem patrzyłam na dwie kreski, które wyraźnie wskazywał. „W ciąży? Jestem w ciąży? Przecież to niemożliwe!” – myślałam.
Mój lekarz potwierdził, że będę miała dziecko.
– Gratuluję, wreszcie się udało. Rzeczywiście jest pani w ciąży.
– Ale panie doktorze, jak to możliwe?
– Przecież zawsze pani powtarzałem, że z pani zdrowiem jest wszystko w porządku.
– To dlaczego przez tyle lat nie udawało mi się zajść w ciążę?
– Przypuszczam, że zna pani odpowiedź na to pytanie… – uśmiechnął się tajemniczo, a ja zaczęłam się zastanawiać, skąd wie.
Jakiś czas później poinformowałam Roberta, że będziemy mieli dziecko. Spojrzał na mnie bez większych emocji i powiedział, że bardzo się cieszy. Ton jego głosu co prawda tego nie potwierdzał, ja jednak postanowiłam sobie nie zaprzątać tym głowy. Zadbałam o to, by nie miał podstaw przypuszczać, że to nie on jest ojcem. Tak mi się przynajmniej wydawało
Poznałam prawdę o mężu
W pewne majowe przedpołudnie wybrałam się z Tymkiem na spacer. Mój synek właśnie kończył roczek. Oczy miał jak dwa węgielki i uśmiechał się zupełnie tak samo, jak ten przystojniak na wczasach… Przysiedliśmy na ławce, a chwilę później obok mnie usiadła piękna kobieta o dużych, sarnich oczach.
– Jesteś żoną Roberta? – zapytała bez żadnych wstępów.
– Tak, skąd pani wie? – zdziwiłam się.
– Znany naukowiec, piękna żona, trudno byłoby ten fakt przeoczyć… Anka jestem! – powiedziała, wyciągając do mnie rękę.
– Justyna – odpowiedziałam machinalnie.
– Robert nie ma nic przeciwko temu, że wychowuje nie swoje dziecko? – zapytała.
– Słucham? – miałam wrażenie, że wie o mnie bardzo dużo.
– Nie opowiadał ci o mnie, prawda?
– Jesteś jego byłą?... – elementy układanki zaczynały do siebie pasować.
– Tak. Rozstaliśmy się, bo bardzo chciałam mieć dzieci. A Robert zapomniał powiedzieć mi, że nie może mieć dzieci. Jak się domyślasz, bez trudu uzyskałam unieważnienie małżeństwa…
W jednej chwili zrozumiałam wszystko. A najbardziej to, dlaczego mój mąż kupił bajeczkę o tym, że zostanie ojcem. Musiałby się przyznać, że lata temu zataił przede mną prawdę. Ot, i mamy remis.
Justyna, 35 lat
Czytaj także: „Siostra zrobiła ze mnie opiekunkę na pełny etat. Zmieniam jej dzieciakom pieluchy, a ona lata do kosmetyczki”
„Przyjaciółka żony panoszy się w naszym domu jak zaraza. Gotuje obiadki, pierze moje gacie i planuje nam rozrywki”
„Mój mąż bardziej kocha ryby niż mnie. Woli moczyć kije w obślizgłym bagnie niż spędzać czas w domowym zaciszu”