„Myślałam, że mój szef to niezdobyta twierdza. Ale nawet najlepiej strzeżony fort można podbić podstępem”

kobieta fot. iStock by Getty Images, fotostorm
„Były powody, by sądzić, że coś do mnie czuje. Niejednokrotnie łapałam go na tym, jak odprowadza mnie spojrzeniem. Uśmiechałam się, by dodać mu odwagi. On jednak tchórzył i wycofywał się. Nie potrafiłam tego pojąć”.
/ 15.07.2024 11:15
kobieta fot. iStock by Getty Images, fotostorm

Od samego rana byłam na nogach, szykując się do ważnego wydarzenia. Dziś miało nastąpić uroczyste otwarcie nowego skrzydła szpitala, w którym znajduje się znakomicie wyposażony oddział chirurgii jednego dnia.

Chciałam to usłyszeć

Ludzie byli zdumieni, że udało mi się zrealizować ten projekt od początku do końca w zaledwie półtora roku. Cóż, ciężko na to pracowałam, harując po kilkanaście godzin na dobę, rezygnując z urlopu, całkowicie skupiona na tym przedsięwzięciu.

W dniu inauguracji obudziłam się bladym świtem. Stojąc przed lustrem, powoli przemieniałam się z przeciętnej, pucułowatej kobiety w dość atrakcyjną panią. Co chwilę spoglądałam na zegarek. Musiałam się sprężać. Zgodnie z moim planem powinnam najpóźniej kwadrans po dziesiątej opuścić mieszkanie.

Z uśmiechem na twarzy zmierzałam w stronę parkingu, rozmyślając o komplementach, które na pewno usłyszę:

– Och, pani Bożeno, jest pani jak zawsze niezastąpiona! Niezawodna!

Był nieosiągalny

Uwielbiałam słuchać tego typu pochwał, a najbardziej cieszyły mnie te padające z ust szefa przychodni. Zajmowałam się kwestiami związanymi z administracją i inwestycjami, a trzeba przyznać, że szło mi świetnie. Chociaż współpracowaliśmy ze sobą już od trzech lat, dyrektor wciąż zwracał się do mnie dość formalnie, „pani Bożeno”. Moja intuicja jednak podpowiadała mi, że mu się podobam.

Od pięciu lat żył samotnie, gdyż jego ukochana żona zmarła po długiej walce z chorobą nowotworową. Małżeństwo nie doczekało się potomstwa. Przystojniak o regularnych rysach i błękitnych oczach robił niesamowite wrażenie na płci pięknej. Moja skuteczna praca w administracji sprawiła, że on mógł oddać się w pełni swojemu zamiłowaniu do laryngologii.

Pędząc na uroczystą inaugurację, snułam wizje, jak będzie mi dziękował. Ale podczas rozmyślań… raptem zahaczyłam nogą o nierówny chodnik i runęłam jak kłoda! Coś strzeliło mi w przegubie. Próbowałam wstać, ale nie miałam siły. Zbadałam dłoń i aż jęknęłam. Ale koszmarnie bolało!

– No super – bąknęłam pod nosem. – Kto teraz wesprze szefa podczas inauguracji?

Co za pech…

Wokoło ani żywej duszy, do której można by zwrócić się po ratunek. Zdrową dłonią chwyciłam komórkę i zamówiłam taksówkę. Zerknęłam na swój wygląd – podziurawione pończochy, ubrudzona sukienka, coraz bardziej opuchnięta ręka… Kiepsko to wygląda.

Piętnaście minut przed oficjalną uroczystością otwarcia nowo wybudowanego skrzydła przychodni udało mi się niepostrzeżenie wśliznąć bocznym wejściem. Całe szczęście, że nikt mnie nie zauważył, gdyż tłum gości oczekiwał już w przestronnym foyer pawilonu. W zaciszu swojego gabinetu pospiesznie zmieniłam ubranie na zapasową marynarkę, którą zawsze przezornie tam przechowywałam.

Przebranie się nie należało do najprostszych zadań, ale jakoś sobie poradziłam. Kiedy wychodziłam, wpadłam na samego dyrektora placówki, zmierzającego akurat w kierunku moich drzwi.

– Cześć, szefie! – przywitałam się, wesoło wymachując sprawną dłonią, a tę opuchniętą chowając za sobą.

– Miałem obawy, że przydarzyło się pani coś złego…

– Naprawdę się pan o mnie martwił?

Jak da sobie radę?

Poczułam przyjemne uczucie w piersi. Bez wątpienia coś do niego czułam. Lazurowy krawat idealnie pasował do barwy jego tęczówek.

– Mam tu istny młyn, pani Bożeno! Szychy z ratusza, proboszcz, który ma pobłogosławić budynek. Jak to wszystko ogarnąć? – podrapał się w posiwiałą skroń.

– Poradzimy sobie. Niech pan się nie przejmuje – zapewniłam go, uśmiechając się jak zwykle.

W tym momencie przeszył mnie przeraźliwy ból w przegubie ręki. Zupełnie jak po ukłuciu igłą. Straciłam na chwilę równowagę, ale dyrektor w porę mnie złapał. Jego ręce były niezwykle miękkie i przyjemne w dotyku…

– Wszystko w porządku? – zapytał, przyglądając mi się uważnie, a ja spłonęłam rumieńcem.

– To ze stresu – odparłam z westchnieniem.

– Proszę maksymalnie skrócić przemowę – rzucił na odchodne.

Zrobiłam to, ale przecież nie dało się na inauguracji pominąć wkładu szefa, odpuścić sobie wyróżnienia fachowców, zapomnieć o podziękowaniu włodarzom za pieniądze. No i tak gadka zamiast trzech zdań ciągnęła się z kwadrans.

Zbierałam się w sobie, żeby utrzymać wyprostowaną sylwetkę i nie przestać się uśmiechać. W momencie, gdy nastąpiło poświęcenie nowego budynku, odruchowo szukałam czegoś, o co mogłabym się oprzeć plecami.

Usłyszałam głos dyrektora

– Proszę zaraz udać się do gabinetu lekarskiego – powiedział cicho. – Niech ktoś zajmie się pani prawym nadgarstkiem, który tak zręcznie pani próbuje ukryć przede mną w rękawie.

Wsparłam się na przełożonym. Później wszystko zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zemdlałam. Pewnie chwila minęła nim znów otworzyłam oczy. Kiedy to zrobiłam, nade mną stał Emil, nasz ortopeda, i grzebał coś przy mojej kończynie.

– Masz teraz śliczny opatrunek z gipsu – rzucił z uśmiechem, a następnie podał mi rękę, bym mogła się podnieść.

Rozejrzałam się dookoła i ku mojemu zaskoczeniu dotarło do mnie, że jestem w nowym budynku. Na oddziale chirurgicznym!

– Dlaczego trafiłam do tego miejsca, zamiast do zwykłej przychodni? – zwróciłam się do lekarza prowadzącego.

– Kość była złamana i przesunięta – wyjaśnił mi spokojnie. – Konieczna była natychmiastowa operacja. Miałaś zaszczyt zainaugurować działalność tego oddziału, moja droga.

– Chyba sobie ze mnie kpisz! – byłam totalnie zaskoczona.

– Wszystko potoczyło się w mgnieniu oka…

Kazał mi wypocząć

Do pomieszczenia zajrzał dyrektor, a ja poczułam, jak oblewa mnie fala wstydu.

Bardzo mi przykro, szefie – powiedziałam ledwo słyszalnym głosem. – Naprawdę przepraszam.

Popatrzył na mnie życzliwie.

– Nic takiego się nie stało. Ceremonia przebiegła naprawdę dobrze. Jest pani niezastąpiona – usłyszałam od niego pochwałę, dokładnie taką, o jakiej wcześniej marzyłam.

Momentalnie odczułam, że wróciło mi zdrowie i mam siły, by zakasać rękawy.

– Oddział już działa, chorzy są usatysfakcjonowani, a kierowniczka wzięła zwolnienie lekarskie – lekarz Emil sprowadził mnie na ziemię.

– Dam radę pracować, nawet z tą ręką w gipsie – mężnie zapewniłam przełożonego.

Zastanawiałam się, czy doceni mój trud. W końcu ostatnimi czasy tak się dla niego starałam! Zależało mi na poprawie naszych kontaktów, marzyłam o tym, żeby wreszcie zaszła między nami jakaś zmiana… Były powody, by sądzić, że coś do mnie czuje. Niejednokrotnie łapałam go na tym, jak odprowadza mnie spojrzeniem. Uśmiechałam się, by dodać mu odwagi. On jednak tchórzył i wycofywał się. Nie potrafiłam tego pojąć.

– Za dwa tygodnie masz wizytę kontrolną – ortopeda przybił pieczęć na druku L4 i podał mi świstek. – Sprawdzimy, czy kości ładnie się zrastają.

Coś się zmieniło

– A co z wami? Dacie radę beze mnie? – zapytałam, martwiąc się przede wszystkim o pryncypała.

Mój szef tylko się łagodnie uśmiechnął i odparł kojąco:

– Zmniejszę liczbę pacjentów i zajmę się zarządzaniem.

– Jakby coś było niejasne, proszę się kontaktować. O każdej godzinie.

– Życzę pani rychłego powrotu do zdrowia – opukał gips na mojej ręce.

Nie zdążyłam nawet pisnąć słowa, a on już ujął mnie pod rękę. Opuściliśmy szpital ramię w ramię, a następnie dyrektor podwiózł mnie swoim autem do domu.

– Niech pani porządnie odpoczywa podczas tego zwolnienia, nadrabiając wszelkie zaległości w relaksie. To polecenie służbowe– rzucił.

– Słowo! – odparłam z uśmiechem. – Zamierzam połykać zaplanowane do czytania lektury, na które wcześniej brakowało mi chwili.

Zwykle poważny wyraz jego twarzy niespodziewanie złagodniał, a spojrzenie rozbłysło jak para robaczków świętojańskich. Zaskakując mnie, przysunął się bliżej i oznajmił:

– Nie zdaje sobie pani sprawy, jak bardzo jest mi pani niezbędna, pani Bożeno.

Kompletnie zbiło mnie to z pantałyku, co nie zdarzyło mi się od wielu lat

– Czy mógłbym zaproponować, abyśmy zwracali się do siebie po imieniu? – zasugerował, a następnie musnął ustami moją zdrową, lewą dłoń. – Mam na imię Staszek.

Wzruszyłam się

Od tak dawna wypatrywałam tego momentu…

– Bożena – odezwałam się, ledwo panując nad drżącym głosem.

– Jakby co, to daj znać telefonicznie. Przyjadę w każdej chwili – oznajmił, gdy przekręcał za mnie klucz w zamku.

Gdy wchodził do auta, pomachał mi. Nigdy wcześniej nie widziałam go w tak doskonałym humorze. Zastanawiałam się, skąd wzięła się u niego taka odwaga. Nagle, spoglądając na moją dłoń w gipsie, zrozumiałam wszystko…

Nie byłam już twardą kierowniczką, bez której nic się nie może wydarzyć, a jedynie drobną, delikatną istotą, potrzebującą wsparcia faceta! To właśnie sprawiło, że w końcu poczuł się jak prawdziwy mężczyzna, a nie tylko mój przełożony! No cóż, wezmę sobie to do serca i na przyszłość będę o tym pamiętać…

Bożena , 47 lat

Czytaj także:
„Żona robiła obiady, a kochanka dogadzała mi w łóżku. Przez 2 lata prowadziłem życie idealne, aż się pomyliłem”
„Kochanek żony reanimował nasze małżeństwo. Gdy zażądał od niej kasy, migiem wróciła na stare śmieci”
„Wakacje na wsi były naszą oazą spokoju, ale odkryłam, że to będzie ostatnie takie lato. Dziadkowie byli w kropce”

Redakcja poleca

REKLAMA