Już od najmłodszych lat marzyłam o bogatym i dostatnim życiu. Jako dziecko doświadczyłam niedostatku, gdyż naszych rodziców nie było stać na bardzo wiele rzeczy. Zazdrościłam koleżankom ładnych ciuchów, pięknych zabawek i nowoczesnych telefonów. Ja nie miałam nic takiego. Dlatego obiecałam sobie, że zrobię wszystko, aby w dorosłym życiu niczego mi nie brakowało. I to osiągnęłam. Jednak po drodze zapomniałam, że w życiu najważniejsza jest rodzina, bliskość i miłość.
Dzieciństwo dało mi mocno w kość
Odkąd pamiętam, to w naszym domu wszystkiego brakowało. Razem z dwiema siostrami chodziłyśmy w używanych ciuchach, jadłyśmy najtańszy chleb z margaryną, a wakacje spędzałyśmy u dziadków na wsi. O komputerze mogłyśmy zapomnieć, a markowe gadżety czy modne ciuchy znajdowały się jedynie w sferze marzeń. I chociaż w moim dzieciństwie nie było żadnych nieszczęść czy dramatów, to ja zapamiętałam je jako jeden z najgorszych okresów w moim życiu.
– Nie nadajesz się do naszej paczki – usłyszałam pod koniec szkoły podstawowej.
Powiedziała to Kamila – szkolna piękność i przywódczyni grupy składającej się z najbardziej popularnych dziewczyn. Ja dopiero do niej aspirowałam i przez chwilę miałam nadzieję, że dołączę do tego grona.
– Dlaczego? – zapytałam.
Kamila spojrzała na mnie z wyższością tak charakterystyczną dla pięknych i bogatych.
– Spójrz na siebie – prychnęła. – Ciuchy z lumpeksu, stare trampki i plecak po starszej siostrze. I jeszcze ten telefon, który pamięta czasy średniowiecza – powiedziała z pogardą w głosie.
I nawet jeżeli chciałam jej odpowiedzieć, że w średniowieczu nie było komórek, to ostatecznie zabrakło mi odwagi. W sumie to Kamila miała rację. Odstawałam od większości dzieciaków. Byłam biedna, a w szkole była to swego rodzaju stygmatyzacja.
Kamila nie była jedyna, która wytykała mi to, że nie pochodzę z bogatszej rodziny. Największy przystojniak w klasie wyzywał mnie od wieśniaczek, a dziewczynka, z którą przyjaźniłam się w młodszych klasach, poinformowała mnie, że nie będzie zadawać się z biedaczką. I chociaż próbowałam wmawiać sobie, że mam to w nosie, to było mi najzwyczajniej w świecie przykro. Byłam tylko dzieckiem, a przecież każde dziecko potrzebuje akceptacji i zrozumienia ze strony rówieśników. Ja nie mogłam na to liczyć.
Obiecałam sobie, że osiągnę w życiu sukces
Jeszcze w szkole podstawowej obiecałam sobie, że postaram się, aby moje dorosłe życie wyglądało zupełnie inaczej. Jeszcze będę szczęśliwa.
– Zrobię wszystko, aby mieć dużo pieniędzy – powiedziałam pewnego dnia swojej starszej siostrze. Ona spojrzała na mnie jak na naiwniaczkę i popukała się palcem w głowę.
– Pieniądze nie są w życiu najważniejsze – powiedziała.
Pewnie, łatwo było jej tak mówić. Ona – jako najstarsza z całego rodzeństwa – miała wszystko nowe. I to nie ona musiała wysłuchiwać docinek i złośliwości ze strony innych dzieciaków.
– Jeszcze zobaczysz – odgrażałam się.
I przez kolejne lata robiłam wszystko, aby osiągnąć swój cel. Już w szkole średniej spędzałam całe dnie na nauce, aby tylko dobrze zdać maturę i dostać się na wymarzone studia. Dodatkowo samodzielnie uczyłam się języków obcych, bo naszych rodziców nie było stać na prywatnego nauczyciela bądź szkołę języków obcych. I chociaż przez to wszystko nie miałam zupełnie życia prywatnego, to wcale się tym nie przejmowałam.
Wiedziałam, że bez względu na wszystko muszę osiągnąć swój cel. A znajomi? Dla większości z nich i tak nie byłam towarzysko atrakcyjna, więc nie zabiegali o moją obecność. A mnie to nie przeszkadzało. Zamiast wysłuchiwać docinek o mojej biedzie, wolałam poświęcić ten czas na naukę. „Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni” – odgrażałam się w myślach. I wbrew wszystkiemu osiągnęłam swój cel.
Pięłam się po szczeblach zawodowej kariery
Moja ciężka praca przyniosła rezultaty. Doskonale zdana matura zapewniła mi indeks wymarzonej uczelni, a świetne wyniki w nauce wkrótce umożliwiły rozpoczęcie stażu w międzynarodowej korporacji. I to właśnie w niej postawiłam swoje pierwsze zawodowe kroki.
– Jesteśmy z pani bardzo zadowoleni – powiedział mi mój bezpośredni przełożony. Właśnie skończyłam bezpłatny staż, który wprawdzie nie poprawił stanu mojego konta, ale za to umożliwił mi zdobycie tak cennego doświadczenia. A uczelniane stypendium i praca w knajpie pozwalała mi na wiązanie końca z końcem.
– Bardzo mi miło – odpowiedziałam szczerze.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to początek czegoś większego. Mój szef zaproponował mi umowę i wypłatę na takim poziomie, który w tamtym momencie wydawał mi się olbrzymim bogactwem. Sama nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście.
Postanowiłam, że odpłacę się firmie za jej hojność. Od dnia podpisania umowy spędzałam w niej całe dnie, a nierzadko także weekendy. Byłam na każde zawołanie szefa, a żadne wyzwanie nie było zbyt trudne. W pewnym momencie miałam wrażenie, że firma stała się moim drugim domem.
To wszystko miało swoje konsekwencje. Z jednej strony pięłam się po szczeblach kariery i zarabiałam coraz większe pieniądze, ale z drugiej – całkowicie straciłam swoje życie prywatne.
– Idziesz z nami na drinka? – zapytała mnie koleżanka, która właśnie wkładała płaszcz.
Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że jest już późny wieczór.
– Nie dzisiaj – odpowiedziałam. – Mam jeszcze sporo pracy.
Marta spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
– Daj spokój – powiedziała. – Jest piątek. A w piątek nie powinno się spędzać wieczoru w pracy – dodała.
To wydawało się oczywiste. U mnie jednak sytuacja przedstawiała się zgoła inaczej. Po pierwsze musiałam zostać w biurze i dokończyć projekt, bo według mnie nikt nie zrobiłby tego tak dobrze jak ja. Ale nie chodziło tylko o to. I tak nie miałam z kim spędzić tego wieczoru. Odkąd wpadłam w wir kariery, to prowadziłam samotnicze życie. Dom, praca, praca, dom, od czasu do czasu małe zakupy – tak wyglądała moja rzeczywistość.
– Może innym razem – powiedziałam koleżance.
Marta tylko wzruszyła ramionami, a ja odprowadziłam ją tęsknym wzrokiem. W głębi duszy żałowałam, że nie poszłam z nimi. Ale z drugiej strony nie mogłam odpuścić pracy, bo to właśnie ona stanowiła sens mojego życia.
Zrozumiałam, że nie kupię rodziny i przyjaciół
W ciągu kilku lat osiągnęłam wszystko to, o czym marzyłam w dzieciństwie. Miałam przestronny i nowoczesny apartament, dobry samochód i smartfon najmodniejszej marki. Dodatkowo było mnie stać na markowe ciuchy, luksusowe kosmetyki i zagraniczne wycieczki. „I kto jest teraz górą?” – pytałam swojego odbicia w lustrze. W tamtym momencie chciałam spotkać wszystkie te dziewczyny ze szkoły, które mi dokuczały.
I pewnego dnia doszło do takiego spotkania. Idąc przez park, zobaczyłam grupkę roześmianych kobiet.
– Magda? – usłyszałam zdziwiony głos.
Odwróciłam się powoli i przyjrzałam się dokładniej tym kobietom. To były moje koleżanki ze szkoły, które wyśmiewały się ze mnie. I wszystkie wpatrywały się we mnie ze zdziwionym wyrazem twarzy.
– O, cześć – powiedziałam nonszalancko. Jednocześnie, niby przypadkiem, wyciągnęłam kluczyki do mojego luksusowego auta i portfel drogiej marki. „Niech widzą, jak teraz żyję” – pomyślałam złośliwie.
– Ależ się ustawiłaś – usłyszałam głos jednej z nich. To była Kamila – dziewczyna, która w dawnych czasach dokuczała mi najbardziej.
Uśmiechnęłam się, nic nie mówiąc. A wtedy mój wzrok padł na wózek, który prowadziła przed sobą. Spojrzałam na malucha, który z uwagą obserwował świat i uśmiechał się od ucha. Poczułam ukłucie w sercu.
– Jak ma na imię? – zapytałam obojętnie.
– Kubuś – odpowiedziała Kamila. – I jest największą miłością mojego życia. – dodała.
A potem wzięła malucha na ręce i mocno go przytuliła. A ja w jej oczach zobaczyłam najczystszą miłość. Jej nie obchodziły moje pieniądze. Ją obchodziło tylko to, że może tulić to maleństwo.
Szybko pożegnałam się z dawną koleżanką. W jednej sekundzie zrozumiałam, że ona znowu ma lepiej ode mnie. Ma coś, czego ja nie mam – rodzinę.
Zrozumiałam, że kariera nie zastąpi miłości
Wróciłam do pustego i cichego domu. Usiadłam na kanapie z kieliszkiem wina i zaczęłam zastanawiać się, co w moim życiu poszło nie tak. Przecież osiągnęłam sukces, o którym zawsze marzyłam. „Ale czy na pewno to jest w życiu najważniejsze?” – pomyślałam.
Wiedziałam już, że nie. Już od jakiegoś czasu zaczęłam tęsknić za miłością i bliskością. A każde spotkanie szczęśliwej rodziny tylko pogłębiało tę tęsknotę. Kiedyś wydawało mi się, że najważniejsze w życiu są pieniądze. Z czasem zaczęłam zmieniać zdanie. W moich marzeniach zaczęła pojawiać się rodzina – mąż, dzieci, pies i domek z ogródkiem. Ale do stworzenia tego potrzebowałam drugiej osoby. Osoby, której nie miałam.
Przez wszystkie lata budowania kariery w ogóle nie interesowałam się innymi ludźmi. Nie zwracałam uwagi na mężczyzn, którzy byli dla mnie jedynie konkurentami w pięciu się po szczeblach kariery. A teraz co? Zostałam zupełnie sama. Nie mam rodziny, nie ma dzieci i nie mam przyjaciół. Mam jedynie luksusowy apartament, w którym spędzam wieczory zupełnie sama. A najgorsze z tego wszystkiego jest to, że obawiam się, że to już się nie zmieni.
Magdalena, 35 lat
Czytaj także:
„Sądziłam, że w pracy zdobyłam przyjaciół na śmierć i życie. Gdy wyleciałam na bruk, pokazali swoje prawdziwe oblicze”
„Chwaliłam się koleżankom, jaką mam zaradną córkę. Kaprys losu sprawił, że moja duma przerodziła się w zażenowanie”
„Eks uważał, że mam za małe ambicje jako księgowa. Wzięłam się w garść i teraz to on będzie nosił mi kawę do gabinetu”