„Myślałam, że 2025 rok przyniesie mi szczęście. A ja już na Dzień Babci dostałam niespodziankę, której nic nie przebije”

zszokowana kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Miałam wrażenie, że za sekundę zapadnę się pod ziemię. Maciek zaczął spotykać się z Olą w pierwszej klasie ogólniaka. Od tamtej pory byli nierozłączni. Lubiłam ją, bo to miła dziewczyna, która ma poukładane w głowie. Ale ciąża?”.
/ 25.01.2025 14:30
zszokowana kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Obiecałam sobie, że w nowym roku w końcu zdobędę się na odwagę, aby wprowadzić w życie pewne ulepszenia. Myślałam przede wszystkim o zmianie pracy, bo ta, którą wykonuję obecnie, wykańcza mnie psychicznie. Siedzę w niej tylko dla kasy. Tymczasem styczeń nie zdążył jeszcze dobiec końca, a ja już mam dość.

Chciałam zmian

Nowy rok, nowa ja – nie zliczę, ile razy się z tego śmiałam. Na własnej skórze niejednokrotnie się przekonałam, że noworoczne postanowienia po prostu nie działają. Niemniej głos w mej głowie nieustannie podpowiadał, że powinnam spróbować jeszcze raz. Postanowiłam zatem, że rok 2025 będzie moim rokiem – bardziej zadbam o siebie i rzucę znienawidzoną posadę, której trzymałam się pazurami wyłącznie ze względu na pieniądze.

Nie ukrywam, że to ważny aspekt, bo spłacamy z mężem kredyt hipoteczny pochłaniający niemałą część naszego budżetu. Krzysiek doskonale zdaje sobie sprawę z tego, w jakim stopniu nielubiana praca wpływa na moje samopoczucie – sam odczuwa tego skutki i wiem, jak go to męczy. Od pewnego już czasu rozglądam się za czymś, ale prawda jest taka, że trudno teraz znaleźć zatrudnienie. Mam 45 lat i muszę z przykrością stwierdzić, że rynek pracy nie jest przyjazny dla kobiet w moim wieku. Momentami czuję się jak w potrzasku.

Nowy rok zaczął się od awarii auta 

– Proszę, nie rób mi tego – po raz kolejny przekręciłam kluczyk w stacyjce i znowu nic.

Samochód zareagował jakimiś dziwnymi dźwiękami, których nigdy wcześniej nie słyszałam, lecz nawet nie drgnął z miejsca. Próbowałam jeszcze kilkakrotnie, ale z opłakanym skutkiem.

– Nie wierzę, po prostu nie wierzę – rzuciłam do siebie pod nosem.

Było jasne, że pojazd się zepsuł. Co dokładnie nawaliło, nie mam bladego pojęcia, bo nie znam się na takich rzeczach. Siedziałam niczym kołek za kierownicą i byłam bliska płaczu. W pierwszym odruchu chciałam zadzwonić do męża, ale w ostatniej chwili przypomniałam sobie, że ma ważne spotkanie z pracy. Nie miałam wyjścia.

Zatelefonowałam po pomoc drogową, bo w tej sytuacji nie pozostawało nic innego, jak zapakować tego cholernego gruchota na lawetę. Zdecydowanie przydałaby się zmiana auta, lecz w tym momencie nie mogliśmy sobie na to pozwolić. Kolejny kredyt nie wchodził w rachubę, bo raty by nas dosłownie zjadły. Byłam wściekła i całkowicie bezsilna.

To był duży wydatek

Do domu wróciłam komunikacją miejską, co w jeszcze większym stopniu zepsuło mój nastrój. Po drodze zrobiłam zakupy na obiad. Krzysiek zjawił się kilkanaście minut później.

– Gdzie samochód? Co się stało? – to były jego pierwsze pytania.

Krótko streściłam przebieg zdarzeń. Mąż tylko przytakiwał, ale był tak samo zły jak ja. Trzeba było ogarnąć temat naprawy. W warsztacie Krzysiek dowiedział się, że to awaria silnika. Oprócz tego jest jeszcze parę części do wymiany. Miny mieliśmy nietęgie, bo to oznaczało naprawdę spore wydatki.

Nasze oszczędności kurczyły się w zastraszająco szybkim tempie. Nie mieliśmy żadnych wątpliwości co do tego, że po opłaceniu rachunku wystawionego przez mechanika prawie nic z zapasowej kasy nie zostanie. Niby była odkładana na tak zwaną czarną godzinę, lecz po cichu liczyłam na to, że wydamy ją na przykład na wakacje. Ostatnio wyjechaliśmy na urlop 3 lata temu. Brak odpoczynku w jakimś fajnym miejscu męczył mnie okrutnie. Zanosiło się na to, że tym roku nic się w tej kwestii nie zmieni – a miało być tak pięknie.

Nie martwiłam się o syna

Maciek to dobry chłopak. Nie sprawiał nam większych problemów wychowawczych, zawsze dobrze się uczył i nie szlajał się po imprezach. W ubiegłym roku śpiewająco zdał maturę. Obecnie studiuje wymarzoną informatykę. Bardzo się cieszyłam, że nie musiał nigdzie wyjeżdżać na studia, bo to by nas finansowo dobiło. Mieszkamy w Warszawie, więc z dojazdami na uczelnię nie ma problemu.

Czasami czuję się tak, jakby w dalszym ciągu był w szkole średniej. Rano po prostu wychodzi na zajęcia i zwykle wraca późnym popołudniem, czasami wieczorem. Zdaję sobie sprawę z tego, że pewnego dnia wyfrunie z rodzinnego gniazdka. Póki co raduję się jego obecnością w domu.

Dołożył mi zmartwień

Była połowa stycznia. Nie zdążyliśmy ochłonąć po bardzo kosztownych przygodach z samochodem, jak Maciek postanowił nam zaserwować rewelację roku.

– Słuchajcie, musimy pogadać – oznajmił, gdy po kolacji usiedliśmy przed telewizorem.

– Coś się dzieje? – miałam nie najlepsze przeczucia.

– Wiecie, że za tydzień jest Dzień Babci i Dziadka? – starannie unikał naszego wzroku.

– Tak, a co to ma do rzeczy?

– No to możecie już zacząć świętować.

Nie wierzyłam własnym uszom. Z Krzyśkiem popatrzyliśmy po sobie, bo nie docierało do nas to, co właśnie padło z ust Maćka.

– Nie bardzo rozumiem – wybąkałam.

– Ola jest w ciąży.

Oniemiałam. Miałam wrażenie, że za sekundę zapadnę się pod ziemię. Maciek zaczął spotykać się z Olą w pierwszej klasie ogólniaka. Od tamtej pory byli nierozłączni. Lubiłam ją, bo to miła dziewczyna, która ma poukładane w głowie. Ale ciąża? Dziecko?

Byliśmy w szoku

W jednej chwili dotarło do mnie, że mój syn nie jest małym chłopczykiem i że uprawia seks. Chyba każda matka, uświadamiając sobie, że jej dziecko dawno wyrosło z bajek, przeżywa coś w rodzaju szoku. Maciek liczył sobie zaledwie 20 lat i miał zostać ojcem. Byłam jak ogłuszona. Co prawda urodziłam go, mając 25 lat, ale nie zmienia to faktu, że mowę mi odebrało. Krzysiek też nie wiedział, jak zareagować. Żadne z nas w najśmielszych myślach nie przypuszczało, że przed 50 zostaniemy dziadkami.

– Powiecie coś czy nie? – nasze milczenie najwyraźniej wprawiło Maćka w zakłopotanie.

–- Nie martw się, będzie dobrze – Krzysiek jako pierwszy wrócił do rzeczywistości.

Nie było sensu robić Maćkowi wyrzutów czy pogadanek o bocianach. Stało się i tyle, nie mieliśmy na to wpływu. Z jednej strony cieszyła mnie perspektywa nowej roli życiowej, roli babci, ale z drugiej pojawiła się świetnie znana bezsilność. O zmianie pracy mogę teraz co najwyżej pomarzyć. Styczeń się jeszcze nie skończył, a ja się boję, co przyniesie reszta tego roku.

Edyta, 45 lat

Czytaj także: „Ledwo ziemia przykryła trumnę niedoszłej teściowej, a narzeczona rzuciła się na spadek. Nie znałem jej od tej strony”
„Mąż dotykał mnie tymi samymi dłońmi, co tabun innych kobiet. Nie przeszkadzało mi to, dopóki miałam jego kartę”
„Mam 40 lat i ciągle żyję jak cnotka. Co musi się stać, by ktoś skotłował moje łóżko i rozgrzał serce?”

 


 

Redakcja poleca

REKLAMA