– Basiu, wczoraj dzwonili rodzice – odezwał się do mnie Arek, mój nadzwyczaj małomówny chłopak, po czym, jak to on, zawiesił głos.
– No i co, mam z ciebie wołami wyciągać, o czym rozmawialiście? – zniecierpliwiłam się.
– Chcieliby cię wreszcie poznać. Znamy się już ponad rok, razem mieszkamy i…
– I co? Wyduś to z siebie wreszcie! – ponagliłam Arka, gdy tymczasem on zapatrzył się w sufit i coś sobie kombinował.
W końcu wyłożył sprawę jasno:
– Wiesz, moje dwie poprzednie dziewczyny nie przypadły mamie do gustu. Pierwsza miała co pokazać i moja staruszka nie była zachwycona, kiedy Iza nadmiernie eksponowała te swoje wdzięki. Mnie się to nawet podobało… Mniejsza o to – zastrzegł szybko, widząc mój wzrok. – A następna dziewczyna miała niewiele do powiedzenia i według mamy była kompletnym bezguściem.
– Mam rozumieć, że to twoja mama wykreśliła je z twojego życia, tak? – zapytałam zdumiona, nie kryjąc przy tym złości.
Arek to zwykły mięczak i maminsynek!
Między nami układało się wspaniale. Mieliśmy podobne zainteresowania, podobne poglądy. Nasze fale nadawały na tej samej częstotliwości i już nawet widziałam Arka w roli ojca naszych dzieci.
A tu taki klops! Nagle dowiaduję się, że w sprawach sercowych Arka to nie on gra pierwsze skrzypce, tylko jego mama.
– Czyli, drogi Areczku, twoi rodzice chcą mnie przetestować, czy tak? – warknęłam, a w głowie już mi się wykluwał pewien plan.
„Owszem, będzie test, ale to ja was przetestuję! A zwłaszcza ciebie, syneczku mamusi – pomyślałam wściekła. – Zobaczę, ile warta jest ta twoja deklarowana do mnie miłość. Jeśli twoja mama ma stanąć przed orkiestrą i dyrygować, to koniec z nami! Mój facet ma być silny”.
– Dobrze – powiedziałam do Arka, miło się przy tym uśmiechając. – Zaproś ich do nas na sobotę. Przygotuję się starannie do tego spotkania. Zobaczysz, dam z siebie wszystko.
Nieco zdenerwowany Arek sięgnął po telefon, ja zaś zaczęłam obmyślać menu. Żadne schabowe, bigos czy rosół. To postanowiłam zostawić przyszłej teściowej na rewizytę, jeśli oczywiście takowa nastąpi…
Czasu miałam niewiele, bo w mojej pracowni czekały jeszcze dwa obrazy do wykończenia na wczoraj. Ale nic to. Nie należę do marud, a robota zawsze paliła mi się w rękach. Ze wszystkim udało mi się zdążyć.
W sobotę wyszukane menu stało w półmiskach na stole. Czego tam nie było! Sałatki warzywne i owocowe, wykwintna chińszczyzna i napoje, które nauczyłam się przyrządzać podczas pobytu w Portugalii. Dekoracja stołu i pokoju wręcz zapierały dech w piersiach.
Zobaczymy, kto dzisiaj będzie przetestowany
Arek był zachwycony i nareszcie rozluźniony, pewny, że test wypadnie pomyślnie. Nie przewidział tylko jednego. Mojej metamorfozy. Normalnie, kiedy schodziłam do swojej pracowni mieszczącej się w piwnicy bloku, wkładałam dres i fartuch.
W mieszkaniu nosiłam się na luzaka – dżinsy i jakaś bluzeczka. Skromnie i wygodnie. Byłam malarką i tylko na wernisaże wkładałam coś eleganckiego, kostiumik lub sukienkę. Zero ekstrawagancji, choć i taką garderobę posiadam.
Tego dnia jednak postawiłam właśnie na ekstrawagancję. Chciałam sprawdzić, czy dla rodziców Arka liczy się to, co siedzi w człowieku, czy to, co na nim leży lub wisi. Stroiłam się dobrą godzinę, aż Arek zaczął się dobijać do sypialni zamkniętej na klucz. To miała być niespodzianka.
Kiedy wreszcie wyszłam wystrojona jak na artystkę przystało, mój luby aż się zapowietrzył. A gdy udało mu się już zaczerpnąć tchu, pobielałymi wargami wyszeptał:
– O rany, może jednak przebierz się, skarbie… To nie spodoba się mamie…
I w tym momencie zrozumiałam, że nasze drogi właśnie się rozchodzą. Maminsynek zawsze pozostanie maminsynkiem! Na ripostę było już jednak za późno, gdyż właśnie rozległ się dzwonek do drzwi. Po powitaniu i wzajemnej prezentacji nastąpiła chwila ciszy, którą przerwał dopiero radosny okrzyk mamy:
– Ależ tu pięknie! A ty, dziecko, wyglądasz zjawiskowo. To lubię!
– Synu, nie wiedziałem, że masz taki wyborny gust – dodał półgłosem tata.
Obydwoje, jedno przez drugie, zaczęli coś paplać, tymczasem my z Arkiem staliśmy z rozdziawionymi buziami, bo nie takiej reakcji się spodziewaliśmy. Moja kuchnia też im smakowała.
– Basiu, myślałam, że będą schabowe… Skąd wiedziałaś, że ich nie lubię? – zapytała z uznaniem pani Teresa.
– Intuicja – odparłam zadowolona.
– A te drinki! Najchętniej zostałbym u was na dłużej – zażartował pan Janek, a żona ze śmiechem pogroziła mu palcem.
Spotkanie było fantastyczne
A gdy zeszliśmy do piwnicy, do pracowni, mama Arka prawie się popłakała z zachwytu. Moje pejzaże bardzo jej się spodobały.
– Wiesz, Basiu, te poprzednie panny Arka były takie bez wyrazu. Ale z facetami tak już jest. Czasem trzeba im tylko otworzyć oczy – rzuciła pani Teresa, chichocząc cichutko. – Wspaniale, że pojawiłaś się na jego drodze.
Moi teściowie to naprawdę fantastyczni ludzie, tworzymy bardzo udany kwartet. Niedługo zaś będziemy kwintetem, bo w grudniu na świecie pojawi się nasza córeczka.
Czytaj także:
„Dzieci myślą, że na emeryturze będziemy biegać wokół wnuków. A ja mam już dość pieluch i też chcę mieć coś z życia”
„Siostra i jej leniwy mąż żyją na garnuszku naszej mamy. Chyba najwyższy czas, żeby wystawiła im rachunek”
„W wieku 60 lat chciałam znów poczuć motyle w brzuchu. Dzieci przeganiały wszystkich adoratorów, bo jestem za stara”