Kiedy poznałem Kaśkę, to wiedziałem, że jest po ciężkim zawodzie miłosnym, który odcisnął na jej psychice spory ślad. A mimo to nie potrafiłem z niej zrezygnować i postanowiłem się z nią ożenić. Przez wiele lat nic nie wskazywało, że nasze małżeństwo opierało się na kłamstwie. A kiedy wszystko wyszło na jaw, to zrozumiałem, że dawałem się wodzić za nos jak dziecko.
Miała za sobą nieudany związek
Doskonale pamiętam dzień, w którym poznałem swoją żoną. To była impreza u naszego kolegi z roku, który właśnie oznajmił wszem i wobec, że oświadczył się swojej dziewczynie.
– I zamierzamy żyć długo i szczęśliwie – wykrzyknął wesoło, przyjmując gratulacje. I muszę przyznać, że faktycznie wyglądał na szczęśliwego.
– Akurat. Wszyscy tak mówią, a potem i tak wszystko się sypie – usłyszałem burknięcie obok siebie. Spojrzałem w bok i zobaczyłem Kaśkę – dziewczynę z mojego roku, której jednak nie znałem zbyt dobrze.
– Nie wierzysz, że im się uda? – zapytałem ze zdziwieniem. Wydawało mi się, że Kaśka jest w związku z pewnym przebojowym przystojniakiem i nigdy bym nie przypuszczał, że może być w niej tyle złości i goryczy.
– Życzę im jak najlepiej – parsknęła. – Ale ja po prostu nie wierzę w związki – dodała cicho, a jej głos zabrzmiał wyjątkowo smutno.
Spojrzałem na nią zaskoczony. I wtedy Kaśka wszystko mi opowiedziała. Okazało się, że jej chłopak nie tylko zdradzał ją z jej najlepszą przyjaciółką, ale także obgadywał na lewo i prawo. I chociaż chciała dać mu drugą szansę, to on nie skorzystał, mówiąc, że tak naprawdę to nigdy jej nie kochał.
– A ja go tak kochałam – powiedziała ze łzami w oczach. – Mogłabym dla niego zrobić wszystko.
– Daj spokój, on nie jest tego wart – próbowałem ją pocieszyć. Ale jak pocieszyć kogoś, kto ma złamane serce i wciąż kocha sprawcę tego całego zamieszania? Byłem przekonany, że jest to misja niewykonalna.
Zbliżyliśmy się z Kaśką do siebie
Przez kilka pierwszych miesięcy naszej znajomości byliśmy jedynie dobrymi znajomymi. Razem uczyliśmy się do sesji, chodziliśmy do kina na nasze ukochane horrory, wymienialiśmy się opiniami o książkach Sapkowskiego, a gdy potrzebowaliśmy rozrywki, to umawialiśmy się na piwo. Nigdy jednak nie było mowy o czymś więcej niż tylko koleżeństwie.
– Jesteśmy tylko przyjaciółmi, prawda? – pytała mnie Kaśka, gdy próbowałem zejść na temat czegoś więcej. A ja wycofywałem się i nie wracałem do tematu. Do czasu.
Któregoś razu Kaśka mnie zaskoczyła.
– Mam pewien plan. Jeżeli do trzydziestki nie znajdziemy kogoś, to weźmiemy ślub – wypaliła. – Co ty na to? – zapytała z uśmiechem. A ja nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. Od wielu lat byłem w niej zakochany, ale zawsze bałem się jej o tym powiedzieć. A tu taka propozycja.
– Żartujesz sobie? – zapytałem. I mówiąc te słowa, byłem przekonany, że Kaśka to potwierdzi. Od kilku lat spotykała się z jakimiś chłopakami, jednak żaden z nich nie okazał się tym jedynym.
– Nie – usłyszałem tymczasem. – Umowa? – zapytała jeszcze. A ja się zgodziłem.
Wprawdzie i tak nie wierzyłem, że Kaśka dotrwa do trzydziestki jako singielka, ale nic nie szkodziło spróbować. „To byłoby spełnienie moich marzeń” – pomyślałem jeszcze, gdy ściskaliśmy sobie dłoń jako potwierdzenie zawartej umowy. Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy mojej przyszłej żony. Kaśka uśmiechała się od ucha do ucha i wyglądała tak, jakby zrobiła interes życia.
Zgodnie z zawartą umową wzięliśmy ślub
Przez kilka kolejnych lat modliłem się, aby Kaśka nie znalazła nikogo godnego zainteresowania. A jednocześnie robiłem wszystko, aby wzbudzić w niej jakieś głębsze uczucia. I chyba mi się to udało.
– Ona się w tobie zakochała – powiedział mi kiedyś kolega z pracy. – Tylko spójrz, jak na ciebie patrzy – przekonywał mnie. I nie był jedyną osobą, która próbowała mnie przekonać, że nie jestem Kaśce obojętny. A ja w to w końcu uwierzyłem.
I gdy wypadły jej trzydzieste urodziny, to jeszcze tego samego dnia zaprosiłem ją do jednej z najdroższych restauracji.
– Wyjdziesz za mnie? – zapytałem, wyjmując z kieszeni wcześniej zakupiony pierścionek.
A gdy Kaśka milczała, to spojrzałem jej głęboko w oczy.
– Pamiętasz, co sobie obiecaliśmy? – zapytałem i mrugnąłem okiem. A moja przyszła żona wybuchła głośnym śmiechem.
– Oczywiście, że pamiętam – powiedziała. – I się zgadzam – dodała.
Początkowo myślałem, że się przesłyszałem. Ale gdy założyła na palec pierścionek zaręczynowy, to już wiedziałem, że nie śnię. Właśnie zostałem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. A dziewczyna, dla której wiele lat temu straciłem głowę, zdecydowała się zostać moją żoną. I nawet nie pomyślałem, jakie mogą być powody takiej decyzji. Byłem przekonany, że jeżeli Kaśka zgodziła się wyjść za mnie za mąż, to musiała mnie kochać. Wprawdzie byłem świadomy, że nie jest to uczucie tak silne, jakie ja do niej czuję, to byłem przekonany, że wszystko przyjdzie z czasem.
„Przecież by za mnie nie wyszła, gdyby mnie nie kochała” – próbowałem przekonać sam siebie. I zrobiłem to na tyle skutecznie, że kilka miesięcy później stanąłem przed ołtarzem i wypowiadałem słowa przysięgi małżeńskiej. Byłem przekonany, że właśnie rozpoczynam nowe życie z kobietą, którą kochałem najbardziej na świecie. Czego trzeba mi więcej do szczęścia?
Początkowo wszystko układało się dobrze
Przez kilka pierwszych lat naszego małżeństwa byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. I nawet do głowy nie przyszła mi myśl, że to wszystko jest zwykłą wydmuszką.
– Znowu wyjeżdżasz? – zapytałem, gdy Kaśka po powrocie z pracy zaczęła pakować walizkę.
– Jak co miesiąc – odpowiedziała krótko. – To taka moja tradycja – dodała.
A ja oczywiście o tym wiedziałem. Moja żona niemal od początku naszego małżeństwa wyjeżdżała raz w miesiącu do SPA. I chociaż doskonale ją rozumiałem, to te jej wyjazdy wcale mi się nie podobały. Po prostu nie lubiłem jak się rozstawaliśmy.
– Tylko szybko do mnie wracaj – powiedziałem i mocno ją przytuliłem. Wprawdzie od naszego ślubu minęło już prawie 10 lat, a ja wciąż byłem zakochany w niej jak młokos.
– Oczywiście – powiedziała z uśmiechem.
Nawet nie przemknęła mi myśl, że zarówno ten jej uśmiech, jak i bajki o SPA to jedno wielkie kłamstwo.
Prawda – jak zwykle – ujrzała światło dzienne przez zupełny przypadek. Następnego dnia po wyjeździe Kaśki zacząłem sprzątać szuflady w sypialni. I wtedy w moje ręce wpadł paragon z hotelu nad morzem. Data pokrywała się z wyjazdem Kaśki sprzed miesiąca. Problem był tylko jeden – moja żona miała jechać w góry, a paragon pochodził z hotelu nadmorskiego. „Co to ma znaczyć?” – pomyślałem zaniepokojony. Ale nawet wtedy nie dopuszczałem do siebie myśli, że moja ukochana żona mnie oszukuje.
Prawda okazała się brutalna
Nie potrafiłem pozbyć się wątpliwości. Dlatego zadzwoniłem do hotelu i próbowałem dowiedzieć się, czy moja żona faktycznie tam była. Oczywiście nie udzielone mi takiej informacji. Ale i tak osiągnąłem mały sukces.
– Niestety nie posiadamy SPA – powiedziała mi recepcjonistka, gdy chciałem niby zapisać się na krótki relaksujący pobyt. „To co w takim razie robiła tam moja żona?” – pomyślałem.
Postanowiłem się tego dowiedzieć. Przez kolejny miesiąc bacznie obserwowałem Kaśkę, ale nie zauważyłem nic podejrzanego. Wszystko wydawało się być w jak największym porządku.
– Jutro wyjeżdżam do SPA – poinformowała mnie jednak któregoś wieczoru. – Tym razem będą to Mazury – dodała. A ja od razu zwietrzyłem okazję, aby dowiedzieć się czegoś więcej.
– Baw się dobrze – powiedziałem z uśmiechem, a w myślach już układałem plan działania.
Następnego wieczoru ruszyłem za żoną pożyczonym od kumpla autem. I jak się okazało, od razu złapałem ją na kłamstwie. Kaśka nie skręciła na drogę prowadzącą na Mazury, ale skierowała się na południe kraju. Po kilku godzinach jazdy ze zdziwieniem odkryłem, że cel jej podróży znajduje się w Bieszczadach. „Co ona tu robi?” – zdziwiłem się. A kiedy ruszyłem za nią, to szybko dostałem odpowiedź na swoje pytanie.
Drzwi pokoju hotelowego otworzył jej jakiś facet. A potem zszokowany ujrzałem, jak moja żona wpada w jego ramiona i zaczyna namiętnie go całować. Potem drzwi się zamknęły, ale niewiele trzeba było, aby domyślić się, co działo się za zamkniętymi drzwiami. Postanowiłem to przerwać. Podszedłem do drzwi pokoju, w którym zniknęła Kaśka i zacząłem walić do drzwi.
– O co chodzi? – po kilku sekundach w drzwiach pojawił się ten facet. Wydawał mi się znajomy. Zaraz potem przyszła moja żona. Miała na sobie kusy szlafroczek
– Michał?! – krzyknęła zaskoczona. – Co ty tu robisz? – zapytała.
I wtedy sobie skojarzyłem. Facet, który otworzył mi drzwi hotelowego pokoju, to były chłopak mojej żony. Ten sam, który wiele lat temu złamał jej serce.
– Lepiej mi powiedz, żono, co ty tu robisz? – zapytałem.
Kaśka nic nie powiedziała. Ale tak naprawdę nic nie musiała mówić. Okazało się, że moja żona nie była w stanie zapomnieć o swoim dawnym chłopaku i jak tylko nadarzyła się okazja, to odnowiła kontakt. Pierwszy raz zdradziła mnie kilka miesięcy po ślubie. A potem zdradzała regularnie. A te jej wyjazdy do SPA były tylko przykrywką do spotkań z kochankiem.
– Nie chcę cię znać – powiedziałem tylko. A potem wróciłem do domu, spakowałem jej walizki i ustawiłem pod drzwiami.
Nie mogłem uwierzyć w to, że Kaśka złamała mi serce. Bo o ile mógłbym zrozumieć jej miłość do dawnego chłopaka, o tyle nie byłem w stanie zaakceptować jej zachowania. Oszukiwała mnie przez tyle lat. Ale najgorsze było to, że ja dawałem się jej oszukiwać. Do dzisiaj czuję się jak ostatni głupek.
Michał, 40 lat
Czytaj także:
„Koledzy mnie wyśmiewają, bo żona pracuje, a ja zmieniam pieluchy dziecku. Nie wstydzę się, że jestem tatusiem na etat”
„Żona miała wypadek w drodze do kochanka. Jestem głupi, że od pół roku waruję przy jej łóżku i czekam, aż się obudzi”
„Na góralskim weselu postanowiłam dać czadu z obcym facetem. Zapomniał mi tylko powiedzieć, co go łączy z moją siostrą”