„Moja żona uważa chłopaka naszej córki za prostaka. A przecież nieznajomość sztuki jedzenia homara to nie zbrodnia”

para na wizycie u rodziców fot. iStock by Getty Images, AnnaStills
„Podczas moich wizyt w ich domu byłem dla nich jak duch – zupełnie mnie ignorowali, nigdy nie poczęstowali nawet herbatą. Mama Uli potrafiła na moich oczach liczyć srebra w kredensie, jakby chciała mi pokazać, że jeśli cokolwiek zniknie, od razu się zorientuje”.
/ 31.08.2024 20:00
para na wizycie u rodziców fot. iStock by Getty Images, AnnaStills

Schowałem się w kuchni, porządkując po kolacji, ale miałem świadomość, że moje starania nie uchronią mnie przed starciem z małżonką. Lada moment Bożenka zakończy swoje wywody słowami: – Heniek! No odezwij się w końcu! Ja zaś, poproszony o zabranie głosu, wyszepczę:

– Według mnie powinniśmy dać młodemu trochę luzu.

Zdaję sobie sprawę, że żona nie pojmie moich intencji. Zapewne stwierdzi, że mam gdzieś to, że nasze dziecko zaprzepaści swoją przyszłość u boku nieodpowiedniego partnera. Jednak szczerze sądzę, że powinniśmy dać temu całemu Michałowi możliwość zaprezentowania nam swojego prawdziwego oblicza. Mnie swego czasu nie podarowano podobnej szansy…

Ja nie dostałem takiej szansy

Ja i moja pierwsza miłość, Ula, byliśmy niczym szekspirowscy kochankowie. Różniło nas jednak to, że nie pochodziliśmy ze skłóconych rodzin, a po prostu z zupełnie innych bajek. Ula była jedynaczką sołtysa, najbogatszego rolnika w całej okolicy.

Choć od domu Wasiuków do świątyni był rzut beretem, oni i tak w każdą niedzielę podjeżdżali pod kościół kolejnym, coraz bardziej kosztownym samochodem. I częstokroć mijali po drodze zataczającego się faceta, który ledwo zipał po sobotniej popijawie, mimo że dochodziła zaledwie dziesiąta.

Tym człowiekiem w naszej wiosce był mój ojciec. Niezłe z niego było ziółko. Nie lubił roboty, ale za to uwielbiał robić zadymy. Często zastanawiałem się, co skłoniło moją matkę, żeby za niego wyszła. Ludzie po kątach gadali, że wcale nie miała wyboru, bo zaszła w ciążę. Niektórzy szeptali nawet, że stary ją zgwałcił po jakiejś potańcówce w remizie.

Nie wydaje mi się. Moim zdaniem wzięli ślub z czystej miłości, bo widziałem, jak mama patrzy na ojca na tych nielicznych zdjęciach z czasów, gdy byli młodzi. Z totalnym zauroczeniem i oddaniem. On też ją kochał, bo gdy na nią spoglądał, to jego gęba jakby nieco łagodniała. Potem jednak pokochał bardziej kieliszek i to była miłość, która doprowadziła do ruiny jego życie i przy okazji też nasze.

Kiedy wspominam swoje lata młodości, od razu przychodzi mi na myśl tata – albo ledwo trzymający się na nogach, bełkoczący coś niezrozumiale, albo kipiący z gniewu. Dorastanie było dla mnie nieustanną wspinaczką po stromych zboczach. W podstawówce za wszystkie wybryki niemal automatycznie obarczano mnie winą – bo kto inny mógłby maczać palce w znikaniu przedmiotów, jak nie ja?

Bardzo zżyliśmy się ze sobą

Latami z trudem zdobywałem to, co dla innych uczniów było na wyciągnięcie ręki – sympatię i zaufanie grona pedagogicznego. Zdawałem sobie sprawę, że tylko solidna wiedza może być moim orężem, więc kułem jak opętany, otrzymując czwórki za to, za co inni z pewnością zgarnęliby piątki. Niemniej jednak w końcu i na moim świadectwie zagościły same celujące oceny oraz upragniony czerwony pasek.

Gdy podejmowałem decyzję o wyborze szkoły średniej, bez wahania postawiłem na najbardziej renomowane liceum w sąsiedniej miejscowości. Spośród wszystkich kandydatów z mojej wioski udało się tam dostać zaledwie dwójce – mnie oraz Uli. Codzienne podróże tym samym autobusem sprawiły, że bardzo zżyliśmy się ze sobą i połączyło nas to pierwsze, wyjątkowe uczucie, jakie może spotkać tylko nastolatków.

Kiedy Ula oznajmiła swoim rodzicom, że jesteśmy parą, nie podzielali jej entuzjazmu. Uważali, że związek ze mną to zdecydowanie poniżej godności ich jedynej pociechy. Byli przekonani, że zasługuje na kogoś o wiele lepszego niż ja.

Co prawda jej ojciec nie gonił mnie z widłami, ale dał Uli jasno do zrozumienia, że nic z tego nie będzie. Podczas moich wizyt w ich domu byłem dla nich jak duch – zupełnie mnie ignorowali, nigdy nie poczęstowali nawet herbatą. Mama Uli potrafiła na moich oczach liczyć srebra w kredensie, jakby chciała mi pokazać, że jeśli cokolwiek zniknie, od razu się zorientuje.

Choć na początku Ula próbowała sprzeciwiać się rodzicom, robiła awantury, płakała i protestowała przeciwko ich decyzji, niewiele mogła zdziałać. Jako osoba niesamodzielna pod względem materialnym, była zdana na rodziców, którzy jasno dali jej do zrozumienia, że jeśli zdecyduje się być ze mną, nie otrzyma od nich ani złotówki i będzie skazana wyłącznie na siebie. Po zdaniu egzaminu dojrzałości oboje rozpoczęliśmy studia wyższe.

Wykluczyła mnie ze swojego życia

Mojego ojca w szpitalu nie udało się uratować. Mamie ulżyło, jak go zabrakło na tym łez padole, a potem doszła do wniosku, że przyszedł czas, by wreszcie zacząć żyć. Sprzedała, co się dało i przeniosła się hen, na drugi koniec kraju, zrywając wszystkie więzy z przeszłością. W nowym miejscu poznała jakiegoś gościa i nawet nie pisnęła mu słówka, że ma dorosłego syna. Wykluczyła mnie ze swojego życia i pamięci, podobnie jak pozbyła się wszystkich rzeczy, które przypominały jej o tacie.

Kiedy zostałem sam jak palec, musiałem radzić sobie, jak tylko mogłem. Kasa ze stypendium szybko się kończyła, więc zacząłem pracować. Ula zaczęła mieć do mnie żal, że mało czasu spędzam z nią i prawie w ogóle nie bywam w domu. Bo wiecie, mieszkałem po kryjomu w małym mieszkanku, które wynajęli jej starzy. Nieoficjalnie, bo oni nie mogli się o tym dowiedzieć.

Na początku to było nawet całkiem ekscytujące, takie buntownicze. Ale szybko okazało się, że to ciągłe pilnowanie, żeby w mieszkaniu nie było śladu po moich rzeczach, nasłuchiwanie, czy jej ojciec, sołtys, nie wpadnie bez zapowiedzi z samego rana, żeby przywieźć świeże jajka – było cholernie męczące.

Od nieustannego stresu nasze relacje z Ulą zaczęły się psuć i wkradły się między nas sprzeczki. Ona na to wszystko ponarzekała swoim starym, a ci bez namysłu jeszcze bardziej namieszali, sugerując jej, że wykapany tatuś ze mnie. Nasze uczucie w takich okolicznościach skazane było na porażkę.

Zwłaszcza że studia okazały się dla Uli zbyt trudne, a rodzice wbili jej do głowy, że wystarczy zdana matura, by usidlić jakiegoś bogatego kawalera.

Poślubiła chłopaka z bogatej rodziny

W końcu poślubiła chłopaka z bogatej rodziny rolniczej z pobliskiej miejscowości. Dla nikogo nie było tajemnicą, że to małżeństwo zostało ukartowane przez bliskich. Mimo że nie życzyłem swojej dawnej miłości niczego złego, miałem przeczucie, że ten związek nie przyniesie jej szczęścia.

Od czasu, gdy nasze drogi się rozeszły, nie mieliśmy okazji się spotkać. Dopiero na zjeździe absolwentów po dwudziestu latach od matury znowu się zobaczyliśmy.

I muszę przyznać – prawie jej nie poznałem. Moja drobniutka, zawsze zgrabna Ula strasznie przytyła i zapuściła się. Nosiła dziwaczną, niemodną fryzurę rodem z prowincji, która postarzała ją o dobre kilka lat. Do tego miała na sobie kiepsko skrojoną kieckę. Zwierzyła mi się, że jej tata żałuje tego, jak kiedyś był do mnie nastawiony. Ponoć stwierdził, że z perspektywy czasu całkiem nieźle sobie poradziłem w życiu.

Ma rację. Kieruję szpitalem i moje nazwisko jest rozpoznawalne nie tylko wśród lekarzy. Nic dziwnego, że teraz pan sołtys marzy o takim zięciu jak ja. Szkoda tylko, że kiedyś postrzegał mnie jedynie jako syna alkoholika. Dlatego teraz, gdy patrzę na chłopaka mojej córki, staram się nie wpaść w tę samą pułapkę.

Aleksandra nie robi tajemnicy z tego, że jej chłopak wywodzi się z zapadłej dziury gdzieś na Pomorzu. Jemu samemu się obrywało od starego, na co mnie na całe szczęście los nie skazał. Podziwiam tego młodego człowieka, że pomimo takiego dzieciństwa miał w sobie dość samozaparcia, by się kształcić.

Zrobił na mnie wrażenie

– Zdarzało się, że zimą chodził do szkoły w sportowych butach – opowiadała córka. – Nie miał pieniędzy na podręczniki, więc na zajęciach notował, ile się dało, a potem kopiował zeszyty od kolegów. Uczył się na strychu, bo tylko tam ojciec nie robił mu wyrzutów za „marnowanie czasu”. Wstawał o czwartej rano, zajmował się krowami, a potem pieszo szedł sześć kilometrów do szkoły. W zamian za posiłek pomagał dzieciom z bogatszych rodzin w nauce.

Moja żona jedynie marszczyła nos, lecz ja dostrzegłem w tym młodzieńcu siłę charakteru. Zrobił na mnie wrażenie. I co z tego, że brakuje mu pewności siebie i jest nieśmiały? Ja też taki byłem w jego wieku. Ale parłem do przodu i w jego spojrzeniu widzę tę samą determinację. Osiąga najlepsze wyniki na uczelni i otrzymuje stypendium od rektora. A do tego jeszcze pracuje.

Nawet nie wiem, jak znajduje jeszcze chwilę dla Oli, ale jedno jest dla mnie jasne – on jest w niej zakochany. Widzę to po tym, jak na nią spogląda i jak ją traktuje. Z czułością i sympatią. Ola wspomina, że przygotowuje jej kanapki na uczelnię, kiedy u niego sypia i zawsze pamięta, by spytać, jak minął jej dzień.

Moim zdaniem moja żona się myli. Nieznajomość sztuki jedzenia homara to przecież nie zbrodnia. Można się tego zawsze nauczyć. Za to upór i zdecydowanie w realizacji planów to prawdziwe zalety i ten młody człowiek je posiada! Ja to szanuję, więc ma we mnie sprzymierzeńca. Udzielę im swojego błogosławieństwa i zrobię wszystko, by żona też się do niego przekonała.

Robert, 54 lata

Czytaj także:
„Żal mi zięcia, bo córka każe mu sprzątać i gotować. Lepiej niech sama chwyci za mopa, bo taka rola kobiety”
„Mam pecha do facetów. Najpierw zostałam wdową w wieku 24 lat, a teraz dzielę łóżko ze złodziejem”
„Teściowa dała mi do zrozumienia, że nie odbiorę jej syna. Jak tak dalej pójdzie, to w łóżku też mu mnie zastąpi”

Redakcja poleca

REKLAMA