„Żona rozstawia mnie po kątach, a ja nie pisnę nawet słowa. Może i jestem pantoflarzem, ale lubię święty spokój”

załamany mąż fot. iStock, fizkes
„Gośka jest dobrą żoną i wiem, że bardzo mnie kocha. Ufam jej, mogę na niej polegać, spokojnie żyć w przekonaniu, że zbudowaliśmy coś solidnego. Że dom i rodzina są dla niej najważniejsze na świecie. Dlatego przymykam oko na jej wady”.
/ 05.08.2024 10:23
załamany mąż fot. iStock, fizkes

Gośka jest dobrą żoną i wiem, że bardzo mnie kocha. Ufam jej, mogę na niej polegać, spokojnie żyć w przekonaniu, że zbudowaliśmy coś solidnego. Że dom i rodzina są dla niej najważniejsze na świecie. Dlatego przymykam oko na jej wady. Tak jak i ona na moje. A mam ich niemało. Przede wszystkim jestem leniwy, zapominalski, a do tego utalentowany ze mnie bałaganiarz. Jak prawie każdy facet rozrzucam po domu skarpety, nie myję po sobie naczyń, zagracam krzesła brudnymi koszulkami, rzadko kiedy odkładam rzeczy na miejsce. Plamię lustra, zachlapuję krany, wnoszę do domu błoto, nie sprzątam w samochodzie i w szafkach na buty. Zapominam pościelić po sobie łóżka, wynieść w porę śmieci i nigdy sam z własnej woli nie wyciągam odkurzacza.

Skąd tak dobrze znam swoje przewinienia? Gośka mi je ciągle wypomina. No i tutaj dochodzimy do jej największej wady. Moja żona lubi, gdy wszystko dzieje się po jej myśli. Ma twardy charakter i jest przekonana, że dom powinien funkcjonować wedle jej standardów. Dlatego często mnie upomina, strofuje i goni do roboty. Traktuje mnie trochę jak drugie dziecko – uznawszy zapewne, że jestem tylko ciut bardziej ogarnięty od naszego pięcioletniego synka.

Jak jest tak, jak ona chce, to mam święty spokój

Przestałem się jej sprzeciwiać dawno temu. Zalety naszego związku przysłaniają wady, więc w sytuacjach napięcia – kiedy Gosia każe mi coś zrobić albo upomina mnie, bo coś zaniedbałem – wolę spełnić jej prośbę i żyć w zgodzie. Moja żona decyduje więc nie tylko o tym, kiedy sprzątamy, ale rozstrzyga również takie kwestie, jak terminy odwiedzin u rodziców czy wyjść na zakupy. Ona decyduje, jak spędzimy weekend, a nawet, gdzie pojedziemy na wakacje. To Gosia wyznacza rytm naszego życia.

– Misiu, idź z Michałkiem na spacer.

– Teraz?

– A kiedy? Za godzinę będzie ciemno.

– No właśnie… Dopiero wróciłem z pracy. Chciałbym odpocząć.

– Ty byś tylko odpoczywał. A dziecko musi się przewietrzyć.

– Ale przecież był dzisiaj w przedszkolu na dworze.

– I co z tego? – głos Gośki nabiera znanego mi tonu; już się nakręca.

Jeszcze kilka zdań sprzeciwu i kłótnia gotowa

Milknę więc i zbieram się z synem na spacer. Gorsze niż domowe są polecenia wydawane przy ludziach. Na przykład, gdy szliśmy z wizytą do teściowej. „Misiu, przynieś mamie ten lepszy fotel, bo niewygodnie się jej siedzi”, „Misiu, zaparzysz mi herbaty?”, „Misiek, daj Michałkowi drugie skarpetki, bo coś ma zimne nóżki”, „Wychodzimy, ubierz Michała!”. No i tak w kółko.

Gośka nie powstrzymuje swojej apodyktycznej natury również przy naszych znajomych. Ciągle przypomina mi, żebym uważał z alkoholem, choć piję najmniej z całego towarzystwa. Gdy za długo przesiaduję z kolegami, piorunuje mnie wzrokiem. Gani też za zbyt odważne dowcipy. Czasem za małomówność, a innym razem za rozgadanie. Nawet gdy jesteśmy w gościach, zagania mnie do roboty przy znoszeniu brudnych naczyń i wnoszeniu kolejnych dań. „Spokojnie, Piotrek chętnie wam pomoże” – przekonuje, gdy gospodarze wyrażają sprzeciw.

Potrafi też wejść do pokoju, w którym oglądamy z kumplami fragmenty meczów piłkarskich, i ku uciesze zgromadzonych zawołać mnie z  powrotem do stołu, bo „Tam jest impreza!”. Któregoś razu poprosiła mnie nawet, żebym na dziesięć minut przed wyjściem od znajomych wyszedł na parking, odpalił i zagrzał samochód.

Skutek tych wszystkich upomnień jest taki, że koledzy stroją sobie ze mnie żarty. Bardzo chętnie nazywają mnie pantoflarzem. Śmieją się, że to Gośka nosi w naszym związku spodnie. Ale ja to mam w nosie. Oni tak naprawdę nie znają mojej żony. Nie wiedzą, że gdy już kończy się dzień i można oddać się relaksowi, Gosia zmienia się w słodkiego anioła. Gdy nie ma już nic do zrobienia, łagodnieje, nabiera dystansu, tryska humorem. Wygłupiamy się w łóżku, śmiejemy się, rozmawiamy o wszystkim i wyznajemy sobie miłość. No i kochamy się z namiętnością, której wiele par może nam tylko pozazdrościć.

Właśnie dlatego nigdy nie walczyłem o większą niezależność. Nie stawiałem się, nie siliłem, by moje było na górze. Żeby Gosia złagodniała. Ale i tak do tego doszło. Moja żona zmieniła się po jednej z imprez. W wyniku dość niefortunnego zbiegu okoliczności dotarło do niej, że troszkę przesadza.

Ejże, przestańcie się czepiać mojej żony!

Z okazji moich imienin zaprosiliśmy grupę najbliższych znajomych – w sumie dziesięć osób. Przyjęcia bardzo tremowały Gosię, więc i tym razem dała się ponieść emocjom. W takim stanie dyscyplinowała mnie jeszcze chętniej. A to źle ułożyłem sztućce, a to wyciągnąłem zły obrus, a to źle ustawiłem sałatki i zakąski. Za bardzo ociągałem się z powrotem do kuchni, gdy wynosiłem kolejne dania, za wcześnie otworzyłem butelki z alkoholem, za późno zapytałem, komu kawę, a komu herbatę, i nie doczyściłem szklanek. Bez przerwy coś…

Nie przestała mną zarządzać nawet po trzech godzinach od przyjścia gości. Chłopaki śmiali się pod nosem, a ja ze spokojem grabarza realizowałem polecenia żony. Nie przejmowałem się. Przynajmniej do czasu. Do chwili, gdy kumple wsiedli na mnie na całego. Poszliśmy na dwór na papierosa, no i tam – od słowa, do słowa – znów zeszło na jakość mojego życia.

– Piotruś, ale Gośka się dzisiaj na ciebie uwzięła, co? – zapytał jeden z kolegów, a reszta się uśmiechała.

– Co masz na myśli?

– No, rządzi tobą jak mały kapral!

– To prawda, jeszcze jej w takiej formie nie widzieliśmy – dodał drugi.

– Czekamy, aż każe ci skakać przez płonącą obręcz! – rechotali.

– Przesadzacie jak zwykle. Wasze też wam dają popalić.

– Nie tak jak twoja! Postaw się jej trochę. Aż przykro patrzeć…

– Mnie nie jest źle, więc i wy moglibyście się odczepić! – zirytowałem się, bo poczułem, że przekraczają granicę.

– Nie jest ci źle, bo jesteś dusza człowiek i wszyscy cię za to kochamy. Ale żeby się tak dać całkiem stłamsić!

– Nie przesadzaj!

– On nie przesadza. Piotrek, to naprawdę nie jest normalne. Nawet nasze żony uznają to za przesadę. Moja ostatnio powiedziała, że nie zdziwiłaby się, gdybyś w końcu nie wytrzymał i zakopał Gośkę w ogrodzie.

– Ja myślałem, że wy chcecie pogadać, a wyście przyszli obrażać moją żonę… – zdenerwowany odwróciłem się, żeby wejść do domu.

– Piotrek! Hej, daj spokój! My z troski o ciebie… – zaczęli się mitygować.

W ten oto sposób zakończyło się spotkanie na papierosie. Uwagami, które naprawdę mnie zabolały. Zraniły, ale też dały do myślenia. Może naprawdę powinienem coś z tą sytuacją zrobić… Pogadać z Gośką, postawić się. Tak sobie myślałem, wchodząc do domu, ale szybko pozbyłem się tych refleksji. Bo Gośka nagle przestała się mnie czepiać, wyluzowała. Chyba uznała, że impreza się udała i już nic nie może jej zepsuć. Uśmiechała się do mnie i o nic nie prosiła. Pomagałem jej mimo to, ale sama zaproponowała, żebym odsapnął:

– Idź, siądź sobie. W końcu to twoje imieniny. Ja włożę naczynia do zmywarki i zaraz do was przyjdę.

– Na pewno?

– Jasne! – odpowiedziała.

– Wszystko w porządku? Dziwnie wyglądasz – zapytałem, bo rzeczywiście sprawiała wrażenie smutnej.

– Zmęczona jestem tylko. Idź.

– Pomogę ci…

– Nie, nie. Bardzo cię proszę. Zrób to dla mnie i zabawiaj gości.

Wróciłem więc do salonu, a ona przyszła po piętnastu minutach. I nie było już śladu po gorszym nastroju. Śmiała się, żartowała i popijała z nami. Patrzyłem na nią ze zdziwieniem. Rzadko kiedy była aż tak zrelaksowana, aż tak rozrywkowa. Rzadko kiedy piła tyle alkoholu. Zazwyczaj pilnowała się, żeby mieć nad wszystkim pieczę. Ale nie dziś. Dziś Gosia była taka cudowna jak wieczorami. Dlatego wzięła mnie jeszcze większa złość na chłopaków. Że się na nią uwzięli, że nie dostrzegali, jaka jest naprawdę.

Nie przypuszczałem, że jej nagła odmiana, to w sumie ich zasługa. Przekonałem się o tym wieczorem, gdy już goście poszli. Posprzątaliśmy i zmęczeni położyliśmy się do łóżka. Przytuliłem Gosię i po chwili usłyszałem, że płacze.

– Gosia, kotku, co się stało? – zapytałem, ale nie odpowiadała.

Próbowałem ją obrócić twarzą do siebie, ale poczułem opór. Nie chciała na mnie spojrzeć.

– Słoneczko, czy ja coś zrobiłem? Gniewasz się na mnie? Powiedz.

Czasem zdarza jej się zapomnieć o obietnicy

Dalej nie odpowiadała, tylko leżała tak w ciszy, głośno wzdychając. A ja siłowałem się z nią, żeby zobaczyć jej twarz. Zawsze tak się zachowywała, gdy stało się coś, co wytrąciło ją z równowagi. Zamykała się w sobie.

– Gosieńko, ja cię strasznie przepraszam za wszystko, co zrobiłem! Że ci mało pomagałem, że sama musiałaś wszystko robić. Ale naprawdę się starałem… Gosia, przepraszam.

– Nie przepraszaj, rany, Misiek, to ja powinnam ciebie przeprosić…– w końcu odpowiedziała.

– Co ty, dziewczyno, za co? Wszystko świetnie się udało, impreza była super.

– Piotrek, ja słyszałam twoich kolegów… Ciebie i ich, jak rozmawialiście na papierosie… Wyciągałam ze spiżarki w garażu bigos, a tam wszystko słychać z ganku… Każde słowo, każde… – skarżyła się, ciągle skrywając twarz w poduszce.

– O matko – westchnąłem, bo wystraszyłem się, że i ja mogłem chlapnąć coś głupiego. – Przecież to było tylko takie gadanie… Wygłupy. O wszystkich żonach tak gadamy.

– Nie pocieszaj mnie…

Gosia w końcu się ku mnie obróciła.

– Słyszałam, jak musiałeś mnie broniłeś. I to było najgorsze. Gdybyś im przytakiwał, gdybyś się razem z nimi śmiał… Ale ja słyszałam, jak ci było przykro, jak bardzo się wstydziłeś tego, że oni na mnie naskoczyli… I to mnie najbardziej zabolało. Że przeze mnie tak ci gadają… Nie cierpię ich, ale jeszcze bardziej nie znoszę samej siebie. Jestem wredna hetera! Zasłużyłam sobie na to!

– Gocha, nie dramatyzuj! – uśmiechnąłem się, a ona ciężko westchnęła.– Chłopaki tak już mają. Nabijają się ze wszystkich żon.

– To powiedz, z której i dlaczego? – zapytała, a ja zacząłem zmyślać jakieś absurdalne historyjki.

Plotłem trzy po trzy, aż w końcu Gosia się uśmiechnęła.

– Przestań już. I tak ci nie uwierzę.

Tego wieczoru mieliśmy długą rozmowę dotyczącą naszych relacji. Trochę się sobie zwierzaliśmy, trochę kłóciliśmy. Gośka co chwilę wpadała w jakieś dramatyczne tony. Na pewno miał na to wpływ alkohol, który wypiła tego wieczoru. Było go znacznie więcej niż zwykle, co podsycało emocje. Musiałem ją uspokajać, pocieszać, przytulać, ale też skorzystałem z okazji i delikatnie powiedziałem jej o tym, że czasem przesadza, że niekiedy muszę zagryzać wargi, żeby się z nią nie kłócić. Zrozumiała mnie. Obiecała, że będzie łagodniejsza, a ja z kolei zapewniłem ją, że częściej sam będę wychodził z inicjatywą – na przykład jeśli chodzi o sprzątanie domu.

No i w ten nieco dramatyczny sposób zmieniło się podejście do życia mojej żony. No nie od razu i nie całkiem. Gośka była tak przyzwyczajona do zarządzania naszym małżeństwem, że coraz to zapominała o swoim postanowieniu. Nie da się w jeden wieczór zmienić natury człowieka. Ale w sumie nabrała większej łagodności i nieco rzadziej mnie dyscyplinowała. 

Koledzy dalej śmieją się, że jestem pantoflarzem, że żona mnie tłamsi. Nie zauważyli zmiany. Kiedy człowiek już raz wyrobi sobie zdanie na temat innej osoby, trudno je zmienić. Próbowałem przekonać ich, że jest lepiej, niż było, ale na próżno. Nie przejmuję się tym tak samo jak kiedyś. Ważne, że mnie jest trochę łatwiej, że Gośka się stara. Dzięki temu wiem, że bardzo jej na mnie zależy.

Piotr, 38 lat

Czytaj także:
„Myślałem, że poznałem dziewczynę anioła. Kiedy zamieszkała ze mną, zobaczyłem, że niewinna buźka to tylko maska”
„Chciałam zrobić mężowi oryginalny prezent urodzinowy. Zamiast okrzyków radości była dzika awantura i wstyd na pół wsi”
„Córka zwaliła mi się z dzieckiem na głowę licząc, że będę jej sponsorem. Urabiałam się po łokcie, a i tak byłam najgorsza”

Redakcja poleca

REKLAMA