Pewnego dnia wpadłam na pomysł, by przygotować dla mojego ukochanego coś wyjątkowego z okazji jego czterdziestych urodzin. Nie zamierzałam ograniczać się do banalnych gestów. Pragnęłam go absolutnie zachwycić, sprawić, by oniemiał z wrażenia.
Chciałam go zachwycić
Od razu odrzuciłam opcję tańca na rurze, głównie z powodów logistycznych. Jedyna dostępna rura w okolicy znajdowała się w remizie strażackiej, a choć występ w takich okolicznościach z pewnością zrobiłby furorę, to jednak nie o taki efekt mi chodziło. To musiało być coś naprawdę niesamowitego, coś, co zapierało dech w piersiach.
Pomysł wpadł mi do głowy zupełnie niespodziewanie. W naszym małym miasteczku działa amatorska grupa teatralna o nazwie „Po godzinach”. Gdzieś w połowie września rozwieszono afisze informujące o castingu do nowej sztuki. Spektakl miał mieć premierę akurat w dniu urodzin mojego męża.
Decyzję podjęłam w mgnieniu oka. Od razu czułam, że to jest właśnie to, czego szukałam. Prawdziwe, porządne przedstawienie, wprost wymarzone na oryginalny prezent, taki prosto z serca, w który trzeba włożyć sporo emocji, zupełnie inny niż jakaś koszula, krawat czy książka.
W trakcie spotkania, na którym omawialiśmy szczegóły, dowiedziałam się, że muszę stawiać się na próbach aż trzy razy w tygodniu. To naprawdę dużo! Dobrze przynajmniej, że odbywały się po południu, więc nie powinny kolidować z moją pracą. No chyba że akurat będę na jakimś wyjeździe służbowym.
To był mniejszy kłopot
Większym wyzwaniem było to, żeby nikt się nie dowiedział o moich planach. Szczególnie moja mama i teściowa, które uwielbiały wtajemniczać mojego męża we wszystkie niespodzianki, jakie dla niego szykowałam.
Robiły to niby nieświadomie, puszczając do niego porozumiewawcze spojrzenia, ale finalnie i tak się wygadywały. A potem udawały skruszone, przepraszały mnie, ale ja wiedziałam swoje – im po prostu sprawiało to frajdę. „No to tym razem tej frajdy nie zaznają – obiecałam sobie w duchu. – Prędzej wyląduję w grobie, niż na to pozwolę!”.
Utrzymanie sekretu w tajemnicy to nie lada wyzwanie, szczególnie gdy pod jednym dachem mieszka się z ciekawską teściową. Liczyłam jednak, że przy odrobinie pomysłowości i pewnych wyrzeczeniach uda mi się osiągnąć cel. Moje dzieci już podrosły, więc nie wymagały aż takiej opieki, a pół roku przygotowań powinno jakoś się udać. Musiałam zrezygnować z ćwiczeń fitness, na które chodziłam dwa razy w tygodniu. Pozostało mi jeszcze wymyślić jakąś wymówkę na trzecią godzinę zajęć.
– Jestem Magda – powiedziałam, gdy Marta, szefowa teatru „Po godzinach”, kazała mi się przedstawić.
Dostałam główną rolę
Zmierzyła mnie wzrokiem znawcy od czubka głowy po same pięty. Z zawodu była aktorką i reżyserką teatralną, prawdziwą profesjonalistką. Reszta osób, które przyszły na nasze pierwsze grupowe spotkanie, miała z teatrem tyle do czynienia, że kilka razy się na jakimś przedstawieniu pojawili. Totalne żółtodzioby.
Marta przekonywała, że nie ma żadnego problemu.
– Madziu, zagrasz rolę naszej panny młodej.
– Nie jestem na to za stara? – zapytałam.
W końcu czy kobieta blisko czterdziestki może wcielić się w dwudziestoletnią dziewczynę? Tyle dokładnie lat miała narzeczona w tej opowieści.
– Od tego jest cała ta charakteryzacja – odpowiedziała. – Poza tym w teatrze wszystko jest na niby, to taka niby prawdziwa rzeczywistość.
Zagranie pierwszoplanowej postaci to był naprawdę trudny orzech do zgryzienia. Nie chodzi tylko o próby, ale przede wszystkim o ogrom kwestii, które trzeba było wkuć na pamięć. Tego zupełnie się nie spodziewałam. Jedynym sensownym miejscem do nauki, jakie przychodziło mi do głowy, była toaleta. W pracy przez nawał zadań nie miałam szans na naukę.
Wymyśliłam wymówkę dla męża
– Posłuchaj, kochanie – zagadnęłam Jacka, mojego męża, robiąc słodkie oczka – słyszałam, że firma będzie prowadzić lekcje angielskiego dla pracowników. Myślę, że warto by było z tego skorzystać, nie uważasz? Podszlifowałabym język, a przy okazji szef zobaczyłby, że jestem ambitna i chętna do rozwoju…
– No to co cię hamuje? Decyduj się i zapisuj natychmiast.
– Wiesz, jest pewna przeszkoda. Zajęcia będą się odbywać po południu, gdzieś koło szesnastej. Dojazd do domu i z powrotem mijałby się z celem. Jakoś zagospodaruję ten czas, chociażby na naukę.
Dobrze się złożyło, że terminy pozostałych prób zgadzały się z godzinami moich zajęć aerobiku, więc nie musiałam nic kombinować ani zmyślać historyjek. Mogłam wychodzić z mieszkania o stałej porze jak dotychczas. Mój małżonek nie miał w zwyczaju sprawdzać, gdzie jestem.
Ruszyły nareszcie przygotowania do przedstawienia. Gdybym choć podejrzewała, jaką harówką to będzie, to nie wiadomo, czy bym się na to pisała. Ale teraz nie było już odwrotu. Rzecz jasna Marta pomiatała nami jak niewolnikami.
– Aby coś osiągnąć w sztuce teatralnej – objaśniała – trzeba dać z siebie naprawdę dużo. I czasem przy tym ucierpieć.
Brałam to za metaforę
Nawet przez myśl mi nie przeszło, że faktycznie ktoś mógł ucierpieć! Przecież moim zamiarem było zrobienie mężowi wyjątkowej niespodzianki. Ale, jak to mówią, dobrymi intencjami droga do piekła jest wybrukowana…
W połowie lutego Marta oświadczyła, że do naszego harmonogramu spotkań koniecznie trzeba dorzucić jeszcze jedną, a najlepiej dwie godzinki.
– Chyba że niespecjalnie wam zależy na tym, żeby nasza inicjatywa odniosła sukces – oznajmiła z niepokojącą nutą w głosie i spojrzała na mnie w taki sposób, że aż skurczyłam się ze strachu.
– Ależ zależy! – wydukałam cichutko w imieniu całej naszej ekipy.
– No właśnie… Wejściówki będą po dwadzieścia pięć złotych, a to nie są małe pieniądze. Wysłaliśmy zaproszenia do lokalnych dygnitarzy, łącznie z przewodniczącym rady miasta i naczelnikiem powiatu. Publika musi mieć poczucie, że te fundusze zostały dobrze spożytkowane.
No i ekipa postanowiła, że zostaniemy dłużej o dwie godziny. Już mi się w głowie kręciło od wymyślania wytłumaczeń dla męża. Miałam przeczucie, że prędzej czy później pogubię się w tych wszystkich wymówkach i prawda wyjdzie na jaw.
Nie uwierzył mi
– Jacusiu – powiedziałam podczas kolacji – w pracy mam do ogarnięcia spis z natury.
– Spis z natury? – rzucił, jakby nie do końca rozumiał, o co chodzi.
Zauważyłam jego niezadowolenie, ale w tym momencie byłam bezradna. W głębi duszy obiecywałam sobie, że później mu to zrekompensuję.
– Cóż, tak to wygląda – rzuciłam z nieukrywanym żalem. – Po dwie godziny więcej przez kolejne trzy tygodnie, co daje w sumie sześć.
– Doskonale zdaję sobie sprawę, ile to jest dwa razy trzy! – warknął z irytacją. – Potrafię liczyć.
Byłam zaskoczona, bo Jacek zazwyczaj nie okazywał złości. Co go dzisiaj napadło? Nie mogłam sobie jednak pozwolić na rozmyślanie nad przyczyną kiepskiego nastroju małżonka – próby odbywały się teraz pięć dni w tygodniu, do tego dochodziła jeszcze codzienna praca, a o życiu osobistym, które powoli zanikało, szkoda nawet mówić.
Jacek z dnia na dzień robił się coraz bardziej ponury, a gdy nadszedł marzec, w ogóle przestał ze mną gadać. Także moja teściowa zaczęła się dziwnie boczyć. Nie miałam bladego pojęcia, co się dzieje.
Co im odbiło?
Na cztery dni przed wielkim dniem – dokładnie to pamiętam, bo odliczałam czas do spektaklu, który nadciągał w zastraszającym tempie – mój ślubny nie wytrzymał.
– Powiedz wreszcie, masz jakiegoś faceta na boku?! – ni stąd, ni zowąd zaczął się drzeć wniebogłosy.
Totalnie mnie zatkało, gdy usłyszałam te oskarżenia. Byłam tak zszokowana, że nawet nie drgnęłam. Po prostu stałam z szeroko otwartymi ustami, dokładnie tak, jak mnie zastał podczas mycia zębów. W głowie kołatała mi się tylko myśl: „Ale kanał, do licha”. Kiedy już doszłam do siebie, starałam się wytłumaczyć, że musiało mu się coś ubzdurać. Wręcz udawałam oburzoną – w końcu ostatnio wcielałam się w rolę aktorki – że w ogóle śmie posądzać mnie o zdradę.
Po swojej łazienkowej tyradzie Jacek dumnie i wrogo milczał. Nie dawał wiary moim słowom. A żeby jeszcze bardziej mnie przycisnąć do przyznania się do „winy”, przeniósł się na noc na sofę. Teściowa trzymała stronę syna i zaczęła mnie ignorować.
Mój rycerz zawalczył o mnie
Próbowałam wyrzucić z głowy te wszystkie myśli, gdyż wizja wystąpienia przed liczną i – jak nieustannie przypominała mi Marta – wybredną publicznością wprawiała mnie w niemałe zdenerwowanie. „Co, jeśli na premierze głos utkwi mi w gardle, bo nerwy wezmą górę?” – zadawałam sobie to pytanie, ćwicząc swoją rolę.
Dzień przed premierą ustaliłam spotkanie z moim scenicznym „partnerem”. Mieliśmy jeszcze powtórzyć parę kwestii. Umówiliśmy się w przytulnej kafejce nieopodal ośrodka kultury. Panował tam miły klimat, a w razie czego mogliśmy nawet pójść poćwiczyć na pobliską scenę.
– Jestem w tobie szaleńczo zakochana, tylko nie mam pewności co do twoich uczuć! – wykrzyknęłam.
Zdając sobie sprawę, że to moja ostatnia szansa, próbowałam włożyć w to jak najwięcej zapału.
– Darzę cię miłością niczym… – mój sceniczny ukochany rozpoczął swoją wypowiedź.
Słowa ugrzęzły mu w gardle, bo wtedy przy naszym stoliku jak spod ziemi wyrósł mój prawdziwy małżonek i standardowo przywalił temu z teatru z pięści prosto w oko. Ja kompletnie bez zastanowienia chlusnęłam prawdziwemu mężowi prosto w twarz herbatą, którą miałam w filiżance.
Niewiele pamiętam
Zjawiła się Marta, ktoś krzyknął, żeby zadzwonić po policję. Po jakimś czasie sytuacja się unormowała. No i zaczęliśmy sobie pewne kwestie tłumaczyć.
– Matka się dowiedziała od sąsiadki, że w ogóle nie chodzisz na te fikołki – rozpoczął Jacuś. – Co do liczenia towaru to od razu skumałem, że to ściema. A z tym angielskim to sama się wydałaś, jak gadałaś kiedyś przez telefon z koleżanką z pracy. Ale dopiero dzisiaj pierwszy raz poszedłem za tobą.
Nie poczułam złości, raczej wzruszenie. Mój dzielny rycerz chciał o mnie walczyć! Spektakl naturalnie doszedł do skutku i nawet moja teściowa była zadowolona. Tylko pan młody potrzebował trochę więcej makijażu na premierze. Od teraz koniec z sekretnymi akcjami. Żyłam w ciągłym napięciu i miałam tego serdecznie dosyć. Żadnych tajemnic, pełna jawność!
Magdalena, 39 lat
Czytaj także:
„Gdy odziedziczyłam 600 tysięcy po dziadku, w myślach już wyruszałam w wielką podróż. Na drodze stanął jednak mój brat”
„Moja siostra wybierała męża po grubości portfela. Znalazła sobie bogacza, ale okazało się, że wszystko ma swoją cenę”
„Wygrałem milion złotych i odzyskałem dawną przyjaciółkę. Ta kumulacja szczęścia okazała się jednak fałszywym losem”