„Moja żona nie cierpi dzieci. Myślałem, że ma taki paskudny charakter, a ona skrywała szokującą tajemnicę”

facet fot. iStock by Getty Images, ridvan_celik
„Po dwóch latach małżeństwa musiałem zdać sobie sprawę z bolesnej prawdy: moja małżonka nie cierpiała dzieci. Przed zawarciem związku małżeńskiego nie dyskutowaliśmy na temat rodzicielstwa, bo obydwoje nie byliśmy do tego zbytnio zmotywowani”.
/ 05.07.2024 22:00
facet fot. iStock by Getty Images, ridvan_celik

– Znowu ta dzieciarnia hałasuje! Zajmij się tym! – krzyknęła do mnie moja małżonka.

Wyszedłem na balkon. Na podwórku bawiło się kilka małych dziewczynek. Dwie z nich ścigały się na hulajnogach, a reszta głośno kibicowała. Przecież nie będę im psuć zabawy. Zuza jak zwykle przesadzała. Przy zamkniętym oknie radosny harmider z podwórka był ledwie słyszalny. Odnosiłem wrażenie, że moja żona zbyt szybko zapomniała o tym, jak to jest być małą dziewczynką.

Mam za żonę marudę

– Jeszcze nie udało ci się ich przegonić? Czy nie mogę zaznać chwili ciszy? – narzekała Zuzka.

– Kochanie, naprawdę nie są tak hałaśliwe. Ale skoro ich obecność ci przeszkadza, może moglibyśmy dokądś wyjść? Do kina albo restauracji, co ty na to? – próbowałem ją uspokoić, ale tylko jeszcze bardziej się zdenerwowała.

– Żartujesz? Mam opuszczać dom, bo jakieś dzieciaki krzyczą pod naszymi oknami?! Zaraz pójdę i poskarżę się ich rodzicom – zagroziła.

„Znowu to samo” – pomyślałem. Zuzka przynajmniej raz na tydzień stukała do drzwi sąsiadów. Wszystko ją drażniło. Narzekała na głośne odbijanie piłki, zaśmiecanie korytarza, nocne płacze, hałas dochodzący z placu zabaw. Inni mieszkańcy jakoś tego nie zauważali. Ja również nie. Przecież wiadomo, że dzieci robią hałas. Poza tym gdzie mają się bawić, jeśli nie na swoim podwórku?

Po dwóch latach małżeństwa musiałem zdać sobie sprawę z bolesnej prawdy: moja małżonka nie cierpiała dzieci. Przed zawarciem związku małżeńskiego nie dyskutowaliśmy na temat rodzicielstwa, bo obydwoje nie byliśmy do tego zbytnio zmotywowani. Ja byłem w trakcie pisania pracy doktorskiej, Zuzka natomiast miała absorbującą pracę.

Miała swoje tajemnice

Każde z nas było skoncentrowane na swoim rozwoju zawodowym i dopóki nam to odpowiadało, nie dostrzegałem żadnego problemu. Jednak kiedy po roku zasugerowałem możliwość powiększenia naszej rodziny, reakcja Zuzki była gwałtowna.

– Chyba zwariowałeś! Nie spędzam godzin na siłowni, aby niszczyć swoją sylwetkę ciążą.

– Będziesz mi się podobała, nawet jeśli staniesz się wielka jak balon…

– Tak bardzo pragniesz bezsennych nocy? – szydziła. – Poza tym wychowanie dziecka to nie lada wyzwanie. Nie czuję się jeszcze na to gotowa.

– A kiedy będziesz?

Gdy o to spytałem, moja żona opuściła pokój, głośno zamykając za sobą drzwi. Nie chciała mi odpowiedzieć, ale jej reakcja mówiła sama za siebie. Byłem bezradny. Nie mogłem uwierzyć, że przed ślubem wszystko było takie idealne…

Kiedy spotkałem Zuzkę, wydawało mi się, że jest prawdziwym cudem. Piękna, wykształcona, opiekuńcza i kochająca. Wyglądała na doskonałą gospodynię domową, mimo jej dziwaczności. Ale przecież wszyscy mają jakieś.

Dlatego nie przeszkadzało mi, że jedenastego dnia każdego miesiąca znikała. Nie odpowiadała na moje wiadomości, nie odbierała telefonów, a kiedy wracała, wydawała się zamyślona. Twierdziła, że spotyka się ze swoją grupą. Medytują razem i dyskutują o znaczeniu życia. Kilka razy proponowałem, że dołączę do nich, ale odrzuciła tę propozycję.

– Nudziłbyś się. To nie jest dla ciebie.

Nie byłem natarczywy

Pomyślałem, że Zuzka potrzebuje trochę czasu tylko dla siebie. Od początku podkreślała, jak bardzo ceni sobie niezależność, więc kiedy znikała, spotykałem się ze znajomymi na piwko.

Jej nastawienie do dzieci nie wydawało mi się dziwne. Może nie rozpływała się nad każdym maluchem i nie była oczarowana moim bratankiem, ale z pewnością nie miała takiej obsesji jak teraz. Dopiero kiedy przeprowadziliśmy się do nowego lokum, stało się z nią coś dziwnego. W naszym bloku większość mieszkańców stanowiły młode pary z dziećmi.

– To wszystko twoja wina. To ty namówiłeś mnie na to mieszkanie – marudziła.

– Przecież sama zdecydowałaś się na jego zakup. Mówiłaś, że to doskonała okazja – przypomniałem.

– Może sprzedajmy je i weźmy pożyczkę na dom na przedmieściach?

– Uważasz, że tam nie będzie dzieci? Przepraszam, że to mówię, ale twoje postępowanie jest nieodpowiednie. Dzieci z sąsiedztwa nawet nie witają się z tobą, bo się ciebie boją.

– To tylko dowodzi, że są źle wychowane!

Nie miałem sił, by z nią walczyć. Byłem pewien, że nie osiągnę niczego. Zdecydowałem się zwrócić o pomoc do Julki, mojej siostry. Właśnie przygotowywała Kacperka do szkoły, kiedy przyjechałem.

Siostra miała przeczucie

– Pamiętaj, też nie cieszyłaś się, kiedy zaszłaś w ciążę.

– Mati, ja wtedy miałam zaledwie dwadzieścia lat. Nie ma się co dziwić, że byłam przerażona. Zuzka ma już trzydzieści dwa lata. Nie sądzę, aby nagle przyszło jej odkrycie macierzyńskiego instynktu. Niektóre kobiety po prostu nie chcą mieć dzieci i to jest w porządku. Przecież to nie zbrodnia, chociaż powinna być uczciwa w tej kwestii. A może jest niepłodna i zamiast się do tego przyznać, zwodzi nas? Od samego początku czułam, że coś jest nie tak z tą dziewczyną.

– To nieprawda – stanąłem w obronie mojej żony. – Przed naszym małżeństwem była zupełnie inna. Nawet kupiła Kacperkowi zabawkową kolejkę na urodziny.

– No i co z tego? Tylko udawała, że jest miła. Matka zawsze dostrzeże takie rzeczy. Pamiętasz naszą pierwszą wizytę u was?

To wspomnienie nie należało do przyjemnych. W moje urodziny siostra zaprosiła mnie i Zuzę na obiad, abyśmy mogli się lepiej poznać. Kacperek zrobił dla mnie laurkę.

– Proszę, wujaszku – wyszeptał, podając mi swoją pracę. Jego rączki były pokryte niebieską farbą, a kiedy przytulił się do mnie, poplamił kołnierz mojej marynarki.

– Ciekawe, jak to teraz dopiorę – rzekła z niezadowoleniem Zuza, patrząc na Kacperka prawie z nienawiścią. Jej złość była nieproporcjonalna do sytuacji, ale po krótkim czasie zdołała opanować swoje emocje. – Wspaniała laurka, Oluś – skomentowała, kiedy zasiedliśmy do stołu.

– Nie nazywam się Oluś – odparł.

To było dziwne

Na twarz Zuzki wykwitł rumieniec. Skierowała wzrok w stronę stołu i przez resztę posiłku nie powiedziała ani słowa. Przypomniało mi się jeszcze coś innego. Któregoś dnia spotkaliśmy znajomych Zuzki.

– Jak się masz? Wszystko u ciebie w porządku? – dopytywała koleżanka Zuzki. – Nam również zostało niewiele czasu z Sonią… – dodała ze smutkiem.

Wyglądali na bezradnych, jakby właśnie przechodzili przez ciężki moment. Zuzka odparła, że przeprasza, ale musimy już iść. Praktycznie biegła. Na moje pytanie, kim są ci ludzie, odpowiedziała, że to para z jej grupy, która ma zwyczaj przenoszenia swoich problemów poza spotkania, czego nie powinni robić.

Potem zaciągnęła mnie na imprezę do klubu, a wieczorem kochała się ze mną w sposób, który teraz wydaje mi się dość rozpaczliwy. Czy zrobiła to celowo, żebym nie dopytywał i nie zastanawiał się?

Powinieneś ją wysłać na terapię – Julka przywróciła mnie do rzeczywistości.

– Zuzkę? Przecież ma swoją grupę medytacyjną i… – przerwałem, bo wpadłem na pomysł.

Muszę pójść za Zuzką, zaczekać do końca jej spotkania, a następnie spróbować nawiązać rozmowę z kimś z jej grupy i zdobyć jakieś informacje.

Miałem plan

Następna niedziela była jedenastym dniem miesiąca. Rano wyszedłem z domu jak zwykle i wsiadłem do auta, które pożyczyłem od przyjaciela. Oczekiwałem na pojawienie się mojej żony, a potem podążyłem za nią. Ku mojemu zaskoczeniu zatrzymała się koło cmentarza.

Zauważyłem, jak kupuje kwiaty i znicze, a później zanika w jednej z alejek. Wyskoczyłem z samochodu i podążyłem za Zuzą. Kiedy ją znalazłem, klęczała obok niewielkiego grobu i płakała. Nie przejmowała się tym, że brudzi swoje eleganckie ubranie. Nie miałem odwagi wyjść z ukrycia.

Odczekałem, aż się oddali. Dopiero wówczas podszedłem bliżej nagrobka z wykutym malutkim aniołem. Przyjrzałem się bliżej płycie. Oliwier, 4 lata. Zdjęcia małego chłopca, który wyglądał jak moja żona oraz nosił jej rodowe nazwisko…

Wtedy zdałem sobie sprawę. Oluś był synem mojej żony. Takie cierpienie obok nagrobka mogła przeżywać tylko matka, która straciła swoje dziecko. Zrozumiałem, dlaczego Zuzka czasami znikała. Regularnie co miesiąc odwiedzała cmentarz, aby uczcić pamięć swojego synka.

Nie mogłem uwierzyć, że nigdy nie poruszyła tego tematu. Jak mogła ukrywać taką tajemnicę przed swoim mężem?

Odkryłem jej sekret

– Czy jest coś, o czym chciałbyś mi powiedzieć? – zapytałem, kiedy wróciła do domu późnym wieczorem.

Wyglądała na spokojną, w jej spojrzeniu nie było żadnych śladów porannego smutku.

– Wiem, że byłaś na cmentarzu. To dlatego nie cierpisz dzieci, tak?

Jej twarz zrobiła się blada, a na niej pojawił się wyraz bólu.

– Ponieważ… ponieważ one są wciąż żywe, a mój Oluś nie – wyszeptała, po czym zaczęła płakać.

Tego wieczoru przez długie godziny przytulałem Zuzę. Ze łzami w oczach opowiadała mi o Olusiu. Syn mojej żony był chory. Walczyła o niego, mimo niepomyślnych prognoz nie traciła nadziei. Niestety, jej miłość nie odniosła zwycięstwa.

Nie jestem pewien, jakie teraz powinienem podjąć działania. Spróbuję przekonać Zuzę do podjęcia terapii. Sami nie jesteśmy w stanie uporać się z takim ciężarem. Zdecydowanie nie zamierzam jej zostawić.

Mimo że nie była ze mną do końca szczera przed naszym małżeństwem, że zdecydowała się na ślub raczej z bezradności niż z miłości i że mam poczucie oszustwa, nie zostawię jej. Moja miłość do żony jest teraz jeszcze silniejsza niż kiedykolwiek.

Tomasz, 37 lat

Czytaj także:
„Żona przedkładała forsę ojca ponad nasz związek i dobro dzieci. Wymieniła mój honor na wygodne życie w dobrobycie”
„Syn miał nas dosyć i chciał wolności. Przedszkolak szybko pożałował po tym, jak zmyślił o mnie niestworzone historie”
„Z cichej, nieśmiałej dziewczyny zrobiłem imprezowiczkę i hulajduszę. Bezradnie patrzyłem, jak flirtuje z innymi facetami"

Redakcja poleca

REKLAMA