„Żona przedkładała forsę ojca ponad nasz związek i dobro dzieci. Wymieniła mój honor na wygodne życie w dobrobycie”

żona wolała kasę taty fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Przykro mi, że dopiero niedawno zdałem sobie sprawę z tego, iż moja luba uwielbia być w centrum uwagi. Nie dość, że była oczkiem w głowie swojego ojca, to jeszcze marzyła o byciu księżniczką przez cały czas. Doszedłem do wniosku, że to wszystko nie ma racji bytu, ponieważ w tym domu zawsze będę zerem”.
/ 20.06.2024 18:30
żona wolała kasę taty fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Znajomość z Marzeną zawdzięczam zbiegowi okoliczności. Kolega namówił mnie, żebym z nim poszedł na imprezę do jednego z mieszkań. Kompletnie nie miałem pojęcia, w jaki sposób ona się tam pojawiła, ale od razu zauważyłem, że wyróżnia się na tle pozostałych panien. Fatałaszki, które nosiła, prawdopodobnie kosztowały więcej niż ciuchy reszty dziewczyn razem wziętych.

– Stary, kim jest ta mała? – starałem się wyciągnąć od Wojtka jakieś informacje. – Kojarzysz ją?

– Obiło mi się o uszy parę rzeczy na jej temat – stwierdził. – Odpuść sobie, to dla ciebie za wysokie progi.

– Przekonamy się – powiedziałem pod nosem.

No dobra, fakt – zdawałem sobie sprawę, że taki ziomek jak ja - w wyciągniętej bluzie i dżinsach z second handu – raczej nie jest w typie takiej wystrzałowej laski, co nosi same firmowe ciuchy. Ale co mi tam, trzeba było zaryzykować.

Gdy zaproponowałem jej taniec, początkowo spojrzała na mnie, jakbym był jakimś dziwakiem, ale się zgodziła. Przetańczyliśmy ze sobą dwa kawałki, a gdy próbowałem zagadać, odpowiadała zdawkowo i ewidentnie dawała mi do zrozumienia, że nie ma ochoty na pogawędki. Ciężko było stwierdzić, czy po prostu mało mówiła, czy też nie miała przyjemności ze mną rozmawiać.

– Odprowadzę cię do domu – zaoferowałem, widząc, że szykuje się do wyjścia.

– Dzięki, ale nie ma potrzeby, mój szofer po mnie przyjedzie – odparła takim tonem, jakby to była najzwyklejsza rzecz pod słońcem.

– W takim razie może chociaż zostawisz mi swój numer telefonu? Moglibyśmy skoczyć razem do kina albo na jakąś kawę…

Parsknęła śmiechem i podała mi ciąg liczb, które od razu wpisałem do telefonu. Nazajutrz okazało się, że Marzena to córka biznesmena posiadającego hotele nie tylko w naszym mieście, ale w całym kraju.

– Serio masz zamiar się z nią umówić? – kumpel patrzył na mnie jak na totalnego świra.

A co w tym złego? – odparowałem prowokacyjnie.

– Stary, ona śpi na forsie. To zupełnie inna liga.

Szybko dotarło do mnie, że dobrze mówił.

Zrobi absolutnie wszystko

Marzena jednak chciała ze mną wyjść. Wybraliśmy się razem do kina, a później przespacerowaliśmy się trochę. Wstąpiliśmy też na lody. Odwiedziliśmy sporo miejsc i wyszło na to, że kręcą nas podobne rzeczy. Mamy zbliżony gust filmowy i słuchamy takiej samej muzyki.

Mimo tego jednak że byliśmy do siebie podobni, to sporo nas różniło. Ja nie mogłem sobie pozwolić na markowe ubrania jak Marzena, ani na wszystkie te drogie gadżety, które posiadała. Pewnego dnia zaprosiła mnie do siebie i wtedy pojąłem, co mieli na myśli moi kumple. To nie był zwykły dom, tylko istna rezydencja z ogromnym ogrodem dookoła. Ogromna i przepiękna. Gdy gospodyni wpuściła nas do środka, tata Marzeny zmierzył mnie wzrokiem tak surowo, że poczułem dreszcze na plecach.

– Słuchaj, chyba nie pasuję do tego miejsca – wyznałem, kiedy weszliśmy do jej pokoju.

Parsknęła beztroskim śmiechem, co zdarzało jej się dość często. Niejednokrotnie odnosiłem wrażenie, że Marzena lekceważy wiele spraw.

– Daj spokój, nie zawracaj sobie głowy takimi rzeczami, a zwłaszcza tatą. Zrobi absolutnie wszystko, o co go tylko poproszę. W końcu jestem jego małą księżniczką.

Niedługo po tym doszedłem do wniosku, że moja luba uwielbia być w centrum uwagi. Nie dość, że tata ją rozpieszczał, to jeszcze chciała, żeby wszyscy traktowali ją jak królewnę. Do tej pory tatuś zaspokajał każdą jej zachciankę, nieraz zanim jeszcze zdążyła o niej wspomnieć.

Uczyła się w prywatnej szkole wyższej i jeździła swoim autem, a nierzadko po prostu wystarczyło, że zadzwoniła do szofera swojego taty, a on od razu zjawiał się, żeby ją gdzieś podwieźć. Totalnie mnie zatkało, kiedy zapytała, czy mam ochotę polecieć z nią na shopping do stolicy Francji.

– Czyś ty rozum postradała? – wychrypiałem.

– A cóż w tym złego?

– Nie mam funduszy na takie luksusy, Marzenko.

Mój tata ma. Lekko odświeżylibyśmy twój image.

– Co ty wygadujesz? – traciłem cierpliwość. – Za kogo ty mnie uważasz?!

– Jestem moim ukochanym, któremu pragnę sprawić niespodziankę.

Marzena okazała się nie do pokonania i ostatecznie skapitulowałem, choć przyznaję, że tak naprawdę chyba wcale nie miałem ochoty się opierać. Tak czy siak, wylądowaliśmy w Prayżu. Później nadeszła pora na wspólny urlop na Półwyspie Iberyjskim, pływanie żaglówką po węgierskim jeziorze i wypad do Lombardii.

Wszystkie koszty pokrywała ukochana, a tak naprawdę jej tata. Dla niej takie zagraniczne wojaże to była codzienność, nic nadzwyczajnego. Dla mnie z kolei była to absolutna nowość, bo nigdy wcześniej nie wychyliłem nosa poza granice rodzinnej mieściny. Nic dziwnego, że byłem wniebowzięty.
Stopniowo traciłem kontakt z dawnymi kolegami i znajomymi, zwyczajnie brakowało mi na nich czasu. Wszystko w moim życiu kręciło się wyłącznie wokół Marzeny. Niedługo po tym, jak udało mi się obronić pracę magisterską, jej tata niespodziewanie złożył mi propozycję pracy. Nie była to łatwa rozmowa.

Nie mam grosza przy duszy, ale ją kocham

– Nie wydaje mi się, żebyś nadawał się na mojego przyszłego zięcia – zaczął – ale jeśli Marzenka sobie tego życzy… – zrobił bezradną minę. – Nie umiem jej odmówić. Od kiedy zmarła jej mama, jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie, tylko ona ma znaczenie. Ale pamiętaj jedno, nie dam jej zrobić krzywdy.

No i tak się stało, że zostałem pracownikiem mojego przyszłego teścia. Szczerze mówiąc, dopiero w tym momencie przyszło mi do głowy, że faktycznie mógłby nim być w przyszłości. Dzięki temu, że zarabiałem coraz lepsze pieniądze, mogłem w końcu zamieszkać na swoim, wynajmując własne lokum i opuszczając dom rodzinny. Stać mnie też było na kupowanie różnych drobiazgów dla Marzeny, aż w końcu przyszedł czas na pierścionek zaręczynowy.

Moi starzy, tak samo jak ojciec mojej Marzenki, nie byli jakoś mega zadowoleni z tego, że jesteśmy razem. Mój tata od wielu lat pracował jako elektryk, a moja mama robiła za sprzątaczkę w pobliskiej szkole. Takie chaty jak dom Marzeny to oni widzieli co najwyżej w telewizorze. Kiedy powiedziałem mamie, że idę się zaręczyć, to tylko westchnęła:

– Co ty robisz, dzieciaku? Nie widzisz, że ta dziewczyna do ciebie nie pasuje?

– A niby czemu? Bo ma trochę więcej siana? Ja ją kocham razem z tą jej kasiorą, a ona kocha mnie, mimo że nie mam przy duszy ani grosza. Jeszcze nie mam – dopowiedziałem.

Moje plany sięgały daleko w przyszłość. Na początek chciałem zaciągnąć pożyczkę i nabyć dla nas lokum, jednak gdy podzieliłem się tym pomysłem z Marzenką, nawet nie próbowała maskować swojego zaskoczenia. Oraz... irytacji.

– Mieszkanie? A na co to komu?! – prychnęła.

– Dla nas, z myślą o tym, co przed nami.

– Mamy przecież mój dom rodzinny.

– Ale on jest własnością twego taty.

– No ale jest na tyle przestronny, że spokojnie damy radę tam żyć razem, nie uważasz? – na jej czole pojawiły się zmarszczki.

– No tak, masz rację – odpowiedziałem bez pośpiechu – ale wiesz, ja bym jednak chciał zamieszkać sam na sam z tobą, no ewentualnie później jeszcze z naszymi pociechami...

– Daj spokój – przerwała mi w swoim stylu.

Ilekroć coś się jej nie podobało, kazała mi dać sobie spokój i sądziła, że to koniec tematu. Ja zaś odpuszczałem. Gdy tylko stanęliśmy na ślubnym kobiercu i zakończyliśmy weselne przyjęcie, zamieszkałem w gigantycznym domu należącym do mojego teścia. Nigdy nie pałałem sympatią do tej posiadłości, a od kiedy stałem się jej lokatorem, wprost ją znienawidziłem.

Moja cierpliwość się wyczerpała

Teść miał tu zawsze ostatnie słowo, a moja małżonka tylko próżnowała. Kiedy chciałem wpaść do swoich rodziców, musiałem jechać w pojedynkę. Marzena za każdym razem, gdy coś proponowałem, robiła niezadowoloną minę i wymyślała milion wymówek. Aż w końcu wyznała mi szczerze, że nie ma zamiaru ich odwiedzać, ponieważ nie ma ochoty słuchać durnych plotek i pogadanek.

To oczywiste, że wracałem do tematu kupna własnego mieszkania.

– Nie ma mowy o przeprowadzce do mieszkania w bloku, nawet o tym nie wspominaj – odparła stanowczo.

– To kupimy apartament.

– W apartamencie też nie zamierzam mieszkać! – warknęła zirytowana. – Błażej, czy ty nie rozumiesz, że nigdzie indziej nie będziemy mieć tak dobrze jak tu?!

– Chyba tylko ty! – parsknąłem.

– No właśnie, ja! – wrzasnęła. – Uwielbiam ten dom. Panią Zosią, która dba o wszystko, kucharkę przygotowującą posiłki i Witka zajmującego się ogrodem – wyliczała jednym tchem. – Za żadne skarby nie będziesz w stanie zapewnić nam takich warunków, jakie tu mamy.

Tamtego dnia mieliśmy naprawdę poważną kłótnię, chyba pierwszą taką w naszym związku. Do tej pory zdarzały się nam co najwyżej drobne nieporozumienia, głównie dlatego, że zazwyczaj ulegałem jej woli. Ale tym razem miarka się przebrała i straciłem cierpliwość.

Wypowiedziałem na głos wszystko, co od dawna chodziło mi po głowie: że pragnę zostać ojcem, że żyjąc w tym miejscu, nigdy nie stworzymy normalnej rodziny, i że w sumie mogłaby zająć się czymś pożytecznym. Marzena zareagowała płaczem, wrzasnęła, że jeśli mi coś nie pasuje, to droga wolna, po czym wybiegła z pokoju.

Ostatniej nocy po raz pierwszy przyszło mi nocować w biurze, ponieważ Marzena nie pozwoliła mi wejść do sypialni. Naturalnie, jak zwykle, już zdążyła naskarżyć na mnie swojemu ojcu. Nie wiem dokładnie, w którym momencie to zrobiła, ale jakoś jej się udało. Podczas śniadania, na które moja żona nie przyszła, teść popatrzył na mnie chłodno i rzucił pytanie, czy aby na pewno pamiętam to, co kiedyś mi powiedział.

– Szczerze mówiąc, nie za bardzo rozumiem, o co chodzi tacie.

– Chodzi o to, że nie dam przyzwolenia, aby ktokolwiek zrobił krzywdę mojej córce – wytłumaczył opanowanym głosem.

– Ale ja przecież wcale nie… – spojrzałem na niego zdziwiony i próbowałem to sprostować, jednak nie dał mi dokończyć.

– Nie zapominaj, że to dzięki mnie jesteś tu, gdzie jesteś – powiedział lodowatym tonem, po czym podniósł się z krzesła i opuścił pomieszczenie.

Wgnieciony w siedzisko, poczułem się totalnie poniżony. Wiedziałem od dawna, że teść za mną nie przepada, ale nie sądziłem, że do tego stopnia. W jednej chwili dotarło do mnie, że to bez sensu, bo w tych czterech ścianach nigdy nic nie będę znaczył. Cokolwiek zrobię, teść i tak przedstawi to jako swoją zasługę. Zacząłem myśleć o zmianie pracy i chciałem jakoś przekonać Marzenę, żebyśmy się wynieśli na swoje. Nim jednak wziąłem się do realizacji tych planów, okazało się, że będę tatą.

Nie widzę takiej potrzeby

Marzena miała kiepskie samopoczucie – najpierw ją mdliło, potem dostała niewielkiego krwotoku i musiała spędzić trochę czasu w łóżku. W tej sytuacji wolałem przełożyć na później wszystkie swoje zamierzenia. Teraz najważniejsze było, żeby miała ciszę i żebym się nią zaopiekował. Gdy jej stan się poprawił, dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami bliźniaczek. Podobno każdy mężczyzna marzy o synu, ale ja byłem przeszczęśliwy na myśl o córeczkach. Marzena chyba trochę mniej.

– Wydaje mi się, że tata jednak wolałby wnuków… – powiedziała, gdy ją o to zapytałem.

Gdy nasze córeczki pojawiły się na świecie, nadaliśmy im imiona Maja i Zuzanna. Całe szczęście, że teść nie miał nic do gadania przy wybieraniu imion dla dziewczynek… Marzena nie opiekowała się maluchami. W naszym domu od tego była zatrudniona opiekunka.

Moja małżonka zwykła wylegiwać się w łóżku do dwunastej, a później udawała się do gabinetu kosmetycznego, salonu fryzjerskiego czy na zakupy. Zacząłem się zastanawiać, jaki sens miało w ogóle ukończenie przez nią studiów. W dodatku nie byle jakich, bo psychologicznych. Przecież mogłaby otworzyć własną praktykę, ale jakoś tak...

– Nie widzę potrzeby, żebym musiała pracować – oznajmiła, kiedy próbowałem zainicjować rozmowę na ten temat.

– No niby nie jest to konieczne, ale… Nie miałabyś ochoty robić czegoś dla siebie, czegoś, co miałoby jakiś głębszy sens?

– Jestem twoją życiową partnerką. To chyba wystarczająco sensowne zajęcie, kochanie – skwitowała.

Nasze drogi zaczęły się rozchodzić

Myślę, że gdybyśmy nie mieli córek, to już lata temu postawilibyśmy kropkę nad "i". Wojtek – mój kumpel z dawnych lat, jedyny, z którym jakoś tam trzymałem sztamę i czasem wychodziliśmy razem na piwo – kiedyś, gdy próbowałem mu się wygadać, wypalił prosto z mostu:

– Dekadę temu gadałem ci, że to nie dla ciebie. I nic się w tej kwestii nie zmieniło.

– No tak, ale przecież mam teraz dzieciaki – uzupełniłem jego myśl.

– No właśnie, teraz masz dzieciaki - przytaknął ze zrozumieniem.

W niektóre niedziele zabierałem dziewczynki do dziadków, ale musiałem to robić sam. Marzena wciąż odmawiała wizyt u nich. Na zakupy do Paryża jeździła sama, już nie chciała, żebym jej towarzyszył. Często spędzała weekendy w ośrodkach odnowy biologicznej. Mówiła, że jedzie z koleżanką, ale miałem wątpliwości, czy mówi prawdę. W końcu miałem dość.

– Marzena, musimy coś zrobić z naszym związkiem – powiedziałem jej.

– Niby co takiego? – popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.

– Musimy zmienić miejsce zamieszkania – odparłem. – Znalazłem fajny domek. Chcę, żebyś pojechała go ze mną zobaczyć.

Nigdzie nie pojadę – warknęła. – Chcesz się przeprowadzić? Spoko, ale beze mnie.

– Kochanie, czemu mnie tak traktujesz?

– Szczerze mówiąc, mam cię serdecznie dosyć. To wszystko stało się dla mnie nudne. Chyba dobrze by było, gdybyś się wyprowadził.

– Co ty wygadujesz? A co z naszymi pociechami?

– Dalej będziesz je widywał – niedbale poruszyła ramionami. – No i łożył na ich utrzymanie.

To wszystko stało się dla mnie nudne

Wstawiłem się tak porządnie, że w ogóle nie mam bladego pojęcia jak wylądowałem na sofie u kumpla. Podobno w środku nocy mnie tu przytargał... Olałem temat z domem, stwierdziłem, że nie ma sensu. Z tego, co odłożyłem, starczyło akurat na kawalerkę z osobną sypialnią.

Postanowiłem odejść z firmy, w której pracowałem u ojca mojej byłej żony i udało mi się znaleźć nowe zajęcie. Rozwód z Marzeną przeprowadziliśmy dosyć sprawnie, ponieważ przystałem na jej żądania. W co drugim tygodniu zabieram córeczki do siebie.

Póki co, gdy są jeszcze małe, układa się dobrze, jednak obawiam się, jak będzie to wyglądało w przyszłości, gdy podrosną i zaczną z mamą podróżować po całym świecie, robiąc zakupy choćby w Paryżu. Muszę dołożyć wszelkich starań, aby nie wyrosły na takie same osoby jak ich matka.

Błażej, lat 29

Czytaj także: „Syn opiekował się mieszkaniem, gdy byliśmy na wczasach. Zrobił takie pobojowisko, że nie poznałam własnych 4 ścian”„Zarabiamy w euro, więc ludzie traktują nas jak bogaczy. Gdy odmawiamy pożyczek, rozsiewają okropne plotki”„W delegacji puściły mi hamulce i strzeliłem gola przypadkowej lasce. Teraz ta jędza nie daje mi żyć”



 

 

Redakcja poleca

REKLAMA