Ogromnie się ucieszyłam, gdy córka zaproponowała, żeby Madzia przyjechała do mnie na początek wakacji i została przez dwa tygodnie. Ponieważ dzieli nas spora odległość, nie widuję się z wnuczką zbyt często, dlatego każde spotkanie to dla mnie wyjątkowa przyjemność!
Nie widziałam żadnego problemu
– Mamo, ale jesteś pewna, że dasz radę się nią zaopiekować? – martwiła się Tereska. – Przecież masz jeszcze obowiązki w ogrodzie i inne sprawy na głowie...
– Wasza Madzia skończyła już czternaście lat i przestała być malutka – powiedziałam łagodnie. – Na pewno chętnie wesprze mnie w obowiązkach, gdy ją o to poproszę. Śmiało jedźcie z Waldkiem na wakacje, bo widzę, że oboje musicie odpocząć. Nie zawracajcie sobie głowy żadnymi problemami.
– Mamo, jesteś kochana – moja córka wyraźnie się rozluźniła. – Tak się cieszę, że to wszystko rozumiesz.
Każdy może to pojąć bez większego wysiłku. W końcu my, dorośli, potrzebujemy własnej przestrzeni i momentów tylko we dwoje, zamiast mijać się w biegu między obowiązkami, zajmowaniem się dziećmi i wykańczaniem domu, jak to było u mojej córki przez ostatnie lata. Jeśli nie będziemy pielęgnować naszego związku, to w najlepszym wypadku staniemy się po prostu znajomymi, którzy mieszkają pod jednym dachem, tracąc tę prawdziwą miłość i wzajemną troskę o siebie.
– Nie martw się, Madzia na pewno znajdzie tu mnóstwo atrakcji, szczególnie jeśli dopisze nam pogoda – mówiłam do zmartwionej Tereski. – W okolicy mieszkają jej kuzynki, parę koleżanek z dawnych lat, kiedy częściej się tu pojawiała, mamy też dostęp do jeziora i lasu. Dziecko nie potrzebuje niczego więcej do świetnej zabawy.
Szykowałam się na przyjazd wnuczki
Ustaliliśmy plan – Tereska zawiezie Madzię na stację u siebie i przypilnuje, żeby wsiadła do właściwego pociągu, a ja podjadę do miasta i będę na nią czekać na dworcu PKP.
Szykowałam się do wizyty wnuczki z takim przejęciem, jakbym miała gościć samą królową Anglii. Uporządkowałam dawny pokój córki na poddaszu, powiesiłam świeże firany i postawiłam wazon pełen kwiatów, żeby było przytulniej.
Dzień wcześniej wzięłam się za wypieki – zrobiłam pyszne ciasto z truskawkami, które przykryłam ubitą śmietaną. Do tego przyszykowałam jej ulubione mięsne pierogi na główne danie. Mimo zmęczenia rozpierała mnie radość, że robię coś dla drugiej osoby, a nie tylko dla własnych potrzeb!
Ledwo poznałam wnuczkę
Na stacji kolejowej ledwo poznałam swoją wnuczkę. Nie chodziło nawet o to, że urosła – tego się spodziewałam. Zaskoczyło mnie za to, że w samym środku letnich upałów Madzia była ubrana cała na czarno, a na dodatek miała jakieś wysokie kozaki do kolan.
Powitanie było dość chłodne. Liczyłam, że w aucie będziemy mogły nadrobić zaległości. Niestety, nie zdążyłam nawet otworzyć ust, bo moja wnuczka od razu założyła słuchawki.
W sumie to może i dobrze – uspokajałam sama siebie. "Przynajmniej będę mogła skupić się na drodze.
– Rany, babciu, te drzewa są teraz ogromne! – zawołała, gdy zaparkowałam na podjeździe. – Patrz, dom wygląda przy nich jak domek dla lalek! – wreszcie odłożyła słuchawki i ruszyła przytulić koty, które wylegiwały się na schodach. – Marzy mi się własny kot, ale nie mogę mieć żadnego przez alergię taty. Strasznie mi z tego powodu smutno.
– Pobawisz się z nimi tyle, że w końcu będziesz miała dość – odpowiedziałam ze śmiechem. – Tylko pamiętaj, bez dokarmiania, jedzą o ustalonych porach.
Byłam zaskoczona
Poprowadziłam ją na górę do niewielkiego pokoju i rzuciłam, że zaraz przygotuję jej ciepły obiad. Może się spokojnie zrelaksować po męczącej podróży. Odgrzałam pierogi na patelni i poszłam po wnuczkę, żeby przyszła jeść. Gdy otworzyłam drzwi, zamarłam!
Na świeżo pomalowanej ścianie, która jeszcze niedawno była cała biała, powiesiła plakat. Widniała na nim jakaś dziwaczna osoba, której nigdy wcześniej nie widziałam... Rozczochrane włosy sterczały we wszystkich kierunkach, a twarz była cała w makijażu. Jezus Maria. Co za straszny dziwak się tam znalazł!
Madzia wyznała, że wprost przepada za tym artystą i ciągle słucha jego muzyki. Co prawda podała mi jego imię, ale było równie osobliwe jak jego aparycja. Natychmiast wyleciało mi z głowy.
– Zawsze mam go przy sobie – stwierdziła, wskazując na swoje słuchawki.
Cóż, w czasach mojej młodości szaleliśmy za zespołem Skaldowie, co nasi rodzice przyjmowali bez większego entuzjazmu. To normalne, że młodzi ludzie mają swoje własne gusta. U mojej wnuczki widzę zmiany, ale przecież transformacje są częścią życia i musimy je przyjąć z pokorą.
Pomyślałam sobie wtedy: "Może jak znów zaczniemy spędzać więcej czasu razem, to wszystko, co nas dzieli, przestanie być takie ważne, a może w ogóle zniknie z mojego pola widzenia?"
Złościłam się na siebie i próbowałam jakoś się uspokoić. Nigdy nie przypuszczałam, że mogę mieć w sobie tyle uprzedzeń. Zachowywałam się dokładnie jak te wiejskie kumoszki, co to cały boży dzień stoją przy ogrodzeniu, obgadują innych i każdego przechodnia biorą na języki.
– Daj spokój z tymi głupimi myślami – powiedziałam do siebie głośno. – Przecież to twoje własne wnuczę, twoja rodzina!
Nie chciała mojego obiadu
Kiedy Madzia wreszcie przyszła na obiad, odetchnęłam z ulgą. Przede wszystkim dlatego, że pozbyła się tych ciężkich butów i założyła wygodne tenisówki. Ulga nie trwała długo. Moja wnuczka wpadła do kuchni i zaczęła węszyć.
– Babciu, coś mi się wydaje, że dzisiejszy obiad jest do wyrzucenia. Pachnie, jakby składniki były zepsute... Może nawet jak jakieś nieżywe zwierzę? – spytała niepewnie.
– Mięso do pierogów jest absolutnie świeże, prosto z gospodarstwa cioci Heleny, gdzie był ubój! - odpowiedziałam z całkowitą pewnością.
Patrzyła na mnie ze zdumieniem, po czym zdenerwowana zawołała:
– Serio? Jak to możliwe? Czyli rodzice nie wspomnieli ci wcześniej, że przeszłam na wegetarianizm?
– Na co?!
– Przecież od dawna nie jem mięsa! Nie przekazali ci tej informacji? Za miesiąc kończę piętnaście lat, a nikt, do cholery, nie traktuje mnie poważnie! – mówiła coraz głośniej. – Włącznie z moją matką!
– Oj, kochanie, nie denerwuj się tak – wyszeptałam tylko, nie wiedząc, co powiedzieć.
Obserwowałam jej niezadowoloną minę, gdy tak tkwiła przy stole. Wyglądała, jakby dostała szlaban. Siedząc koło pieca i wpatrując się w okno, żałowałam tych godzin spędzonych w nocy na pieczeniu dla niej mojego najlepszego ciasta. Byłam zła. Głowiłam się też nad tym, co właściwie mogę jej podać do jedzenia.
Chciałam jej dogodzić
– Mam w domu wędzone ryby – rzuciłam bez entuzjazmu, już rozumiejąc, że moje marzenia o wspaniałych wakacjach z wnuczką właśnie legły w gruzach. – Może być? Podam ci ze świeżym pieczywem.
– A bo ryba to niby co? Roślinka czy jak? – obróciła się do mnie. – Przecież to też zabite zwierzę.
– To powiedz mi, kochanie, co w ogóle jesz? – spytałam szeptem, ledwo słyszalnie.
Madzia wyjaśniła, że je praktycznie wszystko – od warzyw przez owoce, aż po nabiał, jajka czy sery. Najważniejsze dla niej było to, by żadne stworzenie nie straciło życia, bo to przecież największa wartość. No i oczywiście uwielbiała kotlety z soi!
– To może poczęstuję cię ciastem z truskawkami i bitą śmietaną? - zapytałam z nutą desperacji w głosie. Bo ta cała soja... Na miłość boską, nie dość, że nie mam pojęcia jak ją przygotować, to nawet nie wiem, co to właściwie jest.
– Jasne! – twarz Madzi rozbłysła szerokim uśmiechem, a moje serce znów napełniło się optymizmem. – Babciu, ty zrobiłaś ciasto? Ale super!
Nie wiem, co to będzie
Zaniosłam wypiek do pokoju i patrzyłam, jak zajada się następną porcją. Od razu zrobiło mi się lżej na duszy. Tylko zastanawiam się, co będzie podczas wizyt rodzinnych. Wyobrażam sobie minę cioci, kiedy usłyszy od Madzi, że jest morderczynią! Może lepiej od razu wyjaśnię z nią tę sprawę.
– W porządku – odpowiedziała wielkodusznie. – Będziemy mówić o mojej nietolerancji na białko i tyle. Pasuje?
– Ale to nie bardzo ładnie. Kłamstwo to grzech – powiedziałam z niepokojem.
– To nie kłamstwo, tylko spryt – wyjaśniła moja wnuczka. – Nie mam obowiązku dzielić się z każdym wszystkimi szczegółami!
Co za inteligentne i w gruncie rzeczy miłe dziecko! Wielka szkoda, że przychodzą jej do głowy takie dziwaczne pomysły. Czemu nie może zrobić dla babci małego odstępstwa? Przez całe życie gotowałam dania mięsne i teraz nie dam rady przestawić się na kuchnię bezmięsną... No bo przecież nie będę jej karmić wyłącznie słodyczami!
Wanda, 63 lata
Czytaj także: „Szef się na mnie mścił, bo mu nie uległam. Puścił w obieg taką plotkę, że umierałam ze wstydu”
„Nie dałam siostrzenicy kasy na ślub, bo sama nie miałam na chleb. Reakcja siostry przeszła moje oczekiwania”
„Moja pasierbica to zło wcielone. Tej piekielnej smarkuli nawet wiadro wody święconej nie pomoże”