Moja szefowa odniosła w życiu wiele sukcesów. Stanowcza, oschła i oczekująca wiele od innych. Problemy podwładnych nie miały dla niej znaczenia – skoro jesteś w pracy, to masz być obecny ciałem i umysłem. Nie obchodziło jej, że twoje dziecko występuje w szkolnej akademii, mamusia leży chora albo współmałżonek kręci coś na boku.
Musiałam utrzymać tę pracę
Mimo że była o wiele młodsza od większości zatrudnionych, sprawowała nad nimi pełną kontrolę. Miałam niezbite wrażenie, że nie darzy mnie sympatią. To nie ona podjęła decyzję o tym, aby mnie zatrudnić.
Trafiłam do kierowanego przez nią działu na skutek zmian organizacyjnych w przedsiębiorstwie, w efekcie których moje dotychczasowe miejsce pracy przestało istnieć. Miałam głębokie przekonanie, że gdyby wszystko zależało od jej woli, nigdy nie wyraziłaby zgody na moje przeniesienie i zwyczajnie zostałabym zwolniona.
Z dwójką dzieci i bez wsparcia partnera? To dopiero wyzwanie! Będzie latać jak głupia od lekarza do lekarza, żłobka, podstawówki, wywiadówek… Takie refleksje malowały się na jej twarzy, kiedy na mnie patrzyła. Gdy ze mną rozmawiała, jej czoło pokrywało się zmarszczkami. Zupełnie jakby się zastanawiała: „czego ty tutaj szukasz, babo?”. I tylko wypatrywała okazji, by mnie wylać na zbity pysk. Problem w tym, że nie dawałam jej ku temu podstaw.
Byłam zmuszona zatrzymać tę posadę. Jako samotna matka dwójki małych dzieci nie miałam zarówno czasu, jak i chęci na poszukiwanie innego zatrudnienia. Z tego powodu byłam bardzo dokładna i starannie wykonywałam wszystkie zadania w pracy.
Pilnowałam się, by nie zrobić najmniejszej pomyłki, którą moja wymagająca przełożona od razu by wykorzystała, żeby się mnie pozbyć. Nie korzystałam ze zwolnień lekarskich, ponieważ na moje szczęście synowie zwyczajnie nie chorowali. Mimo to zdarzały mi się chwile, kiedy żałowałam, że po raz kolejny nie dotarłam na zebranie z rodzicami albo jakiś występ jednego z chłopców, gdyż byłam zmuszona zostać dłużej w pracy na jakimś spotkaniu bądź przy projekcie.
– Wiesz już? Wyrzuciła Bartosza na zbity pysk – Zosia podeszła do mnie i cicho przekazała mi tę świeżą plotkę.
– Żartujesz? Przecież Bartek niedawno został ojcem! – taki ruch był zaskakujący nawet jak na tę wiedźmę.
– Miał iść na urlop tacierzyński, a tu ważne zadanie czeka na dokończenie. Gdzieś tam wygrzebała na niego jakiegoś haka. Przedwczoraj wręczyli mu papierek z wilczym biletem. I to po godzinach, dla dodania smaczku…
Totalnie mnie to zaskoczyło!
No tak, ta robota była kluczowa dla naszej działalności i wszyscy zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Ale przecież to zadanie potrwa parę miesięcy, poradzilibyśmy sobie bez jednego pracownika przez jakiś czas. A teraz i tak będziemy zmuszeni ogarnąć to sami, chyba że ta jędza przyjmie jakiegoś młodzika bez rodziny, zobowiązań i oporów przed długim siedzeniem po godzinach.
Byłam prawie pewna, że lada moment podzielę losy mojego współpracownika.
Szef przecież może bez problemu zerwać kontrakt, jeśli tylko zechce. Idealni nie jesteśmy, a mało kto ma ochotę ciągać się po salach sądowych i walczyć o swoje prawa, nawet jeżeli wie, że ma rację.
Wzięłam się ostro do pracy. Zupełnie jakby mój byt zależał od tego. Odbywało się to z widoczną stratą dla moich dzieci, ale nie zamierzałam dać tej babie żadnego powodu, by wręczyła mi wymówienie. W każdym razie nie zanim znajdę ciekawszą, mniej nerwową i przyjaźniejszą posadę, za którą najwyższy czas zacząć się oglądać, czy tego chcę, czy nie.
Pewnego wieczoru zostałam w biurze do samego końca, próbując dokończyć zestawienie kwartalne. To miało być moje wolne popołudnie, dzieciaki pojechały do babci i dziadka. W planach był relaks, kieliszek winka, jakiś fajny film i książka do poduszki. Chłopcy mieli się pojawić dopiero następnego dnia po szkole.
Cóż, nic z tego nie wyszło – zamiast tego ślęczałam nad papierami, szukając błędów w sprawozdaniu. Kiedy nareszcie udało mi się skończyć, dochodziła już prawie dziewiąta wieczorem. Ekstra. Zanim dojadę do domu, coś przekąszę, wezmę prysznic… No cóż, pa pa, romantyczny filmiku, pa pa, ciekawa książko.
Wzięłam wydruk raportu, który miałam dostarczyć szefowej. Koniecznie potrzebowała go dostać z samego rana. Narzuciłam na siebie marynarkę, złapałam torbę i pomaszerowałam do pokoju szefowej. Zaskoczyło mnie, że w środku wciąż paliło się światło. O rany, czyżby ona też tu ciągle siedziała? Może obserwuje, co robię?
Podsłuchałam jej rozmowę…
– Tak nie może być, nie wyrażam na to zgody! – dobiegł mnie jej poirytowany ton. – Posłuchaj mnie, Robert! Fakt, że zdecydowałeś się mnie zostawić i odebrać mi dzieci, bo miałam lepsze rezultaty w pracy niż ty, to nie jest powód, bym teraz się na tobie odgrywała ich kosztem. Ale nie wyrażam zgody na pozbawienie mnie praw rodzicielskich tylko dlatego, byś mógł przeprowadzić się na drugi koniec świata.
A co ze mną? Ja się nie liczę? Nie chcę mieć kontaktu z dzieciakami jedynie przez telefon bądź komputer. Żaden sąd tego nie zaakceptuje. Daruj sobie te mrzonki! Słucham…? Co masz na myśli mówiąc: jutro? Oszalałeś do reszty?! To, że wystosowałeś jakieś idiotyczne pismo, nie oznacza, że możesz zabrać maluchy, zanim ktokolwiek się tym zajmie! Robert, to niedopuszczalne! To jest porwanie! Robe…
O rany, wolałabym tego nie słyszeć. I nie powinnam była. Ale kiedy usłyszałam jej słowa, to jakby mnie zamurowało. A więc nasza jędza ma jędzodzieci…
W pomieszczeniu, gdzie pracowała, brakowało fotografii, a jej nienaganna sylwetka w ogóle nie zdradzała, że kiedykolwiek była w ciąży. Za to ja wciąż zmagałam się z oponką na brzuchu, której za nic nie potrafiłam się pozbyć. Okazało się jednak, że życie pani ideał wcale nie było takie perfekcyjne, na jakie wyglądało.
Zawsze zjawiała się w biurze jako pierwsza, nieskazitelnie umalowana, w świetnie dopasowanych garsonkach. A tu niespodzianka, plamka na obrazku. Nie plamka, ale solidna skaza. Taka, dzięki której moja przełożona nareszcie zaczęła przypominać człowieka, normalną babkę, która też ma jakieś wady i czasem po prostu nie daje rady. Zastukałam w drzwi, robiąc wrażenie, że dopiero co tam dotarłam.
– Wybacz, że zawracam ci głowę, ale miałam oddać ten dokument do jutra rana. Znalazłam to, co było nie tak. Oto on – powiedziałam, podając jej stos papierów.
Moja dłoń zastygła w powietrzu
– Wszystko słyszałaś? – zapytała, wciąż stojąc za swoim biurkiem.
– Owszem – stwierdziłam, że lepiej będzie przyznać się od razu, poza tym kłamstwo nigdy nie było moją mocną stroną, od razu widać po mnie, że coś kręcę. – Bardzo mi przykro, nie zrobiłam tego specjalnie.
Moja przełożona opadła na krzesło, ukryła twarz w rękach i zaczęła szlochać. Stałam tam jak zahipnotyzowana, nie mając pojęcia, jak powinnam się zachować w tej sytuacji. Nie byłam przygotowana na coś takiego.
Kiedy wsłuchiwałam się w jej płacz, zobaczyłam ją w nowym świetle – już nie jako despotyczną władczynię tego biura, mającą moc decydowania o moim życiu, ale jako drugą kobietę i matkę, która podobnie jak my wszystkie, czasami musi mierzyć się z przeciwnościami losu, zdarza jej się potknąć, a niekiedy wpada w poważne tarapaty. Tym razem wpadła w głęboką czarną otchłań.
Odłożyłam dokumenty na blat i zajęłam miejsce na krześle naprzeciw szefowej.
– Słuchaj, rozumiem, że to nie moje zmartwienie, ale gdybyś potrzebowała wsparcia, to jestem do dyspozycji. Nawet jeśli miałabym cię po prostu wysłuchać, to chętnie to zrobię.
Popatrzyła na mnie zaskoczona, mrugając oczami. Pewnie nie spodziewała się, że zostanę zamiast zostawić ją samą. Makijaż spłynął jej po buzi, która nagle wydała się znużona i blada. Nie była już taka idealna i dopieszczona. Przypominała zupełnie zwyczajną dziewczynę, taką, jak my wszystkie, mającą kłopoty, czującą się bezradną, kruchą i zranioną.
– Dzięki, ale wolę o tym nie rozmawiać w pracy.
Dotknęłam palcami ust, imitując gest zasuwania suwaka.
– Będę milczeć jak grób. Kłamstwa nie przejdą mi przez gardło, ale sekretu dochowam – zapewniłam łagodnie. – Zostawiam ci raport. Jakbyś jednak potrzebowała pogadać lub… czegokolwiek innego, daj mi tylko znać – podniosłam się z siedzenia i ruszyłam do drzwi.
Jednak nastąpiła pewna zmiana
Usłyszałam za sobą cichutkie słowa:
– Dzięki.
– Drobiazg – spojrzałam na nią i posłałam jej pełen ciepła uśmiech. – My, kobiety, musimy się wspierać.
Nie twierdzę, że od tamtej chwili w pracy nastąpiła jakaś niesamowita metamorfoza, niczym po machnięciu magiczną różdżką.
Wyglądało na to, że nasza jędza dotarła do ściany i pojęła, iż niekiedy trzeba się wycofać albo poszukać innej drogi, ponieważ nie da się roztrzaskać głazów własnym czołem ani oczekiwać, że same znikną.
Pierwszą rzeczą było to, że Bartek nie został zwolniony. Wieści krążyły, iż anulowano mu zwolnienie, a kierowniczka we własnej osobie go przeprosiła i zachęcała, aby został. Po biurze chodziły również inne, osobliwe pogłoski na temat szefowej – raczej mało prawdopodobne – których nie komentowałam. Chociaż, rzecz jasna, dostrzegłam przemianę w jej nastawieniu i stosunku do nas.
Nadszedł koniec godzin nadliczbowych, a praca nie była już stawiana ponad dobro bliskich i rodziny. Zmiana nie nastąpiła z dnia na dzień, ale już po paru tygodniach nikt nie miał wątpliwości, że atmosfera się poprawiła – było swobodniej, milej i bezpieczniej. Co ciekawe, świat się nie zawalił, a firma wciąż miała się dobrze.
– Masz chwilkę? – przełożona podeszła do mojego stanowiska.
– Oczywiście, już do ciebie idę.
Współczułam jej
Kiedy szłam do jej gabinetu, zastanawiałam się, czy mam coś na sumieniu, czy przypadkiem czegoś nie zaniedbałam. A może o czymś nie pamiętałam? Czy też nadszedł wreszcie moment, gdy ona weźmie odwet za to, że poznałam jej sekret?
– Muszę z tobą pogadać. No wiesz, o tej sprawie – rzuciła, ledwie przekroczyłam próg jej biura.
A więc faktycznie chodziło o tamto!
– Nic nikomu nie wspomniałam – od razu zaznaczyłam.
– Wiem i ogromnie jestem ci za to wdzięczna – na jej twarzy pojawił się niepewny uśmiech. – Sprawa wygląda tak, że… Nie mam nikogo, z kim mogłabym o tym pogadać, a czuję, że muszę to z siebie wyrzucić. Nie jestem pewna, czy powinnam cię w to wciągać, bo przecież razem pracujemy, ale… Prawda jest taka, że nie mam ani przyjaciółek ani bliskich znajomych, a ty już się o wszystkim dowiedziałaś i wspomniałaś, że mogę… – przerwała i poczerwieniała.
Poczułam do niej współczucie, ot takie kobiece. Wszystko wali jej się na głowę, a ona nie ma nikogo, by się wygadać, dać upust temu, co czuje. Sięgnęłam po jej rękę, złapałam ją i lekko ścisnęłam.
– No pewnie, śmiało.
Za skrywaną maską oschłej i wyrachowanej bizneswoman kryła się wystraszona mama oraz zraniona zdradą partnerka. Wbrew pozorom łączyło nas znacznie więcej niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. W zabieganej codzienności dobrze jest zwolnić i rozglądnąć się dookoła – być może ktoś w naszym otoczeniu potrzebuje odrobiny serdeczności i wsparcia.
Justyna, 40 lat
Czytaj także:
„Mąż twierdzi, że za bardzo stroję się do pracy. Myśli, że każdy facet próbuje zaciągnąć mnie do łóżka”
„Poszłam na łowy do lumpeksu, a wróciłam w samych majtkach. Ktoś oskubał mnie do suchej nitki”
„Wynajęłam faceta do towarzystwa, by zagłuszyć samotność. Kasa otworzyła drogę do jego serca”