„Moja przyjaciółka patrzyła w męża jak w obrazek, a on ją zdradzał z kim popadnie. Musiałam wreszcie otworzyć jej oczy”

Dojrzała para ludzi fot. Getty Images, Ivan Rodriguez Alba
„Puścić to wszystko w niepamięć i nie mieszać się, mając nadzieję, że w końcu prawda i tak wyjdzie na jaw, czy może uświadomić koleżance, że tak bardzo nie znosi oszustw, a sama jest okłamywana na co dzień? Aż mnie nosiło, żeby zobaczyć jej reakcję”.
/ 23.05.2024 22:00
Dojrzała para ludzi fot. Getty Images, Ivan Rodriguez Alba

Moje przyjaciółki to Maria, Karolina i Ola. Nasza znajomość sięga czasów szkoły podstawowej, przez co doskonale się znamy i nie mamy przed sobą większych tajemnic. Kiedy się spotykamy, nie tylko omawiamy bieżące sprawy, ale też wspominamy przeszłość oraz wydarzenia, które wpłynęły na nasze losy.

Nigdy nie owijała w bawełnę

Gadamy o rozmaitych kwestiach, od błahych pierdółek po poważne tematy. Zdarza się nam nie zgadzać w pewnych sprawach i próbujemy wtedy nawzajem przekonać się do swoich racji. Przeważnie kończy się to fiaskiem – żadna z nas nie zmienia zdania.

Kiedyś przy jakiejś okazji zagaiłam Marysię, czy gdyby jej mąż ją zdradzał, to wolałaby o tym wiedzieć, czy może jednak żyć w błogiej nieświadomości, ale za to bez stresu. Odpowiedź padła błyskawicznie:

Zawsze wybiorę nawet najbardziej bolesną prawdę od najsłodszego kłamstwa – oznajmiła stanowczo. – Strasznie bym się wkurzyła, gdyby ktoś mnie okłamywał, wiedząc, jak sprawy stoją naprawdę. Nie cierpię zakłamanych ludzi!

Maria dostała to pytanie o niewierność nieprzypadkowo. Dlaczego? Bo słynęła z bezkompromisowego podejścia do szczerości, niezależnie od okoliczności czy poruszanej kwestii. Taka postawa budziła w ludziach mieszane uczucia. Jedni darzyli ją szacunkiem, a inni wprost nie cierpieli jej bezpośredniości. Marysia bowiem bez skrupułów burzyła cudze iluzje, nie bacząc na to, jakie skutki może to przynieść i zupełnie ignorując fakt, że nie każdy jest gotowy zmierzyć się z bolesną prawdą.

Mojej przyjaciółce, która przefarbowała sobie włosy i nie prezentowała się z tym najlepiej, rzuciła prosto z mostu:

Coś ty sobie zrobiła z łbem? Oszalałaś? Serio nie masz lepszego pomysłu na wydawanie szmalu?!

Próbowałyśmy jej wytłumaczyć, że ta kobieta na pewno poczuła się dotknięta i że można było jakoś subtelniej namówić ją na kolejne odwiedziny u fryzjerki, ale Maryśka zawsze odpowiadała tak samo:

– Mam kłamać? Nie ma mowy!

Udało jej się trafić szóstkę z wyborem męża

Maryśka to kobieta mocno przywiązana do wiary. Dla niej słowa „nie cudzołóż” nie są pustym hasłem, ale rzeczą świętą. Nawet przez myśl jej nie przejdzie, żeby postąpić wbrew wartościom, którymi kieruje się na co dzień. To one wyznaczają jej ścieżkę przez życie.

Jest też absolutnie przekonana, że nigdy nie zmieni zdania, niezależnie od okoliczności. Ma pewność, że jej małżonek również podziela ten pogląd. Nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo się myli i nie wie, że posiadamy o nim znacznie więcej informacji!

Mąż Marii to znany i ceniony chirurg. Facet z niego niesamowicie miły i uczynny, pacjenci go kochają, ogólnie cieszy się dużym szacunkiem. Dla Maryśki to idealny mąż – każda z nas jej zazdrości, bo trzeba mieć niebywałego farta, żeby wyciągnąć taką wygraną w losowaniu życiowego partnera.

Maria trafiła w dziesiątkę i od blisko dekady nic tylko tryska szczęściem. Mają cudowną chałupę, fantastyczną córcię i żyją sobie bez żadnych niespodzianek. Przynajmniej tak Marysi się zdaje…

Od czasu, gdy Karolina trafiła na oddział, na którym pracuje mąż Marysi, wiemy o wiele więcej. Spędziła w szpitalu kilka dni i właśnie tam była świadkiem czegoś, co nią wstrząsnęło, a nas wszystkie wprawiło w zdumienie.

Nie mogła zmrużyć oka, dlatego poprosiła o tabletkę nasenną, jednak i tak obudziła się zaledwie po dwóch godzinach. Dokuczało jej ogromne pragnienie, więc na paluszkach, aby nie zbudzić innych pacjentek, powędrowała do szpitalnej kuchni, w której zawsze można było znaleźć czajnik z gotową do picia wodą.

Idąc korytarzem, przechodziła obok pokoju pielęgniarek. Przez uchylone drzwi widziała męża Marysi w niedwuznacznej scenie z pewną młodziutką i olśniewająco piękną pielęgniarką. Tak bardzo pochłonięci byli sobą, że jej nie zauważyli. Karolina zrezygnowała z pójścia po wodę i na palcach zawróciła do swojej sali, ale była tak roztrzęsiona tym, co ujrzała, że nie mogła już zasnąć aż do samego rana.

Podczas kolejnego spotkania w naszym gronie, rzecz jasna pod nieobecność Marii, wyjawiła nam całą historię. Poleciłyśmy jej, żeby na ten moment nie puściła pary z ust, gdyż stwierdziłyśmy, że musimy wpierw się dogłębnie zastanowić nad tym, co będzie korzystniejsze: dalsze udawanie nieświadomości czy może wyznanie prawdy, której Maria była tak gorącą orędowniczką.

Doszłyśmy do wniosku, że musimy dokładniej zbadać tę sprawę i dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodzi. Istniało przecież prawdopodobieństwo, że Karolina po prostu przesadza albo miała pomieszane w głowie od tych wszystkich tabletek. A może to był tylko sen? W każdym razie najrozsądniej będzie popytać kogoś, kto ma pojęcie, co się dzieje, bo pracuje na przykład w tym szpitalu.

Trochę czasu minęło, zanim udało nam się znaleźć taką osobę, ale kiedy wreszcie ją wypytałyśmy, nie miałyśmy już żadnych wątpliwości. Facet zdradzał Marię od dłuższego czasu i przy każdej nadarzającej się okazji. Taka była prawda!

No i miałyśmy taki dylemat: puścić to wszystko w niepamięć i nie mieszać się, mając nadzieję, że w końcu prawda i tak wyjdzie na jaw, czy może uświadomić naszej koleżance, że tak bardzo nie znosi oszustw, a sama jest okłamywana na co dzień? Aż mnie korciło, żeby zobaczyć jej reakcję, gdy wreszcie pozna całą prawdę.

Dopiero wtedy zdałyśmy sobie sprawę, jak bardzo irytowała nas ta jej absolutna szczerość i jak bardzo miałyśmy ochotę dać jej nauczkę.

– Nie da nam wiary, póki nie zobaczy dowodów na własne oczy – zdecydowała Ola. – Musi to mieć czarno na białym, bo w przeciwnym razie wmówi i nam, i sobie, że to totalne brednie. Dopiero wtedy to do niej dotrze.

Rozważałyśmy szereg możliwych scenariuszy, ale ostatecznie postanowiłyśmy, że jedna z nas będzie musiała wziąć na siebie niełatwe zadanie oczarowania tego niewiernego drania. Dzięki temu pokazanie Marysi, że jej związek wcale nie jest tak idealny i szczęśliwy, na jaki wygląda, stanie się dużo prostsze. Pozostało nam jedynie dobrać odpowiedni moment, lokalizację, warunki i osobę, która podejmie się tego wyzwania, a potem dopracować plan w najdrobniejszych detalach.

Wabikiem miała być Aleksandra

Ola była w naszej paczce tą najbardziej urodziwą, ale chyba nie dlatego zgłosiła się na ochotniczkę do roli przynęty. Do tej pory łamię sobie nad tym głowę. Niekiedy wydawało mi się, że to właśnie Ola darzy Marię największą zawiścią i nie może zrozumieć, dlaczego ona – bardziej ponętna od niej, wyluzowana i bez zahamowań, odważna i znająca swoją wartość – ma już dwa rozwody na koncie, a żaden z jej romansów nie przetrwał próby czasu.

Kiedyś nawet wspomniała, że los bywa okrutny, bo Marysia – wzorowa uczennica i sztywniara – znalazła wspaniałego partnera, a jej związki ciągle się sypią. Przeszłyśmy nad tym do porządku dziennego, albo może tylko udałyśmy, że tego nie słyszałyśmy, bo w głębi duszy każda z nas nosiła podobny cierń i doskonale pojmowałyśmy niechęć Oli. Być może właśnie z tego powodu przystałyśmy na ten podstęp?

Udało nam się osiągnąć cel zgodnie z naszymi założeniami. Ola udawała, że przewróciła się w swoim mieszkaniu i uszkodziła nogę. Jak zawsze w takich sytuacjach, zadzwoniła do Marii, skarżąc się na potworny ból i niemożność poruszania się. Tamta wysłała do niej swojego małżonka, żeby sprawdził, co się stało i pomógł w razie potrzeby. Dalej wszystko potoczyło się tak, jak to wymyśliłyśmy. Wcześniej zamontowałyśmy w mieszkaniu Oli ukrytą kamerę, która doskonale zarejestrowała całe zajście.

Maria nie mogła mieć już żadnych złudzeń – jej ślubny od dłuższego czasu romansował, robił to całkiem otwarcie i najwyraźniej sprawia mu to niemałą przyjemność. Byłyśmy przy Marii, kiedy oglądała nagranie. Oczywiście współczułyśmy jej, ale jakie jeszcze uczucia nami targały? Tego chyba żadna z nas głośno nie powie.

Po naszej rozmowie była kompletnie załamana. Nie odezwała się nawet słowem i zignorowała wszystkie nasze pytania. Podniosła się z miejsca i opuściła pokój, pozostawiając nas pogrążone w niezręcznej ciszy. Wyłączyła komórkę, a potem chyba nawet zmieniła numer, bo do tej pory nie możemy się z nią skontaktować.

Jasne, że starałyśmy się do niej dotrzeć. Wielokrotnie. Odwiedziłyśmy ją nawet w pracy, ale usłyszałyśmy, że wzięła urlop na żądanie. Jej mąż też zniknął ze szpitala, ale na krótszy czas. Gdy w końcu się zjawił, Ola chciała z nim porozmawiać, ale usłyszała jedynie: „Odczep się, bo za siebie nie ręczę… Zjeżdżaj stąd!”.

No i w sumie już nie chciałyśmy ryzykować. Poza tym nasze relacje też stały się dużo luźniejsze i w ogóle przestałyśmy się widywać tak często jak dawniej. Ola wyjechała do pracy za granicę, do Niemiec, i nawet nie zostawiła nam swojego nowego adresu czy numeru telefonu. Karolina z kolei, kiedy wpadłyśmy na siebie w centrum, udawała, że mnie w ogóle nie zauważyła. A co z Marią? No cóż, słyszałam, że długo chorowała, ale podobno powoli dochodzi do siebie.

Zupełnie się zmieniła

Spotkałam ją ostatnio, ale muszę przyznać, że ledwo ją rozpoznałam. Przefarbowała sobie włosy na inny odcień, choć moim zdaniem w poprzednim, naturalnym kolorze prezentowała się korzystniej. Schudła parę kilogramów i nosi teraz odważne, młodzieżowe ciuchy. Jej styl mocno odbiega od tego, do czego przywykłam. Gdyby nie fakt, że szła obok swojego męża i ich córki, to chyba w ogóle bym na nią nie zwróciła uwagi, bo wygląda zupełnie inaczej niż kiedyś.

Obiad zjedli w restauracji, co samo w sobie zakrawało na coś niecodziennego, bo kiedyś Marysia wręcz nie akceptowała stołowania się poza własnym mieszkaniem. Poza tym radziła sobie wyśmienicie w roli pani domu i wprost przepadała za przyrządzaniem obiadów, więc ten familijny posiłek w lokalu całkowicie nie współgrał z jej charakterem.

Jednak najwyraźniej stwierdziła, że nadszedł czas, by coś zmienić, zatem największa metamorfoza zaszła w jej charakterze: ona, dotychczas taka otwarta i spragniona wiedzy o otaczającym ją świecie, spoglądała tylko w dół i sprawiała wrażenie, jakby w ogóle nie obchodziło jej to, co się dookoła dzieje.

Wyglądała, jakby oddzielała ją od innych niewidzialna bariera, wyjątkowo mocna i nieprzepuszczalna w przypadku jej małżonka. Mimo że siedzieli obok siebie, wyglądali jak dwie zupełnie obce osoby. Nawet nie silili się, by stwarzać pozory, że jest inaczej...

Zastanawiałam się, czy Marysia, będąc tak głęboko wierzącą osobą, zdołała w swoim sercu przebaczyć ukochanemu mężczyźnie. Ale czy ona w ogóle ma w sobie tyle siły? I czy znajdzie w sobie tyle zrozumienia, by wybaczyć również nam – swoim od lat oddanym i prawdziwym przyjaciółkom? Szczerze w to wątpię...

Michalina, 34 lata

Czytaj także:
„Wczoraj żałowałam, że nie mam dzieci, a dziś dziękuję Bogu, że jestem bezdzietną singielką. Wszystko przez te smarkule”
„Były mąż próbował zrobić ze mnie swoją kochankę. Zamiast róż dostawałam jednak anonimowe maile i głuche telefony”
„Facet przyjaciółki był o mnie tak zazdrosny, że aż chciał mnie zaciągnąć do łóżka. To był plan, by się mnie pozbyć”

Redakcja poleca

REKLAMA