„Moja młoda żona jest jak wygrana w totka. Wszyscy mi zazdroszczą, ale nikt nie zna prawdy o moim małżeństwie”

szczęśliwa para fot. Getty Images, Silke Woweries
„– Pieniądze są dla mnie ważne, ale nie poluję na faceta, który będzie finansował mi paznokcie, rzęsy i torebki. Po prostu wychowałam się w dość skromnych warunkach i wiem, jak wiele drzwi zamyka brak pieniędzy – napisała mi szczerze, czym absolutnie mnie ujęła”.
/ 19.05.2024 14:30
szczęśliwa para fot. Getty Images, Silke Woweries

Życie poukładało mi się tak, że sukces zawodowy i pieniądze przychodziły do mnie z łatwością. Oczywiście nie dostałem niczego za darmo, bo zawsze ciężko się uczyłem, a potem pracowałem, ale nie mogłem nie zauważyć, że dopisało mi także sporo szczęścia.

Kariera toczyła mi się dokładnie tak, jak to sobie zaplanowałem w młodości – a przecież to się zdarza niezwykle rzadko. Ale nigdy nie jest tak, że ma się wszystko i ja też wszystkiego nie miałem: bo chociaż układało mi się na tle finansowym i zawodowym, nigdy nie miałem szczęścia w miłości.

Nie miałem szczęścia do kobiet

Już od wieku szkolnego zakochiwałem się w niewłaściwych dziewczynach i tak zostało mi do dorosłości. Albo trafiałem na takie, które nie były mną zainteresowane, albo na takie, które tylko się mną bawiły, a potem porzucały dla innych facetów, albo takie, z którymi kompletnie nie miałem niczego wspólnego.

Ty to faktycznie masz pecha – westchnął kiedyś mój przyjaciel, gdy żaliłem mu się z kolejnej sercowej historii przy szklance z drinkiem.

– Nie wiem, zaczynam już myśleć, że coś jest ze mną nie tak...

– No stary, ja bym nie powiedział, ale kto wie co tam kobiety mają w głowie. Za nimi nie nadążysz – zachichotał smutno Jarek.

Nie dało się ukryć: nie potrafiłem nadążyć za kobietami, ich pragnieniami i potrzebami.

– O dziwo, najbardziej chyba opłaca się być zimnym draniem. Niby żadna takiego nie chce, ale wszystkie za takimi latają! – zaśmiał się znowu ponuro mój kolega.

– Faktycznie, ironia losu – przyznałem. – Ale chyba nie potrafię być kimś takim.

– No i to twój problem. Jesteś za dobry!

– Może i tak...

Czułem się samotny

Tamtego wieczoru wróciłem do domu w dość marnym nastroju, a przez następne miesiące tylko ulegał on pogorszeniu, bo zacząłem odnosić wrażenie, że moja samotność zaczyna przeszkadzać mi w karierze.

W wieku 39 lat byłem dyrektorem ds. sprzedaży w dużej firmie, co wiązało się z wieloma branżowymi imprezami, ale wszystkie osoby na moim poziomie kariery miały już ustatkowane życie: małżonków, domy, dzieci... Nie mogłem na to patrzeć i z każdym mijającym miesiącem coraz bardziej. Ale żadne moje relacje damsko–męskie nie dawały nadziei na przekształcenie się w coś poważniejszego, a presja stale rosła. W końcu stała się tak nieznośna, że postanowiłem z tym coś zrobić.

To był akt desperacji

Pewnego dnia postanowiłem, że muszę podjąć bardziej zdecydowane kroki – nawet jeśli będzie to oznaczało, że nie skończę w związku, który powstał z miłości. Zalogowałem się na kilku portalach randkowych i napisałem wprost, że szukam kobiety na żonę, bo nie mam szczęścia w miłości, a czuję potrzebę posiadania stałej partnerki. Dopisałem, że w zamian oferuję wygodne życie na wysokim poziomie finansowym.

O dziwo, chętnych było naprawdę sporo... „Może nawet powinienem zrobić jakiś casting?”, myślałem rozbawiony. Jednak przeważnie wystarczyło zamienić z potencjalną kandydatką zaledwie kilka zdań przez komunikator internetowy i od razu wiedziałem, z kim mam do czynienia. Jak bardzo bym nie był zdesperowany, puste lale, które nie miały absolutnie nic do powiedzenia i szukały sponsora, zupełnie nie wchodziły w grę.

Pieniądze były dla niej ważne

Po jakimś miesiącu poznałem jednak Dominikę, która różniła się od innych dziewczyn zachęconych moim ogłoszeniem.

– Pieniądze są dla mnie ważne, ale nie poluję na faceta, który będzie finansował mi paznokcie, rzęsy i torebki. Po prostu wychowałam się w dość skromnych warunkach i wiem, jak wiele drzwi zamyka brak pieniędzy – napisała mi szczerze, czym absolutnie mnie ujęła.

Bo w końcu mówiła prawdę: pieniądze otwierają wiele możliwości. Szybko też zauważyłem, że Dominika chciałaby je wykorzystać w znacznie mądrzejszy sposób niż wszystkie „łowczynie”. Po jakimś tygodniu czatowania, postanowiłem się z nią spotkać i... oniemiałem.

Była zniewalająco piękna. Bladoskóra, o przenikliwych niebieskich oczach i ciemnych włosach. Wyglądała tak szlachetnie, w odróżnieniu od wielu kobiet, które lubiły polować na bogatych mężczyzn. One wszystkie gustowały w, paradoksalnie, bardzo tanim wyglądzie: przedłużanych, tlenionych włosach, powiększonych ustach, grosteskowo doczepianych rzęsach i bardzo mocnym makijażu. Dominika była ich kompletnym przeciwieństwem.

To był biznes, a nie miłość

Naprawdę się nią zachwyciłem i naprawdę zacząłem o nią zabiegać. Ale miałem wrażenie, że ona traktuje te moje próby zaimponowania jej wyłącznie jako część naszej umowy. No i nie mogłem jej tego wyrzucać, bo w końcu otwarcie przedstawiłem swoją „ofertę”.

Już na pierwszym spotkaniu powiedziałem jej, że spoczywa na mnie ogromna presja posiadania partnerki ze względu na moje stanowisko, opowiedziałem o swoich poprzednich rozczarowaniach i podkreśliłem, że szukam przede wszystkim towarzyszki, nawet jeśli nie połączy nas szczególna miłość. Nie przewidziałem jednak, że ta miłość może się pojawić jednostronnie.

Relacja z Dominiką się rozwijała i spotykaliśmy się dość regularnie. Jednak jej stosunek do mnie zdawał się zupełnie nie zmieniać: nadal był czysto „biznesowy”.

Byłem skołowany

Nie całowaliśmy się, nie chodziliśmy za rękę, nie robiliśmy niczego, co zwykle robiły inne pary. No ale my przecież, technicznie rzecz biorąc, nie byliśmy parą... Co zaczęło mi doskwierać. W końcu ośmieliłem się zadać jej odważne pytanie:

– Domi, wybacz, że cię o to zapytam, ale chciałbym mieć jasność... Czy ty rozważasz opcję, że mogłabyś się we mnie zakochać? – zapytałem nieśmiało.

– Hm... Nie wiem. Ale nie sądzę. Ja chyba nie wierzę w miłość, związki i w ogóle małżeństwa oparte na uczuciach. Mam takie doświadczenia, a nie inne, moja historia rodzinna też skutecznie zniechęciła mnie do romantycznego myślenia. Dlatego postanowiłam do tego podejść bardzo pragmatycznie – wyznała szczerze.

– Rozumiem... – westchnąłem.

– Ale naprawdę bardzo cię lubię i szanuję! – dodała od razu, chyba widząc mój zawód. – Przepraszam, że ci to mówię. Myślałam, że ty też szukasz tylko układu.

Myślałem, że jednak usłyszę coś innego. Naiwniak!

Chciałem z nią być

– Bo tak było. Ale im dłużej cię znam, tym bardziej mi na tobie zależy. Jako na kobiecie, nie tylko przyjaciółce czy potencjalnej współlokatorce – odpowiedziałem.

– Rozumiem... No cóż, jeśli jednak chciałbyś czegoś innego, zrozumiem, jeśli się rozstaniemy. Jeśli to w ogóle adekwatne słowo...

– Nie – przerwałem jej natychmiast. – Dajesz mi wszystko to, czego szukałem. A ja chcę ci się odwdzięczyć i obdarować tym, na czym ci zależało. Zasługujesz na godne, bezpieczne życie, a ja chciałbym ci je dać. Nawet jeśli nigdy nie będziesz umiała mnie naprawdę pokochać. Nie chcę, żebyś trafiła w szpony jakiegoś parszywca, który, w zamian za pieniądze, będzie od ciebie oczekiwał okropnych rzeczy i traktował cię jak swoją własność.

Spojrzała na mnie czule. Nie powiedziała już niczego, ale w jej oczach zobaczyłem coś, co szybko stopiło mi serce. I to mi wystarczało. Przynajmniej na razie.

Wciąż jesteśmy razem

W środowisku biznesowym zacząłem być nagle zupełnie inaczej postrzegany. Znajomi z branży patrzyli na mnie z podziwem i regularnie słyszałem pomruki zachwytu.

– Kurczę, ta twoja narzeczona... To naprawdę może zrobić wrażenie. Przepiękna dziewczyna – skomplementował kiedyś jeden z dyrektorów na weekendowej konferencji. – Klasyczna piękność, a nie plastikowa laleczka. Widać, że masz poukładane w głowie, Mariusz.

– Dziękuję, ale Dominika ma znacznie więcej do zaoferowania niż tylko urodę – odpowiedziałem z dystansem.

– Tak, to widać – potwierdził z uznaniem.

Dominika bynajmniej nie była „ozdobą” na tych branżowych spotkaniach. Potrafiła zaciekawić każdą osobę, z którą rozmawiała, szybko udowadniała, że jest niezwykle bystrą i wszechstronną kobietą, co tylko podnosiło moje notowania.

Dziś jesteśmy razem od sześciu lat, z czego cztery i pół jesteśmy małżeństwem. Z jednej strony, czuję się szczęściarzem, że mogę być mężem takiej kobiety jak Dominika. Ale z drugiej... Czasem kłuje mnie coś w sercu i boli myśl, że to wszystko jest przecież trochę na niby.

Mariusz, 45 lat

Czytaj także: „Znalazłem na ulicy kupon z totolotka. Ktoś miał ogromnego pecha, a ja zyskałem kupę kasy przez przypadek”
„Zakochałam się, ale po paru miesiącach okazało się, że mój facet ma żonę. Wyznał, że do szczęścia potrzebuje nas obu”
„Mąż był tyranem i sknerą. Kiedy umarł, wreszcie poczułam ulgę. Nie spodziewałam się jednak, że czeka mnie nowa miłość”

Redakcja poleca

REKLAMA