Kiedyś określałam ją mianem mojej najbliższej przyjaciółki. W moim życiu nie było nikogo ważniejszego niż ona, nie tylko ze względu na to, że dała mi życie i sama mnie wychowywała, sprzeciwiając się rodzinie oraz mojemu ojcu, ale również z uwagi na mocną nić porozumienia, jaka nas łączyła. Mamie mogłam powiedzieć o każdej sprawie bez strachu, że spotka mnie kpina bądź zlekceważenie.
Była moją przyjaciółką
Mama nigdy nie ganiła mnie za moje fantazje, naiwne myśli czy niemądre pomysły. Zamiast tego podsycała moje najgłębsze marzenia. Powtarzała, że nie ma rzeczy niemożliwych. Przypominała starszą siostrę, koleżankę, która zawsze będzie blisko. Sądzę, że nasza wyjątkowa więź wynikała z faktu, iż dzieliło nas tylko szesnaście lat różnicy. Nie zburzyło jej nawet wkroczenie w nasze życie wujka, który został drugim mężem mamy oraz ojcem mojego przyrodniego braciszka.
Wujek błyskawicznie przestał być jedynie chłopakiem mamy. Zaczął pełnić dla mnie rolę taty, którego tak bardzo brakowało mi w życiu. Mentora, który umiał jednym zdaniem albo drobnym ruchem rozładować napięcia.
Opieka nad bratem dawała mi mnóstwo frajdy. Nigdy przedtem nie czułam się tak radosna jak pomiędzy moimi dziewiątymi a dwunastymi urodzinami. Zaledwie cztery lata później mój kontakt z mamą zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Gdy skończyłam szesnaście lat, w nią jakby Szatan wlazł.
Wszystko zaczęło się od przygody z moim pierwszym facetem. Całkowicie osłupiałam, gdy mama, zamiast serdecznie przywitać mojego chłopaka, wygłosiła najpierw moralizatorską pogawędkę, a następnie bez ceregieli wygoniła go za drzwi.
Uważała, że się nie szanuję
– Spokojnie, nie ma powodów do nerwów. Martwi się, bo cię kocha – uspokajał mnie wyrozumiały ojciec, gdy z płaczem wpadłam do sypialni.
– Chcę, żebyś uniknęła moich pomyłek! – darła się zza drzwi matka, która ewidentnie nas podsłuchiwała.
Nie spodziewałam się, że pomimo okazywanej wobec mnie czułości, postrzega mnie jako życiową wpadkę. Dotąd nie dawała mi do zrozumienia, że z mojego powodu czegoś w życiu jej zabrakło.
– Kocham cię, ale miałam inne priorytety. Najpierw chciałam przeżyć przygodę, objechać świat, spotkać interesujących facetów i zakochać się bez opamiętania, zanim pochłonie mnie codzienność z pieluszkami – oznajmiła, gdy zapłakana postanowiłam stawić jej czoła. – Dlatego uważam, że nie powinnaś igrać z przeznaczeniem, ubierać się prowokująco i latać z jednej imprezy na drugą. Masz mnóstwo czasu na związki i macierzyństwo, teraz powinnaś się skupić na nauce, dlatego od dziś zrobimy porządek z twoim życiem.
W mgnieniu oka pojawiła się w moim pokoju, otworzyła szafę i zupełnie ignorując moje sprzeciwy, ściągnęła z wieszaków wszystkie krótkie spódniczki, a z półek pozabierała te topy, które uznała za zbyt skąpe. Następnie wyniosła je wszystkie do kuchni.
Nie wiem, co ją opętało
Pomyślałam, że jej totalnie odbiło, gdy zobaczyłam w jej dłoni nożyczki. Zaczęłam drzeć się na nią, żeby dała sobie spokój z tymi głupotami, ale kompletnie mnie zignorowała. Chwyciła ciuchy i zaczęła je niszczyć. Wkurzona jak nigdy, rzuciłam się na matkę, ale ona mnie odepchnęła.
– Idź do siebie! – powiedziała głosem, którego wcześniej nie znałam.
Zaskoczona jej słowami zrobiłam, co mi poleciła. Ojciec starał się załagodzić sytuację, ale i jemu kazała się nie odzywać i nie mieszać w sprawy wychowawcze. Wyszedł zatem z mieszkania, głośno zamykając za sobą drzwi.
Kolejnego dnia po powrocie z zajęć w szkole zobaczyłam, że z szafy ubyło kilka następnych ciuchów. Podobny los spotkał przybory do robienia makijażu. Kompletnie mnie to dobiło.
– Matka pragnie twojego dobra – usiłował mnie pocieszyć bezsilny ojciec.
– Więc uważa, że musi mnie za coś ukarać? – dopytywałam we łzach.
Musiałam wyrzucić z siebie to, co leżało mi na sercu, ale wstydziłam się powiedzieć znajomym, że moja ukochana matka przemieniła się w demona. Gdzieś w środku tliła się nadzieja, że niedługo sama zrozumie swój błąd i przeprosi za to dziwne postępowanie, jednak z upływem czasu sytuacja tylko się pogarszała. Wyrozumiała i koleżeńska mama stała się moim przeciwnikiem. Od tamtej pory musiałam być w domu najpóźniej o dwudziestej drugiej, a popołudnia spędzać odrabiając lekcje.
Uważała mnie za brzydulę
– Dobrze by było, jakbyś zapisała się na zajęcia z gimnastyki albo na basen. To ci dobrze zrobi, wyrzeźbi sylwetkę – rzuciła pewnego razu, widząc, że trochę przybrałam na wadze.
– Rosnę przecież, to chyba nic dziwnego… – starałam się jakoś usprawiedliwić.
– Daj spokój, nie zwalaj winy za obżeranie się na okres dojrzewania – jak zawsze celnie uderzyła w czuły punkt moich kompleksów.
Jej wypowiedź zraniła moje uczucia, mimo to grzecznie zapisałam się na gimnastykę. Rzecz zdumiewająca, podczas gdy ja stawałam się ledwie marnym odbiciem siebie, ona wprost promieniała. Stanowiła jaskrawy dowód na to, że najwspanialszy okres w życiu k rozpoczyna się po przekroczeniu trzydziestki.
W rok po moich szesnastych urodzinach, które okazały się przełomowe dla nas obu, mając trzydzieści trzy lata, podjęła nową posadę w policyjnej administracji. Obcowanie z męskim gronem sprawiło, że jej zachowanie, strój i makijaż uległy diametralnej odmianie.
Moja mama, w odróżnieniu ode mnie, mogła pochwalić się fantastyczną sylwetką, pięknym biustem i niesamowicie długimi nogami. Wyglądała rewelacyjnie, nawet owinięta w szmatkę do podłogi. Do tej pory jednak ukrywała swoje walory za wygodnym, sportowym lookiem. Teraz zaczęła nosić modne spódnice, dopasowane spodnie, bluzki z dużymi dekoltami, krótkie kurtki i buty na gigantycznych obcasach. Podobała się mężczyznom.
Koleżanki mi zazdrościły
– Wow… Ależ ty masz ekstra mamę! – słyszałam gwizdy moich kolegów ze szkoły na jej widok. W takich momentach chciałam tylko zapaść się pod ziemię.
Brakowało mi mamy sprzed lat. Tej, która w weekendy przebywała z nami, a nie przepadała gdzieś z przyjaciółkami. Tej, która wracała prosto z roboty, nie odwiedzała siłowni czy knajpy i nie wabiła facetów, nie bacząc na to, co czuje tata. Żal mi go było, bo mimo moich niespełna osiemnastu lat miałam świadomość, że przez dwa lata swojej przemiany mamie udało się nie tylko złamać zasady przyzwoitości, ale też nadszarpnąć zaufanie.
Już jako mała dziewczynka potrafiłam dostrzec wiele szczegółów, które innym umykały. Niczego nie dało się przede mną ukryć, także zmiany w sposobie, w jaki mama spoglądała na moich przyjaciół czy też mężczyzn. Coraz częściej wyczuwałam jakieś napięcie między nią a płcią przeciwną, co jednocześnie wzbudzało we mnie coraz większe zdziwienie postawą taty.
Zastanawiałam się, czy on tylko udaje, że niczego nie dostrzega, czy może woli żyć w niewiedzy na temat tego, co wyczynia jego żona, licząc na to, że w końcu się opamięta i zaprzestanie tych dziwnych praktyk?
– Marzę, abyś wróciła do swojej dawnej siebie – starałam się bezowocnie trafić do jej duszy.
– Daj sobie spokój z tymi gadkami, jak powinnam się zachowywać – uważała, że nie ma o czym dyskutować i od razu przechodziła do ataku: – Zrobiłaś zadania z matmy? Byłaś dziś popływać? Spójrz na siebie, jak ty wyglądasz? Kiedy ostatnio przeglądałaś się w lustrze? Daję ci pieniądze na karnet nie po to, żebyś wyglądała jak zaniedbany cielak! No i ogarnij ten burdel u siebie, a nie mnie tu moralizujesz! – darła się wniebogłosy.
Krytykowała mnie
Ciągle wyszukiwała we mnie jakieś wady i niedociągnięcia. Odnosiłam wrażenie, że nic jej się we mnie nie podoba. Od wyglądu, przez zachowanie, aż po poczucie humoru. Irytowało ją, że nie palę się do stania przy garach, a kiedy coś spaliłam lub przegotowałam, naśmiewała się z moich zdolności kulinarnych, przez co całkowicie straciłam zapał do gotowania.
Podobnie rzecz się miała z odkurzaniem, myciem podłóg czy robieniem swetrów na drutach. Z dnia na dzień w oczach mojej matki stałam się życiową niedojdą i brzydulą, której lepiej unikać. W przeciągu dwóch lat skutecznie odebrała mi wiarę w siebie i swoje możliwości.
Sposób, w jaki mama postrzegała szkołę, pozostał bez zmian. Wciąż naciskała, abym przykładała się do nauki, ale wraz z utratą poczucia własnej wartości zniknęła też moja wiara w celowość tego, co robiłam. Zaczęłam opuszczać lekcje i unikać koleżanek. One nadal były pod wrażeniem mojej mamy, która w ich obecności udawała wspaniałą kobietę, i nie potrafiły zrozumieć, o co mi chodzi.
Miałam serdecznie dosyć całej tej sytuacji i niewiele brakowało, a tuż przed egzaminami dojrzałości wyleciałabym z ogólniaka przez notoryczne wagarowanie. Uniknęłam tego losu tylko dzięki wstawiennictwu taty i wsparciu Piotra.
Wyrzuciła mnie
Piotrek, starszy ode mnie o rok, chodził do pobliskiego technikum. Znaliśmy się od maleńkości, kiedy jeszcze mieszkał w sąsiedztwie i od czasu do czasu wspólnie bawiliśmy się na podwórku. Gdy dorośliśmy, nasze losy się rozdzieliły, ale potem niespodziewanie spotkaliśmy się na imprezie urodzinowej u wspólnego kumpla.
Zaczęliśmy gadać, wygłupiać się. Od tego momentu staliśmy się nierozłączni, mimo że Piotrek nigdy nie postawił stopy w moim mieszkaniu. Nie chciałam, żeby spotkała go taka sama przykrość jak moją pierwszą sympatię, dlatego ukrywałam go przed moją mamą, aż do momentu, gdy… zaliczyliśmy wpadkę.
Życie często zatacza koło, jednak mój przypadek okazał się wyjątkiem. Piotr zakochał się bez pamięci w naszym maleństwie i od razu mi się oświadczył. Jego rodzice zadeklarowali wsparcie w opiece nad brzdącem, ale moja matka nie kryła swojego wzburzenia. Ta kobieta, która aż za dobrze znała uczucie bycia odepchniętą przez rodzinę w czasie ciąży, wymusiła na mnie wyprowadzkę i nie kontaktowała się ze mną aż do rozwiązania.
Udawała, że mnie nie dostrzega lub demonstracyjnie przechodziła na drugą stronę ulicy, gdy przypadkiem spotkałyśmy się podczas spaceru. Kiedy zobaczyłam ją w parku, jak obejmuje się czule z jakimś facetem, obsypała mnie stekiem wyzwisk.
Nie interesowała się wnukiem
– Coś cię chyba gryzie, że tak reagujesz? – rzuciła z przekąsem, kiedy zwróciłam jej uwagę na niewłaściwe zachowanie.
W dniu, w którym mój synek przyszedł na świat, wysłała mi lakonicznego SMS-a, życząc mi, żebym nie pożałowała swojego wyboru, bo właśnie bezpowrotnie pożegnałam się z młodością. To był cios prosto w serce. Ledwo udało mi się powstrzymać łzy. Skontaktowałam się z nią ponownie tylko dlatego, że teściowie i tata mnie o to poprosili.
– Nie da się wychować dziecka bez babci – przekonywała mnie teściowa, więc kiedy mój syn skończył siedem miesięcy, postanowiłam spotkać się z mamą.
Nawet nie zerknęła na swojego wnuczka i nie pozwoliła, by ktokolwiek zwracał się do niej per „babciu”. Za to bardzo ją zaciekawiło nasze nowe mieszkanie, przy którego zakupie wspierali nas rodzice męża.
– To mieszkanie jest współwłasnością czy przepisane wyłącznie na niego? Uważaj, żebyś za jakiś czas nie skończyła bez dachu nad głową – stwierdziła.
– Za jaki czas? O co chodzi? – zdziwiłam się.
– No jak cię porzuci – oznajmiła, patrząc mi prosto w oczy.
Myślała, że zatrzyma młodość
Wiedziałam, że tylko czeka, aż wybuchnę płaczem, ale ja również przeszłam przemianę. Macierzyństwo dodało mi sił i stałam się równie bezwzględna jak ona, więc bez problemu wytrzymywałam jej lodowate spojrzenie. Może zdobyłabym się nawet na kolejne spotkania i zaprosiła ją na nasze pierwsze Boże Narodzenie, gdybym nie zauważyła, że próbuje uwieść mojego Piotrka.
Choć byłam zmęczona i pochłonięta opieką nad synem, zauważyłam, że on jej unika i coraz częściej wspomina o jej toksycznym zachowaniu. Dopiero gdy zobaczyłam na własne oczy, jak moja matka przystawia się do mojego męża w naszej kuchni, zdecydowałam się raz na zawsze usunąć ją ze swojego życia.
– Sądzisz, że zatrzymasz go tym dzieckiem? Kiedy ostatni raz byliście w łóżku? – rzuciła, zanim wyrzuciłam ją za drzwi.
W tym momencie zaczepiła obcasem o dywanik i runęła na podłogę. Przyglądałam się jej tak, jakby była mi zupełnie obca – kobieta rozpaczliwie usiłująca powstrzymać upływ lat za pomocą wyzywających ciuchów i rzucającego się w oczy makijażu. Nie podałam jej ręki, by pomóc się podnieść. Nie wiem, czy kiedykolwiek zatęsknię za nią. Moja prawdziwa mama, dawna przyjaciółka, odeszła na zawsze…
Beata, 21 lat
Czytaj także:
„Wspólne wakacje miały być naszą ostatnią deską ratunku. Nie wiedziałam, że mój chłopak miał swoje własne niecne plany”
„Były narzeczony wracał do mnie w podskokach, gdy wygrałam 500 tysięcy. Wierzyłam, że to przypadek”
„Babcia uważa, że zna się na ludziach jak nikt. Okazało się, że wyczuwa drani na kilometr, a ja jej nie posłuchałam”