Do pewnego momentu kariera była dla mnie najważniejsza. Całe swoje życie poświęciłam medycynie i byłam przekonana, że to właśnie ona będzie sednem mojej egzystencji. Jednak los bywa przewrotny i dosyć szybko przekonałam się, że równie ważne jak zostanie lekarką, jest dla mnie zostanie żoną. I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że mój narzeczony był budowlańcem. A z tym nie mogła pogodzić się moja mama.
Zawsze była ze mnie dumna
Już od najmłodszych lat wiedziałam, że moje przyszłe życie będzie związane z medycyną. Chciałam pomagać ludziom, a moim największym marzeniem było wynalezienie leku na raka. Dlatego też już od szkoły podstawowej robiłam wszystko, aby w przyszłości dostać się na medycynę i osiągnąć swój cel. I to mi się udało. Wprawdzie kosztowało mnie to sporo energii i poświęceń, ale przecież nic nie ma za darmo. Doskonale pamiętam wzrok mojej mamy, gdy okazało się, że egzamin lekarski zaliczyłam z bardzo dobrym wynikiem.
– Taka jestem z ciebie dumna – powiedziała mi. – Osiągnęłaś to, czego mi się nie udało – dodała. Moja mama też chciała być lekarzem, ale wczesna ciąża pokrzyżowała jej plany. Dlatego wszystkie swoje marzenia scedowała na mnie. Zupełnie mi to nie przeszkadzało.
– To wszystko dzięki tobie – powiedziałam mocno ją przytulając. Widziałam w jej oczach matczyną dumę.
Mama kibicowała mi przez cały okres studiów. Potem – gdy dostałam się na wymarzoną specjalizację – podnosiła mnie na duchu i motywowała do osiągania dalszych sukcesów. Wtedy byłam jej bardzo wdzięczna. Wiedziałam, że zawsze mogę na nią liczyć. Dlatego starałam się zrobić wszystko, aby była ze mnie jeszcze bardziej dumna.
– Nie możesz tak ciężko pracować – powiedziała mi któregoś dnia, gdy po ciężkim dyżurze niemal zasnęłam przy kolacji.
– Muszę – odpowiedziałam. – Medycyna jest dla mnie wszystkim i zrobię wszystko, aby osiągnąć w niej to, co sobie założyłam – dodała.
– A życie prywatne? – w głosie mamy usłyszałam troskę. Już od jakiegoś czasu powtarzała mi, że powinnam znaleźć sobie chłopaka – najlepiej też lekarza.
„Jakie życie prywatne?” – pomyślałam.
– O tym pomyślę później – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. A potem szybko dokończyłam obiad i pobiegłam do książek. Czekało mnie naprawdę sporo nauki.
I tak toczyło się moje życie – dyżury, nauka, spanie i jedzenie. Na nic więcej nie miałam czasu. Wprawdzie mama co jakiś czas mówiła mi, że powinnam zwolnić, ale nie chciałam jej słuchać.
Pech mnie nie opuszczał
Tego pamiętnego dnia spieszyłam się na dyżur. Tak naprawdę już byłam spóźniona. A przecież doskonale wiedziałam, że mój przełożony bardzo nie lubi spóźnialskich. „Przychodzenie po czasie to oznaka braku szacunku dla pacjentów” – powtarzał. A ja się z tym zgadzałam. Tylko co miałam zrobić, gdy po prostu nie usłyszałam budzika?
– Jak pani chodzi?! – usłyszałam męski głos, w którym wyraźnie przewijała się wściekłość. Ocknęłam się z pesymistycznych myśli i skierowałam wzrok na mężczyznę, który wykrzyczał te słowa. Okazało się, że w swoim zamyśleniu nie zwróciłam uwagi, gdzie idę i wpadłam wprost na rowerzystę. Zrobiło mi się głupio.
– Przepraszam – powiedziałam. – Zamyśliłam się – dodałam na swoje usprawiedliwienie.
I dopiero wtedy spojrzałam na mężczyznę. Sprawiał wrażenie pogodnego i sympatycznego, chociaż w tej chwili w jego wzroku dominowała głównie złość.
– Przepraszam – powiedziałam jeszcze raz. – Naprawdę nie chciałam.
Dopiero wtedy mężczyzna złagodniał. Spojrzał na mnie z wyraźnym zaciekawieniem, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
– Już dobrze – powiedział w końcu. – Ale na przyszłość proszę uważać – dodał i odjechał na swoim rowerze.
Obejrzałam się za nim i zrobiło mi się trochę smutno. Uświadomiłam sobie, że ja naprawdę nie mam życia prywatnego. Jednak szybko się pozbierałam. „To nie czas na takie rozmyślania” – pomyślałam i szybko pobiegłam w stronę szpitala.
Tego dnia pech mnie nie opuszczał. Nie dość, że usłyszałam kilka przykrych słów od profesora, to po powrocie do domu okazało się, że w mieszkaniu pękła mi rura. Kilka miesięcy wcześniej kupiłam starą kawalerkę, która wymagała gruntownego remontu. Ale ja oczywiście nie miałam czasu się tym zająć.
– Znasz jakiegoś dobrego specjalistę? – zapytałam mamę, do której zadzwoniłam po ratunek.
– Syn mojej sąsiadki ma firmę budowlaną – odpowiedziała. I szybko dodała, że zaraz wszystko załatwi.
I faktycznie tak zrobiła. Po kilkunastu minutach zadzwonił do mnie mężczyzna, który okazał się wspomnianym synem sąsiadki.
– Będę u pani za godzinę – powiedział. A gdy się zjawił, to nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
– To pan! – wykrzyknęłam zaskoczona. Okazało się, że syn sąsiadki to rowerzysta, na którego wpadłam w drodze do szpitala.
– Jaki ten świat mały – powiedział z uśmiechem. A potem od razu zabrał się do pracy. I nie minęła nawet godzina, jak rozwiązał mój problem.
– Przydałby się tu remont – powiedział, rozglądając się po wnętrzu naznaczonym zębem czasu.
– Tak, wiem – odpowiedziałam zawstydzona. – Ale nie mam czasu – dodałam.
– Domyślam się – powiedział. A potem dodał, że moja mama wspomniała mu o tym, że jestem lekarzem.
– Jeżeli pani chce, to wszystkim się zajmę – powiedział. A ja od razu się zgodziłam.
Jesteśmy z różnych bajek
Paweł – bo tak miał na imię mój wybawiciel – niemal od razu zabrał się do roboty. I szybko przekonałam się, że jest prawdziwym fachowcem. I nie tylko to. Dodatkowo okazał się na naprawdę fajnym facetem – zabawnym, empatycznym, inteligentnym i oczytanym. Szybko znaleźliśmy wspólny język. I chociaż wydawało się, że jesteśmy z dwóch zupełnie innych światów, to świetnie się dogadywaliśmy. I spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu.
– Dasz się zaprosić na kolację? – zapytał mnie któregoś razu. Od razu się zgodziłam. I od tego wszystko się zaczęło.
Szybko nawiązaliśmy romans, który z czasem przekształcił się w prawdziwy związek. Wtedy pierwszy raz od wielu lat pomyślałam, że mam szansę na ułożenie sobie życia prywatnego. Początkowo trzymałam nasz związek w tajemnicy. Ale przecież nie mogłam robić tego w nieskończoność
– Spotykam się z Pawłem – powiedziałam mamie, która zapytała mnie, co u mnie słychać.
– Z Pawłem? – zapytała z niedowierzaniem. A potem pokręciła głową. – Przecież wy jesteście z dwóch różnych światów – dodała.
Spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
– O czym ty mówisz? – zapytałam.
– Jak to o czym? – mama podniosła głos. – Ty jesteś lekarką, a on zwykłym budowlańcem. Przecież to dwie zupełnie inne bajki.
Roześmiałam się. Argument mojej mamy był tak absurdalny, że na początku myślałam, że żartuje. Przecież mieliśmy XXI wiek i mezalianse dawno już wyszły z mody. Jednak moja mama mówiła poważnie. Przez kolejną godzinę próbowała mnie przekonać, że Paweł nie jest odpowiednim facetem dla mnie i spotykając się z nim zmarnuję sobie życie.
Nie mogła go zaakceptować
Zupełnie nie przejęłam się słowami mamy. Co więcej – z każdym dniem czułam, że kocham Pawła coraz mocniej i że chcę spędzić z nim resztę życia. Dlatego gdy poprosił mnie o rękę, to nie wahałam się ani chwili.
– Jesteś tego pewna? – zapytał mnie. „Czyżby mama przeprowadziła z nim rozmowę?” – pomyślałam przestraszona.
– Jak niczego innego w życiu – odpowiedziałam szybko. A potem mocno go pocałowałam. Nie zamierzałam pozwolić, aby ogarnęły go wątpliwości.
Przez kilka kolejnych miesięcy mama próbowała mnie przekonać, że popełniam największy błąd swojego życia.
– Przecież wy do siebie nie pasujecie – powtarzała za każdym razem.
Jednak ja nie chciałam jej słuchać. Wiedziałam, że kocham Pawła i że nic tego nie zmieni. W dniu naszego ślubu świeciło piękne słońce. „To dobry znak” – pomyślałam szczęśliwa. I gdy sądziłam, że już nic nie zepsuje tej wyjątkowej uroczystości, to zrobiła to moja własna matka.
– Masz jeszcze czas, aby się wycofać – powiedziała na kilka godzin przed ślubem. – To będzie twój największy błąd w życiu – dodała.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
– Albo zaakceptujesz Pawła i nasz związek, albo stracisz córkę – powiedziałam.
Mama nie zareagowała na tę groźbę. Wyszła bez słowa. W kościele siedziała w pierwszym rzędzie. Na jej twarzy widniał uśmiech, ale ja wiedziałam, że to tylko pozory. Nie mogła pogodzić się z tym, że jej córka-lekarka wychodzi za zwykłego budowlańca. Z jednej strony wcale się jej nie dziwiłam, bo chciała dla mnie jak najlepiej. Jednak z drugiej nie mogłam pozwolić na to, aby to ona układała mi życie.
Nasz ślub był najpiękniejszym dniem w moim życiu. Obiecałam Pawłowi, że będę go kochać do końca życia i zamierzam dotrzymać słowa. A jeżeli moja mama nie pogodzi się z tym, to straci córkę, zięcia i dziecko, które noszę pod sercem. Decyzja będzie należała do niej.
Martyna, 30 lat
Czytaj także:
„Gdy ja miałem pusty portfel, moja żona szastała pieniędzmi. Kupowała ciuchy za 1000 zł., a metki pokazywała sąsiadkom”
„Czułem się jak odmieniec i myślałem, że zawsze będę sam. Na szczęście poznałem Gosię, która dała mi miłość i dom”
„Dla rodziców jestem powodem do wstydu, bo nie mam męża, dzieci i sensownej pracy. Mnie jest dobrze tak, jak jest”