Wiele lat wytrzymywałem chłód jej serca i dopasowywanie się do jej widzimisię. Straciłem znajomych, bo chciała mieć mnie tylko dla siebie. Ale już dłużej naprawdę nie dałem rady tego ciągnąć.
Aśka nie lubiła wizyt u moich rodziców
– Przecież wiesz, że mięsa nie jem. Poza tym nie czuję się swobodnie w towarzystwie ludzi, których słabo znam, a pewnie tam będą… – narzekała z wyrzutem.
– Ale to nie jest impreza dla ciebie, Asiu, tylko imieniny mojej mamy – wtrąciłem. – Zresztą, jak ją znam, na sto procent wymyśli coś bezmięsnego specjalnie dla ciebie.
Moje zapewnienia nie robiły na niej większego wrażenia. Wciąż ściskała w dłoniach powieść, ale byłem pewien, że wcale nie zagłębiała się w lekturze. Wskoczyłem pod prysznic i narzuciłem na siebie ciuchy.
– To ja spadam – nachyliłem się ku Asi i cmoknąłem ją w czoło.
– Chcesz mnie tu zostawić samą? Przecież tylko w niedzielę możemy spędzić trochę czasu we dwoje…
– Imieniny mamy są tylko raz do roku i nie odpuszczę sobie ich, bo ty nie tykasz mięsa.
– Zaczekaj. Zaraz się ogarnę – dotarło do moich uszu.
Minęło parę chwil i ruszyliśmy w drogę samochodem, pogrążeni w ciszy. Asia nie musiała specjalnie się przygotowywać, zanim opuściła mieszkanie. W każdej sytuacji prezentowała się zjawiskowo. Teraz gdy znajdowała się obok mnie, miała na sobie czerwone spodnie o długości 3/4 i jasnoniebieską koszulkę. Emanowała świeżością, wspaniałym zapachem i urodą.
Moja miłość do niej rozkwitła pięć lat temu. Niedługo potem postanowiliśmy razem zamieszkać. W tamtym okresie liczyłem, że niedługo staniemy na ślubnym kobiercu. Niestety, nic z tych rzeczy. Joanna nie uznawała konceptu małżeństwa jako takiego.
– Nie potrzeba żadnych świstków, żeby udowodnić, że darzy się kogoś uczuciem – twierdziła, choć nigdy nie usłyszałem z jej ust słów „kocham cię”.
Określałem ją mianem swojej narzeczonej
Rodzice, a także mój brat, uważali, że najwyższy czas stanąć, abym wziął ślub. Wtedy nie było to moim priorytetem. Nie chodziły mi po głowie wizje założenia rodziny i posiadania potomstwa. Mieliśmy wygodne mieszkanko, niezłą pracę. Co roku latem pakowaliśmy walizki i jechaliśmy nad Bałtyk. Nie przepadałem za wylegiwaniem się na piasku, ale Aśka nie uznawała innej formy wypoczynku.
W zasadzie prawie wszystko, co robiłem, było z myślą o Joannie. Nasi bliscy rzadko nas odwiedzali, ale w gruncie rzeczy odpowiadało mi to. Aż do pewnego momentu… Ów grill, zorganizowany z okazji imienin mamy, na długo utkwił w moich wspomnieniach.
– Marek, Joanna… kochani! Ależ się cieszę, że dotarliście – mama wyściskała nas serdecznie w drzwiach. – Zapraszam na taras, kiełbaski już się robią, a dla ciebie, Joasiu, przygotowałam małą niespodziankę – mama spojrzała na mnie porozumiewawczo.
Świetnie orientowała się w wegetariańskich preferencjach Asi. Zdawała sobie również sprawę, że moja ukochana wpada we wściekłość, gdy ktoś zwraca się do niej zdrobniale. Pewnego razu zwierzyła mi się jednak, że kiedy woła ją pełnym imieniem, to tak jakby sugerowała, że są dla siebie kimś zupełnie obcym. Moja mama uważała ją niemal za kogoś z rodziny.
W tym momencie przyszło mi do głowy, czemu zwracam się do swojej ukochanej pełnym imieniem – „Joanno”. Nawet podczas intymnych chwil w sypialni, w momentach ekstazy, nie jestem w stanie powiedzieć do niej zdrobniale – Asiu czy Joasiu. Czyżbym był aż tak dobrze wyszkolony?
Maciek, Anka i cała ferajna, razem z moim staruszkiem, od razu zaczęli powitania. Wiadomo, Aśka nie przepada za przesadnym spoufalaniem się. Zauważyłem, że dała Ance policzek do pocałowania, ale bez rewanżu.
– Siema stary, co tam u ciebie? – rzuciłem do brata.
Nasze spotkania są tak sporadyczne, że miałem problem z wymyśleniem tematu do rozmowy.
– Maluchy szybko dorastają, a małżonka się zaokrągla – parsknął śmiechem, z czułością masując brzuszek swojej wybranki.
– Wujku, chodź z nami pograć w lotki – młode pokolenie w osobach Jasia i Stasia nie pozwoliło mi długo wysiedzieć przy stole.
– Idź z nimi rzucać, zanim podamy obiad – odezwała się mama.
– Dziadek też dołączy do gry, no nie? – drążył temat mały Staś.
– Niestety, ktoś musi doglądać grilla – tata przystopował zapał chłopców. – Ale może wasz ojciec i ciocia Joanna… – urwał, gdyż w tym momencie moja urocza ukochana posłała tacie spojrzenie pełne konsternacji i głębokiego sprzeciwu.
Ostatecznie bawiłem się z dzieciakami nie tylko w rzutki. Gdy zjedliśmy, wciągnęli mnie także do gry w karty.
Wszyscy się dobrze bawili, ale nie ona
Dzieciaki wrzeszczały wniebogłosy, a mój brachol sypał dowcipami z pracy jak z rękawa. Ojciec nucił pod nosem i prezentował nam dumnie swoje róże oraz jakieś drzewko o śnieżnobiałych listkach. Mama wraz z moją szwagierką, która lada moment miała wydać na świat małą Basię, kreśliły wizje nadchodzących miesięcy. Czułem się naprawdę świetnie. To był dla mnie czas błogiego relaksu.
– Chodźmy już, Marku. Dochodzi szesnasta – Joanna gwałtownie wstała od stołu.
– O czym ty mówisz, kochanie? Został jeszcze deser, a później wybierzemy się wszyscy nad rzeczkę na przechadzkę. Nigdzie nam się nie spieszy. Naprawdę chcesz już wracać do tego smogu? – mama nie kryła zdziwienia decyzją Joanny.
– Czeka mnie ogrom roboty. Marku, pakujemy się. Dziękujemy za wszystko…
– W takim razie weź auto. Ja zostaję trochę dłużej – odparłem, zaskakując samego siebie. – Dojadę do domu taksą albo mnie Maciek podwiezie – zerknąłem na brata, który skinął głową na znak zgody.
Bez żadnego słowa Asia wzięła ode mnie klucze do auta. Posłała mi lodowate spojrzenie, ale nawet specjalnie mnie to nie ruszyło. Wpatrywałem się w jej oblicze, ale tak naprawdę miałem przed oczami ostatnie pięć lat naszego związku... Wspólne wypady, o ile nie dotyczyły wyjścia do opery albo na spektakl, zawsze wymagały ode mnie niemałych starań i zabiegów.
Przeważnie odmawiałem zaproszeniom na spotkania ze znajomymi czy rodzinne przyjęcia, albo pojawiałem się na nich w pojedynkę. Moje relacje z dawnymi przyjaciółmi rozluźniły się przez wpływ Joanny. Dałem się przekonać jej argumentom, że mój kumpel Piotrek to niezbyt odpowiednie towarzystwo, bo skończył tylko technikum, Agata i Jacek odpadają z racji posiadania dzieci, Magda jest strasznie gadatliwa i ciężko z nią wytrzymać, a Robert… Cóż, on ma żonę na wózku i doskonale zdaję sobie sprawę, jakie zawsze są z tym problemy.
Chciała mnie mieć na własność
Gdy żadna z tych racji nie trafiała do mnie w konkretnym momencie, pojawiały się stwierdzenia typu: „Może byś ze mną trochę posiedział, tak rzadko jesteśmy razem” lub „boli mnie głowa, nigdzie nie idę”. O tym, by ktokolwiek nas odwiedził, nie mogło być mowy: „Chyba nie myślisz, że będę usługiwać całej tej bandzie?”– dopytywała moja wybranka, a ja doskonale zdawałem sobie sprawę, co to znaczy.
Choćbym samodzielnie zorganizował imprezę, to dla mojej kobiety wizyta gości w naszych czterech kątach byłaby nadmiernie stresująca. Podczas wizyty u rodziców dotarło do mnie, że moja cudna księżniczka przez ostatnie lata odseparowała mnie od mojego świata. Odcięła mnie od wszystkich bliskich mi osób, które mnie kochały i darzyły sympatią. Od tych, z którymi zawsze potrafiłem się dogadać i na których mogłem polegać w kryzysowych chwilach. Zrozumiałem, że przez nią zachowuję się samolubnie, ponieważ nawet najbliższej rodzinie – rodzicom i bratu, nie poświęcałem czasu ani uwagi.
Po powrocie do domu zastałem Joannę pogrążoną we śnie. Pomimo panujących ciemności, dostrzegałem jej niezwykłą urodę… oraz to, jak bardzo jest dla mnie nieosiągalna. Mimo wypitego wcześniej piwa nie potrafiłem szybko odpłynąć w krainę snów.
Kolejnego dnia, tuż po pracy, przystąpiłem do stopniowego pakowania swoich ubrań i książek… Choć to na moich barkach spoczywała spłata kredytu mieszkaniowego, nie wyobrażałem sobie dalszego dzielenia przestrzeni życiowej z Joanną. Czekało mnie gruntowne przeorganizowanie całego mojego świata.
Wszystko potoczyło się łagodniej, niż przypuszczałem. W cztery tygodnie po tym niezapomnianym grillu Asia spakowała rzeczy i sama się wyniosła. Obecnie czekam, aż moje serce się uspokoi i wróci do równowagi. Kiedy to nastąpi, umówię się ze znajomymi, a kto wie – być może poznam nową dziewczynę… Będę tylko musiał mieć na uwadze, aby nie stroniła od „obcych”.
Marek, 34 lata
Czytaj także:
„Gdy żona sprzedała dom po rodzicach, kasa przewróciła jej w głowie. Prawie nie doszło do tragedii”
„Miałam serdecznie dosyć ciągłych zdrad męża. Kiedy w windzie spotkałam tę jego wymalowaną dziunię, coś we mnie pękło”
„Swojej córce kupował brylanty, a mnie fasolkę na targu. Czułam się jak piąte koło u wozu w tej chorej relacji”