Skarpety w kolorze głębokiej czerni z wyszytym na palcach logo przedstawiającym dzikie zwierzę marki Puma… Mój mąż po raz kolejny je założył, a ja na ich widok poczułam, jak po moich plecach i brzuchu rozchodzi się zimno. Poprzednio doświadczyłam czegoś takiego jakieś pięć lat temu, kiedy Michał nieoczekiwanie zafascynował się kapelą Stereolab ze Stanów, która tworzy dość osobliwe, senne kawałki.
Była wielką fanką tej kapeli
Później wyszło na jaw, że łączy ich coś więcej niż tylko znajomość z pracy. A teraz jeszcze te skarpety - wydawałoby się, że to drobiazg, który nie powinien wpływać na nasz związek, ale mój niepokój sugerował, że jednak dzieje się coś niedobrego.
Jasne, że istniała szansa, iż jestem zmęczona i przesadnie podejrzliwa... W końcu mój mąż ma pełne prawo sprawić sobie porządne skarpety renomowanego producenta. Bardzo chciałabym, aby taka była rzeczywistość. Jednak ten wyraz błogości na twarzy Michała podczas obierania kartofli, stopa wystukująca takt jakiejś wesołej melodii...
Co takiego wydarzyło się w naszym życiu, że emanował aż taką radością? Po piętnastu latach bycia małżeństwem to na pewno nie byłam ja, nasza studiująca córka raczej też nie. I zdecydowanie nie ziemniaki.
– Michał, czy mogłabym wpaść do ciebie jutro do pracy? – zapytałam, bacznie mu się przyglądając.
Jego mina nie zmieniła się, wciąż skupiony był na obieraniu kartofli z uśmiechem na twarzy.
– Wpadnę do ciebie między spotkaniami, twoja siedziba jest akurat po trasie – dorzuciłam. – W końcu na własne oczy zobaczę, jak wygląda twoja robota i tak dalej…
– Pewnie, wpadaj śmiało – przytaknął.
Przeszedł obok, nie zaszczycając mnie nawet przelotnym spojrzeniem. A tak uwielbiałam wpatrywać się w te jego ogromne oczy, błękitne niczym ocean. Miały w sobie coś magicznego. Mnie oczarowały już w czasach szkoły średniej. Na lekcji biologii odwrócił się, pytając, czy może pożyczyć ode mnie długopis. Wtedy po raz pierwszy zamieniliśmy ze sobą kilka słów.
Pamiętam, że był czerwiec, wszystkie okna w sali były pootwierane na oścież, a w powietrzu unosiła się taka atmosfera, że wszystko jest możliwe. Nawet ciężkie, zakurzone firanki wesoło tańczyły na wietrze.
To było prawdziwe zauroczenie
Szukałam kolejnego pisaka, ale miałam tylko jeden, więc mu go podałam. Aż do dzwonka na przerwę czułam stres. Jeśli nauczycielka zauważyłaby, że nic nie napisałam w zeszycie, od razu wstawiłaby mi jedynkę. Kręciłam kółeczka nad niezapisaną stroną, udając, że coś skrobię, ale w głowie miałam jedynie lazurowe oczy Michasia. Oboje dopiero co skończyliśmy szesnaście wiosen, więc taka fascynacja powinna utrzymać się najwyżej kilka tygodni. A tymczasem nadal trwa, nawet po tylu latach.
Biuro Michała mieściło się w przeszklonej wieży, w ścisłym śródmieściu. Według mnie te drapacze chmur powstały z myślą o erotomanach. Na początku wielgachne foyer, sugerujące, że tutaj wkraczasz do całkiem nowego uniwersum, gdzie nie ma rzeczy niemożliwych.
Ochroniarze skryci za potężnymi kontuarami, anonimowi obserwatorzy, z wyrytym na twarzach przesłaniem: „niczego nie widziałem, więc niczego nie zdradzę".
Efektowne oświetlenie w windach, wywołujące nastrój bliskości niczym w przytulnej restauracyjce na peryferiach. Ciasne, niemal niekończące się przejścia, gdzie nie da się minąć bez muśnięcia ramion. Klimat utrzymujący resztki zapachów perfum. Te wszystkie firmy powinny chociaż raz na siedem dni zorganizować gruntowne wietrzenie pomieszczeń.
Recepcjonista z uwagą przeniósł moje dane osobowe do księgi gości. Mężczyzna po czterdziestce sprawiał wrażenie człowieka zmęczonego codziennością.
Widać było, że mundur to jego druga skóra
Przywdziewając go, zapominał o swoich troskach i stawał się kimś innym.
– Szesnaste piętro, przedostatnie - machnął ręką w stronę wind na lewo od kontuaru.
Tuż obok dźwigów osobowych stały dwie młode kobiety. Odziane były w przeciętne garsonki. Płaszcze najwyraźniej zostawiły gdzieś indziej, być może w sklepiku na dole? Michał wspominał, że można tam płacić w unijnej walucie. A może po prostu wyszły zapalić? Czy to jedna z nich? Poznała Michała w windzie? Pracuje chyba piętnaście albo siedemnaście poziomów stąd, tych kilka minut wspólnej jazdy każdego dnia mogło sprawić, że...
Obie wsiadłyśmy do windy. Nastrojowe oświetlenie, tak jak się spodziewałam. Momentalnie zaczęłyśmy się sobie badawczo przyglądać. Nacisnęły piąteczkę. Zbyt mało kondygnacji na pogawędkę. To nie była żadna z nich. Kiedy opuściły windę, zjechałam z powrotem na parter. Całe szczęście, że nikogo tam nie spotkałam, więc nie było potrzeby wyjaśniać mojego osobliwego zachowania.
Portier przebywał na dworze, nie przejmując się zimową aurą. Zaciągał się dymem. Chwilę poczekałam. Nic się nie wydarzyło, ale ja już czułam, że coś jest na rzeczy. Niech nikt nie próbuje mnie przekonywać, że my, kobiety, nie posiadamy szóstego zmysłu.
Drzwi windy rozsunęły się i do środka wsiadła wysoka, drobna kobieta o jasnych włosach.
Na jej fryzurze osiadały drobinki śniegu, które momentalnie zamieniały się w wodę. Była niewątpliwie atrakcyjna i nie mogła mieć więcej niż 30 lat. Od razu domyśliłam się, że to musi być ona. Jej strój składał się w całości z odzieży marki Puma - począwszy od spodni z czarnego denimu, przez pikowaną kurtkę, aż po śnieżnobiałą czapkę z wizerunkiem skaczącego pumy.
Razem wjechałyśmy na wyższe piętro budynku
Nacisnęła przycisk oznaczony liczbą 17. Jej uśmiech skierowany był prosto na mnie. Wydawała się bardzo miła. Mogła mieć jakieś dwadzieścia kilka lat. Jej tęczówki miały kolor kawy, a na jej prawym policzku widniał mały pieprzyk. Sprawiała wrażenie od niedawna zamężnej kobiety… Ciekawe, co takiego musiało się wydarzyć, że zaczęła fantazjować o innym mężczyźnie?
Na pewno zdawała sobie sprawę, że on jest żonaty. W końcu nie zdejmował obrączki w pracy - nie był z niego aż taki nieudacznik. Być może pożycie małżeńskie ją rozczarowało? A może po prostu pociągało ją takie życie na krawędzi?
– Myślisz, że z siedemnastego piętra jest bliżej do nieba? – wyrzuciłam z siebie pytanie.
Kobieta popatrzyła na mnie z konsternacją.
– Zauważyłam, że nacisnęła pani przycisk ostatniego piętra – uzupełniłam swoją wypowiedź.
– Nie do końca rozumiem. Czyli faktycznie nacisnęłam ten przycisk... – mówiła, a jej powieki drgały w dziwny, niekontrolowany sposób.
Spoglądałam na jej twarz, a ona usiłowała zapanować nad drgającymi powiekami. Zapewne sądziła, że postradałam rozum. Winda zatrzymała się, gdy dojechała do szesnastego piętra.
– Muszę już iść – posłałam jej promienny uśmiech. – Na razie.
Michał prowadził rozmowę telefoniczną
Jego biuro było ogromne i sprawiało wrażenie pustego. Nawet dokumenty porozkładane na blacie biurka zdawały się ginąć w otwartej przestrzeni tego wnętrza. Za szybą widać było tylko niebo. Przekręciłam klucz w zamku. Drzwi sprawiały wrażenie dźwiękoszczelnych i miałam nadzieję, że rzeczywiście takie były.
– Wybacz… oddzwonię za jakiś czas – Michał usiłował zakończyć konwersację. – Oczywiście. Bez wątpienia. Usłyszymy się niedługo.
Jakieś pięć lat temu nie kierowałam się przeczuciem, po prostu ich ujrzałam na własne oczy. Drobną dziewczynę, lekko przygarbionych pleców, pewnie z powodu wyrzutów sumienia, że spotyka się z facetem po ślubie – oraz jego, rosłego i zdecydowanego, mojego Michasia. Przesiadywali w knajpie nad rzeką, po tej bardziej uczęszczanej stronie, gdzie zaglądałam może raz do roku. Zrządzenie losu sprawiło, że mój klient był właścicielem tego miejsca. Wpadłam tam, żeby dać mu papiery do złożenia podpisu.
Wcześniej coś słyszałam o tym lokalu. Mieścił się on na balach, a kiedy królowa rzek wylewała po obfitych opadach, do środka prowadziły prowizoryczne schody. Wszystkie stoliki osłonięte były palmowymi parasolami, a obsługa nosiła kostiumy kąpielowe. W menu można było znaleźć niebanalne, tropikalne koktajle, a z głośników sączyły się utwory Cesarii Evory. Świetna knajpka.
– Koniecznie muszę tu zabrać swojego małżonka – rzuciłam do klienta.
Nie kłamałam. Mój mąż kochał takie miejsca bez dwóch zdań. Kafejki w ruderach przeznaczonych do wyburzenia, w obejściach z przydrożnymi figurkami, na pomostach ponad wodą. Jednak on już tu przesiadywał, zapatrzony w szczupłą laskę o oczach czarnych jak węgiel. Coś do niej gadał, a ona słuchała go z uwagą.
Ich ręce spoczywały obok siebie
Automatycznie spojrzałam w inną stronę, nie chcąc zakłócać ich schadzki, ponieważ ich ręce połączyły się w delikatnym uścisku. Po chwili przeprosiłam klienta i po prostu wyszłam. Gdy się stresuję, zawsze muszę się przejść. Mój rekord to aż dziesięć kilometrów. Jeszcze zanim wzięliśmy ślub, Michał zdradził mnie jeden raz. To było dla mnie trudne przeżycie… Wszystkie te wspomnienia przebiegły mi przez głowę w mgnieniu oka. Tyle, ile zajęło Michałowi odłożenie słuchawki.
– Dobrze, że już przyszłaś. Muszę zostać dziś dłużej w robocie, nie czekaj na mnie z obiadem. Pewnie nawet z kolacją też…
Milczałam, ponieważ słuchawka na jego biurku ponownie się odezwała. Wcisnęłam się w fotel, przez co odniosłam wrażenie, jakby moje kończyny skurczyły się i zmalały. Michał pokazał mi gestem na telefon, sygnalizując, że to pilna sprawa, ale postara się ją szybko zakończyć.
Przymknęłam drzwi, gdyż pragnęłam wrzasnąć mu prosto w te błękitne ślepia, że za każdym razem mam świadomość jego niewierności i wówczas mój cały świat rozpada się na milion drobniutkich fragmentów. Tak samo jak darłam się pięć lat temu.
Obiecał wtedy, że zakończy tę relację
Nie mam pewności, czy od razu dotrzymał słowa, ale przestał wracać o późnych godzinach z pracy i skończyły się jego służbowe wyjazdy w weekendy. No i co najważniejsze, przestał słuchać Stereolab. Po jakimś czasie znowu zaczęłam mu wierzyć.
– No dobra – uśmiechnął się, gdy skończył gadać przez telefon. – Szalony dzień, ale teraz mogę już być tylko z tobą.
Ta jego niesamowita pewność siebie. Czy ja nie byłam jedną z jej podstaw? Ja, kobieta, która go wspierała, była przy nim przez piętnaście lat, kobieta, którą wybrał i którą kochał, tylko jego charakter czasem sprowadzał go na złą drogę.
W jednej chwili mój strach gdzieś uleciał
Przecież teraz nie byłam już tą zagubioną i niepewną siebie Izabelą, która pięć lat temu zanosiła się płaczem po nocach, martwiąc się, że mąż może ją zostawić. Od tamtej jego zdrady postanowiłam wziąć się w garść. Nasza córka radziła sobie świetnie w szkole, zaczęła żyć po swojemu i nie potrzebowała już, żebym ciągle była w domu. Zdecydowałam się dokończyć studia, które przerwałam wiele lat temu.
Miałam wrażenie, że jestem nie z tej planety, uczestnicząc w zajęciach z osobami o wiele młodszymi niż ja. Szczupłe panny z burzą włosów zerkały na mnie z dezaprobatą. Problemem nie był jedynie mój dodatkowy bagaż. Moda nie była moim konikiem, a mój styl ubierania pozostawiał wiele do życzenia. Jakby tego było mało, mózg stawiał opór przed przyswajaniem świeżej wiedzy.
Wyraźnie odróżniałam się od reszty podczas ćwiczeń. Za każdym razem, gdy zabierałam głos, utwierdzałam obecnych w przekonaniu, że mam kolosalne luki w znajomości tematu.
Całe noce spędzałam na nauce
Michał wprawdzie nie motywował mnie specjalnie, ale przynajmniej mi nie przeszkadzał. Na początku córka krępowała się tym, że zaczęłam studia. W jej mniemaniu prawdziwa mama to taka, która jest cały czas w domu i gotuje obiady. Nie mogłam uwierzyć, że przekazałam jej taki obraz. To był ostatni moment, żeby zmienić jej sposób myślenia i nie dać jej uwierzyć, że tylko do tego się nadaję.
To jeszcze bardziej mnie zmotywowało. Widziałam, jak powoli zaczyna być ze mnie dumna, cieszy się z moich sukcesów na egzaminach, a nasze rozmowy stały się zupełnie inne.
Przestałam już pełnić rolę jedynie żywej skarbonki i osoby od porządków w domu. Kiedy broniłam swoją pracę magisterską, obydwoje się pojawili. Do dziś napływa mi łezka do oka na wspomnienie, jak mocno mnie przytulali po zdanym egzaminie. Moje koleżanki ze studiów spoglądały z podziwem na Michała.
Odróżniał się od tych cherlawych patyczaków, z którymi one się spotykały. Po studiach udało mi się znaleźć zatrudnienie w kancelarii adwokackiej, gdzie zajmowałam się głównie sprawami związanymi z obrotem nieruchomościami. I właściwie radziłam sobie całkiem dobrze.
– Michał, ja wiem i oczekuję, że z tym skończysz – oznajmiłam opanowanym głosem.
Wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę tymi swoimi błękitnymi ślepiami. Dało się zauważyć, że intensywnie myśli, którą drogą pójść.
- Zaraz, zaraz. Nic z tego nie ogarniam. O co ci tak naprawdę biega? Co ty sobie tam w tej głowie uroiłaś? - postawił na tę najmniej ryzykowną ścieżkę.
Byłam kochającą mamą i oddaną żoną, zawsze troszczyłam się o naszą rodziną.
Troszczyłam się o własną osobę, moje ciało wciąż pozostawało w świetnej kondycji, a i umysł działał bez zarzutu. Gdy zbliżałam się do końca edukacji, niejeden młodzian próbował znaleźć swoje miejsce u mego boku.
Czy mogłam zrobić coś więcej?
Czy mogłam jakoś zadziałać, aby Michał pozostał mi wierny? Nic nie przychodziło mi do głowy. W tym momencie to on musiał podjąć jakieś kroki.
Jako żona od piętnastu lat, czułam, że mam pełne prawo oczekiwać pewnych rzeczy. W końcu ta druga nigdy nie będzie miała takich przywilejów jak prawowita małżonka. Zastanawiałam się, co by się z nim działo, jakbym go zostawiła. Czy ta laleczka z siedemnastki zajmie się jego praniem i obiadami?
Zastanawiam się, czy wciąż będzie go tak pociągać, kiedy zacznie wieszać jego majtki w toalecie, jeśli w ogóle zdecyduje się to robić? A czy on dalej będzie dla niej taki interesujący, gdy wyjdzie na jaw, że nie potrafi sam przyrządzić sobie nawet prostego omletu? Podniosłam się z siedzenia. Tego gościa, który wymyślił ten model, posłałabym w diabły.
– Jedzenie będzie gotowe o szóstej po południu – oznajmiłam opanowanym głosem.
Michał nie należał do głupich i zdawał sobie sprawę, że popełniłby błąd, gdyby się spóźnił.
Alina, 39 lat
Czytaj także:
„Z cichej, nieśmiałej dziewczyny zrobiłem imprezowiczkę i hulajduszę. Bezradnie patrzyłem, jak flirtuje z innymi facetami"
„Po rozwodzie miałam chęć na gorący romans z jakimś przystojniakiem. Nie dostrzegałam, że mój ideał siedzi biurko obok”
„Straciłem szansę na rodzinę, bo wolałem kasę i panienki na skinienie. Nie wiedziałem, że gdzieś tam rośnie mój syn”