„Gdy żona sprzedała dom po rodzicach, kasa przewróciła jej w głowie. Prawie nie doszło do tragedii”

małżeństwo fot. iStock by Getty Images, Westend61
„– No wiesz, dom będzie sprzedany i ponad 300 tysięcy wpadnie na moje konto – powiedziała. – Na twoje konto? – zdziwiłem się. – Daj spokój, przecież to nie jest istotne... – Anka próbowała obrócić całą sprawę w żart. – Nareszcie uda mi się zrealizować marzenie o własnym sklepie”.
/ 11.07.2024 07:15
małżeństwo fot. iStock by Getty Images, Westend61

Usłyszałem odgłos zamykanych drzwi od auta. "No proszę, nasza królowa raczyła w końcu przybyć" – przeszło mi przez myśl. gdy zbliżałem się do okna. Zbliżała się dwudziesta.

Moja małżonka uchyliła klapę bagażnika swojego nowego samochodu i zaczęła wyciągać jaskrawe torby. Raz, dwa, trzy… Każda z nich okraszona logiem markowych sklepów odzieżowych. Zaciągnąłem się głęboko dymem tytoniowym i powolutku wypuściłem go przez oczka śnieżnobiałej firanki. Anka wpada w złość, gdy palę w mieszkaniu, ale mam to gdzieś. Tak samo, jak ona ma w nosie, co ja myślę. A przecież jeszcze całkiem niedawno układało się między nami całkiem znośnie. Do czasu, aż nadszedł tamten dzień.

Nie wiedziałem, o co chodzi

Pracowałem jako taksówkarz. W ciągu przedpołudnia udało mi się zrealizować może z cztery zlecenia, w dodatku na niedalekich dystansach. Około szesnastej, gdy oczekiwałem na następnego pasażera, zadzwonił mój telefon.

– Halo? – błyskawicznie odebrałem.

– Tomeczku? – odezwała się moja małżonka. Kompletnie bez ładu i składu, zupełnie jakby nie była świadoma, z kim rozmawia. – Masz teraz strasznie dużo roboty?

– Taa... O co chodzi?

– Wpadniesz do domu? Przygotowałam twoją ulubioną pieczeń.

– No, zobaczę – odezwałem się bez entuzjazmu, żeby nie zrobiło jej się zbyt miło. – O ile nie złapię jakiejś fuchy. Póki co, mało dzisiaj zarobiłem.

– No to cześć! – W tonie głosu Anki wyczułem nietypowe ożywienie.

– O co jej chodzi? – przeszło mi przez myśl. – Założę się, że potrzebuje kasy na nowe ciuchy.

Ledwo zaparkowałem pod klatką, a tu proszę, Anka już do mnie mach z okna w kuchni. Widać, że stęskniła się za mną jak diabli.

Dom po teściach był problemem

– W końcu dotarłeś! – przywitała mnie pełna entuzjazmu. – Nie zgadniesz, co się wydarzyło!

– Mów: o co chodzi? – spytałem, idąc w stronę łazienki. Anka szła tuż obok.

– Dzwoniła Marzena! – To starsza siostra Anki.

– Pewnie znów potrzebuje kasy? Nadal jest nam winna poprzedni tysiąc.

– Nie, to coś innego – Anka dała mi ręcznik do wytarcia dłoni. – Wygląda na to, że znalazła chętnego na kupno domu po rodzicach...

Takiego obrotu spraw kompletnie się nie spodziewałem! Od momentu, gdy cztery lata temu w wypadku zginęli rodzice mojej żony, ich posiadłość niedaleko Kalisza stała się zarzewiem konfliktu pomiędzy nami a siostrą małżonki. Tamta upierała się, żeby dom został w rodzinie, ale brakowało jej funduszy na spłatę siostry. Anka z kolei nie była zainteresowana ani nieruchomością, ani powiązanymi z nią wspomnieniami. Poza tym od dłuższego czasu marzyła o własnym biznesie, więc zależało jej wyłącznie na gotówce. Zresztą ten Kalisz był nam wszystkim trochę nie na rękę, bo żyjemy w innych miastach.

Dom poszedł na wynajem pracownikom pochodzących zza wschodniej granicy, którzy płacili symboliczne kwoty, a Marzena bez przerwy pożyczała od nas pieniądze. Była po rozwodzie, samotnie wychowywała dwoje dzieci i ledwie starczało jej na najpilniejsze potrzeby. A tu naraz postanowiła sprzedać nieruchomość!

Kwota przerosła moje oczekiwania

– Co takiego się stało, że twoja siostra tak diametralnie zmieniła zdanie? – zapytałem, zajmując miejsce przy stole w kuchni.

Anka postawiła przede mną obiad, a następnie zajęła miejsce z drugiej strony stołu.

– Wyznała, że od kilku miesięcy widuje się z nowym facetem. To właśnie on pomógł jej wyszukać nabywcę. Zgaduj, jaką sumę zaproponował.

– No, jaką?

Aż 800 tysięcy! – Anka z dumą plasnęła ręką o blat. – Jak odejmiemy wszystkie koszty, notariusza itd., wciąż sporo zostanie.

– Rany – westchnąłem, bo faktycznie, nie liczyłem na tyle szmalu. Jeszcze 3 lata wstecz mogliśmy mieć nadzieję maksymalnie na 500 tysięcy za tę chałupę. – Może da radę od kogoś wyrwać więcej? Nie lepiej jeszcze troszkę poczekać albo spróbować się potargować?

Anka była wyraźnie niezadowolona.

– Facet Marzeny od paru miesięcy prowadzi rozmowy z kupcami. Tylko jeden jest naprawdę zdecydowany. Sprzedajemy teraz albo nigdy.

– Najwyraźniej postanowiłaś już, co robić – powiedziałem, nawet nie próbując ukryć irytacji. – Ale nie licz na to, że będę cię woził, żeby ogarnąć te wszystkie formalności.

– Nie musisz, poradzę sobie. Marzena i jej Tadzio prawie wszystko pozałatwiali. Muszę tylko podjechać do Kalisza, żeby podpisać parę dokumentów – powiedziawszy to, Anka urażona podniosła się z miejsca i poszła do pokoju, głośno trzaskając drzwiami.

Nagle zaczęła zadzierać nosa. Nie pamięta już, kto ją wyciągnął z tej dziury zabitej dechami niedaleko Kalisza. Przecież jakby nie ja, to musiałaby nadal harować u swojej ciotki w sklepie mięsnym. To dzięki mnie wylądowała na niezłej posadzie w magistracie. Ale widać już jej to umknęło z pamięci.

Musiałem przeprosić żonę

Po tym wydarzeniu nadeszło parę cichych dni. W końcu zdecydowałem się ją przeprosić. Ogromny bukietów kwiatów, które trzymałem w dłoniach, kompletnie nie poruszył Anki. Rzuciła na mnie jedynie przelotne spojrzenie, pochłonięta rozmową z siostrą. Jeszcze nigdy nie gadały ze sobą aż tak często!

– Uściskaj dzieci. Trzymaj się! – rzuciła na pożegnanie.

„Kto by pomyślał, że darzy ją aż takim uczuciem" – przeszło mi przez myśl, gdy wziąłem ją w ramiona.

– Wybacz mi, kochanie – wyszeptałem do niej czule. – Nie złość się na mnie. Spójrz tylko, jakie śliczne kwiaty ci kupiłem. To jak będzie, wybaczysz mi?

– W porządku – odparła Anka, uwalniając się z mojego uścisku.

Następnie wygodnie rozsiadła się w swoim ulubionym fotelu i chwyciła pilota do telewizora.

– Wstaw proszę te kwiaty do jakiegoś wazonu – poleciła mi żona. – I Może zrobiłbyś mi jeszcze herbatę z dodatkiem cytryny?

Byłem totalnie zaskoczony jej prośbą. Jednak, kiedy później oboje wylądowaliśmy w łóżku, Anka znów stała się tą samą kobietą, w której tak bardzo się zakochałem.

Zaskoczyła mnie

Podczas śniadania poruszyłem temat sprzedaży naszej nieruchomości. Dopiero wtedy mnie zamurowało.

– W czwartek założyłam w banku dodatkowy rachunek. Chodzi o to, żeby pieniądze z transakcji trzymać oddzielnie i nie roztrwonić ich na bieżące wydatki – poinformowała mnie Anka. – A jutro wybieram się do Kalisza, aby złożyć podpis na dokumentach. W ciągu miesiąca powinniśmy mieć to z głowy.

– Z głowy? – zdziwiłem się.

– No wiesz, dom będzie sprzedany i grubo ponad 300 tysięcy wpadnie na moje konto.

– Na twoje konto?

– Daj spokój, przecież to nie jest istotne. Czy to moja kasa, twoja, czy nasza wspólna... – Anka próbowała obrócić całą sprawę w żart. – Nareszcie uda mi się zrealizować marzenie o własnym sklepie z ciuchami! Ekstra, co nie?

– Taa, ekstra... – odparłem bez entuzjazmu.

Żona się zmieniła

Upłynęło pół roku od tamtego momentu. Anka otworzyła swój wyśniony sklep. Zaskakujące, ale biznes się kręci. Oprócz tego zrobiła prawo jazdy i od razu kupiła auto. Ja również mam nowy wóz. Przywiozłem z Niemiec sześcioletniego mercedesa – za własną, w pocie czoła zarobioną kasę. Od małżonki nie przyjąłbym nawet złotówki.

Niedługo, bo za jakieś 4 miesiące, na świat przyjdzie nasza pociecha, ale czy cokolwiek to zmieni w naszym związku? Mam wątpliwości co do moich uczuć wobec Anki. Odkąd zarobiła kupę szmalu na sprzedaży domu, jest całkiem inną kobietą. Gdzie się podziała ta sympatyczna, spokojna i kochająca kobieta, która pod wieczór czekała na mnie z ciepłym jedzeniem?

– Już jestem – moja businesswoman właśnie przekroczyła próg mieszkania. – Zjadłeś coś? – wycedziła oschle.

– Taa, jadłem w barze mlecznym.

W tamtym momencie usłyszałem dźwięk jej telefonu. Sądząc, że to siostra mojej żony dzwoni jak zawsze na długą pogawędkę, opuściłem kuchnię.

Wszystko przez kasę

Kiedy po chwili wróciłem, by nalać sobie wody, Anka sprawiała wrażenie, jakby miała zemdleć. Podsunąłem jej krzesło i pomogłem na nim spocząć. Pobladła na twarzy i z trudem oddychała. Telefon, który już zamilkł, wypadł jej z ręki.

– Na litość boską, kto dzwonił? Co takiego się wydarzyło? – spytałem zaniepokojony.

Szepnęła ledwie słyszalnym głosem, prawie niedosłyszalnym dla moich uszu.

– Matko jedyna, po co nam to było... Winny jest ten przeklęty...

– Słucham? O czym ty mówisz?

– Mąż Marzeny telefonował. Skatowali jej starszego syna. Walczy o życie na OIOM-ie. Jest z nim bardzo źle. Bawił się nowym iPhonem ode mnie. Zrobiłam mu prezent, żeby mógł się w końcu czymś pochwalić przed kolegami. A jacyś gówniarze chcieli go ukraść i zlali go na kwaśne jabłko.

Stałem jak wryty, bez słowa. Miałem ochotę zapytać, dlaczego nastolatek potrzebuje takiej drogiej zabawki.

– To moja wina. To wszystko przez kasę, Tomek – westchnęła Anka. – Kiedyś, gdy jej nie mieliśmy, było nam o wiele lepiej. Marzena miała zdrowe dzieci… Ty mnie kochałeś. A dziś? Wszystko jest inaczej.

Ani słowem się nie odezwałem, tylko delikatnie gładziłem ją po plecach. Tak sobie pomyślałem, że to mogło skończyć się naprawdę tragicznie. A po chwili przyszło mi jeszcze do głowy, że gdyby tylko zmyć z żony ten cały puder i szminkę, przebrać w jakieś zwykłe ubrania, nie takie strojne, to znowu byłaby taka sama jak dawniej – moja ukochana Anulka, ta dziewczyna spod Kalisza...

Tomasz, 35 lat

Czytaj także: „Z cichej, nieśmiałej dziewczyny zrobiłem imprezowiczkę i hulajduszę. Bezradnie patrzyłem, jak flirtuje z innymi facetami"
„Po rozwodzie miałam chęć na gorący romans z jakimś przystojniakiem. Nie dostrzegałam, że mój ideał siedzi biurko obok”
„Straciłem szansę na rodzinę, bo wolałem kasę i panienki na skinienie. Nie wiedziałem, że gdzieś tam rośnie mój syn”

 

Redakcja poleca

REKLAMA