„Moja dziewczyna przekazywała rodzinie 500 euro co miesiąc i opłacała rachunki. Żerują na jej dobrym sercu”

załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, SB Arts Media
„Gdy zastanawiałem się, jaka kwota by się uzbierała, gdyby tak zsumować wszystkie przelewy, które Marzena zrobiła dla swoich rodziców, to aż mnie nerwy brały i cały się trząsłem. Byłaby z tego całkiem pokaźna kwota”.
/ 05.10.2024 11:15
załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, SB Arts Media

Pochodzę z Katowic, ale niestety w moim mieście nie mogłem znaleźć roboty ani nie widziałem perspektyw na zakupienie własnego mieszkania. Wobec tego, pewnego pięknego dnia, tak samo jak wielu innych Polaków, stwierdziłem, że pora spakować walizki i wyjechać za granicę… Ostatnio, gdy padało jak z cebra, a ja stałem schowany pod parasolem, dotarło do mnie, że minęło już pięć lat odkąd zamieszkałem w stolicy Irlandii.

Powiem szczerze, że humor mnie opuścił. Właśnie straciłem robotę i przeczuwałem, że ze znalezieniem nowej będzie wyjątkowo ciężko. Świadczenie, jakie mogłem otrzymywać w najbliższym czasie, było marną pociechą. Koszty życia moje i mojej lubej były naprawdę spore. Ale to nie z powodu, że szastaliśmy kasą na lewo i prawo, tylko dlatego, że jej starzy za nic mieli sobie pracę. Marzena harując w pocie czoła, łożyła na ich utrzymanie!

Brała sporo prac dodatkowych

Kiedyś nie było powodów do narzekań. Co więcej, ta robota sprawiała mi frajdę – pracowałem w sporym składzie zaopatrującym pobliskie sklepy odzieżowe. Nieraz żartowałem, że zrobiłem tu zawrotną karierę rodem z Ameryki. Zaczynałem od wypakowywania przesyłek, a zostałem szefem sporej ekipy magazynierów. To było dla mnie coś i przyjemnie połechtało moje ego. Od zawsze wiedziałem, że mam smykałkę do zarządzania.

Początkowo Marzena dorabiała w okolicznym barze. Następnie opiekowała się dzieciakami sąsiadów, aż wreszcie zatrudnili ją w niewielkiej firmie prowadzącej księgowość, chociaż dopiero skończyła szkołę średnią o profilu ekonomicznym. Dodatkowo brała sporo prac dodatkowych i dorabiała, prowadząc rozliczenia podatkowe dla znajomych.

Zdarzało się, że siedziała po godzinach, ale miała świadomość, po co to robi. Bywały takie okresy, kiedy jej wypłata przewyższała moją. Ale cały ten ekstra dochód przeznaczała dla najbliższych. Potrafiła przesłać im nawet więcej niż pół tysiąca euro co miesiąc!

Według mnie każdy sam decyduje o własnym życiu, a jeżeli już ktoś w rodzinie miałby komuś pomagać finansowo, to zdecydowanie rodzic swojemu dziecku, a nie na odwrót. Wiele razy tłumaczyłem Marzenie, że im więcej kasy posyła, tym bardziej uszczupla nasz wspólny budżet.

Poza tym wcale nie widziałem, żeby to ich jakoś zachęcało do poszukiwania zatrudnienia. Przyjechaliśmy do Irlandii, żeby dorobić się na własne gniazdko w Polsce, a nie po to, by finansować rodziców, którzy są w stanie sami zarabiać na swoje utrzymanie.

– Ale moi rodzice zupełnie sobie nie dają rady – ciągle powtarzała Marzena, uśmiechając się smutno.

Zdawałem sobie sprawę z tego, że mamie Marzeny, która była na rencie, ciężko było wiązać koniec z końcem, a do tego jeszcze musiała utrzymywać swojego młodszego syna, który w tym roku podchodził do matury. A jeśli chodzi o tatę Marzeny, to on należał do tych ludzi, którzy ciągle mają jakieś pomysły, ale nigdy nic z nich nie wynika.

Kiedyś, jak otworzył biznes, skończyło się to tak, że Marzena musiała spłacać długi, które narobił. Nie mieściło mi się w głowie, jak facet może nie mieć wstydu, żeby tak wykorzystywać własne dziecko.

Moja praca przepadła

Sumując wszystkie kwoty, które Marzena przelała swoim staruszkom, doszedłbym do wniosku, że do ojczyzny z jej rachunku bankowego popłynęła całkiem pokaźna kwota. Gdy tylko zacząłem dumać o powierzchni mieszkania, jaką moglibyśmy nabyć za te fundusze, cały się gotowałem ze zdenerwowania.

– Koniecznie musisz przeprowadzić z nimi poważną rozmowę! – nalegałem wielokrotnie.

Marzena kochała jednak swoich rodziców zbyt mocno, aby postawić sprawę jasno i wyraźnie. Ale teraz, gdy problemy finansowe dotknęły również moją działalność, nie będzie innego wyjścia, jak zakręcić kurek z pieniędzmi…

Moja praca przepadła, koniec z pomocą dla twoich rodziców – oznajmiłem stanowczym głosem, mimo że serce pękało mi z żalu, kiedy patrzyłem na rozpacz malującą się na twarzy Marzeny.

W nocy dotarły do mnie rozpaczliwe szlochy Marzenki, która rozmawiała przez komórkę ze swoją mamusią. Serce mi się krajało, gdy słyszałem jej płacz – dla mojej ukochanej rodzina jest najważniejsza na świecie. Z drugiej strony zdawałem sobie sprawę z powagi sytuacji i wiedziałem, że muszę pozostać stanowczy.

Przyszedł moment, aby Marzena uświadomiła sobie pewne rzeczy – nie mamy już pieniędzy, by dalej utrzymywać jej tatę, który nie chce pracować, szczególnie teraz, gdy nasza przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Moja Dziewczyna musiała w końcu wydorośleć. Niech rodzice się przez jakiś czas boją.

– Jak to wszystko będzie dalej? – wyszeptała ze strachem tuż przed zaśnięciem.

Próbowałem ją uspokoić, chociaż samemu nie wiedziałem, co przyniesie przyszłość. Strach ściskał moje serce równie mocno jak Marzeny. Gdzieś w głębi duszy tliło się jednak przekonanie, że jakoś to będzie. Taki już ze mnie wieczny optymista. Szukałem roboty wszędzie, gdzie się tylko dało.

Nie zamierzałem się poddawać: wysyłałem swoje papiery, pytałem znajomych. Ale nic z tego nie wychodziło, pracy jak nie było tak nie było. To, co zarabiała Marzena i moje zasiłki ledwo starczało nam na przeżycie. Marzena nawet słowem nie wspomniała już o tym, żeby cokolwiek wysłać rodzinie.

Była coraz bardziej ponura

Jestem jednak przekonany, że gdyby wpadła jej w ręce jakaś dodatkowa kasa albo, dajmy na to, szczęśliwy los na loterii, natychmiast pognałaby na pocztę, żeby wysłać pieniądze rodzicom. Taka już była moja Marzena. Dzieliła się wszystkim, co posiadała. Ja tak nie umiem.

Zresztą, komu miałbym cokolwiek wysyłać? Moi rodzice odeszli już dawno temu, dorastałem w sierocińcu. Ale Marzenę fakt, że nie może wesprzeć najbliższych, pozbawiał radości z życia. Każdego następnego dnia była coraz bardziej ponura. Aż w końcu pewnego razu…

– Wyobraź sobie, że ojcu wreszcie udało się gdzieś zatrudnić. Normalnie pracuje, no nie mogę w to uwierzyć!

W ten radosny sposób moja ukochana przywitała mnie pewnego popołudnia, gdy wróciłem do mieszkania padnięty i sfrustrowany po bezowocnych poszukiwaniach roboty. Jej oczka błyszczały z radości, a z buzi bił entuzjazm. Zaczęła mi opowiadać, że jej tata załapał się do roboty w jakiejś firmie transportowej.

„No wreszcie, chwała Bogu” – westchnąłem w duchu z ulgą.

– Ojciec awansował na kierownika kierowców w tej firmie – zakomunikowała mi Marzenka po paru miesiącach.

Muszę przyznać, że wtedy poczułem do mojego przyszłego teścia coś na kształt respektu… Marzenka z kolei wręcz oszalała z radości. Jakby tego było mało, niedługo potem jej mama znalazła robotę w solarium – sprzątanie. Niełatwy kawałek chleba, ale przynajmniej regularnie wpływała jakaś kasa. Może niezbyt duża, ale zawsze coś. Mnie to tylko jeszcze bardziej podbudowało, jeśli chodzi o dobry humor.

Ponownie zaczęła pomagać

Parę dni po naszej rozmowie spotkałem kumpla. Odruchowo rzuciłem pytanie o robotę, a on na to, że w kinie, gdzie teraz pracuje, potrzebują kogoś do sprawdzania biletów. Już następnego dnia siedziałem w budce i wpuszczałem ludzi na wieczorny film.

Nareszcie mogliśmy trochę odetchnąć. Może i nie zarabiałem milionów, ale przynajmniej przestało nam brakować na podstawowe wydatki. Dało się nawet odłożyć parę groszy. Zwłaszcza że Marzenka dostała awans w swojej robocie.

Ale moja ukochana nie przestałaby być sobą, gdyby – kiedy już najgorsze minęło – zrezygnowała z pomagania bliskim. Ostatnio, bez konsultacji ze mną, zwróciła się do swojego młodszego brachola z propozycją, żeby do nas przyleciał na pewien czas.

– Trochę tu popracuje, uzbiera pieniążki na naukę – próbowała mi wyjaśnić, nie wiedząc do końca, jak zareaguję.

Nie ma co ukrywać – była przerażona na zapas. Nie miałem do niej pretensji, nie było takiej potrzeby. Przecież zdawałem sobie sprawę, jak bardzo zależy jej na rodzinie. A skoro ja ją kocham, to logiczne, że jej bliscy są dla mnie jak własna rodzina. Nie traktuję ich jak obcych. Przedstawiłem tylko jasne zasady: jej brat dokłada się do kosztów i może u nas pomieszkać maksymalnie pół roku. Dorzuciłem jeszcze:

– Jeśli będzie chciał zostać na dłużej, będę zmuszony ponownie rzucić robotę. Ale po to, żeby się go stąd pozbyć.

Oczywiście tylko sobie zażartowałem...

Michał, 32 lata 

Czytaj także:
„35-letni syn ciągle u nas mieszka. Mamuśka pierze jego rzeczy, gotuje, daje pieniądze, a on palcem nie kiwnie w domu”
„Zawróciłam byłego faceta sprzed ołtarza w ostatnim momencie. Przecież to mnie obiecywał białą suknię i welon”
„Wyszłam za mąż, ale zamiast miłości dostałam chomąto na szyję. Musiałam się wyrwać z tego kieratu, zanim się zajadę”

Redakcja poleca

REKLAMA