Trudno jest ojcu jedynaczki, samotnie ją wychowującemu, pogodzić się z tym, że w jej życiu pojawił się inny mężczyzna. Żeby chociaż był to jakiś sensowny facet, a nie taki palant...
Musiała sama się przekonać
Wierzyłem w nią. Piękniś zaprasza moją córkę na wieś i mają być tam sami. Mam się zgodzić? Miałem nadzieję, że jak trochę pocierpi, na drugi raz będzie mądrzejsza.
Niewielki mam wpływ na wybory życiowe Aśki, a już w sprawach uczuć – żaden; zrobi dziewczyna, co zechce, choćby jej ojciec żyły sobie podcinał trzy razy dziennie na znak protestu. Toteż odkąd zaczęła się prowadzać z tym całym Maciusiem, milczałem jak grób, choć w środku aż mnie skręcało…
Przypominał mydło: pachnący, kształtny i gładki, a jak użyjesz, nic po nim nie zostanie. Jednak żeby się nie uprzedzać zawczasu, zaproponowałem Aśce, by go zaprosiła na obiad – pogadamy, poznamy się lepiej… Przylazł z oporami.
Próbowałem pogadać, ale nic, ani samochody ani polityka, nawet piłka nożna go nie ruszyła, uśmiechał się tylko głupkowato do Aśki i łapał ją za rękę pod stołem. Nawet zapytałem córkę wieczorem, jakie zainteresowania ma jej luby, a ona stwierdziła z dumą, że gra na gitarze i dawno by założył zespół, ale trudno znaleźć muzyków, którzy dzieliliby jego wizję. Jeszcze jeden niezrozumiany geniusz...
Machnąłem ręką na faceta, ufając w zdrowy rozsądek córki: nacieszy się i poszuka kogoś lepszego.
Ale nie, romans kwitł dalej
Skończyła się szkoła, zaczęły wakacje i nagle, któregoś dnia wracam z roboty, a tu na stole obiad. Od razu mnie tknęło – jaka dziewczyna bezinteresownie spędziłaby pół dnia przy kuchni, zamiast na plaży?
A kiedy na stół wyjechała moja ulubiona szarlotka, zapytałem wprost:
– No, dobra, o co chodzi?
– Och – nadęła się. – Ja tak tylko…
– Nie z nami te numery, Brunner. Wal, jestem już zmiękczony.
Wtedy przypomniała, że jest dorosła… Aż mnie zmroziło. Pewnie piękniś zaprasza moją córkę pod namiot!
– Maciek ma ciotkę na wsi – zaczęła Asia. – I ta ciotka wylatuje do Londynu na tydzień, odwiedzić męża, który tam pracuje. Poprosiła Maćka, żeby dopilnował gospodarstwa, karmił kury, króliki, doił krowy… Prawdziwe wiejskie życie – zawołało z zachwytem moje dziecko, które jeszcze wczoraj wpadło w histerię na widok pająka. – Czysta, nieskażona natura… Mogę z nim jechać? – rzuciła się w moje objęcia. – Tatusiuuu… Mogę?
Oczami wyobraźni już zobaczyłem, jak mkniemy wiosną na porodówkę… Chyba Aśka też ujrzała ten obraz, bo odsunęła się i powiedziała twardo:
– Wiesz, że gdybym chciała TO zrobić, nie muszę nigdzie jechać, prawda? I tak cię nie ma pół dnia w domu.
– No co ty! – żachnąłem się fałszywie. – Nie jesteś przecież głuptasem, który…
– Tata – ostrzegła.
I słusznie, bo co ja właściwie zamierzałem powiedzieć? Żeby nie rozkładała nóg przed byle kim? Na mózg, Benek, upadłeś, żeby dziecku takie bzdury pleść? Głupio mi się zrobiło i zacząłem dopytywać o to gospodarstwo, co to niby piękniś ma go doglądać. Było nie było, sam pochodzę ze wsi. Aśka się rozgadała o zwierzakach, że dwa psy, koty jakieś, króliki, kury i krowy…
– Te krowy pewnie trzeba doić, co? – zapytałem, żeby się upewnić, czy dziecko wie, na co się porywa.
– Tak, dwa razy dziennie – poinformowała rzeczowo. – Spoko, tam jest dojarka elektryczna, bułka z masłem.
Poprosiłem o czas do namysłu. Instynkt mi mówił, że powinienem się zgodzić: córkę czekało wstawanie o świcie i robota, przy której laluś sprawdzi się i wtedy się od niego odczepię, albo polegnie z kretesem i pozbędę się strupa raz na zawsze.
– Kocham cię, tata – rzuciła mi się w ramiona, gdy usłyszała moją decyzję. – Jesteś najlepszy na świecie!
Bałem się jak cholera
Aśka zupełnie zgłupiała z miłości, nawet nie wydało jej się dziwne, że piękniś nie raczył pomóc jej z bagażami, jak przyszło co do czego. Pchałem ją prosto w paszczę lwa…
– Dzwoń co wieczór – poprosiłem.
– Słowo harcerza, tata – przyrzekła.
Nawaliła już pierwszego dnia. Odchodziłem od zmysłów, wreszcie wysłałem SMS-a z pytaniem, czy żyje. Raczyła odpisać: tak, jest super, ale kury im uciekły i wyleciało dziewusze z głowy, że ma starego ojca, który może dostać zawału… Zadzwoniła następnego dnia.
– Tata – zaczęła bez wstępów. – Doiłeś kiedyś krowę?
– Dojarką, nie – przyznałem się.
– To ustrojstwo się chyba zepsuło – warknęła ze złością.
– Zatem trzeba ręcznie – westchnąłem. – Tylko się nie daj wrobić, Aśka.
– No właśnie on mówi, że powinnam… Tata, to jest babskie zajęcie?
– To ty jesteś BABĄ? – zdziwiłem się.
– Ile tych krów jest?
– Dwie.
– Podzielcie się i będzie sprawiedliwie. Powodzenia!
A to ci cwaniaczek z pięknisia
Od razu się na nim poznałem. Aśka zadzwoniła wieczorem. Po wczorajszej euforii nie było śladu. Zrelacjonowała dzień pełen wrażeń i stwierdziła, że idzie spać, bo musi wstać o piątej rano, żeby wydoić krowę. Zajmie jej to ponad godzinę, potem wybierają się do sklepu po zakupy, bo zostali zaproszeni na ognisko do sąsiadów i chce upiec ciastka.
– Miłej zabawy – życzyłem, z ulgą witając nowinę, że choć jednego wieczoru Aśka nie spędzi sama z chłopakiem.
– Dzięki, tata – ucieszyła się. – Będzie fajnie, Maciek bierze gitarę, pośpiewamy trochę. Wiesz… – zacukała się. – Nudy na tej wsi… I ciągle coś trzeba robić!
Wiem, córcia – przyznałem. – Dobrze, że nie jesteś sama i masz wsparcie.
– Ehem – mruknęła niewyraźnie.
Zadzwoniła za dwa dni, od razu z propozycją, żebym po nią przyjechał.
– Co się stało? – spytałem.
– Mam dość! – wrzasnęła. – Tej wiochy, zwierzaków i Maćka! Potem się rozpłakała i zaczęła opowiadać, jak to na ognisku jej luby podrywał córki sąsiadów i nie chciał wracać. – Musiałam iść sama przez las, tata – chlipała. – A o świcie się zerwać do krów, bo on był nieprzytomny… Królikom dał jakiegoś świństwa i są chore, a w dodatku kopnął psa! Wyobrażasz sobie?
Pewnie, że wyobrażam, od razu wiedziałem, że piękniś to nic dobrego. Ale żeby zaraz gnać i ratować księżniczkę? Za wcześnie. Obiecałem, że przyjadę za dwa dni. Pocierpi, będzie mądrzejsza. Gdy przyjechałem, Aśka stała już z bagażem na podwórzu.
– Na pewno chcesz jechać? – spytałem.
– Tak – odrzekła krótko.
Wtedy Maciek ją zawołał
Pogadali chwilę i córka zaraz wróciła...
– Prosi, żebyśmy zaczekali. Ciotka ma być wieczorem, chce się zabrać.
– Tak? I co? Czekamy?
Wsiadła do auta, odkręciła szybę i...
– Jedź sobie pociągiem! – krzyknęła.
Naprawdę, byłem z niej dumny.
Benek, lat 45
Czytaj także:
„Rodzina się mnie wyrzekła, gdy związałem się z młodą studentką. Nie rozumieją, dlaczego to zrobiłem”
„Czego nie da mąż, dam ja. Jestem złotą rączką nie tylko od remontu, a kobiety chętnie z tego korzystają”
„Jesień życia spędzałam samotnie jak kołek w pustym mieszkaniu. Czekałam tylko, aż w końcu zabierze mnie anielski orszak”