– Mamo, trzeba jeszcze dokupić trochę owoców i serwetek. Widziałam takie ozdobne w tym sklepie za rogiem – Ala wpada do kuchni jak burza i przerywa moje rozmyślania. – I koniecznie upieczemy nasz popisowy sernik. Ciocia Ela go uwielbia – paple i niemal widzę, jak podskakuje z radości.
Zupełnie jak wtedy, gdy była małą dziewczynką i coś bardzo ją zaciekawiło lub ucieszyło. Wtedy też mówiła z przejęciem i leciutko podskakiwała.
– Pewnie córciu, że upiekę sernik polany grubą warstwą czekolady. W końcu nie ma to jak domowe wypieki. Tym z cukierni to ani się nie umywa do słodkości twojej mamusi, prawda? – mrugam okiem, ale Alicja już biegnie do swojego pokoju, skąd rozchodzi się dźwięk jej komórki.
– Halo. Kama, to za godzinę pod centrum handlowym? – słyszę z oddali, że umawia się na rajd po sklepach ze swoją najlepszą przyjaciółką.
Przez lata było ciężko, ale miałyśmy siebie
Kiedy ta moja kochana córcia tak dorosła? Nie mam pojęcia. Dopiero bawiła się lalkami, uwielbiała kucyki i nie chciała założyć bluzki, gdy ta nie miała różowego koloru. Ja zaplatałam jej warkoczyki i w każdej wolnej chwili zabierałam do parku, gdzie karmiła kaczki. To był taki nasz wspólny rytuał – gdy wszystko było źle, patrzyłyśmy na ptaki pływające po stawie i powoli się uspokajałyśmy. Potem była nauka jazdy na rowerze, pierwsza szminka, pierwszy stanik. Ech, gdyby tak można było cofnąć czas.
Tfu, co ja w ogóle wygaduję? Nie chcę cofać czasu. Przez lata było ciężko, ale miałyśmy siebie i zbudowałyśmy świetną więź. Teraz trochę żałuję, że jeszcze tylko rok i moja słodka córcia wyruszy na studia. W wielki świat, który może mi ją porwać.
Moje wspominki przerywa telefon. Siostra. Ela jest chrzestną Alicji i jutro ma przyjść na niewielkie przyjęcie, które urządzamy z okazji osiemnastki. To dla samych bliskich. Będziemy my, Elżbieta z mężem i dziećmi, mój brat Marek z kolejną narzeczoną. No i dziadkowie. Takie kameralne spotkanie na cześć córki, wnuczki, siostrzenicy i bratanicy. W końcu raz w życiu wchodzi się w dorosłość.
Imprezę dla znajomych Ala planuje za dwa tygodnie. Już ma zarezerwowaną salę w klubie, gotowe menu i muzykę. Sama tak zaproponowałam. Niech młodzież bawi się w swoim gronie, a my uczcimy okazję z rodziną uroczystym obiadem i fajnym poczęstunkiem.
Siostra zawsze w trudnych chwilach stawiała mnie do pionu
– Wiesz, ja w wieku Alicji byłam już matką – mówię do siostry przez telefon.
Nie wiem, czemu akurat dzisiaj zebrało mnie na sentymentalne wspomnienia. Przez lata byłam silna i starałam się wymazać przeszłość. Zupełnie jakby była zapisana ołówkiem w szkolnym zeszycie i wystarczyła dobra gumka myszka, żeby już na zawsze pozbyć się zapisków. Ale to tak nie działa. Można trzeć z całej siły, a ślad pozostaje. Albo robi się wielki kleks, który pozostaje już na zawsze i nie daje o sobie zapomnieć.
– No byłaś, ale jakie to ma teraz znaczenie? – siostra zawsze trzeźwo patrzyła na rzeczywistość i w trudnych chwilach stawiała mnie do pionu. – Zrobiłaś straszną głupotę, narobiłaś bałaganu, ale było i minęło. Teraz masz trzydzieści sześć lat, dorosłą córkę, która niedługo zdaje maturę, dobrą pracę i kochającego faceta, który niedawno ci się oświadczył. Czego chcieć więcej? – Elka podsumowała moją historię w kilku słowach.
– Pewnie masz rację. Jestem szczęśliwa. Ale przez lata zastanawiałam się, że gdyby nie tamten letni wyjazd, moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej.
– Daj spokój Zuzka. Za dużo myślisz i analizujesz. Teraz jest dobrze i ciesz się chwilą. A Alicji i tak nie uchronisz przed błędami młodości, choćbyś otoczyła ją nie wiem jak dużym parasolem. Ona musi sama przeżyć swoje życie. Czasami się sparzyć i nauczyć się jak podejmować odpowiedzialne decyzji.
Doskonale o tym wiem, ale boję się, żeby moja córka nie popełniła moich własnych błędów. Chciałabym, żeby dobrze zdała maturę, poszła na swoją wymarzoną stomatologię, otworzyła własny gabinet, poznała kogoś wartościowego, zakochała się i założyła rodzinę. Dokładnie w tej kolejności. Stop. Co ja w ogóle wygaduję? Czy właśnie ta kolejność to jedyny słuszny wybór i droga do prawdziwego szczęścia? Mój przykład pokazuje, że niekoniecznie.
To były moje pierwsze samodzielne wakacje
Miałam zaledwie siedemnaście lat, gdy wyjechałam z koleżankami nad morze. Moi rodzice byli dość konserwatywni, dlatego pozwolili mi na ten wypad tylko dlatego, że miałyśmy zatrzymać się u ciotki mojej najlepszej koleżanki z klasy. Prowadziła ona niewielki pensjonat niedaleko Łeby. Na miejscu okazało się, że to bardziej agroturystyka niż jakaś modna miejscówka. Ot, kilka pokojów do wynajęcia, plac zabaw z grillem i leżakami w ogrodzie, domowe posiłki dla chętnych. Żadne tam luksusy.
Ale dla nas to był wyjazd życia. W końcu pierwsze samodzielne wakacje. Nie spędzane pod czujnym okiem rodziców i rodzeństwa, nie na kolonii z nauczycielami. Zachłysnęłyśmy się tą wolnością. Ciotka Anki była dość młoda, miała mnóstwo roboty z pozostałymi turystami i dwójkę własnych dzieci na głowie, dlatego ani myślała nas pilnować.
– Doskonale wiem, jak to jest mieć te siedemnaście czy osiemnaście lat. Może tego nie widać, ale całkiem niedawno miałam dokładnie tyle samo – powiedziała nam na przywitanie. – Korzystajcie z wakacji i bawcie się, tylko z rozsądkiem. Wierzę, że jesteście mądre dziewczyny i nie muszę was pilnować.
– Jasne, nam szaleństwa nie w głowie. Chcemy popływać, poopalać się, posiedzieć na plaży – tłumaczyła koleżanka, ale Zosia doskonale wiedziała, że nie mówimy prawdy.
Już pierwszego dnia wybrałyśmy się na długi spacer po okolicy i natrafiłyśmy na pobliski kemping pełen młodzieży. Szybko poznałyśmy nowych znajomych i właśnie tam spędzałyśmy najwięcej czasu. Wspólne wyprawy nad morze, piłka plażowa, gry, wyjścia na lody czy rybę z frytkami to najgrzeczniejsze wersje naszych codziennych zajęć.
Po dwóch dniach zaczęłyśmy wymykać się z domu na wieczorne ogniska, które często trwały niemal do białego rana. W weekend pojechałyśmy też do pobliskiej miejscowości na dyskotekę. Jednym słowem: świetnie się bawiłyśmy.
Na kempingu poznałam Tomka. Studiował prawo i przyjechał z kumplami odpocząć po ciężkiej sesji.
– Wiecie studia to już nie liceum. W czerwcu nieźle trzeba było zakuwać, bo wcześniej nieco zaniedbałem zajęcia. Ale kto by tam miał głowę do nauki, gdy studenckie życie tak wciąga? – śmiał się.
Wysłałam chyba ze 100 SMS-ów
Tomasz był ode mnie pięć lat starszy, dlatego wydał mi się strasznie dorosły. Był zupełnie inny niż koledzy ze szkoły, których zawsze oceniałam jako dziecinnych. Szybko zakochałam się w nim na zabój. A przynajmniej tak mi się zdawało. Do dzisiaj pamiętam te ciarki, gdy chłopak pierwszy raz mnie pocałował. Ba, nawet gdy wziął mnie po prostu za rękę, wydawało mi się, że niebo dosłownie zakręciło się pod moimi stopami.
Staliśmy się niemal nierozłączni. Trzy tygodnie minęły niczym błyskawica i kolejnego dnia miałam wyjechać. To właśnie wtedy postanowiłam spędzić noc ze swoim chłopakiem. Przynajmniej tak wtedy go nazywałam. Jak bardzo się myliłam, dowiedziałam się dopiero później. Wtedy wydawał mi się kimś najbliższym na świecie.
Jedna upojna noc zmieniła wszystko. Gdy rano obudziłam się w jego ramionach, byłam wniebowzięta. Już planowałam wspólną przyszłość. Biała suknia, uśmiechnięte dzieci, dom z ogródkiem…
Jak łatwo się domyślić, z moich planów nic nie wyszło. Po pożegnaniu na dworcu już nigdy więcej nie zobaczyłam Tomka. Czy w ogóle nawet tak miał na imię? Nie jestem pewna, bo dopiero po dłuższym czasie skojarzyłam, że jego dwaj kumple nieco podśmiewali się, gdy pytałam o Tomasza.
No cóż, po drodze napisałam do niego chyba ze sto SMS-ów. Wszystkie wiadomości pozostały bez odpowiedzi. Gdy zadzwoniłam, numer był nieosiągalny. Próbowałam raz, drugi, piąty, dziesiąty. Nic, cisza. Wpadłam w popłoch. Wydawało mi się, że to koniec świata.
Odkryłam, że jestem w ciąży
Jednak czekało mnie coś o wiele trudniejszego. Po jakimś czasie zaczął spóźniać mi się okres. Test kupiony w pobliskiej aptece był bezlitosny – okazało się, że jestem w ciąży. Wtedy nie miałam nawet osiemnastu lat. Za rok czekała mnie matura, marzyłam o studiach. Los zweryfikował za mnie wszystkie plany. Na szczęście rodzice stanęli na wysokości zadania i nie zostawili mnie z tym samej.
Wspólnie szukaliśmy Tomka, ale rozpłynął się we mgle. Ot, nieznajomy poznany na wakacjach, który niewiele powiedział mi o swoim prawdziwym życiu. Twierdził, że studiuje na UW, jest na czwartym roku. Okazało się, że na całym wydziale prawa nie ma kogoś takiego.
Byłam wtedy przestraszoną nastolatką, która zupełnie nie wiedziała, co zrobić. Czułam się zdradzona, oszukana przez los, wykorzystana. Z pomocą rodziców udało mi się jednak skończyć liceum, zdać maturę i iść na zaoczną psychologię.
Teraz jestem szczęśliwa
Pracuję w dziale HR dużej firmy, dobrze zarabiam, mam własne mieszkanie i od dłuższego czasu spotykam się z Hubertem. W przyszłości planujemy ślub.
Moja córcia ma już osiemnaście lat i jestem z niej niesamowicie dumna. Gdyby nie ta jedna upojna noc z nieznajomym w te pamiętne wakacje, w moim życiu nie byłoby Alicji. A ona jest dla mnie całym światem.
Właśnie uświadomiłam sobie, że nie ma czego żałować. Trzeba cieszyć się tym, co jest, iść do przodu i patrzeć z optymizmem w przyszłość, a nie rozpamiętywać przeszłość.
Zuzanna, 36 lat
Czytaj także:
„Po 30 latach małżeństwa porzucił mnie jak zużytą gumę do żucia. Myślał, że sobie nie poradzę, a tu taka niespodzianka”
„Zawsze wstydziłam się wiejskiego pochodzenia. Miasto zrobiło ze mnie pustą kukłę, dla której liczy się tylko pieniądz”
„Życie z teściową odbiera mi resztki godności. Jędza się panoszy, a ja z grymasem na twarzy piorę jej sparciałe gacie”