„Moja córka ma dwie lewe ręce do pracy, a ja nie chcę jej dłużej utrzymywać. Jej jedyna szansa to mąż z grubym portfelem”

zamyślona dziewczyna fot. Getty Images, Westend61
„Pomysł z bogatym mężem spodobał mi się tak bardzo, że postanowiłam zrobić wszystko, aby go zrealizować. I wbrew pozorom wcale nie musiałam czekać zbyt długo, aby przystąpić do jego realizacji”.
/ 25.06.2024 11:15
zamyślona dziewczyna fot. Getty Images, Westend61

Zawsze marzyłam o tym, żeby moje dzieci dobrze powychodziły za mąż i ułożyły sobie życie. Ze starszą córką to się udało – poznała przyzwoitego człowieka i stworzyła z nim szczęśliwą rodzinę. Zupełnie inaczej było w przypadku młodszej latorośli. Niby dobra z niej dziewczyna, ale praca nigdy nie była jej najmocniejszą stroną. Dlatego postanowiłam znaleźć jej bogatego męża.

Ciągle miała problem z utrzymaniem pracy

Kiedy młodsza córka kolejny raz straciła dobrze zapowiadającą się pracę, to stwierdziłam, że coś jest z nią nie tak.

– Co się stało tym razem? – zapytałam. Magda właśnie wróciła do domu i oznajmiła, że znowu jest bezrobotna.

– Szefowi nie spodobało się to, że nie chcę zostać po godzinach i dokończyć dokumentacji –  powiedziała. – A przecież to nie moja wina, że porobiły się zaległości. Tego jest po prostu za dużo – dodała obruszona.

Zaskoczona spojrzałam na córkę i z niedowierzaniem pokręciłam głową. Nie do końca wierzyłam w to, że córka miała w tej pracy nadmierną ilość obowiązków. Wręcz przeciwnie – miała tylko pomagać w papierach. Pracę załatwiła jej moja koleżanka, którą poprosiłam o pomoc.

Magda od zawsze miała problem z utrzymaniem zajęcia. W sklepie spożywczym było jej za ciężko, w butiku z ubraniami nie odpowiadały jej godziny pracy, a w biurze handlowym nie poradziła sobie z szybkim tempem pracy. Miałam nadzieję, że chociaż w biurze firmy transportowej uda jej się utrzymać nieco dłużej.

– Nie wyrabiałaś się z garstką papierów? – zapytałam z niedowierzaniem.

Magda tylko wzruszyła ramionami i poszła do swojego pokoju. W wieku 27 lat wciąż się nie usamodzielniła i mieszkała z nami. Ale z drugiej strony trudno było się temu dziwić. Przy jej tempie tracenia kolejnych zajęć nie była w stanie czegokolwiek odłożyć, aby rozpocząć samodzielne życie. Przez większość czasu po ukończeniu studiów była na naszym utrzymaniu. I chociaż zaczynało mnie to coraz bardziej irytować, to przecież nie mogłam wyrzucić jej z domu.

Postawiłam córce ultimatum

Przez kilka kolejnych dni zostawiłam córkę w spokoju i nie wypominałam jej, że kolejny raz straciła pracę. Tym bardziej że Magda robiła wszystko, abym się na nią nie denerwowała. Podczas gdy ja byłam w pracy, to ona sprzątała mieszkanie, przygotowywała posiłki i zajmowała się psem. A dodatkowo pomagała sąsiadce, która po wypadku potrzebowała opieki.

– Ta pani córka to złota dziewczyna – usłyszałam któregoś dnia od kontuzjowanej sąsiadki. Akurat wracałam z pracy, gdy ona wyjrzała przez okno, aby pochwalić mnie za wychowanie Magdy. „I co z tego” – pomyślałam sarkastycznie. Jednak w głębi duszy musiałam przyznać jej rację. Magda naprawdę była dobrą dziewczyną i miała złote serce. Szkoda tylko, że nie przekładało się to na jej pracowitość.

– A dziękuję – burknęłam. A potem szybko ruszyłam do domu.

Po kolacji postanowiłam porozmawiać z córką. Owszem, bardzo doceniałam jej pomoc w domu i było mi bardzo na rękę, że po powrocie z pracy mogę odpocząć. Ale przecież to nie mogło trwać wiecznie. Córka musiała w końcu się ogarnąć.

– Czy zaczęłaś szukać nowej pracy? – zapytałam.

Córka spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

– Teraz? – zapytała. Wyraźnie było widać, że ta rozmowa nie jest jej na rękę.

– A kiedy? – zapytałam.

Przecież pomagam sąsiadce – powiedziała. – A wiesz, że zajmuje mi to sporo czasu.

– Sąsiadka już czuje się lepiej – zauważyłam.  – A ty nie możesz ciągle siedzieć w domu.

A potem sięgnęłam po ciężkie działa.

–  Nie będziemy cię utrzymywać – powiedziałam stanowczo. – Czas najwyższy, abyś wydoroślała i wzięła za siebie odpowiedzialność.

Zrobiło mi się trochę głupio, że jestem tak despotyczna. Ale wiedziałam też, że nie mogę ustąpić ani na krok. Jeżeli nie postawiłabym sprawy jasno, to córka być może byłaby gotowa mieszkać z nami do emerytury.
Na twarzy córki odmalował się szok. Jednak była na tyle rozsądna, że nie odezwała się ani słowem.

Wzięłam sprawy w swoje ręce

Przez kilka kolejnych tygodni córka próbowała znaleźć jakieś zajęcie. Ale niestety nic z tego nie wyszło.

– Już sama nie wiem, co mam zrobić – pożaliłam się przyjaciółce. To właśnie ona załatwiła Magdzie pracę w firmie transportowej, której moja córka i tak nie zdołała utrzymać.

– Chyba nie pozostaje ci nic innego, jak znaleźć jej bogatego męża – zaśmiała się Hania. A potem mrugnęła do mnie okiem.

Łatwo było jej żartować. Jej dzieci już dawno się usamodzielniły i opuściły rodzinne gniazdo. Syn był wziętym informatykiem, a córka kończyła medycynę. Ona nie miała takich problemów jak ja. Po powrocie do domu na poważnie zaczęłam rozważać żartobliwą propozycję przyjaciółki. „A może to wcale nie jest taki zły pomysł?” – pomyślałam. Chociaż początkowo sam pomysł wydawał mi się absurdalny, to sama przed sobą musiałam przyznać, że to rozwiązałoby wszystkie problemy.

– Zwariowałaś – powiedział mąż, gdy przedstawiłam mu swój pomysł. A gdy próbowałam go przekonać, że tak naprawdę to jedyne rozsądne rozwiązanie, to popukał się palcem w czoło.  – A jak zamierzasz to zrobić? – zapytał.

Jeszcze nie wiedziałam jak. Ale zamierzałam wziąć sprawy w swoje ręce.

Kandydat na męża znalazł się szybko

Pomysł z bogatym mężem spodobał mi się tak bardzo, że postanowiłam zrobić wszystko, aby go zrealizować. I wbrew pozorom wcale nie musiałam czekać zbyt długo, aby przystąpić do jego realizacji. Do naszej klatki wprowadził się młody mężczyzna. Był sympatyczny, miły i całkiem przystojny. Nie tylko grzecznie się witał, mijając mnie na klatce, ale także chętnie oferował swoją pomoc.

– Zanieść pani te siatki do mieszkania? – zapytał któregoś razu. Tego dnia zrobiłam duże zakupy i targałam trzy ogromne torby.

– To bardzo miłe z pana strony – podziękowałam z wdzięcznością. A gdy postawił mi zakupy na blacie kuchennym, to w ramach podziękowania zaproponowałam mu kawę i własnoręcznie zrobione ciasto.

– Przepyszne – pochwalił mój wypiek. – Ja niestety żyję głównie na gotowcach.

Okazało się, że nasz nowy sąsiad ma dobrze prosperującą firmę i nie ma czasu na zajmowanie się gotowaniem.

– Ale wie pani, jak to jest, wszystkiego muszę sam dopilnować – powiedział.

– Tak, tak – przytaknęłam roztargniona. W myślach już zaczął mi kiełkować pewien plan.

– A żona nie gotuje? – zapytałam niewinnie.

– Nie mam żony – odparł z pewną melancholią w głosie.  „To się może wkrótce zmienić” – pomyślałam i zaproponowałam sąsiadowi dokładkę ciasta.

Przez resztę wieczoru obmyślałam plan działania. Jedno wiedziałam na pewno – taka szansa może się więcej nie powtórzyć.

Los bywa przewrotny

Przez kolejne dni próbowałam zaaranżować spotkanie Magdy z naszym nowym sąsiadem. Ale cały czas mi się to nie udawało. Aż wreszcie uśmiechnęło się do mnie szczęście. Kiedy kolejny raz sąsiad zaproponował mi zaniesienie zakupów, to ponownie podziękowałam mu słodkim wypiekiem. A gdy delektował się moim popisowym ciastem, to do domu wróciła Maga.

– O, cześć – powiedziała. – Co ty tu robisz? – zapytała sąsiada.

– Skąd znasz pana Bartka? – zapytałam, nie mogąc ukryć zdziwienia.

Spotkaliśmy się w bibliotece i od słowa do słowa okazało się, że jesteśmy sąsiadami – odpowiedział Bartek. A ja do całego zestawu zalet zamożnego sąsiada dołożyłam jeszcze jedną – młody człowiek lubił czytać.

– Dokładnie tak było – przytaknęła Magda. A ja w jej głosie usłyszałam coś takiego, co kazało mi na nią spojrzeć. Okazało się, że na twarzy mojej córki pojawił się specyficzny uśmiech. Uśmiech, który wskazywał, że sąsiad nie jest jej obojętny.

– A potem okazało się, że lubimy tego samego autora – dodał sąsiad, lekko się rumieniąc. – I doszliśmy do wniosku, że my także się lubimy.

A potem spojrzał na Magdę wzrokiem, który wyrażał więcej niż słowa. „Coś takiego” – pomyślałam. Gdyby wcześniej ktoś mi powiedział, że sytuacja rozwinie się w takim kierunku, to chyba bym nie uwierzyła. Znajomość Magdy i Bartka zaczęła rozwijać się tak, jak sobie to wymarzyłam. Po kilku miesiącach oznajmili mi, że postanowili razem zamieszkać. Dodatkowo Magda znalazła pracę, w której doskonale sobie radzi.

– Maczałaś w tym palce? – zapytał mnie mąż. W jego głosie wyczułam nutkę podejrzliwości.

– Oczywiście, że nie – odpowiedziałam. I taka przecież była prawda.

Wprawdzie miałam zamiar nieco pomóc tej znajomości, ale moja interwencja nie była potrzebna.

Maria, 50 lat

Czytaj także:
„Zachowałam cnotę do ślubu i to był mój błąd. Małżeńskie łóżko kojarzy mi się z nudą i drętwotą”
„Teściowie córki mają kije w tyłkach i jedzą bułkę przez bibułkę. Na weselu narobiłam im wstydu, bo się dobrze bawiłam”
„Mąż traktuje moją pasierbicę jak pępek świata. Kupi jej to, kupi jej tamto, a mnie skąpi pieniędzy na lekarza”

Redakcja poleca

REKLAMA