„Moja 18-letnia córka lekcje biologii potraktowała ambitnie. Teraz zamiast do matury, szykuje się do bycia matką”

matka z córką fot. Adobe Stock, Home-stock
„– Krzysztof, ona ma za chwilę maturę! To nie jest moment na macierzyństwo. I to jeszcze samotne. Rozumiem, że to ten cały Igor jest ojcem i się na nią wypiął – powiedziałam ze złością. – Skoro się na nią wypiął, to my się wypiąć nie możemy – stwierdził mąż”.
/ 21.11.2024 13:15
matka z córką fot. Adobe Stock, Home-stock

Macierzyństwo to najpiękniejsza rzecz, jaka może przydarzyć się kobiecie, nieprawdaż? Dla wielu kobiet tak jest w istocie. Jednak ciąża nieplanowana, niechciana wpadka czy też ciąża w zbyt młodym wieku, mogą okazać się ciężarem, a nie błogosławieństwem. Wszak wiele zależy od tzw. kontekstu.

Szybko założyłam rodzinę

Zawsze chciałam być mamą. Już jako mała dziewczynka najbardziej lubiłam zabawy w dom. Miałam swoją ukochaną lalkę, którą bez przerwy przewijałam, przebierałam, kołysałam do snu i chodziłam z nią na spacery, nawet dookoła pokoju. Marzyłam, że znajdę swojego księcia na białym koniu, tzn. kandydata na męża i ojca moich dzieci. Założenie rodziny jawiło mi się jako sens mojego życia. Nie planowałam, ile będę mieć dzieci, ale że je będę mieć – tego byłam pewna.

Gdy okazało się, że jestem w ciąży, mój chłopak przyjął to z radością. Krzysztof pragnął zostać ojcem, a skoro udało nam się powołać nowe życie, to nie szukaliśmy problemów tam, gdzie ich nie było. Najważniejsze było wziąć ślub na tyle szybko, by mój brzuch nie był jeszcze widoczny. Reszta miała się jakoś ułożyć. Zarówno jego, jak i moja rodzina stanęły na wysokości zadania, gotowe nas wspierać na każdym kroku nowego, wspólnego życia.

Julia była owocem naszej miłości i sednem naszego życia. Krzysztof robił wszystko, by zapewnić nam godziwe warunki do życia, ja starałam się być najlepszą matką na świecie. Gdy córcia nieco podrosła, a ja nie musiałam już zajmować się nią na pełen etat w domu, udało mi się znaleźć pracę, która znacznie poprawiła naszą sytuację finansową. Mój mąż mógł wreszcie odetchnąć pełną piersią i zacząć uzupełniać wykształcenie, czego najwyraźniej oczekiwano od niego w miejscu pracy.

Mieliśmy udaną córkę

Julka była naszym oczkiem w głowie. Staraliśmy się wychować ją na mądrą, wrażliwą, ale i pewną siebie kobietę. Chcieliśmy, by była niezależna, wykształcona i sama decydowała o sobie. Uczęszczała najpierw do jednej z lepszych podstawówek w mieście, później dostała się do liceum z najlepszymi wynikami. Marzyliśmy, że świetnie zda maturę i pójdzie na studia, które pozwolą jej znaleźć intratną posadę w dobrze prosperującej firmie.

Już pod koniec podstawówki uznaliśmy, że sama nauka w szkole to za mało. Nasza Julka miała co prawda bardzo dobre oceny, wiedzieliśmy jednak, że to nie wystarczy. Topowe licea przyjmowały absolwentów nie tylko z wysokimi średnimi, ale i z osiągnięciami w postaci wysokich miejsc na olimpiadach przedmiotowych. Aby takie zdobyć, trzeba było mieć wiedzę wykraczającą znacznie poza to, czego wymagano normalnie na lekcjach.

Chciałam, by dużo osiągnęła

Obydwoje pracowaliśmy zawodowo, zarabialiśmy całkiem nieźle, stać więc nas było na korepetycje. Należało tylko odpowiednio wybrać przedmioty. Postanowiliśmy porozmawiać z córką na ten temat.

– Juleczko, chcemy ci załatwić korepetycje, ale musimy wiedzieć, z czego – zaczął rozmowę mój mąż.

– Korepetycje? – nasza córka była autentycznie zdziwiona. – Ale po co, tato?

– No wiesz… – wtrąciłam się. – Egzamin ósmoklasisty przed tobą. A poza tym może powinnaś pomyśleć o jakiejś olimpiadzie przedmiotowej?

– Mamuś, przecież egzamin ósmoklasisty zdam bez problemu. Zresztą tego nie można nie zdać. A olimpiady przedmiotowe są przereklamowane.

– Wykształcenie też jest przereklamowane? – Krzysztof najwyraźniej nie był zadowolony z przebiegu tej rozmowy. – Przecież żeby dostać się do renomowanego liceum, trzeba mieć osiągnięcia.

– Tato, a czy ja muszę chodzić do renomowanego liceum? – w mojej córce odezwała się buntowniczka.

– Nie musisz, ale wiesz, że chcemy z tatą dla ciebie jak najlepiej – postanowiłam załagodzić sprawę. – Polski i matma to wiadomo, do egzaminu ci się przydadzą. Ale pomyśl, na pewno jest przedmiot, z którego chciałabyś spróbować swoich sił na olimpiadzie?

– No niech ci będzie, mamuś – Julka skapitulowała. – Chemia jest spoko, i babkę mamy fajną. W sumie parę dodatkowych lekcji nie zaszkodzi, mogę spróbować.

Znaleźliśmy więc córce dobrych korepetytorów, na języki chodziła już wcześniej. 

Nasza rodzina się powiększyła

Gdy Julka zdawała egzamin ósmoklasisty, ja na porodówce witałam syna. Przez lata dość umiarkowanie staraliśmy się o drugie dziecko. To znaczy nie zabezpieczaliśmy się jakoś szczególnie, mając nadzieję, że jeśli jest nam pisane, to się przydarzy. Przez dłuższy czas nic nam się nie chciało przydarzyć, nawet czasem żartowaliśmy, że Julkę najwyraźniej sprowadziliśmy na ten świat w inny sposób. Aż w chwili, gdy się tego najmniej spodziewaliśmy, okazało się, że jestem w ciąży.

Jacuś był dzieckiem jak z bajki. Przesypiał noce (budził się wyłącznie na karmienie, mieliśmy to obydwoje zaprogramowane prawie przez sen), nie wymagał nieustannej uwagi, całymi dniami się uśmiechał. Starsza siostra pokochała go od pierwszego wejrzenia, a w jej objęciach maluch czuł się chyba jeszcze bezpieczniej niż w moich. Najwyraźniej miała zadatki na dobrą matkę.

Julka poszła do liceum, a my siłą rzeczy poświęcaliśmy jej mniej uwagi. Nie, nie zaniedbywaliśmy jej, ale i maluchem trzeba się było zająć, i nastolatka była zdecydowanie rzadszym gościem w domu, niż do tej pory. Na korki z chemii chodziła nadal chętnie, planowała na maturze zdawać rozszerzenie właśnie z tego przedmiotu. Oceny miała dobre, o szkole czy o sprawach pozaszkolnych opowiadała z rzadka, ale mieliśmy z nią raczej dobry kontakt.

Córka była smutna

W wakacje przed klasą maturalną zauważyłam pewne zmiany w zachowaniu naszej córki. Z reguły dość towarzyska, teraz nie spędzała wolnego czasu ze znajomymi ani nie wychodziła nigdzie wieczorami. Z rzadka wychodziła na spacery do pobliskiego parku, czasem zabierając ze sobą młodszego brata. Głównie siedziała w swoim pokoju. Kilka razy wydawało mi się, gdy wychodziła do łazienki, że oczy ma mokre od łez.

Nie dawało mi to spokoju, w końcu więc zebrałam się na odwagę i zapukałam do drzwi jej pokoju.

– Córeczko, mogę wejść? – zapytałam.

– Jak chcesz, to wejdź – ledwo usłyszałam odpowiedź Julki.

– Kochanie, co się dzieje? – zapytałam, siadając na łóżku obok córki.

– A czemu ma się coś dziać?

– Przecież widzę. Coś cię trapi. Praktycznie stąd nie wychodzisz i jesteś ostatnio bardzo smutna.

– Igor mnie zostawił…

– Ten miłośnik motocykli, który tu był po ciebie kilka razy?

– Tak, właśnie ten…

– Widocznie nie był tym jedynym. Prędzej czy później spotkasz właściwego mężczyznę.

– Nie sądzę.

– Tak ci się teraz wydaje. Ale to minie.

Nie tak miało być

Milczała chwilę, a potem powiedziała:

– Nie minie. Nikt mnie nie zechce. Skoro nawet Igor na wieść o dziecku zwiał.

– Nie rozumiem. O jakim dziecku?

– Moim. Jestem w ciąży, mamo.

– Czyś ty oszalała? A matura?

– Wiedziałam. Nie ma to jak wsparcie własnej matki! – rzuciła Julka i wybiegła z pokoju.

Po chwili do pokoju zajrzał Krzysztof.

– Nie żebym podsłuchiwał… – zaczął.

– Ledwo co 18 lat skończyła i brzucha się dorobiła! Jak mogła?

– W jednym naszej córce trzeba przyznać rację: wsparcie matki jak ta lala!

– Krzysztof, ona ma za chwilę maturę! To nie jest moment na macierzyństwo. I to jeszcze samotne. Rozumiem, że to ten cały Igor jest ojcem i się na nią wypiął – powiedziałam ze złością.

– Skoro się na nią wypiął, to my się wypiąć nie możemy.

– Ale matura… – broniłam się ostatkiem sił.

– Mam ci przypomnieć, ile miałaś lat, gdy urodziłaś Julkę?

– Ale byłam po maturze!

– Ojoj! Też mi osiągnięcie. Julka też zda maturę. Nie teraz to za rok lub dwa.

– Ale przecież miała zdać maturę, iść na studia, robić karierę…

– Może to wszystko zrobić. Ale na razie ma inne ważne zadanie: zostanie matką. A my jej w tym pomożemy.

Krzysztof miał rację. Julka nie mogła teraz zostać sama, z nowym życiem, które kształtowało się pod jej sercem.

Mamy do zdania egzamin

Gdy wróciła do domu po trzech godzinach, czekałam na nią z jej ulubionym ciastem.

– Usiądź, córeczko. Przepraszam, zachowałam się jak idiotka.

– Mamuś, to ja przepraszam. Nie planowałam tego…

– Stało się. Teraz musimy pomyśleć, co dalej. Pomożemy ci we wszystkim. Nie tak dawno ty pomagałaś mi przewijać Jacusia…

– A matura?

– Nie w tym roku, to za rok lub dwa. Nic na siłę.

Moja kuzynka zaproponowała, by Julka do czasu rozwiązania przeniosła się do niej. Mieszka w innym, większym mieście, co pozwoli uniknąć komentarzy kolegów ze szkoły czy sąsiadów. Córka będzie chodzić tam do szkoły dopóki będzie się czuła na siłach. Matura nie zając, nie ucieknie. Mamy teraz ważniejszy egzamin do zdania.

Agnieszka, 38 lat

Czytaj także: „Mąż wygrał 200 tysięcy i zgłupiał. Zafarbował włosy, baluje całymi nocami i migdali się z młodymi dziewczynami”
„Nikt oprócz mnie nie chciał opiekować się babcią. Gdy zapisała mi swój majątek, rodzinne szambo wylało”
„Mąż kiedyś był biedakiem i teraz pilnuje każdej złotówki. Żałuje córce kasy nawet na jesienne buty”

Redakcja poleca

REKLAMA