„Mój syn ma 30 lat, a matka pierze mu nawet bieliznę. Mam serdecznie dosyć darmozjada”

smutny mężczyzna fot. Adobe Stock, pikselstock
„Zawsze było dla niego miejsce w domu, wspieraliśmy go finansowo, nie musiał się przejmować rachunkami, nie musiał płacić za mieszkanie. Może to był błąd. Może przesadziłem z tą troską”.
/ 15.10.2024 19:30
smutny mężczyzna fot. Adobe Stock, pikselstock

Nie tak to sobie wyobrażałem, gdy był jeszcze dzieckiem. Owszem, chciałem, żeby miał lepiej niż ja. Kiedy dorastałem, nie było lekko. Musiałem szybko się usamodzielnić – rodzice nie byli w stanie wspierać mnie finansowo. Pamiętam, jak w wieku dwudziestu lat wynajmowałem małą kawalerkę na obrzeżach miasta, jednocześnie studiując i pracując.

Praktycznie nie miałem wolnego czasu, ale przynajmniej miałem poczucie, że robię coś ze swoim życiem. I w sumie czułem się z tego dumny. Wiedziałem, że muszę sobie radzić sam, bo nikt mi nie podał wszystkiego na tacy.

Chciałem, żeby był samodzielny

Z Arturem sprawy potoczyły się inaczej. Chcieliśmy z Bożeną stworzyć mu lepsze warunki, żeby nie musiał martwić się o pieniądze tak, jak ja musiałem. W końcu rodzice powinni pomagać dzieciom, prawda? No i pomagaliśmy.

Zawsze było dla niego miejsce w domu, wspieraliśmy go finansowo, nie musiał się przejmować rachunkami, nie musiał płacić za mieszkanie. Może to był błąd. Może przesadziłem z tą troską. Teraz patrzę na to z innej perspektywy i dochodzę do wniosku, że wychowałem dużego dzieciaka.

A teraz siedzę w salonie, próbując skupić się na wiadomościach w telewizji, ale nie mogę się oderwać od myśli o Arturze. Jest już po trzydziestce. Ma dobrą pracę, zarabia przyzwoicie, ale dalej mieszka z nami. Bożena, jak zwykle, jest dla niego zbyt pobłażliwa.

Mówi, że przecież jest dobrze, że Artur ma czas, że „wszystko w swoim tempie”. A ja? Ja czuję się jak idiota. W końcu nie wytrzymuję i zaczynam rozmowę:

– Bożena, musimy coś z tym zrobić. On ma 30 lat, na litość boską! Ciągle tu mieszka, pierzesz mu gacie, gotujesz obiady, a my udajemy, że to normalne. To nie jest normalne!

– Grzegorz, ale co ty chcesz zrobić? Przecież Artur ma pracę, nie pije, nie ćpa, jest spokojny... To dobry chłopak, wiesz o tym – Bożena spojrzała na mnie tym swoim łagodnym spojrzeniem, które zawsze sprawia, że czuję się, jakbym przesadzał.

– To nie o to chodzi! Chodzi o to, że on nie czuje potrzeby, żeby w końcu się usamodzielnić. Nie planuje przyszłości. Jego życie to praca, a potem obiad u rodziców. Nie widzisz tego?

Syn nie ma żadnych ambicji

Bożena tylko wzdycha i wraca do przeglądania gazety. Ale ja wiem, że mam rację. Nie chodzi nawet o pieniądze, o rachunki. Chodzi o to, że on nie ma żadnych ambicji, żeby wziąć życie w swoje ręce. Dlaczego ona tego nie widzi?

Artur wrócił z pracy chwilę później. I tak – wchodzi do domu, rzuca plecak na podłogę i bez słowa idzie do swojego pokoju. Zupełnie jak lata temu w liceum. Nawet nie zauważa, że coś jest nie tak. To typowe – nigdy nie zwraca uwagi na nasze zmartwienia. Przecież on musi w końcu dorosnąć!

Do łóżka idę rozdrażniony i zestresowany. Ale następnego dnia budzę się z planem działania. Nie mogę dalej patrzeć, jak Artur dryfuje przez życie. Wstaję wcześniej, siadam przy kuchennym stole i czekam, aż zejdzie na śniadanie. Chcę porozmawiać zanim Bożena wstanie, bo wiem, że jak ona się wmiesza, to znowu skończy się na niczym.

– Artur, musimy pogadać – zaczynam, gdy tylko wchodzi do kuchni.

– Co jest? – patrzy na mnie trochę zdziwiony.

Odkłada telefon na stół, co już jest jakimś postępem.

– Ile jeszcze masz zamiar mieszkać z nami? – pytam prosto z mostu.

– No nie wiem, tata, a po co mam się spieszyć? Teraz to same wydatki. Wynajem drogi, kredyt to absurd, a na rynku jest kiepsko. Poza tym tu mam wszystko, co potrzebuję. – wzrusza ramionami, jakby to było coś oczywistego.

Dobija mnie jego ignorancja

I to mnie dobija. Jego całkowita obojętność. Jakby wszystko, co mówił, było jakimś logicznym wytłumaczeniem. Może i było, ale ja nie mogłem tego zrozumieć. Gdy ja byłem w jego wieku, czułem, że muszę zrobić coś sam, że muszę się uniezależnić. A on? On jest zadowolony, że rodzice robią zakupy, gotują obiady, sprzątają.

– Ale kiedyś musisz wziąć odpowiedzialność za siebie, Artur. Nie możesz całe życie liczyć na to, że my będziemy cię wspierać. Masz 30 lat, czas na własne życie.

– Ale przecież ja mam własne życie! – Artur unosi głos, co mnie zaskakuje. – Mam pracę, swoje pieniądze, robię, co chcę. Co ci jeszcze przeszkadza?

– Przeszkadza mi to, że nie chcesz nawet spróbować stanąć na własnych nogach. Wynająć mieszkania, być odpowiedzialnym za swoje sprawy, za rachunki, za wszystko!

Artur patrzy na mnie przez chwilę w milczeniu, jakby analizował moje słowa, ale ostatecznie tylko kręci głową.

– Tata, teraz nie jest dobry moment. Może za jakiś czas. Pieniądze trzeba odkładać, rynek jest trudny. Nie chcę rzucać się na głęboką wodę.

– Ale życie to jest głęboka woda! Kiedy, twoim zdaniem, będzie dobry moment? – pytam, choć wiem, że to pytanie retoryczne.

Artur w końcu mnie zbywa, a potem jeszcze skarży się na mnie Bożenie. Znowu czuję się jak drań. W dodatku, mam poczucie winy, bo to przecież ja go tak wychowałem. Bożena mówi mi, że przesadzam, że takie czasy, że młodzi ludzie teraz mają trudniej. Może ma rację. Ceny mieszkań są absurdalne, wynajem kosztuje fortunę, a pracy nigdy nie ma tak stabilnej, jakby się chciało. Ale z drugiej strony, ja też miałem pod górkę, a mimo to dawałem radę. Więc dlaczego on nie może?

Zawsze znajdzie jakąś wymówkę

Artur wraca do domu, jak zwykle, późnym wieczorem. Słyszę, jak wchodzi, cicho zamyka drzwi i idzie do swojego pokoju.

Widać, że tylko ja w tym domu myślę o tej całej sprawie. Żona i syn zachowują się, jak gdyby nigdy nic. Kiedyś powiedział mi nawet: „Tata, nie rozumiem, czemu ci to przeszkadza. Mam pracę, nie obciążam was finansowo, to czemu mam się wyprowadzać?”.

I w tym zdaniu zawarta jest cała prawda o naszym problemie. Jego pojęcie o samodzielności kończy się na pracy. A cała reszta? Jakieś rachunki, codzienne problemy, odpowiedzialność? To go nie obchodzi, bo zawsze było dla niego gotowe, podane na tacy. Czy kiedyś zrozumie prawdziwą dorosłość?

Znów siedzimy przy stole na śniadaniu, tym razem w trójkę. Bożena rozmawia z Arturem o jakichś błahostkach, jakby wszystko było w porządku. W końcu nie wytrzymuję.

– Artur, dosyć, ile to jeszcze potrwa? – rzucam bez ogródek.

– Co masz na myśli? – odpowiada spokojnie, ale widzę, że spodziewa się tej rozmowy.

– To, o czym już rozmawialiśmy! Czas się usamodzielnić, chłopie! Nie interesują mnie wszystkie twoje wymówki, wyprowadzasz się i już! – z całych sił starałem się zachować bardziej surowy ton, choć żona już patrzyła na mnie spode łba.

– Tata, znowu zaczynasz? Przecież mówiłem ci, że teraz nie jest dobry moment...

– Ale ty wcale nie chcesz się wyprowadzić! – podnoszę głos. – Ciągle tylko wymówki. Zawsze jest coś nie tak. A to oszczędzasz, a to rynek zły, a to coś jeszcze. I co dalej? Za pięć lat też będziesz mówił, że jeszcze „nie jest dobry moment”?

– Grzegorz, uspokój się – wtrąca Bożena, kładąc rękę na mojej dłoni.

– Nie, Bożena, to nie może tak wyglądać! Zbyt długo się z nim pieściliśmy! Zbyt długo robiliśmy wszystko za niego. I proszę, mamy takiego nieudacznika na garnuszku!

Wszyscy są na mnie obrażeni

Artur wstaje od stołu, a jego twarz jest czerwona ze złości.

Przestań mnie traktować jak dziecko, tato! – krzyczy.

– To przestań się tak zachowywać! Dorośli są samodzielni, a tobie dalej mamunia sprząta w pokoju i wymagasz ode mnie, żebym traktował cię jak dorosłego?! – odpyskuję.

Zostaje cisza. Artur odwraca się na pięcie i wychodzi z kuchni, trzaskając drzwiami. Bożena patrzy na mnie z wyrzutem.

– Naprawdę musiałeś to powiedzieć w taki sposób?

– A jak mam to powiedzieć? Całe życie mu pobłażałaś. I teraz mamy efekty.

Żona ciężko wzdycha i zostawia mnie samego w kuchni. Jestem samotny na placu boju, nie mam żadnego wsparcia. Trudno.

Następnego dnia siedzę na tarasie z kubkiem kawy. Bożena jest na zakupach. Syn nie odzywa się do mnie od ostatniej awantury, ale w końcu słyszę jego kroki w salonie, idzie w moją stronę. Siada obok mnie na rattanowej kanapie. Przez chwilę milczymy.

– Tata... Przepraszam, że tak wyszło wczoraj – zaczyna cicho. – Ale ja się po prostu boję, że sobie nie poradzę. Wszystko drożeje, wiem, jak ciężko mają moi znajomi... Przytłacza mnie to.

– Synu, rozumiem... Ale jesteś w znacznie bardziej komfortowej sytuacji niż większość osób, która się usamodzielnia. Masz już jakąś pozycję w firmie, masz całkiem dobre pieniądze. Chodzi o to, że musisz kiedyś spróbować. Nie możesz wiecznie liczyć na nas.

– Wiem. Ale jeszcze trochę, dobra? – mówi.

Może to już jakiś krok.

Grzegorz, 54 lata

Czytaj także:
„Romansowałam z kochankiem, a za ścianą bawił się mój syn. Nie mam wyrzutów sumienia, jednak żałuję tylko jednego”
„Mąż nie mógł mi dać dziecka, o którym tak bardzo marzyłam. Bez problemu jednak znalazłam innego tatusia dla maleństwa”
„Krótki romans skończył się ciążą. Moja żona i mąż kochanki nie wiedzą, że dziecko ma moje oczy”

Redakcja poleca

REKLAMA