„Mój syn jest po 30, a zachowuje się jak smarkacz. Niczego nie bierze na poważnie, nawet własnego dziecka w drodze”

Zamyślony starszy mężczyzna fot. Getty Images, Nes
„Miałem jedynego syna i nigdy nie potrafiłem mu niczego odmówić. Gdyby tak się zdarzyło, że mielibyśmy więcej dzieci, może moja miłość do nich rozłożyłaby się równomiernie. Było jednak inaczej, a ja ulokowałem wszystkie uczucia w Tomaszka”.
/ 30.05.2024 13:15
Zamyślony starszy mężczyzna fot. Getty Images, Nes

– Tylko jednym synem postanowił mnie Pan Bóg obdarzyć, ale na szczęście to wystarczy, by ród przetrwał – mówiłem wzruszony, kiedy wziąłem mojego synka pierwszy raz w ramiona.

– W przeciwnym razie to by była ogromna strata na świecie – powiedziała kpiąco żona, unosząc się nieco na łóżku. – Wspaniały ród rozpoczęty na dzierżawionym polu ziemniaków!

Nie rozumiała mnie, bo ja miałem na myśli coś głęboko ludzkiego, albo i zwierzęcego… To było coś jak przetrwanie gatunku, choć człowiek nie znajduje się na liście zagrożonych pozycji w podręczniku. Zawsze czułem, że gdyby nic po mnie nie zostało na Ziemi, życie wydawałoby się nie mieć żadnego sensu.

Tak czy inaczej, miałem jedynego syna i nigdy nie potrafiłem mu niczego odmówić. Gdyby tak się zdarzyło, że mielibyśmy więcej dzieci, może moja miłość do nich rozłożyłaby się równomiernie. Było jednak inaczej, a ja ulokowałem wszystkie uczucia w Tomaszka. I oczekiwania.

Kiedy zapragnął jakiegoś drogiego sprzętu, typu transformator, który był cholernie drogi, jego tatuś zaraz się zbierał, jechał i kupował najlepszy model. Wskazał tylko modne ubrania albo buty – proszę bardzo, nie będę dziecku żałował.

Tomaszkowi jako dziecku raczej niczego nie zabrakło. Nadszedł czas jego studiów, choć ledwo się na nie załapał. „Zarządzanie czymś tam” wydawało się być świetnym kierunkiem, by po kilku latach dołączyć z odpowiednią wiedzą do kierowania moją firmą budowlaną.

Syn przeniósł się do miasta i dwa lata studiował, albo przynajmniej udawał, że się uczy. Następnie stwierdził, że to kompletnie nie dla niego i przerzucił się na jakiś informatyczny kierunek. Nie miałem pojęcia, czego tam się uczył, ale uznałem, że zawsze to jakieś studia i wiedza.

– Rysiek, za bardzo się z nim pieścisz – kwitował mój własny ojciec, gdy opowiadałem mu o Tomku. – Przecież w jego wieku ty już miałeś swoją wypłatę.

– E tam, ojciec! – machnąłem ręką na koleje takie pouczenia. – Teraz są inne czasy. Najważniejsze jest wykształcenie. U nas pieniędzy na szczęście nie brakuje, to i nie muszę syna gonić do roboty, jak było w moim przypadku.

Spojrzałem z ukosa, czy pojął aluzję. Ale nie wyglądało na to, bo ojciec nigdy nie był szczególnie lotny, a na stare lata jego upór i zacietrzewienie tylko wzrastało. To ja zawsze byłem otwarty na wiedzę i nowości, choć moi rodzice uznawali, że takie zachowanie przysporzy im „darmozjada”.

Nie mam do nich żalu, bo to były ciężkie czasy, choć zmarnowałem może kilka lat. Wtedy pragnąłem zajmować się muzyką… Ale może i dobrze, że zmieniłem zdanie, bo na pewno nie miałbym tak dobrej sytuacji finansowej.

Dzięki temu mój syn ma możliwość studiowania dowolnych kierunków, i to dowolnie długo, bo czeka na niego miejsce w rodzinnej firmie. Jak tylko poczuje się gotowy, otrzyma dobrą pozycję, a potem przejmie po mnie stery. To sobie wymyśliłem, ale wiadomo – życie ma własne plany. Z czasem okazało się, że moje oczekiwania wobec syna rozpływają się jak poranna mgła.

Już kalendarze z dziewczynami byłyby lepsze

Wkrótce po ukończeniu studiów mój syn zdecydował się podjąć pracę w jakiejś korporacji. Stwierdził, że dobrze idzie mu programowanie, a firma świetnie mu za to płaci. Kto wie, może to była prawda, bo bank zgodził się dać mu pożyczkę na kupno mieszkania, a przecież nie dają byle komu. Zastanawiałem się, po co mu to – płacić komuś, być na łasce bankierów, skoro u mnie miałby to za darmo?

W dodatku w mojej firmie szybko mógłby zostać swoim własnym szefem. Czekałoby go tylko wydawanie poleceń, zarządzanie i poczucie niezależności, a nie jak tam – miejsce wyrobnika. Prawda, że jego zarobki były bardzo dobre, ale kto wie, ile potrwa ta passa?

Z jego roboty nic nie wynikało – nie ma produkcji, tworzenia, naprawiania. Nie ma śladu! Tylko siedzi przed tą maszynką i klepie w klawiaturę. Mało to poważne zajęcie dla faceta.

– Ojciec uważa, że jak się nie stuka młotkiem cały dzień, to praca jest niepoważna – stwierdzał ironicznie mój syn. Gdy go słuchałem, to wiem, że miał trochę racji, jednak nie mogłam zaakceptować jego wyborów.

No dobrze, niech robi, co chce, niech próbuje. Najwyżej jak mu się nie powiedzie, to zawsze będzie mógł skorzystać z mojej asekuracji. Na razie będę prowadził firmę sam i dopóki uda mi się ją ciągnąć, to będę trzymał dla niego miejsce.

Tymczasem Tomek zaczął urządzać swoje nowe mieszkanie. Podobno nie potrzebował nawet mojej pomocy, bo odebrał świetnie wykończony lokal. Pojechałem go odwiedzić i zobaczyć to na własne oczy. Wszystko wydawało się być w porządku, choć ja bym poprawił parę szczegółów. Nie mówiłem mu, żeby mu nie psuć zabawy w gospodarza.

Usiadłem, wypiłem kawkę, obejrzałem okolicę i poszedłem przemyśleć sprawę. Miałem mieszane uczucia. Niby się cieszyłem i byłem dumny z syna, ale trochę żałowałem, że nie jestem mu do niczego potrzebny.

Nie chciałem się szczerze wypowiadać o wystroju mieszkania, bo trochę przypominało mi ono pokój małolata: na ścianach plakaty z filmów i gier, na półkach gadżety z seriali – jakieś miecze, roboty… To nie wyglądało jak lokum dorosłego mężczyzny przed trzydziestką. Już chyba bym wolał, żeby miał dziewczyny z kalendarza w skąpych strojach, a nie jakieś plastikowe zabawki. A co, jeśli kobiety go wcale nie interesują? Zagadałem o tym kiedyś do żony.

– Ale ty bzdury opowiadasz, Rysiek! Idź, lepiej się czymś zajmij, bo głupoty ci chodzą po głowie – zaśmiała się Zośka, a ja trochę odetchnąłem.

Tylko czy jakaś kobieta go zechce, skoro on się bawi jakimś mieczem ze światełkami? Chodziło mi głównie o to, czy jest jakaś szansa doczekać się wnuków. Stwierdziłem, że nikła, ale byłem w błędzie.

Około pół roku później Tomasz do nas zadzwonił i oznajmił, że niedługo zostanie ojcem.

Co to znaczy, że nagle będzie ojcem?

– Ale jak to, z kim będzie miał to dziecko? Chyba nie z plastikowymi ludzikami z jego pokoju? – narzekałem do żony. – To trzeba mieć kobietę u boku, a on przecież sam mieszka.

– A ty marzyłeś o wnuczku, to będziesz go miał i tyle – stwierdziła Zosia. – Tylko się cieszyć.

Trudno mi było się radować. Słyszałem w głowie beztroski głos Tomasza, gdy obwieszczał nam tę wiadomość. Dokładnie taki sam, jak gdyby dostał nową figurkę do kolekcji.

Nie padło ani jedno słowo na temat kobiety, która zostanie matką tego dziecka. Nie wyznał nic o niepewności, wątpliwościach, lęku… Już nie mówiąc nawet o ślubie… Ja tu marzyłem o zostaniu dziadkiem, a martwiłem się o wiele bardziej od niego. Wydawało mi się, że wszelkie zmartwienia w tej kwestii spadły, albo spadną, na mnie.

Pomyślałem, że tak dalej być nie może. Trzeba poważnie porozmawiać z synem. Muszę go namówić, żeby wziął odpowiedzialność za tę kobietę i dziecko, a swoje zabawki spakował i zaniósł w kąt piwnicy.

Skończyło się dzieciństwo i nastoletnie zabawy – ktoś musi mu o tym przypomnieć. Chyba jako jego rodzice powinniśmy przynajmniej poznać tę jego narzeczoną.

– Ale tato, Maja to nie jest moja narzeczona – oznajmił rozbrajająco szczerze Tomasz. – Nie będzie ślubu, nie ma co się spinać. Na pewno was wkrótce odwiedzimy i ją poznacie, ale w tej chwili jest na wyjeździe treningowym w górach. Nic jej nie będzie, ćwiczy tylko jogę… Nie ma co przesadzać. Tato, naprawdę, uspokój się. To w końcu moje życie, a nie twoje.

Nic tylko luz i dobra zabawa – to jest motto życiowe mojego syna… Jak się tu pogodzić z czymś takim?

Ryszard, 60 lat

Czytaj także:
„Mój mąż nagle oświadczył, że musimy się rozwieść. Zamiast omówić to ze mną, przegadał temat z księdzem proboszczem”
„Narzeczona wujka okazała się moją kochanką sprzed lat. Gdy oni szykowali ślub, ja wspominałem jej apetyczne walory”
„Teściowa chciała mnie wykurzyć z domu, więc znalazła synowi kochankę. Trochę się zapędziła, bo to jej ukradła męża”

Redakcja poleca

REKLAMA