Wyszłam za mąż bardzo młodo. I chociaż nasz związek nie był oparty na wielkiej miłości i namiętności, to czułam się w nim bezpieczna i szczęśliwa. Paweł dbał o rodzinę, a ja wiedziałam, że zawsze mogę na niego liczyć. Wprawdzie zdarzały się nam kryzysy i gorsze dni, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogłabym zostawić męża. Zupełnie inaczej niż on. Pewnego dnia Paweł podjął decyzję o rozwodzie. A najgorsze z tego wszystkiego było to, że postanowił obgadać to z proboszczem.
Moje małżeństwo nie różniło się od innych
Właśnie przygotowywałam obiad, gdy zadzwoniła moja komórka. To był Paweł, mój mąż.
– Nie czekaj na mnie dzisiaj z kolacją. Wrócę późno – usłyszałam. Nawet się nie zdziwiłam.
Mój mąż pracował jako przedstawiciel handlowy i bardzo rzadko bywał w domu. Chociaż musiałam przyznać, że w ostatnim czasie zdarzało się to coraz częściej.
– Znowu? – zapytałam, zmniejszając gaz na kuchence.
– Przecież wiesz, jak jest – odpowiedział Paweł. – Taka praca – dodał po chwili.
A potem standardowo usłyszałam, że wszystko to robi dla nas. Z tym akurat musiałam się zgodzić. Paweł dbał o mnie i o dzieci i robił wszystko, aby niczego nam nie brakowało. Zresztą to on odpowiadał za utrzymanie. Od razu po urodzeniu pierwszego dziecka postanowiliśmy, że ja zostaję w domu. I ten układ doskonale się sprawdzał.
– Wiem, wiem Pawełku – powiedziałam. – Kolacja będzie czekała na kuchence.
Zawsze zostawiałam Pawłowi ciepły posiłek. Chciałam mieć pewność, że nawet jeżeli wróci późno w nocy, to będzie miał co zjeść. Pod tym względem byłam standardową żoną. Pod każdym innym względem też. Byliśmy zwykłym małżeństwem, które miało swoje lepsze i gorsze dni. A mimo to zawsze wychodziliśmy zwycięsko ze wszystkich kryzysów i już od ponad piętnastu lat szliśmy razem przez życie. I może nie była to wielka miłość, ale było nam razem dobrze.
– Dziękuję kochanie – usłyszałam. I od razu zrobiło mi się ciepło na sercu.
Niby to były tylko małe gesty, ale sprawiały mi wiele radości. Dopiero potem dowiedziałam się, że mojemu mężowi to nie wystarczało i szukał przygód poza małżeństwem.
Mąż zaczął znikać na całe dnie
Pewnego dnia córka zapytała mnie, dlaczego taty ciągle nie ma w domu. W ten dzień Paweł miał iść z Martą na basen, ale zadzwonił, że nie uda mu się wrócić na czas.
– Ostatnio zdarza ci się to coraz częściej – powiedziałam rozczarowana. Córka bardzo cieszyła się na te wypady z tatą i nawet nie chciała słyszeć, że ja mogłabym go zastąpić.
– Przecież wiesz, że muszę pracować – usłyszałam to, co zwykle. I oczywiście nie miałam do niego pretensji o samą pracę. Jednak wcześniej to wszystko wyglądało inaczej. Teraz Pawła nie było całymi dniami, a dodatkowo coraz częściej wyjeżdżał w delegacje, które trwały po kilka dni. I za każdym razem miał to samo wytłumaczenie – musi pracować na rodzinę.
– Oczywiście, że wiem – odpowiedziałam spokojnie, chociaż w moim głosie pojawiła się nutka rozdrażnienia. – Ale nie możesz zapominać o tym, że masz rodzinę.
Paweł westchnął i zapewnił mnie, że cały czas o tym pamięta.
– Ja to wszystko robię dla was – powiedział. A potem szybko zakończył rozmowę, mówiąc, że ma dużo pracy.
Nie byłam pewna, ale wydawało mi się, że w tle słyszałam kobiecy głos. Ale gdy zadzwoniłam do męża, żeby zapytać, gdzie jest, to nie odbierał już telefonu. A mnie naszły czarne myśli. Dopiero po dłuższej chwili przekonałam siebie, że nie ma czym się martwić. „Głupia jesteś” – pomyślałam. A potem zabrałam się za obowiązki domowe.
Proboszcz zaczął wypytywać o moje małżeństwo
Mieszkaliśmy w małej miejscowości, w której kościół odgrywał ważną rolę. Dlatego nikogo nie dziwiło, że proboszcz odwiedza swoich parafian i stara się dowiadywać, co u nich słychać. Mnie też to nie dziwiło. Kiedy pewnego dnia stanął na progu mojego domu, to nawet nie przyszło mi do głowy, że ta wizyta będzie początkiem wielkich zmian w moim życiu.
– Mogę wejść? – zapytał.
– Oczywiście – powiedziałam, nie mogąc ukryć zdziwienia. Proboszcz był u nas jakiś miesiąc wcześniej i nic nie wskazywało na to, że znowu zamierza nas odwiedzić.
– Stało się coś? – spytałam ze ścierką w ręku.
Proboszcz spojrzał na mnie i się zamyślił.
– Nie, nie – odpowiedział po chwili. – Chciałem po prostu sprawdzić co słychać u moich parafian – powiedział z uśmiechem. A potem zaczął wypytywać mnie o małżeństwo – czy jestem w nim szczęśliwa, czy dobrze nam się układa z Pawłem i czy ostatnio nie wydarzyło się coś, co mogłoby zmienić nasze relacje.
– Dlaczego ksiądz o to pyta? – zapytałam skonsternowana. Owszem, nasz miejscowy ksiądz bywał wścibski i lubił wiedzieć wszystko o swoich parafianach, ale takie pytania nawet jak na niego były za bardzo intymne.
– A tak z czystej ciekawości – odpowiedział szybko. Jednak od razu uciekł spojrzeniem w bok, co dla mnie było ewidentną oznaką kłamstwa.
– Dziękuję, dobrze – odpowiedziałam. A w myślach zastanawiałam się, po co księdzu takie informacje.
– Na pewno? – dopytywał jeszcze.
– Na pewno – odpowiedziałam. I odetchnęłam z ulgą, gdy wreszcie postanowił zakończyć tę wizytę. Jednak stojąc w progu, spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. A potem pokręcił głową i się pożegnał.
Ksiądz wiedział o rozwodzie wcześniej ode mnie
Gdy tylko Paweł wrócił do domu, to opowiedziałam mu o wizycie proboszcza. Wyraźnie się speszył.
– Powiedział coś? – zapytał. I jednocześnie wpatrywał się we mnie w taki sposób, jakby od tej odpowiedzi zależała cała jego przyszłość.
– Nic nie powiedział – odpowiedziałam rozzłoszczona. – Mimo to uważam, że nie powinien pytać o takie rzeczy. To są nasze prywatne sprawy.
– Porozmawiam z nim – powiedział mąż. Wtedy w ogóle nie przyszło mi do głowy, że zachowanie zarówno księdza jak i mojego męża jest bardzo dziwne.
– I powiedz mu, żeby pilnował swojego nosa – powiedziałam. Wiem, że nie powinnam tak mówić o księdzu, ale ta jego wizyta naprawdę mnie zdenerwowała.
Paweł nic nie powiedział, a po chwili wyszedł z domu. A po kilku dniach ponownie odwiedził mnie proboszcz. Tym razem był poważniejszy.
– Muszę z panią porozmawiać – powiedział już od progu.
– To ważne? – zapytałam. Właśnie przygotowywałam obiad i nie miałam czasu na pogawędki. Z drugiej strony nie miałam ochoty na ponowne udzielanie odpowiedzi na jego wścibskie pytania.
– Tak, ważne – odpowiedział, a ton jego głosu sugerował, że tak faktycznie jest.
Westchnęłam i zaprosiłam go do salonu. Jednak nie zaproponowałam mu żadnego poczęstunku. „Może szybciej wyjdzie” – pomyślałam w duchu.
– Słucham? – powiedziałam, gdy krępująca cisza zaczęła się przedłużać.
Proboszcz westchnął.
– Pani mąż ostatnio często mnie odwiedza – powiedział wreszcie. To była dla mnie spora niespodzianka. Paweł wprawdzie chodził do kościoła, ale nigdy nie był nadmiernie religijny.
– W jakim celu? – zdziwiłam się.
Proboszcz najpierw odwrócił wzrok, a potem spojrzał mi prosto w oczy.
– Pani Halinko – zaczął. A ja od razu wiedziałam, że wcale nie spodoba mi się to, co ma mi do powiedzenia. – Pan Paweł przychodzi do mnie, aby się poradzić.
– Poradzić?
– Otóż pani mąż myśli o rozwodzie. A ponieważ nie ma z kim na ten temat porozmawiać, to jako powiernika wybrał mnie.
Zamurowało mnie. I to nie tylko z powodu rozwodu, ale przede wszystkim dlatego, że mój mąż postanowił konsultować się w tej sprawie z księdzem.
– Ksiądz sobie żartuje? – zapytałam.
– Niestety nie – odpowiedział cicho proboszcz. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Mój mąż postanowił się ze mną rozwieść i postanowił ten temat obgadać z księdzem proboszczem. Czysty absurd.
– A dlaczego nie przyszedł z tym do mnie? – zapytałam wbrew sobie. Tak naprawdę nie miałam ochoty prowadzić tej rozmowy.
– Bo nie wiedział, co ma pani powiedzieć – usłyszałam.
No tak, raptem zabrakło mu języka w gębie.
– Zdradza mnie? – zapytałam prosto z mostu. Proboszcz tylko się skrzywił i powiedział, że o to powinnam zapytać swojego męża.
I taki właśnie miałam zamiar. Gdy tylko Paweł zjawił się w domu, to od razu na niego naskoczyłam.
– Chcesz się ze mną rozwieść? – zapytałam, zanim jeszcze zdjął buty.
Tak szczerze powiedziawszy, miałam nadzieję, że zaprzeczy. Chciałam, aby to wszystko okazało się jednym wielkim nieporozumieniem.
– Tak – usłyszałam jednak.
– Ale dlaczego? – zapytałam.
– Zakochałem się – usłyszałam krótką odpowiedź. I wtedy wszystko stało się jasne – nieobecności, wyjazdy i delegacje. Mój mąż miał kochankę i to dla niej postanowił zakończyć nasze małżeństwo.
– To dlaczego nie przyszedłeś do mnie, tylko do księdza?! – wykrzyknęłam.
– Potrzebowałem rady – usłyszałam cichy głos mojego męża. Nie mogłam w to uwierzyć. Ksiądz dowiedział się o moim rozwodzie znacznie wcześniej niż ja.
– I co ci poradził? – zapytałam ironicznie.
– Żebym walczył o to małżeństwo – powiedział. A ja poczułam nadzieję.
Jednak Paweł szybko ją zgasił.
– Ale ja nie chcę walczyć. Kocham kogoś innego.
Jeszcze tego samego dnia Paweł wyprowadził się z domu. Kilka tygodni później dostałam pozew o rozwód. Początkowo chciałam walczyć o to małżeństwo, ale potem zrozumiałam, że przecież do niczego go nie zmuszę. Pozwoliłam mu odejść.
Jednak do dzisiaj nie mogę mu wybaczyć tego, że w tak ważnej sprawie nie porozmawiał ze mną, ale poszedł konsultować się z księdzem. Tak jakby ksiądz miał jakiekolwiek pojęcie o małżeństwie i jego problemach. Teraz nie mogę spojrzeć w oczy naszemu proboszczowi. Czuję się upokorzona. Dlatego postanowiłam, że najlepszym wyjściem będzie opuszczenie tej mieściny i zamieszkanie w dużym mieście.
Halina, 37 lat
Czytaj także:
„Eks powtarzał mi, że jestem bezwartościowa. Teraz każdy komplement jest dla mnie jak siarczysty policzek”
„Wylałem ocean łez, czytając listy mojej byłej. Uświadomiłem sobie, że takie uczucie zdarza się w życiu tylko raz”
„Moja przyjaciółka patrzyła w męża jak w obrazek, a on ją zdradzał z kim popadnie. Musiałam wreszcie otworzyć jej oczy”