Nie minęło kilka chwil od rozpoczęcia seansu, a tu nagle komórka Pawła zaczęła wibrować. Po drugiej stronie odezwała się żona jego brata.
– Kasia, poczekaj, zaraz będę na miejscu – uspokajał ją, jednocześnie przyciszając dźwięk w telewizorze. – Jakoś to ogarniemy, a na razie zamknij gdzieś Bubę.
– A co tam się wydarzyło? – spytałam z ciekawością.
Wyszło na jaw, że Dariusz, brat mojego ukochanego, próbował własnoręcznie przyłączyć kuchenkę i został porażony przez prąd. Na szczęście nic poważnego mu się nie przytrafiło. Natomiast jego małżonka wpadła w jakiś amok, że przewody są nieosłonięte, kuchnia odsunięta od ściany i ich kot może się tam dostać i też oberwie prądem. Z tego powodu mój Paweł, zamiast spędzić miło czas przed telewizorem ze mną, aktualnie wiązał sznurówki w adidasach.
Dotarł do mieszkania tuż przed zakończeniem filmu. Kiedy przyrządzałam kolację, a morderca tłumaczył motywy zbrodni, dowiedziałam się, jak poszło zabezpieczanie przewodów i ustawianie kuchenki u szwagra. Kotek cały i zdrowy, Darkowi też nic się nie stało. Całe zdarzenie miało szczęśliwy finał.
Tylko ja spędziłam samotny wieczór
Kolejnego dnia mieliśmy zaplanowaną wizytę w urzędzie stanu cywilnego. Od paru tygodni zamierzaliśmy tam pójść, żeby ustalić termin ślubu, jednak dopiero teraz udało się nam dopasować terminarze i wygospodarować półtorej godziny w czasie przerwy obiadowej. Niestety, Paweł zadzwonił dokładnie w momencie, gdy sięgałam po torebkę.
– Skarbie, mam tu mały wypadek – tłumaczył pospiesznie, podenerwowany. – Koleżanka z pracy potknęła się i chyba ma złamaną rękę. Właśnie jadę z nią do szpitala. Do urzędu pójdziemy za tydzień.
Paweł nie dał mi szansy na odpowiedź, co oznaczało, że nie miałam okazji dopytać, czy w jego firmie faktycznie nie ma kogoś innego, kto mógłby przetransportować kontuzjowaną koleżankę z pracy na badanie rentgenowskie.
Tak naprawdę to właśnie ta jego chęć do pomagania innym i serdeczność względem wszystkich dookoła spowodowały, że straciłam dla niego głowę...
Nigdy nie zapomnę momentu naszego pierwszego spotkania. To ja wtedy miałam kłopot – reklamówka pękła mi na parkingu pod sklepem, a wszystkie zakupy rozsypały się dokładnie pod nadjeżdżający samochód. Kierowca poczerwieniał ze złości, zacisnął usta i gapił się, jak gorączkowo próbuję ogarnąć ten rozgardiasz. Następny w kolejce trąbił na mnie, żebym się pospieszyła. Wtedy nagle z auta stojącego kawałek dalej wyskoczył nie kto inny jak Paweł i pomógł mi pozbierać zakupy.
– Wrzućmy te rzeczy do worka na śmieci – powiedział, chwytając ciemną rolkę spod przedniego zderzaka samochodu wkurzonego faceta, który ciągle nas poganiał. – Całe szczęście, że nic się nie potłukło.
Przyznaję, że podczas tej sytuacji nic się nie zniszczyło, ale cały ten incydent tak mnie zdenerwował, że kiedy układałam zakupy w bagażniku, z moich oczu popłynęły łzy. Paweł od razu zaprosił mnie na rurki z kremem, aby poprawić mi humor. Dopiero później wyjawił, że tego dnia spieszył się na spotkanie w sprawie pracy i przez to, że mi pomagał, nie dotarł tam na czas. W tamtej chwili wydawało mi się to niesamowite. Oto spotkałam faceta o wielkiej wrażliwości, który był gotów nieść pomoc innym, nie zważając na konsekwencje. W dzisiejszych czasach każdy myśli tylko o sobie, ludzie nie przejmują się problemami innych, nie można polegać na ich bezinteresownej pomocy.
Sprawiał wrażenie prawdziwego bohatera
Jawił mi się zupełnie jak ktoś wyjątkowy, kto zasługuje na najwyższy szacunek, niemal jak święty. Bez względu na to, kto go poprosił o wsparcie, nigdy nie odmawiał – czy to niepełnosprawny, któremu trzeba było wnieść wózek do pojazdu komunikacji miejskiej, czy przyjaciel z pracy potrzebujący pomocy przy przeprowadzce, a może emerytka z sąsiedztwa, dla której Pawełek o północy pędził po środki przeciwbólowe do apteki czynnej przez całą dobę.
– Ten Paweł to fantastyczny młodzieniec – opowiadała mi później owa starsza pani z bloku.
Mojego chłopaka kochali wszyscy dookoła. Absolutnie każda osoba, która kiedykolwiek poprosiła go o przysługę, wiedziała, że na pewno się zgodzi. Ludzie darzyli go wdzięcznością i non stop słyszałam, jaki to mam fart, będąc w związku z tak fantastycznym facetem. Niemniej jednak jego wieczna chęć do pomocy w końcu zaczęła mnie irytować. Jasne, czułam się nic niewarta w porównaniu do mojego niemalże anielskiego faceta, ale naprawdę nie miałam ochoty, żeby pomagał kumplowi w przeprowadzce akurat wtedy, gdy mieliśmy jedyny wolny dzień w miesiącu.
Nie byłam zachwycona, kiedy Paweł przystał na to, żeby wyprać ciuchy całej rodziny swojej siostry, bo popsuła im się pralka. Niby to nie ja się z tym męczyłam, ale i tak działały mi na nerwy te torby wypchane brudnymi ubraniami, które zawalały przedpokój. Również kiedy jeździł po mieście i szukał całodobowego punktu aptecznego miałam do niego pretensje, mimo że to nie ja musiałam wygrzebać się z cieplutkiej pościeli na ten ziąb. Ale o poranku czekała nas podróż i bałam się, że Pawła zmorzy sen za kółkiem, więc koniec końców to ja siedziałam za kierownicą przez te pięćset kilometrów.
Ja ponosiłam konsekwencje
Ostatnimi czasy coraz bardziej rzucało mi się w oczy, że gdy mój Paweł wyświadczał komuś przysługę, to ja również ponosiłam tego skutki. Na przykład byłam zmuszona wybrać się na przejażdżkę rowerem z przyjaciółmi sama jak palec, bo mój chłopak akurat towarzyszył kuzynowi w podróży po auto z komisu. Innym razem samotnie oglądałam film, bo mój luby poszedł sprawdzić instalację elektryczną u brata, żeby jego kota nie trzepnął prąd...
Nasz wielki dzień zbliżał się wielkimi krokami, a na głowie wciąż mieliśmy masę spraw do ogarnięcia. Największy kłopot stanowił fakt, że w przeważającej części to na mnie spoczywał ciężar ostatecznych decyzji i ustalania cen, bo mój ukochany ciągle był zajęty innymi pilnymi sprawami, o załatwienie których ktoś go prosił. Pewnego razu utknęłam, negocjując warunki z kobietą od ślubnych dekoracji.
Nagle zaczęła kręcić i powiedziała, że jednak cena będzie wyższa, zaliczka też. Myślałam, że to już koniec i trzeba będzie szukać kogoś innego, ale to był taki czas, że nikt inny nie dałby rady tego ogarnąć w terminie, więc próbowałam ją jakoś udobruchać i tłumaczyć, że tak się nie robi. Paweł miał być ze mną na tym spotkaniu, ale akurat jego siostrzenica jechała na jakieś zawody i musiał ją tam podrzucić, bo jej rodzice z jakiegoś powodu nie mogli… Pamiętam, że ta babka od dekoracji w pewnym momencie zrobiła się strasznie nieprzyjemna.
– Mój czas jest bardzo cenny, pani Alu – rzuciła oschle. – Jak pani nie pasują nowe warunki, to nie widzę sensu, żebyśmy dalej o tym rozmawiały.
Wszystko było ważniejsze niż ja
W efekcie okazało się, że nie mam ekipy do przystrojenia sali weselnej. Na domiar złego organista, który miał przygrywać w trakcie ślubu, ni stąd, ni zowąd ogłosił swój wyjazd za granicę i nie zaproponował żadnego zastępstwa. Przygotowywanie uroczystości zaczęło mnie zwyczajnie przerastać. Czułam tylko narastający stres, a od przyszłego męża nie doczekałam się choćby odrobiny pomocy.
– Dość tego! – powiedziałam stanowczo. – Jestem dla ciebie najważniejszą osobą na świecie i to mnie powinieneś wspierać, a nie porzucać z całym tym bałaganem, bo tobie zachciało się ratować ludzkość!
Tamtego dnia doszło między nami do ostrej wymiany zdań. Według Pawła zachowywałam się samolubnie i nie potrafiłam wczuć się w sytuację innych osób, a ja miałam mu za złe, że jego współczucie kieruje się zawsze w stronę nieznajomych, a nie ku mnie.
– Przecież doskonale sobie radzisz w każdej sytuacji, a inni... – usiłował usprawiedliwiać całe grono swoich znajomych i członków rodziny, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.
– Co to znaczy „inni”? Nie mają możliwości wezwania fachowca od prądu, zorganizowania osób, które im pomogą się przeprowadzić albo zadzwonienia do własnych dzieci, żeby przywiozły im jakiś lek przeciwbólowy? Czy to zawsze ty musisz odwozić kogoś do szpitala, opiekować się osobami bez dachu nad głową, pomagać każdemu, kto tylko jest w potrzebie i przez to ciągle się spóźniasz na nasze randki? Zdajesz sobie sprawę, że przez tę twoją przeklętą bezinteresowność prawie w ogóle nie mamy dla siebie czasu? Bo ciągle znajduje się ktoś, komu jesteś potrzebny. Ale wiesz co? Ja również cię potrzebuję, Paweł! Może nie do dźwigania kartonów i podłączania sprzętów, ale strasznie, strasznie cię potrzebuję. Kocham cię, chcę żebyś był przy mnieeee…!
Po tych krzykach w końcu zalałam się łzami, a mój ukochany mnie przytulił, jakby nareszcie zrozumiał, że czuję się nieszczęśliwa. Że jeżeli nie stanę się dla niego priorytetem, to nie tylko ślub weźmiemy bez organisty, a przyjęcie odbędzie się w nieprzyozdobionej sali gimnastycznej, ale w ogóle możemy go nie mieć. Bo powiedziałam mu wprost, że mam już tego wszystkiego dosyć. I chcę, żeby poświęcał mi więcej czasu. Może nie cały swój czas, ale na pewno więcej niż dotychczas. Przygarnął mnie do siebie i złożył obietnicę, że od teraz nie będzie odwoływał naszych wspólnych planów tylko po to, by pędzić z pomocą innym ludziom.
– Alusiu, wiedz, że nic nie jest dla mnie tak ważne, jak ty – zapewnił, ale...
Nagle zadzwoniła jego komórka, akurat w tej chwili.
– Nie odbieraj – poprosiłam. – Znowu ktoś będzie cię ciągał na pomoc. A ja naprawdę potrzebuję twojego wsparcia w tym momencie...
Nie odebrał, jednak dzwoniąca osoba – po raz kolejny jego bratowa – okazała się nieustępliwa i wydzwaniała na okrągło. W końcu wyszło na jaw, że Kasia ugrzęzła z chorym kotem u weterynarza i nie była w stanie wrócić sama do domu, podczas gdy Darek przebywał poza miastem. Błagała szwagra o pomoc i podwiezienie jej.
– Kasiu, nie dam rady – oznajmił mój chłopak. – Złap taksówkę lub poproś kogoś o przysługę. Czeka mnie teraz coś pilnego do zrobienia.
Po zakończeniu rozmowy spytałam go zaniepokojona, o jaką pilną rzecz chodzi. Byłam przygotowana do bitwy, żeby nie pędził do innej osoby w celu udzielenia jej wsparcia.
– To ty jesteś moją pilną sprawą – odrzekł, przytulając mnie mocno.
Ten wieczór upłynął nam na seansach filmowych i relaksowaniu się na kanapie. Kasia się obraziła i zaczęła rozpowiadać każdemu, jaki to z jej szwagra nieużyty typ. W te narzekania włączyli się inni, którym raptem zaczął odmawiać następnych grzeczności. Nikt nie jest zadowolony i twierdzą, że to przeze mnie „taki wspaniały facet się zmarnował". I wiecie co? Mnie to w ogóle nie rusza. Bo ja go nie zepsułam.
Ja go tylko odzyskałam!
Alicja, 29 lat
Czytaj także:
„Przyszła teściowa złożyła mi propozycję nie do odrzucenia. Myślałam, że mnie testuje przed ślubem, ale myliłam się”
„Kolega zdradzał swoją żonę, a ja byłem w niej zakochany po uszy. Zamiast na lojalność, postawiłem na siebie”
„Wierzyłam, że nasze małżeństwo jest idealne. Podczas gdy ja myślałam o wspólnym obiedzie, on w myślach rozbierał inną”