Fakt, że Patryk chciał, żebym był jego świadkiem na ślubie, trochę mnie zaskoczył. Nie przyjaźniliśmy się jakoś mocno, po prostu chodziliśmy na te same zajęcia na uczelni i od czasu do czasu wyskoczyliśmy razem na piwo. Niemniej, ciężko odmówić w takiej sytuacji, dlatego przystałem na jego propozycję.
Nigdy się tak nie czułem
Moje życie wywróciło się do góry nogami, kiedy spotkałem Weronikę… To była miłość od pierwszej sekundy. Nigdy wcześniej nie sądziłem, że coś takiego może mi się przytrafić. Miała w sobie wszystko – urodę, błyskotliwość i poczucie humoru. A gdy mówiła o sztuce, aż kipiała z niej energia. Była dziennikarką w lokalnej gazecie, tworzyła teksty dotyczące życia kulturalnego i potrafiła wychwycić prawdziwe perełki.
Ona sprawiła, że moje cztery kąty zyskały nową duszę – na ścianach zawisło parę obrazów malowanych akwarelą, a na półkach zagościły figurki i gliniane cacka. Potrafiliśmy przegadać całe wieczory. Razem odwiedzaliśmy teatr, korzystając z biletów, które dostawała w pracy. Patryk wolał inne klimaty, więc to mnie zabierała ze sobą.
Odwiedzałem każdą istotną wystawę, o której później wspominała Weronika w swoich tekstach. W końcu dałem słowo jej małżonkowi, że będę miał na nią oko, kiedy on przepadał na całe dnie, niby to w robocie. Jasne, w robocie… Niby z wielką ochotą brał udział w przeróżnych szkoleniach i zebraniach, a do domu wracał nad ranem.
Patrzyłem z boku, jak zadawał jej ból
Moim zadaniem nie było dbanie o Werkę, lecz uważanie, by nie połapała się, co się święci. Niekiedy odnosiłem wrażenie, że poślubił ją tylko dlatego, że rodzice mu kazali. Kretyn. Nic dziwnego, że nie miał kumpli. Ja też bym go odesłał w diabły, a nie odgrywał rolę zasłony dymnej. Czułem do niego coraz większy wstręt, ale gdybym zupełnie zerwał z nim kontakt, straciłbym wymówkę do widywania się z Weroniką.
To było jednocześnie niebiańskie i piekielne doznanie. Gdy po wystawie zmierzaliśmy do włoskiej restauracji, spoglądałem na nią wzrokiem pełnym adoracji, a w brzuchu czułem motylki. Miałem nieodpartą chęć chwycić ją za ramiona, wyrzucić z jej głowy wszystkie myśli o Patryku, a potem bez opamiętania obsypywać pocałunkami… dopóki nie zostanę jedynym obiektem jej rozmyślań. Wtedy padały z jej ust słowa w rodzaju:
– Jaka szkoda, że Patryk znów musiał być na zebraniu. Na pewno również by mu się to spodobało…
Jemu? Ja nie potrafiłem wyleczyć się z tej miłości, a ona nie umiała dostrzec swojego małżonka w innym świetle niż przez różowe okulary. Obydwoje byliśmy w beznadziejnej sytuacji.
– No tak… – mamrotałem pod nosem, kierując spojrzenie z powrotem na swoje spaghetti i starając się nie zauważać, że motylki w brzuchu przeobraziły się w wielki, ciążący mi na żołądku, niestrawny głaz.
Miałem szansę zostawić to za sobą
Rzucić robotę w cholerę, spakować manatki i wyjechać gdzie pieprz rośnie. Poznać jakąś fajną babkę, z którą stworzyłbym prawdziwą rodzinę i miał gromadkę super dzieciaków. Niby nic prostszego, a jednak coś mnie blokowało. I tak życie przeciekało mi przez palce. Kochałem ją do szaleństwa i z zazdrości o tego palanta gotowałem się ze złości. On zupełnie nie doceniał, jakie ma szczęście, a Wera była kompletnie zaślepiona. Nie zauważała, że Patryk puszcza się z każdą laską po kolei, tak samo jak nie dostrzegała moich uczuć.
Westchnąłem, gdy usłyszałem następną propozycję pełną sprzeczności. Nie da się ukryć, iż marzyłem o randce z moją ukochaną. Jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że czeka mnie kolejny wieczór pełen słodko-gorzkiej udręki, podczas którego będę w myślach odtwarzał wyznania, na które wciąż nie mogę się zdobyć, a potem nadejdzie noc bez zmrużenia oka.
Sytuacja potoczyła się nieoczekiwanie. W mieszkaniu Wery natknąłem się na obcego gościa. Wyglądał na nieco starszego ode mnie i sprawiał wrażenie, jakby łączyła go z Weroniką jakaś zażyłość, bo zachowywali się przy sobie dość luźno. Ogarnął mnie niepokój. Co, jeśli ten koleś mi ją odbije? A może w ogóle nie interesuje go to, że jest już zajęta i całkowicie oddana swojemu mężowi?
Luz, stary, gdyby w jej życiu pojawił się ktoś ważny, to raczej by ci o tym napomknęła...
– Wojtek wykłada na uniwersytecie, gdzie kiedyś się uczyłam – mówiła. – Kiedy tam chodziłam, to dopiero zaczynał doktorat, ledwo skończył studia. Zajęcia z nim to była pestka, nie to co z niektórymi, haha...
Delektowaliśmy się pizzą, którą Weronika przyrządzała w taki sposób, że można by pomyśleć, iż wychowywała się na tyłach lokalu serwującego to włoskie danie. Plotkowaliśmy, oglądaliśmy jakiś film. Byłoby sympatycznie, gdyby tylko Werka nie wymykała się tak często do kuchni – to przynosząc jakieś pyszności, to idąc nalać wina, chociaż Wojtek poprzestał na pojedynczej lampce trunku. Lecz gdy zaczął już zbierać się do wyjścia, usłyszałem coś, co zupełnie wytrąciło mnie z równowagi:
Złapałem za płaszcz i zwiałem jak najdalej
– Piotrek, może pójdziesz z Wojtkiem, żeby go odprowadzić? Będę spokojniejsza…
Spojrzałem na nią przymrużonymi oczami. Później na tego faceta. Ja mam go niby pilotować do chaty? Koleś ma już grubo ponad 20 lat, nie schlał się aż tak, chyba da radę sam wrócić. Na co mu obstawa jakiegoś typa, którego dopiero co poznał?
– Daj spokój, nie trzeba… – mamrotał pod nosem, chociaż nic nie wskazywało na to, żebym miał zamiar wstać. Być może właśnie to sprawiało, że zachowywał się tak nerwowo. Zbierał się coraz pośpieszniej, pożegnanie stawało się z minuty na minutę bardziej niezręczne, a on poczerwieniał aż po same uszy…
Kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi, Weronika czmychnęła do kuchni. Ruszyłem jej śladem. Akurat wkładała talerze do zmywarki. Robiła to z przejęciem, zupełnie jakby niewłaściwe poukładanie widelców i noży mogło wywołać jakąś tragedię.
– O co tam chodziło?
Odwracała ode mnie wzrok.
– Nie wiem, o czym mówisz.
– Daj spokój. Stresujesz się tym, że Wojtuś będzie wracał sam do chaty? Przecież to duży chłop. Nikt go nie zaatakuje ani nie wykorzysta. A jeśli tak się o niego martwisz, to dlaczego nie może wziąć taryfy? Wera, co ty knujesz?
– Rany, to oczywiste jak słońce. Wojtka każdy by polubił, pasowalibyście do siebie Daj spokój, nie musisz niczego ukrywać, przecież się przyjaźnimy. Czemu nie powiedziałeś wcześniej?
– Że co?! – całe szczęście, że nic akurat nie piłem, bo kuchnia byłaby cała w plamach. – Do cholery, nie lubię facetów! – ryknąłem tak głośno, że pewnie sąsiedzi dwa bloki dalej mnie usłyszeli.
Ja do nich nic nie mam. Ale kiedy Weronika, którą kochałem, zasugerowała, że kobiety mnie nie kręcą, to po prostu się wkurzyłem. Poczułem się, jakby ktoś mi napluł prosto w twarz, serio.
– Mam tego dosyć… – machając rękami w geście bezsilności, westchnąłem ciężko. – Dość tego. Słuchaj, nie jestem taki, wolę kobiety. A w zasadzie to tylko ty mnie kręcisz. Kocham cię, odkąd pamiętam. Naprawdę tego nie czujesz? A może tylko udajesz i po prostu ci na rękę, że zawsze jestem pod telefonem?
– Piotrek, przepraszam, że tak powiedziałam, ale nie przypominam sobie, żebyś chodził z jakąkolwiek dziewczyną. Do tego lubisz sztukę, a ja przecież jestem żoną Patryka, na naszym ślubie byłeś świadkiem… – plątała się w słowach.
– Dokładnie. My o tym cały czas pamiętamy, ale Patryk jakby zapomniał. Wiesz co, możesz myśleć, że jestem wredny i po prostu chcę się odegrać, ale mam dość krycia tego kretyna. A jeśli chodzi o moją miłość do sztuki – to tylko i wyłącznie przez ciebie, dla ciebie. Jakbyś kochała łowienie ryb, też bym się w to wkręcił.
Złapałem za płaszcz i opuściłem mieszkanie, nie oczekując żadnego odzewu. Połowę nocy spędziłem na włóczeniu się po ulicach, licząc na to, że chłodne podmuchy wiatru pozwolą mi odzyskać trzeźwość umysłu, a telefon od Werki w końcu zadzwoni. Cisza. Minął tydzień, potem drugi, miesiąc i kolejne trzy… A przecież do tej pory spotykaliśmy się nie rzadziej niż dwa razy na tydzień.
Dotarło do mnie, że to już ostateczne zakończenie. Czas było wyrzucić ją z głowy, przestać jej pożądać, zapomnieć o miłości do niej... Była przecież mężatką, a najwyraźniej fakt, że Patryk olał ślubne przyrzeczenie, zupełnie jej nie przeszkadzał. Może darzyła go takim samym uczuciem, jakim ja pałałem do niej? Całkiem możliwe, że w ogóle nie postrzegała mnie jako mężczyznę – co więcej, było to bardzo prawdopodobne, skoro próbowała mnie zeswatać z kolegą. A niech to wszystko jasny szlag trafi...
Nagle Wera stanęła przede mną
Był to naprawdę śliczny dzień. Promienie słońca wpadały przez okna biura, a ja myślałem tylko o tym, aby zasunąć żaluzje – niech zapanuje mrok i przygnębienie, jak w moim sercu. Denerwowały mnie pootwierane okna, przez które docierał do mnie gwar pogaduszek, chichotów i dźwięki zadowolonych z życia ludzi, tętniącego wiosenną aurą miasta. Miałem ochotę cisnąć wypowiedzeniem w robocie i pojechać na drugi kraniec kraju, najchętniej do jakiejś zapadłej dziury.
Wyszedłem z firmy i nagle ją dostrzegłem. Tuż obok mojego samochodu. Ubrana w elegancką kieckę, która jeszcze mocniej podkreślała jej drobną sylwetkę. O rany, jeden rzut oka wystarczył, bym pojął, że przepadłem na amen. Że nigdy nie zdołam wyleczyć się z tej miłości, że na zawsze pozostanę tym zakochanym po uszy głupkiem bez szans na szczęśliwy związek, bo los skazał mnie na wieczną samotność. Nie byłbym w stanie dłużej okłamywać siebie ani żadnej innej dziewczyny...
Gdy usiłowałem ją zignorować i pójść w drugą stronę, ona i tak mnie dopadła, zastępując mi drogę.
– Złożyłam papiery rozwodowe – oznajmiła bez owijania w bawełnę. – Miałeś rację odnośnie Patryka. Dowiedziałam się o jego… ostatnim „wyjeździe służbowym” i… i potrzebowałam trochę czasu dla siebie, żeby to przetrawić, dojść do siebie, przemyśleć sprawy…
– Wspaniale. Powodzenia na nowej drodze życia – odparłem oschle.
Chciałem ją wyminąć i oddalić się stamtąd, jednak na to nie pozwoliła. Ponownie zagrodziła mi drogę.
– Wiesz, ja… nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że… między tobą a mną, że mogłoby coś być… Ale gdy tylko zaczęłam to rozważać, nie potrafiłam wyrzucić tej myśli z głowy. Dlatego potrzebuję mieć pewność. Muszę to sprawdzić. Wybacz mi.
Nagle pokonała dzielący nas dystans, chwyciła mnie delikatnie za policzki i złączyła nasze usta w czułym pocałunku. Poczułem zawrót głowy, kompletnie oszołomiony. Jej cudowna woń i smak ust całkowicie mnie pochłonęły, przejęły nade mną kontrolę. Zupełnie zdębiały, wciąż nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. W końcu jednak otrzeźwiałem i przyciągnąłem ją do siebie, kurczowo, jakby w obawie, że zaraz się rozmyśli albo po prostu rozpłynie w powietrzu.
Nie rozmyśliła się. Zamiast tego zamieszkała razem ze mną. Wśród moich akwareli znalazły się jej płótna, a pomiędzy moje rzeźby i ceramikę wplotła swoje dzieła. Pojawiły się również jej poduszki, a choć jest taka filigranowa, zajmuje więcej niż pół łóżka. Przejęła także każdy wolny kąt w szafach, komodach, kuchni i łazience. I jest wspaniale. Czekałem na to całą wieczność i nareszcie moje marzenie się spełniło. Nigdy bym nie przypuszczał, że mogę darzyć Weronikę jeszcze głębszym uczuciem, ale okazuje się, że moje serce jest dla niej niczym studnia bez dna.
Piotr, 37 lat
Czytaj dalej:
„Tyrałem na dwa etaty, żeby żona miała na kosmetyczkę. Tak mi dziękowała, że aż opowiadała o tym sąsiadowi w łóżku”
„Zakochałem się w uczennicy. Codziennie śniłem o tym, co by się stało, gdybym się odważył wyznać swoje uczucia”
„Zajmowałem się sąsiadką, gdy jej mąż harował na emigracji. Nie pozwoliłem, by ich małżeńskie łoże ostygło”