– Co robicie, moje małe damy? – rzuciłam od progu, zaglądając wieczorową porą do pokoju wnuczek.
W środku panowała nietypowa cisza. Obie wpatrywały się jak zaczarowane w ekran komputera, skupione na tym, co się tam wyświetlało.
Poczułam lekki niepokój. Tyle się ostatnio słyszy o rozmaitych zagrożeniach czyhających na dzieciaki w sieci! A ja byłam teraz za nie odpowiedzialna, musiałam mieć oczy dookoła głowy.
– Oglądamy zdjęcia z wakacji – odparła Marylka, starsza z dziewczynek. – Tatuś w końcu przerzucił je na komputer.
– Spójrz, babciu, tutaj mamy zdjęcia z ogrodu zoologicznego – z uśmiechem oznajmiła Zuzia, młodsza wnuczka. – Ale cudne te tygrysy! Całe stadko…
– O, a na tym ujęciu Zuzia zmyka przed pawiem! – chichotała Marylka.
– Ale ze mnie gapa! Przestraszyć się jakiegoś ptaszyska…
Zbliżyłam się do komputera i spojrzałam na ekran
Na wyświetlonej fotografii zobaczyłam moją małą wnusię, która w panice zmykała przed rozłożystym ogonem dumnie prezentującego się pawia. Przyszło mi do głowy, że mój zięć naprawdę rewelacyjnie uchwycił to ujęcie.
– Paw po prostu potwornie zaszeleścił, kiedy rozpostarł swój ogon – tłumaczyła sześcioletnia Zuzia. – Całkiem mnie to zaskoczyło! Zbliżyłam się do niego, bo te ptaki spacerowały swobodnie po ścieżkach, nie trzymali ich w klatkach. A ten nagle zaczął wirować i rozkładać swoje pióra. Inne pawie nie miały tak dużych ogonów.
– To prawdopodobnie były samce – wyjaśniłam. – U ptaków, i nie tylko u nich, ale też u innych zwierząt, właśnie samce mają albo oszałamiające upierzenie, albo potężne rogi, albo imponującą grzywę, jak na przykład lew.
– A z jakiego powodu? – jednocześnie zapytały siostry.
– Cóż, w przyrodzie chodzi o to, żeby samiec przyciągnął wzrok samiczki podczas okresu godowego, kiedy zabiega o jej przychylność. Może to zrobić choćby takim wspaniałym, dużym, barwnym ogonem, jak u pawia, albo imponującymi rogami, które posiada jeleń – cierpliwie wyjaśniłam wnuczkom. – W ten sposób przyciąga jej uwagę i podbija jej serduszko – zakończyłam wywód.
– Ludzie też mają podobnie? – zapytała Marylka, po czym od razu stwierdziła: – Raczej nie, przecież to kobiety ładnie się ubierają, zajmują się włosami, ozdabiają paznokcie lakierem, a nie panowie.
Parsknęłam śmiechem.
– Wiesz, u nas, u ludzi, to wygląda nieco odmiennie – powiedziałam. – Chłopaki również zabiegają o sympatię dziewczyn, które sobie upatrzyli, ale czynią to zgoła odmiennie od pawi. Nie paradują w kolorowych piórach. Starają się zwrócić na siebie uwagę kobiet tym, co robią, tym, co osiągają. Dbają o nie, troszczą się, okazują uczucia, a do tego przynoszą cudne bukiety i wręczają podarunki.
I zaczęłam snuć opowieść o walecznych wojach z czasów średniowiecza, którzy potykali się w turniejowych zmaganiach, nosząc na sobie kolory wybrane przez ich wybranki serca. Z wielką dumą prezentowali otrzymane od ukochanych drobiazgi, takie jak rękawica albo kokardka.
– Ale dlaczego to robili? – ze zdziwieniem spytała malutka Zuzia.
Zerknął na mnie figlarnie kątem oka
– Przypinali te wstążki do pancerza, a następnie chodzili z nimi blisko serca – mój uśmiech pojawił się na twarzy. – Ponieważ czuli się zaszczyceni, że wstążka była dotykaną ręką ich damy serca. I to im w zupełności wystarczało do odczuwania radości.
– Cóż za romantyczna historia… – Marylka westchnęła głęboko.
W tej chwili do sypialni naszych córek wszedł Marek, mój mąż. Najwyraźniej dosłyszał naszą rozmowę, gdyż kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu i spojrzał na mnie z charakterystycznym figlarnym błyskiem w oku.
– Czy wiecie, że wasza babcia w młodości również miała się za damę, a mnie widziała w roli swojego rycerza? – rozbawiony, zasiadł przed ekranem komputera, a Zuzia w mgnieniu oka znalazła się na jego kolanach. – Była wtedy taką romantyczką, zupełnie niepasującą do tamtych czasów, ale mnie akurat to przypadło do gustu… – na chwilę odpłynął myślami w przeszłość, po czym parsknął śmiechem, potrząsając głową. – Wiecie, co wasza babcia sobie ubzdurała?
– Daj spokój – powiedziałam, wcinając mu się w słowo. – Zamierzchła przeszłość, wieki temu.
Lecz wnuczki już złapały haczyk i nie dawały dziadkowi spokoju.
– Powiedz, powiedz! Błagamy! – Marylka mocno ściskała rękaw jego koszuli, podczas gdy Zuzia wtuliła się w jego szyję, oplatając ją swoimi cienkimi ramionkami.
– Chyba lepiej będzie, jak ja wam to opowiem – wtrąciłam pospiesznie. – Dziadek na pewno doda od siebie mnóstwo szczegółów i przesadzi, a przecież to tak naprawdę nic wielkiego, tylko mały kamyczek – powiedziałam z psotnym uśmiechem, zerkając na mojego ukochanego.
Przy nim serce biło mi mocniej
Tamtego lata, niedługo po zdaniu matury, odwiedziłam krewnych mieszkających na wsi. Ich dom był wprost magiczny – wiekowy, wypełniony antykami tchnącymi przeszłością, z zabytkowymi obrazami i innymi skarbami, o które dbano z najwyższą pieczołowitością. Wysłuchiwałam opowieści o wielkich uczuciach, bolesnych pożegnaniach w czasie wojny i szczęśliwych powrotach; zaczytywałam się w listach sprzed lat, podziwiałam pamiątki rodzinne będące świadkami minionych czasów i wydarzeń. Głowa pękała mi od natłoku wszystkich tych historii, śniłam tylko o przeżyciu równie wielkiej, romantycznej miłości – dokładnie takiej, o jakich usłyszałam od ciotki.
Gospodarstwo wujka i cioci znajdowało się w niezwykle urokliwym miejscu, tuż przy granicy z puszczą, nad samym jeziorem. Nad jego taflą, jak zawsze w sezonie letnim, harcerze rozłożyli swoje namioty. Prawie każdego dnia wpadali do wujostwa, żeby zaopatrzyć się w świeże warzywa i owoce, a czasem również nabiał. Przy okazji zapraszali mnie i moją kuzynkę Anię na wieczorne ogniska albo wodne eskapady kajakami.
Chętnie korzystałyśmy z tych propozycji, tym bardziej że wśród harcerzy nie brakowało naprawdę atrakcyjnych chłopaków. Mnie szczególnie wpadł w oko pewien wysoki, ciemnowłosy druh o imieniu Marek. Miałam wrażenie (a przynajmniej tak mi się zdawało), że on także spoglądał na mnie z sympatią i chętnie przebywał w moim towarzystwie.
To słoneczne letnie popołudnie spędzałam z moją przyjaciółką Anią, zrywając w sadzie dojrzałe wiśnie. W pewnym momencie do wujka przyszli harcerze, żeby kupić od niego ziemniaki. Wśród nich dostrzegłam Marka, na którego widok mocniej zabiło mi serce. Bardzo się ucieszyłam, kiedy po załatwieniu swoich spraw postanowili do nas dołączyć. Rozsiedliśmy się wygodnie pod rozłożystą jabłonią. Ania przyniosła nam dzbanek świeżej, zimnej wody i butelkę domowego soku z malin, a chłopaki poczęstowali nas cukierkami, które mieli ze sobą.
Gawędziliśmy w najlepsze. Koledzy sypali zabawnymi opowieściami, które wprawiały nas w doskonały nastrój, a moje serce tłukło się jak oszalałe. Tuż obok przycupnął Marek, na tyle blisko, że czułam dotyk jego ramienia na mojej skórze. Niczego więcej nie potrzebowałam do pełni szczęścia. Akurat włożyłam do buzi landrynkę i chciałam odłożyć papierek, ale zawiał delikatny zefirek, wyrwał mi go z ręki i cisnął pod stopy.
Nachyliłam się, żeby podnieść papierek, ale Marek zareagował błyskawicznie. Zerwał się z ławki i ukląkł na jednym kolanie, pochwycił śmieć, a następnie musnął delikatnie mój sandał. Ciarki przebiegły mi po plecach. Wstrzymałam oddech, zastanawiając się, co nastąpi za moment…
– Mogłabyś trochę przesunąć stopę? – spytał Marek praktycznym tonem.
Zdziwiona wycofałam nogę i obserwowałam jego poczynania. On tymczasem podniósł leżący na ziemi kamyczek, lśniący w słonecznym blasku, z którym jeszcze przed momentem miał kontakt mój but. Przez chwilę oglądał go uważnie, następnie dmuchnął na niego, delikatnie wytarł go chusteczką i umieścił w kieszonce swojej koszuli, blisko serca.
– Cudowny – wyszeptał, spoglądając mi prosto w oczy.
Wprost zabrakło mi tchu
Moja głowa pełna była starych, romantycznych historii, dlatego od razu przyszło mi do głowy, że Marek to taki współczesny książę z bajki. Podniósł ten mały kamyczek z taką czcią i szacunkiem – tylko z tego powodu, że musnęła go moja noga. A teraz nosi go blisko serca...
– Dziadku, naprawdę wtedy byłeś w harcerstwie? – zapytała zaciekawiona Marylka. – I rzeczywiście ten kamień schowałeś przy sercu, bo babcia go przypadkiem dotknęła stopą? – spojrzała na niego z podziwem.
– Oj, dziecko kochane, co ty sobie wyobrażasz?! – Marek wybuchnął śmiechem. – Gdy pochyliłem się, żeby podnieść papierek od cukierka, zauważyłem ten kamyk. Akurat niedawno skończyłem drugi rok studiów geologicznych, więc od razu wiedziałem, co to jest. To był przecież fantastyczny egzemplarz kwarcytu, jakiego brakowało w mojej kolekcji. No to go podniosłem. A wasza babcia sobie ubzdurała, że zrobiłem to z wielkiej miłości do niej!
– Ożeniłeś się jednak z babcią, prawda? – z ciekawością w głosie spytała Zuzia.
– Tak, bo od razu wpadła mi w oko ta dziewczyna, a w zasadzie jej nogi. Gdy podnosiłem ten kamyk, to miałem świetną okazję im się dokładnie przyjrzeć – Marek zerknął na mnie porozumiewawczo. – No i zakochałem się w niej. Jak się potem okazało, z wzajemnością. Ale żeby nosić przy sercu kamień, którego dotknęła jej stopa…
– No tak, tak, ja rozumiem – skinęłam głową. – W końcu określiłeś go mianem szczęśliwego kamyczka i trzymasz go po dziś dzień w swojej kolekcji, mimo że potem udało ci się zdobyć ładniejsze egzemplarze!
Wnuczki nie odpuściły dziadkowi, póki nie zaprezentował im naszego kamyczka. Spoczywał on w gablocie pośród setek innych okazów, które przywiózł z rozmaitych zakątków globu.
Marek ma prawo do własnego zdania, ale ten mały kamyczek był dla nas źródłem autentycznej radości przez długi czas.
Barbara, 60 lat
Czytaj także:
„Żona mnie zostawiła, bo nie kupiłem jej wczasów w Egipcie. Wolała leżeć pod palmami, niż remontować dom po babci”
„Moja nastoletnia córka z każdej dyskoteki wraca z nowym chłopakiem. Pół wsi ją obgaduje, a ja nie wiem, co robić”
„Szukałem szczerej miłości, ale kobiety widziały we mnie tylko wypchany portfel. Żeby sprawdzić Julię, udawałem biedaka”