„Mój mąż to obsesyjny zazdrośnik. Najchętniej zamknąłby mnie na wieży, byle żaden samiec na mnie nie łypał okiem”

obrażona para fot. iStock, Xavier Lorenzo
„Kiedyś te jego słowa głęboko mnie poruszały. Traktowałam je jako oznakę silnej więzi między nami. Obecnie czuję się, jakbym się dusiła, jakby brakowało mi powietrza. Atakował mnie z każdej strony, pozbawiając jakiejkolwiek prywatności i tej odrobiny życiowej przestrzeni, którą pragnęłam zachować wyłącznie dla siebie”.
/ 30.05.2024 21:15
obrażona para fot. iStock, Xavier Lorenzo

Do niedawna takie jego słowa wywoływały u mnie prawdziwe wzruszenie. Odbierałam je jako oznakę silnej więzi. Ale teraz zaczęło mi po prostu brakować tchu. Miałam wrażenie, że osacza mnie zewsząd, odbierając mi prywatność i tę odrobinę przestrzeni w życiu, którą pragnęłam zachować wyłącznie dla siebie.

Każda koleżanka mi zazdrościła mi Wojtka

Część z nich twierdziła, że nie potrafią znaleźć nikogo odpowiedniego, bo to ja zgarnęłam jedynego wartościowego mężczyznę na tej planecie. Faktycznie, przy jego boku pozostali faceci wypadali nijak. Los mi sprzyjał, że to ja wpadłam mu w oko. Nasz związek był wręcz doskonały. Przy nim kwitłam, otulona adoracją i troską. Zawsze mogłam na niego liczyć, wszystko robiliśmy wspólnie. Gdy musieliśmy się rozdzielić na parę godzin, dzwonił do mnie.

Darzyłam go bezgranicznym zaufaniem. Akceptował mnie w pełni, taką, jaka jestem; nie próbował nic zmieniać ani wywlekać mi niedoskonałości. Czułam, że jestem dla niego bardzo ważna. To miał być nasz związek do grobowej deski…

Nie cierpię facetów, którzy zmieniają kobiety jak rękawiczki. Tych, którzy oglądają się za każdą ładną dziewczyną. Wojtek taki nie był. W jego oczach to ja byłam najwspanialsza.

Czasami trochę przesadzał, wydzwaniając do mnie co godzinę, kiedy byłam w pracy. Powtarzał, jak bardzo za mną tęskni i odlicza czas do  spotkania. Szefowej nie za bardzo się to podobało, więc wyciszyłam telefon, ale i tak miała do mnie pretensje, że ciągle mam aparat przy uchu. Mówiła, że nie sprzyja to skupieniu na pracy, a prywatne sprawy mogę załatwiać po godzinach.

Zazdrosna jędza. Pierścionek, który podarował mi przy oświadczynach nosiłam niedługo.

– Zostań moją żoną, po co zwlekać? – wyszeptał mi do ucha Wojtek, gdy wsuwał go na mój palec.

Nasz ślub odbył się w środku zimy, tak szybko jak tylko było to wykonalne w urzędzie. Ceremonia kościelna musiała poczekać, ponieważ konieczne były przygotowania do sakramentu, ogłoszenia…

To wszystko było dość czasochłonne, a mój ukochany bardzo się spieszył, zupełnie tak, jakby obawiał się mojej ucieczki. Widziałam, jaki był zadowolony, gdy po raz pierwszy mógł nazwać mnie oficjalnie i publicznie „swoją małżonką”! Czułam się przez to wyjątkowo.

Początkowe symptomy zlekceważyłam

Mój partner coraz rzadziej telefonował do mnie kiedy byłam w pracy, ale za to coraz częściej wpatrywał się w zegarek. Kwadrans mojego spóźnienia stanowił już poważny problem.

Początkowo sądziłam, że po prostu martwi się o moje bezpieczeństwo i jest  na tym punkcie przeczulony. W rzeczywistości jednak on obliczył dokładnie, ile czasu zajmuje mi powrót do domu i kurczowo trzymał się tego wyliczenia. Niestety, nie uwzględniał przy tym możliwych utrudnień w ruchu na drogach czy sytuacji, gdy autobus odjeżdżał mi w ostatniej chwili.

By uniknąć tłumaczeń, pędziłam do mieszkania ile sił. W mojej głowie pojawiał się wtedy obraz twarzy męża. Oczekiwał na mnie zestresowany, a jego zdenerwowanie rosło z czasem. Kiedy w końcu pojawiałam się w drzwiach wejściowych, łapczywie chwytając powietrze, brał mnie w ramiona i przytulał do siebie tak mocno, jakbym cudem uniknęła jakiejś tragedii.

Swego czasu podjęłam z nim nawet ten temat rozmowę, ale niestety, efekt był zupełnie odwrotny do zamierzonego.

– Nie pojmuję czemu nie jesteś w stanie wracać do mnie w normalnych godzinach! – wrzeszczał. – Daruj sobie tłumaczenia. Ktoś, kto nie ma nic „za uszami”, nie musi niczego wyjaśniać. Co takiego przede mną zatajasz? Jedynie tobie autobusy odjeżdżają sprzed nosa, wyłącznie ciebie przełożona trzyma w pracy po godzinach. Mam dość wysłuchiwania tych bredni!

Zwariowałeś do reszty?! O co ci tak naprawdę chodzi?

– Nie rozumiesz tego, że ja tu na ciebie czekam? Jesteś moją małżonką, nazywasz się tak, jak ja. Nie będziesz się szwendać po mieście, cholera wie z kim i gdzie! – wykrzykiwał w amoku.

Nie widziałam go wcześniej w podobnej sytuacji

Był kompletnie głuchy na to, co mówię, jakby nieobecny. Miałam wrażenie, że za chwilę mnie uderzy. Wystraszyłam się nie na żarty. W panice schroniłam się w toalecie, szybko zamykając za sobą drzwi. Wybuchłam płaczem.

Co się nagle w nim zmieniło? Czemu zachowuje się wobec mnie w taki przykry sposób?!

Błagał mnie, abym w końcu wyszła z łazienki. Zapewniał o swoim ogromnym uczuciu i przekonywał, że nigdy by mnie nie skrzywdził. Gorliwie przepraszał. Wciąż zastanawiając się, czy postępuję słusznie, nieśmiało uchyliłam drzwi. Wojtek od razu czule mnie przytulił i znowu wszystko wróciło do normy. Zapanowała harmonia.

Postanowiłam więc bardziej przykładać wagę do tego, o której wracam do domu. Stwierdziłam, że takie coś ma sens. W końcu miałam cudownego małżonka… Przecież chyba niewielkim kosztem za jego ogromną miłość do mnie było pojawianie się w domu na czas.

Bardzo się ucieszyłam, kiedy odezwała się do mnie Joanna. W liceum łączyła nas bliska przyjaźń, ale później, jak to często bywa, kontakt się urwał. Ogromnie nad tym ubolewałam. Asia przyjechała na parę dni z Irlandii, gdzie od dłuższego czasu mieszkała.

Wpadła na pomysł, żeby zorganizować spotkanie naszej dawnej klasy i urządzić „zjazd absolwentów po latach”. Ona dużo lepiej wiedziała, co się dzieje u naszych dawnych znajomych. Odnowiła bowiem kontakty z dawnymi kumplami i koleżankami przez social media.

Sporo moich licealnych koleżanek przeprowadziło się na dobre do poza granice naszego kraju. Klasowy rozrabiaka, którego nikt w sumie nigdy nie brał na poważnie, teraz jest szanowanym neurochirurgiem, a szkolna celebrytka, Kaśka, gra role drugoplanowe w popularnych zagranicznych serialach.

Byłam naprawdę zaskoczona

Na spotkanie zdecydowaliśmy się iść do greckiej knajpki. W planach mieliśmy porządną kolację, plotki, a potem mieliśmy pójść w miasto.

Gdy zakończyłam pogawędkę z Asią, odezwał się Wojtek, który do tej pory przysłuchiwał się w ciszy.

– Planujesz się gdzieś wybrać?

Radość, która mnie rozpierała, nagle gdzieś się ulotniła, a jej miejsce zajął dobrze mi znany lęk. Jego spojrzenie było tak bardzo chłodne, zupełnie jak tamtego pamiętnego dnia, kiedy zrobił mi awanturę. Wyjaśniłam mu więc całą sytuację. 

– Nie wybierzesz się tam w pojedynkę – oświadczył lodowatym tonem. – Czy to prawda, że na zaproszeniu nie ma mowy o mężach i żonach? Co tam się będzie działo? Masz przede mną jakieś sekrety? A może chcesz znów nawiązać kontakt ze swoją pierwszą szkolną miłością, co? Super okazja, nie ma co. To sporo wyjaśnia… Bez męża przy sobie będzie ci zdecydowanie prościej.

To, o co mnie oskarżał było niedorzeczne!

– Słuchaj, jak masz ochotę, to pójdź razem ze mną – odpowiedziałam. – Wiem, że pewnie będziesz się czuć trochę niezręcznie, bo nikogo tam przecież nie znasz, ale damy radę…

Byłam pewna, że nie zgodzi się na takie rozwiązanie. Ale grubo się pomyliłam.

– Okej, chodźmy więc razem. Gdzie ty, tam i ja, zapomniałaś już? Nieważne, co się dzieje i kiedy, trzymamy się razem, na dobre i na złe.

Pamiętam, jak kiedyś te jego słowa głęboko mnie poruszały. Traktowałam je jako oznakę silnej więzi między nami. Obecnie jednak czuję tak, jakbym się dusiła, jakby brakowało mi powietrza.

Atakował mnie z każdej strony, pozbawiając jakiejkolwiek prywatności i tej odrobiny życiowej przestrzeni, którą pragnęłam zachować wyłącznie dla siebie. Mimo to wolę, żeby poszedł tam razem ze mną, zamiast później urządzać mi sceny zazdrości.

Ekipa z liceum stanęła na wysokości zadania

Kiedy już opowiedzieliśmy sobie, co u kogo słychać i wychyliliśmy parę kieliszków wybornego greckiego winka, poczuliśmy się znowu jak beztroscy małolaci.

Śmialiśmy się, wspominając dawne wybryki, przedrzeźnialiśmy znienawidzonych belfrów, próbowaliśmy nawet odtworzyć przebieg pewnej imprezy, której, rzecz jasna, nikt za dobrze nie kojarzył.

Nagle zerknęłam na męża. Patrzył na mnie z grobową miną, wbijając we mnie wzrok. Od razu straciłam humor. Co tym razem? Zazdrości mi, że dobrze się bawię? Popatrzyłam na niego wyzywającym wzrokiem. W tym momencie zerwał się na równe nogi i chwycił mnie mocno za ramię.

– Powoli się zbieramy. Moja małżonka trochę przesadziła z drinkami i nie najlepiej się czuje – rzucił do moich kumpli.

– Aj, to boli – usiłowałam uwolnić się z jego uścisku. – Zostaw mnie, nigdzie nie idę.

Siedzący przy stole patrzyli na całe zajście nie dowierzając, co się właśnie stało. Nikt z nich nie ogarniał sytuacji. Jako pierwszy do akcji wkroczył Andrzej.

– Wyluzuj, człowieku, nie szarp małżonki za ramię. Mieliśmy w założeniu świetnie spędzić czas w swoim towarzystwie i dobrze by było, gdyby tak zostało. Nikt tu na pewno nie przesadził z procentami, a już na bank nie twoja żona. O co ty się czepiasz?

– Zostaw ją w spokoju – Asia nagle podniosła głos. – Ona nie należy do ciebie. Skoro woli zostać, to pewnie ma ku temu powody. Nie w moim stylu jest się mieszać, ale to co wyprawiasz, kompletnie mi nie pasuje.

Miałam dość

Wojtek w końcu przestał mnie ściskać. Uwolniłam się od niego i zaczęłam delikatnie rozcierać obolałe ramię. To jasne, że będę miała siniaki. 

– Wróćmy już razem do domu – szepnął, pochylając się w moją stronę. – Tam ci pokażę, jak bardzo mi na tobie zależy. Jesteś tylko moja…

Choć wieczór i tak już był spisany na straty, stwierdziłam, że naprawdę czas do domu. Gdybym została dłużej z paczką, najpewniej wpakowałabym się w niemałe tarapaty. Wojtek by mi tego nie darował.

Ruszyliśmy w kierunku szatni, ale po drodze skręciłam do łazienki. Mężowi się to oczywiście nie spodobało, ale został przed wejściem. I o to mi właśnie chodziło… By choć na moment się od niego uwolnić. Przyglądałam się obolałemu i zaczerwienionemu ramieniu, gdy do środka weszła Joanna.

– Hej, co się dzieje? Chyba potrzebujesz pomocy… – stwierdziła, zerkając na ślady palców odciśnięte na mojej ręce.

Nie byłam już w stanie więcej milczeć. Wyznałam jej więc całą prawdę.

– On jest niepoczytalny i chorobliwie zazdrosny, nie potrafi też nad sobą zapanować – stwierdziła. – Cokolwiek byś zrobiła to nie będzie dla niego wystarczające, cały czas będzie cię podejrzewał o najgorsze rzeczy. Zmykaj od niego, moja droga, zanim wyrządzi ci większą krzywdę.

Wiedziałam, że Aśka mówi z sensem i że mam dość takiego życia. Koniec. Przecież nie jestem skazana na to, żeby grzęznąć w tej chorej relacji… Pora wziąć się w garść i to zmienić.

Kamila, 36 lat

Czytaj także:
„Romans męża wyszedł na jaw u fryzjerki. Jakaś lala wychwalała jego zdolności w łóżku, a ja kipiałam z wściekłości”
„Teściowa chciała mnie wykurzyć z domu, więc znalazła synowi kochankę. Trochę się zapędziła, bo to jej ukradła męża”
„Wstydzę się iść do łóżka z własnym mężem. A on mówi, że z taką cnotką to długo nie wytrzyma”

Redakcja poleca

REKLAMA