Któregoś dnia, mniej więcej po tygodniu od ślub z moim ukochanym Jarkiem, odwiedziła mnie Iza. To moja koleżanka z pracy, trochę bliższa niż reszta dziewczyn, dlatego pojawiła się na naszym weselu. W sumie to bym jej nie zapraszała, bo w końcu tylko razem pracujemy, ale moja mama uparła się, że musi być minimum siedemdziesięcioro gości, więc potrzebowaliśmy dodatkowych osób do zapełnienia sali weselnej.
Nawet z dalszą rodziną i znajomymi nie uzbieraliśmy takiej liczby po naszej stronie. A Jarek miał tylko świadka, bo jego rodzice nie żyją, w dodatku wychowywał się w Niemczech i tam zostali wszyscy jego bliżsi znajomi.
Co ona bredzi?!
Iza weszła do mojego firmowego pokoju, dokładnie zamknęła drzwi i zajęła miejsce na krześle Gośki, która akurat zrobiła sobie przerwę na lunch. Na jej twarzy malowała się niepewność i tajemniczość.
– Szef się wkurzył? – zapytałam.
Szefem był facet od działu kadr i tak naprawdę nie rządził, ale umiał nieźle zepsuć nastrój każdemu, kogo spotkał na swojej drodze. Iza jednak zaprzeczyła ruchem głowy. Zauważyłam, że nerwowo przebiera palcami. Coś ją gryzło.
– No gadaj, bo za jakieś pół godziny muszę oddać to zestawienie, a jeszcze mam mnóstwo roboty.
– Eh, co za dzień… – westchnęła z trudem łapiąc oddech.
Spojrzałam na nią zdziwiona.
– Jarek ciągle mnie podrywał – wyznała niemal szeptem.
– Czekaj, ten Jarek z urzędu skarbowego? – spytałam dla pewności.
Gość był po pięćdziesiątce i prawdopodobnie miał tasiemca, ponieważ pochłaniał jedzenie jak głodujący, a wyglądał jak szkielet. Szczerze wątpię, aby kiedykolwiek postrzegał płeć piękną inaczej niż jako sprawną kucharkę. Niestety, Iza nie potrafiła gotować.
– Chodzi o twojego Jarka – przyznała.
Parsknęłam śmiechem
– Co ty gadasz? Chyba ci odbiło! - zareagowałam z niedowierzaniem.
Ona jednak była śmiertelnie poważna i kontynuowała.
– Serio, to było na waszej imprezie weselnej.
Ze zdziwienia aż zatrzepotałam rzęsami.
– Musiałaś sobie coś ubzdurać przez ten alkohol – stwierdziłam, bo zabrakło mi lepszych argumentów.
– Nie byłam aż tak wstawiona – zaprzeczyła. – I miział się z tą pulchną babką w cytrynowej sukience, tą przypominającą kwiat słonecznika. Dowiedziałam się tego od Miry. Poszła się przewietrzyć i wpadła na nich za budynkiem obok garaży.
Moja siostra ma na imię Mira. Kiedy to usłyszałam, pierwsza myśl, jaka pojawiła się w mojej głowie, brzmiała: „No tak, dlatego ostatnio zachowywała się inaczej i unikała spotkań z nami”. Po chwili jednak zdecydowałam, że nie uwierzę w te wszystkie brednie pod adresem Jarka.
– Wygląda na to, że Mira ma duży problem i chce mi zrobić na złość – stwierdziłam. – Nie dam się przekonać…
Wyglądało to dziwnie
Iza sięgnęła do kieszeni spodni, wyjęła telefon i podsunęła mi go pod nos, kładąc na blacie biurka.
– Znowu napisał. To już któryś raz z kolei.
Zerknęłam na wyświetlacz, żeby odczytać wiadomość. „Marzę o tym, by wtulić się w twoje…”. Dalszy ciąg zdania wprawił mnie w osłupienie. Podpisane imieniem Jarka. Numer, z którego nadeszła wiadomość też należał do niego. Byłam w szoku.
Strasznie się wkurzyłam na Izę. Miałam też wielki żal do Miry. Próbowałam sobie wmawiać, że one chcą nas skłócić, ale gdzieś w głębi duszy ciągle słyszałam pytanie: „Ale dlaczego miałyby to robić? Może Iza zazdrości mi męża… Ale Mira? Przecież to moja rodzona siostra!”.
Przed ślubem byliśmy parą przez trzy lata, a dwa z nich spędziliśmy pod jednym dachem. Poznałam go na wskroś. Gdyby miał skłonności do zdrady, na pewno bym to zauważyła. Ale on nie widział żadnej babki poza mną. Romanse z pewnością nie zaprzątały mu głowy.
Mimo to teraz zaczęłam patrzeć na niego nieufnie. Przyglądałam się jego zachowaniu wobec mnie, analizowałam reakcje na niektóre zachowania… Nie dostrzegłam żadnej zmiany. Był taki jak zawsze – uprzejmy, radosny, wręcz nadskakujący.
Uwierzyłam jej
Wizja Jarka obejmującego okazałego słonecznika dręczyła mnie w najbardziej nieodpowiednich chwilach. Nawet w trakcie intymnych zbliżeń z mężem. To miało negatywny wpływ na nasze dopiero co rozpoczęte małżeństwo. Ostatecznie mniej więcej trzy tygodnie po pogadance z Izą zdecydowałam się odwiedzić Mirę. Zapukałam, a gdy otworzyła drzwi, przez chwilę patrzyłyśmy na siebie bez słowa, aż w końcu gestem zaprosiła mnie do środka.
Domyśliła się wszystkiego. W sumie nic dziwnego, w końcu byłyśmy siostrami i znałyśmy się doskonale. Dzieliło nas zaledwie osiemnaście miesięcy… Ona była tą starszą.
– Fatalnie wyglądasz – stwierdziła.
– Kiepsko się wysypiam – odparłam wzdychając. – Proszę cię, powiedz że to tylko taki dowcip z tą słonecznikową sprawą.
– O czym ty mówisz? – zapytała zdezorientowana.
Wytłumaczyłam jej, że w ten sposób określałyśmy z koleżankami Marysię, córkę kuzynki mamy. Mira zacisnęła usta.
– Nie zamierzałam ci jeszcze o tym wspominać. Planowałam zaczekać z miesiąc, abyś mogła się tym nacieszyć. A gdyby wyszło na jaw, że to wpadka, jak w przypadku Tadzia, to pewnie w ogóle bym ci o tym nie mówiła.
Było ich więcej…
Tadek to nasz dobry kumpel, który od lat przyjaźni się z naszą rodziną. Kiedyś, bodajże na jakimś balu sylwestrowym, przez przypadek wziął obcą babkę za swoją starą i poszedł z nią do schowka na miotły.
Niby nic takiego, ale potem przez całe piętnaście lat był dla żony po prostu wzorowym facetem. W końcu jednak wyrzuty sumienia dały mu w kość i wyznał wszystko małżonce. Ona mu to wybaczyła i niedawno obchodzili srebrne gody.
– Dlaczego w takim razie powiedziałaś o tym Izie?
– No bo przyszła do mnie i pytała, jak ma sobie poradzić z nachalnym facetem, mężem swojej kumpeli. Już na weselu próbował ją wyciągnąć z restauracji, ale go spławiła. A teraz zasypuje ją SMS-ami. I nie tylko ją – dodała po chwili zastanowienia.
– No, mów – ponagliłam ją, mimo że w rzeczywistości marzyłam tylko o tym, żeby stamtąd uciec i wyrzucić to wszystko z głowy. Chciałam, żeby to była nieprawda.
Darzyłam tego łobuza wielkim uczuciem. Lecz spoglądając na przygnębioną twarz mojej siostrzyczki miałam pewność, że nie próbuje mnie oszukać. Mira wypytała inne weselne uczestniczki. Flirtował z czterema, a jedna wolała milczeć, jedynie się zarumieniła.
Mira podejrzewała, że właśnie z nią mu się poszczęściło. No cóż, niespecjalnie urodziwa kobieta po czterdziestce, z małżonkiem, którego bardziej kręci oglądanie telewizyjnych transmisji golfowych niż własna żona, zapewne uległa pięknemu i napalonemu facetowi po trzydziestce. Tym bardziej, że na imprezie ślubnej trochę wypiła.
Znalazłam kluczyk
– Jakie masz plany wobec Jarka? – zapytała Mira, kiedy dopijałyśmy butelkę wina.
– Urżnę mu pewną część ciała – odrzekłam.
Wzniosłyśmy toast za ten niecny plan
Gdy dotarłam do mieszkania nad ranem, Jarka już nie zastałam. Wspominał, że czeka go w robocie jakieś zebranie… Być może faktycznie miał to zebranie, a być może nie. Ja z kolei zdecydowałam, że przegrzebię jego rzeczy. Sama nie wiem, co chciałam znaleźć, chyba jakieś potwierdzenie. Ufałam Mirze, ale mimo wszystko nie mogłam ogarnąć, skąd ta nagła przemiana. Znałam tego gościa trzy lata!
Przeszukałam każdy zakamarek w biurku, przejrzałam ciuchy w szafie, sprawdziłam wszystkie foldery w kompie, a nawet zajrzałam na strych i do kartonów w piwnicy. Zero podejrzanych rzeczy. Ani śladu notatników, dzienników czy fotek. Trzy godziny później byłam wykończona, kręciło mi się w głowie i powoli trzeźwiałam. I nagle go zauważyłam. Ten kluczyk. Leżał na wierzchu, w przegródce piórnika na biurku Jarka.
Wszystko się wydało
Kiedyś tłumaczył mi sztuczki w powieściach detektywistycznych, bazujące na ludzkiej psychice. Powiedział wtedy: „Jeżeli zależy ci na ukryciu czegoś tak, żeby nikt tego nie odkrył, umieść to w widocznym miejscu”.
Chwyciłam ten mały kluczyk i zerknęłam na ogromny zegar stojący w kącie pokoju, wybijający rytmicznie godziny. Jarek mówił, że to jedyna rzecz, jaka została mu po rodzicach. Musiałam oswoić się z dźwiękiem gongów rozbrzmiewających co godzinę. Mąż jako jedyny zajmował się tym zegarem – nakręcał go, regulował i czyścił. Ja z kolei w ogóle nie zwracałam uwagi na ten mebel.
W końcu wsadziłam klucz do zamka i przekręciłam. Na spodzie leżało kartonowe pudło po butach, a w nim parę kopert. Rozsiadłam się na podłodze i poukładałam je od najstarszej do najnowszej. Według dat zamieszczonych na stemplach pocztowych, przychodziły regularnie przez ostatni rok i wszystkie były zaadresowane do mnie. Zabrałam się za lekturę. „Pewnie mnie nie kojarzysz, ale proszę, zaufaj mi, bo żadna kobieta nie powinna być z takim łajdakiem, jakim jest mój mąż…”.
Byłam w coraz większym szoku
Siedziałam, wertując te listy przez prawie godzinę. Było ich w sumie tylko sześć. Choć tak naprawdę to jeden list, ale powielony sześć razy. Najwyraźniej ktoś uporczywie wysyłał je z nadzieją, że w końcu któryś wpadnie w moje ręce. W tych wiadomościach ze szczegółami opisywała swoje życie u boku Jarka. Miała na imię Iwona. Ponoć byli wyjątkowo szczęśliwi i nic nie wskazywało na zdradę. Wszystko pięknie się układało. Aż do momentu, gdy stanęli na ślubnym kobiercu…
„Na początku był wspaniały, jak z bajki. Ideał na męża. Ale tuż po ślubie zaczął spotykać się z innymi kobietami. Pierwsze zdrady zaliczył jeszcze podczas naszego wesela. Na początku robił to po kryjomu, ale z czasem coraz śmielej. Nie miałam dokąd uciec, pieniędzy też brakowało, więc siedziałam cicho. Ale gdy na świat przyszło nasze drugie dziecko, nerwy mi puściły – wtedy mnie uderzył. I zaczął rozpowiadać, że sama puszczam się na lewo i prawo, a dzieci mam pewnie z jakimś innym facetem…”.
„…Jego bliscy stanowczo stanęli po mojej stronie. Matka z ojcem byli w szoku, poznając prawdę o własnym dziecku, ale nie planowali udawać, że nic się nie stało. Wynajęli prawników, którzy dopięli sprawę rozwodową, a on wyszedł z tego bez grosza przy duszy…”.
Jeszcze mnie popamięta
„…Dotarło do mnie, że wrócił do ojczyzny. I że znalazł kolejną łatwowierną dziewczynę, która daje się nabrać na jego rzekome zalety. I będzie się dawała nabrać aż do momentu ślubu. Nie wychodź za tego faceta, nieznajoma kobieto! Musisz go wygonić, gdzie pieprz rośnie. A jeśli mi nie wierzysz, to masz tutaj mój numer telefonu, kontakt do jego rodziców oraz nasz adres w Düsseldorfie…”.
Odpuściłam sobie telefon, nie musiałam tego robić. Udało mi się odkryć to, na co liczyłam – niepodważalny argument świadczący o tym, że padłam ofiarą podłego kłamstwa. Facet, któremu oddałam serce, okazał się patologicznym oszustem.
Przez jakiś czas trzyma na wodzy swoje zapędy, a gdy w końcu nabrał pewności… Ale ze mną mu tak łatwo nie pójdzie! Co on sobie wyobrażał? Myślał, że kiedy poznam jego prawdziwe oblicze, będę siedzieć cicho i dalej z nim żyć? Chyba śni! Ten łajdak jeszcze mnie popamięta!
Wiola, 33 lata
Czytaj także:
„Moja kuzynka to królowa marud. Śpi na forsie ze spadku po bogatym wujku, a mimo to wciąż narzeka na swój los”
„Gdy mieszkałam za granicą, mama mnie ciągle oszukiwała. Tylko dzięki sąsiadce poznałam smutną prawdę”
„Mąż przez lata wmawiał mi, że jeździ w delegacje. Jego szef przez przypadek wygadał się, co tak naprawdę robi”