Jurek był pierwszym facetem, z którym związałam się tak na poważnie. Od początku wiedziałam, że jest wyjątkowy. Był przystojny, błyskotliwy i wygadany, do tego zaradny i obrotny. Szybko zjednywał sobie ludzi, łatwo nawiązywał kontakty. W sumie to nawet trochę się zastanawiałam, co on we mnie takiego widzi. Ale był wobec mnie tak czuły i troskliwy, że szybko przestawałam myśleć o takich głupotach.
Szybko wzięliśmy ślub
Pobraliśmy się dość szybko, nawet nie czekaliśmy, aż skończę naukę w wyższej uczelni. Ślub był piękny i wzruszający, zwłaszcza przysięga małżeńska zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Jurek wypowiadał jej słowa z taką mocą, że aż łzy napłynęły mi do oczu, ze wzruszenia oczywiście. Wesele mieliśmy skromne, nie chcieliśmy spraszać dalszej rodziny, z którą nie widzieliśmy się od lat. Woleliśmy wydać kasę na podróż w ramach miodowego miesiąca.
Skończyłam mało popularny kierunek studiów, dzięki czemu udało mi się znaleźć całkiem dobrą posadę zaraz po zrobieniu magisterki. Ale w naszym związku to mój mąż zarządzał finansami, bo to on miał dużo wyższe zarobki i żyłkę do interesów. Nie protestowałam, było mi z tym nawet wygodnie, że nie musiałam się martwić o rachunki czy prowadzenie konta. Wszystkim zajmował się mój mąż i nawet nie wczytywałam się w wyciągi z rachunku bankowego.
Życie to nie jest bajka
Nasze zarobki pozwoliły na kupno niewielkiego domku, oczywiście na kredyt, ale kompletnie nie odczuwałam tego obciążenia naszego domowego budżetu. Raty spłacały się same, to znaczy Jurek zadbał o to, by na koncie była odpowiednia ilość środków i by bank regularnie ściągał z niego swoje należności. Czułam się trochę jak księżniczka w bajce.
Z biegiem czasu jednak zaczęliśmy starania o dziecko – i tu okazało się, że nie wszystko w życiu jest na wyciągnięcie ręki. Początkowo mój lekarz zapewniał mnie, że nie mam powodów do zmartwień. Zdawałam sobie sprawę, że jedne kobiety zachodzą w ciążę niemal na zawołanie, inne muszą na dzidziusia nieco poczekać. Jednak z miesiąca na miesiąc moja frustracja wzrastała i zaczęłam wyszukiwać sobie choroby.
Nie mogłam zajść w ciążę
Lekarz nie bagatelizował moich obaw, zlecał mi wiele badań, nie tyle chcąc koniecznie coś znaleźć, co uspokoić mnie, że wszystko jest w porządku. I choć wyniki były dobre i nie wskazywały na żadne nieprawidłowości czy schorzenia, to upragnione dwie kreski na teście ciążowym wciąż się nie pojawiały.
– Panie doktorze – pytałam zrozpaczona – co ze mną jest nie tak?
– Pani Joanno, z biologicznego punktu widzenia wszystko wydaje się w porządku – powtarzał jak mantrę.
– To czemu nie mogę zajść w ciążę?
– Są dwie możliwości – powiedział w końcu, poprawiając okulary.
– Jakie?
– Skoro fizycznie jest pani w pełni zdrowa i nic w pani organizmie nie wskazuje na to, by nie mogła pani mieć dzieci, przyczyny być może należałoby szukać po drugiej stronie.
– To znaczy? Co pan ma na myśli, panie doktorze? – nie rozumiałam.
– Być może pani mąż ma jakiś problem ze zdrowiem? – zasugerował delikatnie.
– Jurek? Niemożliwe! Przecież Jurek to okaz zdrowia.
– Nie twierdzę, że tak nie jest, ale nie zaszkodziłoby, by mąż wykonał parę badań. Pozwoliłoby to na wykluczenie tej przyczyny państwa niepowodzeń.
– Porozmawiam z nim, ale to na pewno nie to. A druga możliwość?
– Cóż, jakby to najdelikatniej… – zadumał się. – Obawiam się, że problemem może być pani kondycja psychiczna.
– Że co proszę? – oburzyłam się.
– Pani Joanno, proszę się przyjrzeć sobie z boku. Pani życie coraz bardziej kręci się wokół starań o dziecko. A im bardziej pani chce zajść w ciążę, tym większe nerwy temu towarzyszą. Pani organizm w takim stresie nie jest w stanie normalnie funkcjonować, a co dopiero mówić o rozmnażaniu się.
– To co ja mam zrobić? – spytałam cicho.
– Może na jakiś czas proszę sobie odpuścić. Zróbcie sobie przerwę, znajdźcie inny cel… No i proszę namówić małżonka na badania!
Posłuchałam lekarza.
Mąż się obraził
Byłam zdruzgotana. Nie bardzo potrafiłam sobie wyobrazić, jak miałabym odpuścić. Ale rzeczywiście, nasze pożycie małżeńskie wyglądało coraz gorzej, w naszym łóżku brakowało namiętności i pożądania. Z pewnością była to moja wina, bo cały czas myślałam, czy tym razem uda mi się zajść w ciążę.
Na dodatek, gdy postanowiłam porozmawiać z Jurkiem o tym, co usłyszałam od lekarza, prawie się na mnie obraził! Powiedział, że przecież to ja nie mogę zajść w ciążę i że to podłe z mojej strony, że próbuję obarczyć go winą za swoje niepowodzenia. I tak właściwie to on już wcale tego dziecka nie chce, a jak ja się czuję samotna, to mam sobie kupić pieska, albo kotka, albo co tam sobie chcę, a jemu dać święty spokój…
Potrzebowałam odskoczni
Następnego dnia spakował się i wyjechał w delegację. Przepłakałam dwa dni i dwie noce. W końcu stwierdziłam, że łzy chyba już mi się skończyły. Zebrałam się w sobie i wróciłam do pracy (nawet nie zastanowiło mnie, że bez problemu dali mi dwa dni urlopu od ręki). Po pracy przyjaciółka wyciągnęła mnie na spacer. Gdy opowiedziałam jej o swoich zmartwieniach, rzekła tylko:
– Masz bardzo dobrego lekarza, uważam, że trafił w sedno.
– Co masz na myśli? – nie nadążałam za nią.
– Jurkowi badania by nie zaszkodziły. Ale ty absolutnie musisz zająć się czymś innym. Chodź, zaprowadzę cię w jedno miejsce.
Kwadrans później wchodziłyśmy do schroniska. W Trytonie zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Po kilku wizytach w schronisku dopełniłam formalności i piesek miał wreszcie swój dom i swojego człowieka. Jurek nie skomentował w żaden sposób nowego członka naszej rodziny. Tryton go zaakceptował, chociaż na jego powroty z delegacji reagował raczej obojętnie.
Byłam coraz bardziej samotna
Jurek wyjeżdżał w delegacje coraz częściej. Nie wpływało to pozytywnie na i tak nadszarpnięte relacje między nami. Mój mąż w domu bywał coraz rzadszym gościem, a sypiał na kanapie w gabinecie. Sytuację sprytnie wykorzystał Tryton, który coraz częściej zamiast w swoim legowisku, spał po prostu ze mną. I powiem szczerze, bardzo mi ta sytuacja odpowiadała. Pies był towarzyszem idealnym i nie obwiniał mnie o wszystkie nieszczęścia świata.
Tak mijały kolejne lata. Moja tęsknota za macierzyństwem powoli odchodziła w niepamięć. Teraz przynajmniej wiedziałam, dlaczego nie zachodzę w ciążę. W końcu do tanga trzeba dwojga, a Jurka wiecznie nie było – zarówno w domu, jak i, przede wszystkim, w moim łóżku. Oddalaliśmy się od siebie systematycznie, a ja od czasu do czasu zachodziłam w głowę, gdzie podział się ten super facet, za którego wyszłam za mąż…
Pokłóciliśmy się
Zbliżały się czterdzieste urodziny mojego małżonka. Dwa dni przed nimi Jurek znów pakował swoją walizkę, z którą tyle razy już wychodził z naszego domu.
– Znowu wyjeżdżasz? – nie potrafiłam ukryć wyrzutu w moim głosie.
– Wiecznie tylko masz do mnie pretensje – warknął mój mąż. – Przypominam ci, że pieniądze się same nie zarabiają.
– Przypominam ci, że ja też pracuję i zarabiam na życie.
– Na życie! – prychnął mój mąż. – Chyba na waciki.
– Daruj sobie te złośliwości. Coraz więcej wydajesz na tych delegacjach.
– Swoje wydaję. Nie interesuj się – warknął i wyszedł z domu.
Następnego dnia zrobiło mi się jednak żal mojego Jurka. Postanowiłam wpaść do niego do pracy i zapytać jego szefa, dokąd pojechał jego najbardziej wydajny pracownik. Rozważałam, czy by nie zrobić Jurkowi niespodzianki i nie pojechać do niego na urodziny.
Byłam w szoku
Gdy zjawiłam się w firmie, szef akurat był zajęty i sekretarka wpuściła mnie do gabinetu mojego męża, bym tam zaczekała. Gdy usiadłam przy biurku mój wzrok padł na ustawione na nim zdjęcie. Spoglądał na mnie z niego kilkuletni chłopiec. Był do złudzenia podobny do mojego męża.
– Cóż panią do mnie sprowadza? – zapytał szef Jurka, wchodząc do gabinetu.
– Chciałam zapytać, dokąd mój mąż pojechał w delegację.
– W delegację? – zdziwił się. – Przecież my nie wysyłamy pracowników w delegacje!
– Jak to, nie wysyłacie? To gdzie mój mąż jeździ od tylu lat?...
– O, cholera, wygląda na to, że się wygadałem. Myślałem, że pani wie. Nawet dziwiłem się, że jest pani tak otwartą kobietą…
– Że co wiem?
– Proszę napić się herbaty, wszystko pani opowiem.
Dowiedziałam się, jak to mój mąż był zdruzgotany tym, że nie mogę zajść w ciążę i sugeruję mu bezpłodność. Właśnie wtedy w firmie pojawiła się Malwina, która postanowiła Jurka pocieszyć i przywrócić mu jego męskość. Udało jej się to bardzo skutecznie – chłopiec, który spoglądał na mnie ze zdjęcia, był synem Jurka i Malwiny. Kobieta po urlopie macierzyńskim przeniosła się do sąsiedniego miasteczka, a Jurek „delegacje” spędzał z nią i swoim synem, pracując zdalnie.
Szef Jurka, widząc jakie wrażenie zrobiły na mnie jego rewelacje, odwiózł mnie do domu, w którym czekał na mnie Tryton. Zadzwoniłam po przyjaciółkę i nalałam sobie drinka. Czas poważnie przemeblować moje życie. Baśka mi w tym pomoże!
Joanna, 38 lat
Czytaj także: „15 lat temu mąż wyszedł po ziemniaki i już nie wrócił. Teraz nagle się zjawił i ma pretensje, że nie czekałam”
„Marzyłam o życiu w willi z bogatym kochankiem, a nie na kredycie z mężem. Pazerność zaprowadziła mnie w ślepą uliczkę”
„Sąsiadka traktowała swojego wnuczka jak zło konieczne. Kiedy postanowiłam zareagować, ona zaczęła się mścić”