„Możemy się spotkać?” – odczytałam wiadomość i poczułam, jak przyspiesza mi puls. Obawiałam się, że zobaczę te słowa, a w tym samym momencie pragnęłam je przeczytać. Jedno było pewne: musiałam się z nim zobaczyć.
Zastanawiałam się bez końca, co mnie czeka z Damianem. „Czy to będzie wysoki blondyn? A może muskularny brunet? Jakiego koloru są jego oczy?” – myślałam godzinami. Potem znowu przypominałam sobie, że tak naprawdę te szczegóły nic nie znaczą. Raz już pozwoliłam sobie na uczucie do faceta poznanego ze zdjęcia, dbając więcej o jego atrakcyjny wygląd, niż o charakter. Wtedy źle się to dla mnie skończyło.
Matka decydowała za niego o kobietach
Jak to się stało? Za przystojną twarzą i postawną figurą skrywały się brak dojrzałości i uzależnienie od matki. Okazało się, że mój mąż nie potrafił podjąć samemu żadnej decyzji. W każdej sprawie zdawał się na osąd matki, która podpowiadała mu od wyboru studiów, przez urządzanie mieszkania aż do wyboru żony. W tym wypadku chodziło o mnie.
Po pewnym czasie odkryłam, że teściowa cały czas trzymała rękę na pulsie. Poznawała „kandydatki na żony” i oceniała je surowo. Nie wiem, jakim sposobem doszła do wniosku, że to ja jestem idealną figurą na synową. Mogłam się cieszyć, że zdobyłam jej uznanie, ale jakoś nie potrafiłam.
Matka i jej posłuszny synek to klasyczne połączenie, który może podkopać każdy związek, w tym małżeństwo. Okazało się, że to ona buduje mi życie, a nie mąż, i nieźle się zdenerwowałam.
Wyszło na jaw, że zamieszkam w lokum, które urządziła nam teściowa. Wcześniej, gdy chodziliśmy razem po sklepie z wyposażeniem, a Janek wybierał płytki do łazienki, byłam zachwycona „jego” wyborami i zdecydowaniem. Podobnie było z decyzją o kolorze ścian czy doborze dywanu do salonu.
W takich momentach często zdawałam się na jego wybór, nawet jeśli nie do końca mi to odpowiadało. Ale on był taki pewny siebie! Dopiero później odkryłam, jak bardzo teściowa wtrąca się w moje życie. Zaczęła mocno interesować się tym, jak pracuję i jaka jest moja wypłata. Wszystko to poprzez Janka. W końcu jednogłośnie zdecydowali, że powinnam urodzić dziecko i zostać panią domu na stałe. Ale nie z byle powodu, tylko dlatego, że kobieta siedząca w czterech ścianach będzie miała mniej pokus do zdrady męża…
Gdy usłyszałam te wywody z ust Janka, zaczęło się we mnie gotować. Podawał jakieś argumenty na uzasadnienie tych bredni, ale nie mogłam ich słuchać. Poczułam nagle, że ten związek zaprowadzi mnie w ślepą uliczkę. Jeśli zostanę matką, teściowa w mig zacznie przekazywać mi swoje największe mądrości odnośnie wychowywania maleństwa na jej własną modłę. A mój mąż będzie powtarzał jej słowa w nieskończoność.
Dotarło do mnie, że nie będę w stanie nic w nim zmienić. Pozostało się poddać w tej batalii i zażądać rozwodu. W tej sytuacji Janek… po prostu się zgodził. Nie próbował nawet walczyć i to było dla mnie najsmutniejsze. Nie powiedział mi nic od siebie, był w stanie powtarzać tylko polecenia od matki.
Gdy udało mi się uzyskać rozwód, przeprowadziłam się do większego miasta i zmieniłam pracę. Kolejne trzy lata spędziłam samotnie. Poznałam wtedy sporo znajomych połączonych w pary, i z przerażeniem obserwowałam, jak wiele z mężczyzn podejmowało decyzje wyłącznie za namową ich matek. Doprowadziło mnie to do przekonania, że strach szukać faceta, bo za każdym stoi jego zaborcza matka. Ja skuszę się na przystojne oblicze i miły uśmiech, a potem może być już zbyt późno, by się wycofać. I tak zaczęłam szukać bratniej duszy w internecie.
Przy pierwszym kontakcie wyczuwałam takich mężczyzn, którzy podejrzanie często się ze mną zgadzali. Miałam wrażenie, że robią do fałszywie. Wykreślałam też takich, którzy chętnie dyskutowali o filmowych romansach i kobiecych powieściach. Fani seriali obyczajowych mogli przecież omawiać je z mamusią na kanapie.
Z obawą poszłam na spotkanie
Na szczęście Damian okazał się być innym typem człowieka. Aż pół roku sprawdzałam go i testowałam na różne sposoby. On też nie nalegał na wcześniejszy bezpośredni kontakt, więc pomyślałam, że może i on szuka czegoś na poważnie, a nie tylko szybkiej przygody. Opowiadał mi o swoich studiach, więc uznałam, że jest w moim wieku. Dowiedziałam się, że pracuje i mieszka samotnie.
Gdy rozmawialiśmy o rodzinie, napisał, że ojciec nie żyje, a mama zamieszkuje odległy zakątek kraju. „Bardzo ją kocham, ale o swoim życiu wolę sam decydować” – wyznał kiedyś, a ja ucieszyłam się jak dziecko na gwiazdkę. I tak po kolejnych trzech miesiącach uznałam, że czas zgodzić się na spotkanie na żywo. Nie byłam pewna, jak się sobie spodobamy, więc postanowiliśmy się nie spieszyć.
W danym dniu stanęłam przed drzwiami klubu, którego wcześniej nie znałam. Miał słowo „mrok” w tytule i wydawał się dość tajemniczy. Później dowiedziałam się, że w środku… jest ciemno jak w grobie.
– Zapraszam na miejsce, pani towarzysz już czeka – oznajmił kelner z dziwacznym urządzeniem na głowie.
Nosił noktowizor, ale mnie po prostu zaprowadził na miejsce. Pomógł mi usiąść przy stole, bo ja sama nic nie widziałam. Panowała absolutna ciemność. Zaczęłam dotykać rękami stołu, wyczułam kanty, potem leżące sztućce i talerze. Z boku szumiały dogłosy jedzenia i cichych rozmów. Wydawało mi się, że nie jestem tam sama, ale trudno było to przyznać.
– Cześć Monika – usłyszałam nagle i uznałam, że to musi być głos Damiana.
Jego głos wydał mi się nieco znajomy, niski i miły dla ucha. „Może w ciemności wydaje mi się, że się znamy” – przeszło mi przez głowę. Potem na nasz stół została wniesiona przystawka i zajęłam się jedzeniem. Starałam się używać widelca, ale nie przynosiło to rezultatów. W końcu ze śmiechem spróbowałam jeść rękami.
„To chyba szynka i sałatka” – oceniałam składniki dania. Nagle zjadłam coś dziwnego i śliskiego, że aż krzyknęłam z przerażenia. W tym momencie poczułam też uspokajający dotyk dłoni Damiana.
W mig pojęłam, że czuję się przy nim bezpieczna i mogę się zrelaksować. Postanowiłam spróbować składnika jeszcze raz i rozpoznałam w nim pomidora koktajlowego. Rozbawiło mnie to i potem pewniej zjadłam kolejne dania.
Zaczęłam rozmawiać z moim kompanem w ciemności i poczułam, jak gdybyśmy znali się jak starzy przyjaciele. Rozpoznawałam w nim mojego towarzysza z internetu, który wyróżniał się pewnością siebie i stanowczością. Pomyślałam nawet, że to kompletne przeciwieństwo mojego byłego męża. Jedyne, co mi go przypominało, to ten niski głos…
Po kolacji zapytał, czy jestem pewna, że chcę zobaczyć się z nim w świetle. Zgodziłam się bez wahania. Uznałam, że zaakceptuję jego wygląd bez względu na jakiekolwiek wady.
Wkrótce podszedł do nas kelner i pomógł odnaleźć wyjście. Na plecach czułam ciepły oddech mojego przyjaciela. Pomyślałam, że pewnie też się denerwuje i zastanawia nad moim wyglądem. Oby się nie rozczarował.
Przy wyjściu oślepił mnie blask światła w korytarzu i z ulicy. Stałam i powoli przyzwyczajałam wzrok do okoliczności. Potem odwróciłam się powoli do Damiana.
Nie wierzyłam własnym oczom
– Janek? To ty? – prawie krzyknęłam z zaskoczenia.
Obok mnie stał bowiem mój eks małżonek. To był on, ale wydawał się jednocześnie całkiem innym człowiekiem. Nabrał męskości, pewności siebie, choć w oczach wciąż kryła się iskra niepokoju. Obserwował uważnie moją reakcję.
– Tak – powiedział. – Wybacz mi, że zmieniłem imię i się ukrywałem. W ten sposób chciałem, żeby poznała mnie takim, jakim teraz jestem.
– Ale… w jaki sposób mnie znalazłeś w internecie i to po samym pseudonimie? – pytałam zaskoczona.
Odpowiedział mi nieśmiałym uśmiechem. Widocznie zapamiętał, że moja ulubiona książka, „Wiatr z Księżyca”, będzie dla mnie inspiracją. Opowiadałam mu o tym, ale nie sądziłam, że słuchał.
– A to, co pisałeś do mnie w internecie to była prawda? – dociekałam.
– Oczywiście – przyznał. – Zacząłem studiować nową dziedzinę, które mnie zafascynowała. Zmieniłem miejsce zamieszkania i teraz żyję z dala od mojej matki. To, co mówiłaś przy rozwodzie, długo zostało mi w pamięci. Wreszcie doszedłem do wniosku, że miałaś rację. Postanowiłem się zmienić i zrobić wreszcie coś dla siebie – odzyskać kobietę, którą naprawdę kochałem, czyli ciebie.
Stałam tam i wysłuchiwałam jego opowieści z otwartymi ustami. Byłam dumna z Janka, że miał w sobie tyle siły, by postawić na drastyczne zmiany. Ucieszyłam się, że byłam dla niego inspiracją, mimo że się rozstaliśmy. Zaczęłam zastanawiać się, czy mogę dać mu drugą szansę.
Minęło kilka miesięcy i stało się – ponownie wzięliśmy ślub. To była kameralna uroczystość, bez rodziny, na której mogliśmy skupić się tylko na sobie i swojej miłości.
Monika, 32 lata
Czytaj także:
„Syn wziął sobie miastową pannicę i olał rodzinną spuściznę. Nie po to go urodziłam, by pracował w korporacji”
„Marzyłam o dobrym zięciu dla mojej córki. Miałam jednak nadzieję, że będzie choć trochę młodszy ode mnie”
„W wieku 25 lat zostałam wdową. Teściowa pilnowała mnie jak cerber, bylebym tylko nie zapomniała o jej synu przy innym”