„Eks powtarzał mi, że jestem bezwartościowa. Teraz każdy komplement jest dla mnie jak siarczysty policzek”

nieszczęśliwa kobieta fot. yourstockbank
„Nie potrafiłam też dobrze przyjmować miłych słów. Wciąż pamiętałam, jak Artur wytykał mi, że nie wyglądam już tak atrakcyjnie, zgrabnie i elegancko. Dlatego nie dawałam wiary komplementom Krzyśka, chociaż przyjemnie było je usłyszeć”.
/ 24.05.2024 08:30
nieszczęśliwa kobieta fot. yourstockbank

Nasz związek małżeński nie rozpadł się nagle. Dostrzegałam to już wcześniej. Minęło sześć lat, odkąd stanęliśmy na ślubnym kobiercu, ale awantury między nami zdarzały się coraz częściej, a mój Artur sięgał po alkohol zdecydowanie za często. Gdy wypił parę browców lub szklaneczek, porozumienie z nim w dowolnym temacie albo doproszenie się o cokolwiek graniczyło z cudem.

Nie mogliśmy nigdzie pójść

Po procentach stawał się kompromitująco „imprezowy”, a mnie z tego powodu ogarniał wstyd przed znajomymi.

On chyba również się mnie wstydził. Coraz częściej padały teksty, że to już nie ta sama dziewczyna, którą zobaczył dziewięć lat temu. No tak, zmieniłam się. Nie mogłam pozostać tą samą beztroską kobietą sprzed dekady. Także fizycznie zaczęłam się starzeć. Na mojej buźce pojawiły się pierwsze bruzdy, a farbę na czuprynę nakładałam już nie tylko dla wyrazistszej barwy.

Wydaje mi się, że żadne z nas nie miało już energii ani ochoty, żeby ratować nasz związek. Po prostu się poddaliśmy i doszliśmy do wniosku, że lepiej go skończyć, nim zaczniemy darzyć się nienawiścią i zwalczać. No i tak zrobiliśmy. Ja znalazłam sobie małe mieszkanko, on został w naszym dotychczasowym lokum, a papiery czekały w sądzie na wyznaczony termin, kiedy to sędzia zatwierdziłby naszą decyzję.

Cała ta sytuacja sprawiała wrażenie jedynie formalności, ale i tak wywarła na mnie ogromne wrażenie. Pocieszałam się jedynie tym, że powiedzieliśmy sobie „dość” zanim naprawdę rozpętało się piekło. Przynajmniej zostały mi jakieś miłe wspomnienia. Bo poczucia własnej wartości to już nie miałam za grosz.

Starałam się nie przeglądać zbyt dokładnie w lustrze, wmawiając sobie, że nie wyglądam wcale tak źle, że te zmarszczki są tylko od ciągłego uśmiechu, a te siwe włosy to zaledwie pojedyncze pasemka, ale… Artur miał rację. Zestarzałam się, zarówno na zewnątrz, jak i w środku.

Moja życiowa radość gdzieś uleciała, zostały same obowiązki. Raczej nie nadawałam się na dobrą małżonkę, chyba nawet nie byłam miłą babką, taką, którą da się ją lubić, a co dopiero szczerze pokochać.

Niezwykłe spotkanie po dwunastu latach

W ostatnich klasach ogólniaka tworzyliśmy parę. Gdy Krzysiek przeprowadził się do Krakowa na studia, robiliśmy co w naszej mocy, by podtrzymać relację, ale po roku z kawałkiem doszliśmy do wniosku, że relacja na dystans to dla nas za duże wyzwanie. Strasznie za sobą tęskniliśmy, ale perspektywa kilku lat takiej mordęgi nas przerastała.

Dawniej internet nie był tak rozpowszechniony, a wysyłanie wiadomości tekstowych wiązało się z opłatami, dlatego każda z nich była na wagę złota. Również czas rozmów telefonicznych ograniczano do minimum, ponieważ abonamenty obejmowały zazwyczaj tylko godzinę, a młodych ludzi nie było stać na dodatkowe minuty czy podróże pociągiem, nawet z ulgą. W efekcie uczucie wygasło. I raptem on się tu pojawił!

– Rany, Zośka, co cię tu sprowadza? – zapytał zdziwiony, gdy wpadliśmy na siebie podczas otwarcia wystawy.

– Jestem zatrudniona w firmie public relations, którą ten artysta zaangażował do zorganizowania tej imprezy. A ty?

– Ten plastyk jest moim przełożonym. Nie mogłem odpuścić tego eventu.

Minuta za minutą odzyskiwaliśmy utraconą zażyłość i luz. Patrzyliśmy na siebie coraz serdeczniej, z rozrzewnieniem przywoływaliśmy wspomnienia i opowiadaliśmy o naszym życiu przez ostatnie lata. Ja byłam w trakcie sprawy rozwodowej, jemu też nie udało się ułożyć sobie życia. Nigdy nie stanął na ślubnym kobiercu, nie doczekał się potomstwa…

– Wciąż jesteś równie zachwycająca jak podczas studniówki, gdy tańczyliśmy razem poloneza.

– Oj, jednak mam nadzieję, że nie! – parsknęłam śmiechem, przywołując w pamięci ówczesne trendy. Kiedy przeglądałam stare fotografie, dziwiłam się, jak mogły nam się podobać tamte ciuszki.

Trafiliśmy do łóżka już pierwszego wieczoru

Nie potrafiłam też dobrze przyjmować miłych słów. Wciąż pamiętałam, jak Artur wytykał mi, że nie wyglądam już tak atrakcyjnie, zgrabnie i elegancko. Dlatego nie dawałam wiary komplementom Krzyśka, chociaż przyjemnie było je usłyszeć.

To było jak sen na jawie. Niby znajomy klimat, ale jednocześnie czułam, że wszystko się zmieniło. Nic dziwnego. Dawno minęły czasy, gdy jako smarkacze poznawaliśmy smak życia.

– Wyglądasz oszałamiająco… – mamrotał, obsypując mnie czułościami. – Olśniewająco… zjawiskowo…

Jego czułości z wchłaniałam jak orzeźwiające strumienie. Po upływie czterech tygodni sfinalizowałam rozstanie z mężem, które zgodnie z przewidywaniami (a właściwie ich niedostatkiem) okazało się czystą procedurą, i formalnie zainicjowałam bliższą relację z Krzysztofem.

Teraz było nam dużo prościej być razem, mimo dzielących nas kilometrów. Każdego dnia mieliśmy możliwość pogadania, zobaczenia swoich twarzy dzięki kamerom internetowym, a gdy nadchodził piątkowy wieczór, wystarczyło tylko wsiąść do auta i po kilku godzinach podróży wpaść w swoje objęcia. Na nowo poczułam się adorowana, atrakcyjna i upragniona…

Minęło ledwie kilka miesięcy, a już zaczęły się problemy. Codzienność podzielona między dwa miejsca, zaplanowana co do minuty, zaczęła nam ciążyć. Okazało się, że Krzysiek to zupełnie inna osoba niż ta, którą znałam wcześniej.

Poznawaliśmy swoje słabości i ułomności. Przestałam już być dla niego tą upragnioną, wytęsknioną i nieskazitelną kobietą. Zdawanie sobie z tego sprawy wprawiało mnie w przygnębienie, sprawiało, że czułam się niepewnie i miałam absurdalne wyrzuty sumienia.

Znowu okazało się, że nie jestem idealna

Pojawiła się kolejna skaza na moim wizerunku. Tych skaz przybywało i lada moment miały zamienić się w pęknięcia, przez które rozpadnę się na drobne kawałeczki.

– Trochę zbyt pospiesznie ruszyłaś w ramiona Krzyśka – stwierdziła moja kumpela, która jest psychologiem, dziecięcym, ale jednak psychologiem. – Nie dałaś sobie chwili na dojście do siebie po zerwaniu, a już uczepiłaś się kolejnego chłopa jak rzep psiego ogona.

Nie rób takich min, bo taka jest prawda. Jak masz być pewna, że on uważa cię za fantastyczną babkę, skoro ty sama w to nie wierzysz? Najmniejsza uwaga krytyczna będzie cię kłuła niczym szpilka, dopóki nie zrozumiesz, że to zwykłe zwrócenie uwagi, a nie koniec świata.

Wiedziała, co mówi. Całe życie opierałam poczucie własnej wartości na opinii facetów – partnera, szefa, a przedtem taty czy Krzyśka. Tak zostałam wychowana – że kobieta nic nie znaczy, jeśli nie ma u boku jakiegoś faceta.

Jednak wraz z upływem czasu sytuacja uległa zmianie i podobne podejście straciło na znaczeniu. Mimo ogromnego żalu w sercu przeprowadziłam szczerą rozmowę z Krzysztofem podczas jego wizyty w weekend. Było nam smutno i mieliśmy wilgotne oczy, lecz oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że to konieczne.

Po dłuższym okresie spotkań terapeutycznych moje spojrzenie na własne życie i samą siebie uległo zmianie. Choć wciąż jestem daleka od zachwycania się swoimi wadami, to powoli uczę się je tolerować. Zrozumiałam też, że warto skupić się na jednej rzeczy, dokończyć ją, złapać oddech i dopiero wtedy brać się za kolejne wyzwania.

Nie ma znaczenia, co ktoś pomyśli

Zdaję sobie sprawę, że to, ile jestem warta, nie jest uzależnione od tego, co myśli o mnie ktoś inny, a szczególnie mężczyzna, który pojawia się w moim życiu tylko na chwilę. To, jaka jestem, zależy przede wszystkim od tego, w jaki sposób postrzegam samą siebie, co widzę, gdy patrzę w lustro.

Mam świadomość swoich osiągnięć, znam swoje możliwości i wiem, co przychodzi mi z trudem. Jednak te przeszkody traktuję teraz jako coś, z czym mogę się zmierzyć, a nie jako pretekst do załamania.

– Wyglądasz inaczej niż zwykle, zupełnie jak nie ty. Ciągle mnie to zaskakuje – stwierdziła Ela, kiedy ostatnio wybrałyśmy się razem na kawę.

– Serio? Chyba nie jest najgorzej. W końcu sama mi to doradziłaś, ja tylko poszłam za radą.

– No widzisz? Wiesz, że to komplement, a nie krytyka. Stara Zośka od razu wpadłaby w panikę i zaczęła się wycofywać. Że może kolor włosów zbyt krzykliwy, uśmiech przesadnie szeroki i ten jeden delikatnie przekrzywiony ząbek rzuca się w oczy. Nowa wersja ciebie rozumie, że to był ruch we właściwym kierunku.

Uśmiech zagościł na mojej twarzy.

Całkowicie się z tobą zgadzam.

– Jedyne, co ewentualnie mogłabyś zrobić, to poszukać kolejnego dorodnego jabłuszka pasującego do zestawu.

– Niewykluczone, że w przyszłości. Albo samo mnie odnajdzie.

– Masz zamiar się za tym rozejrzeć?

– Raczej nie, pasuje mi aktualna sytuacja.

Szczerze mówiąc świetnie mi było w swoim własnym towarzystwie. Pierwszy raz w życiu przestałam przejmować się każdą głupotą, szczególnie tymi, na które nie miałam żadnego wpływu. To było niesamowite przeżycie. Takie kojące, pozytywne, nieobciążające…

Wreszcie czułam się dobrze ze sobą

– Nie jestem twoim psychologiem, ale trochę cię znam i wiem, że skoro tak twierdzisz, to taka jest prawda. Dlatego uważam, że najwyższy czas zadzwonić do Krzyśka.

– Słucham? Dlaczego? – ogarnęła mnie panika.

Elka nie odezwała się słowem, jedynie jej usta rozciągnęły się w tajemniczym uśmiechu. Kompletnie nie rozumiałam, po co to wszystko. Sądziłam, że nasza historia dobiegła już końca. Od naszego rozstania minęły długie miesiące, kto wie, może związał się z kimś innym, wyrzucił mnie z pamięci albo chociaż przestał za mną wzdychać. A ja?

Szczerze mówiąc jakoś nie kusiło mnie, żeby po raz kolejny pakować się w to bagno. Ale słowa wypowiedziane przez Elę non stop kołatały mi w głowie. Ech, ta cwaniara! Specjalnie poruszyła ten temat, żeby zobaczyć, jak sobie z tym poradzę.

Bez zbędnego namysłu, spontanicznie, tak jak kiedyś miałam w zwyczaju, po prostu wykręciłam jego numer. Chciałam porozmawiać z nim, dowiedzieć się, jak mu leci, więc to po prostu uczyniłam. Nie przejmowałam się tym, jakie będzie miał przemyślenia. Nie snułam domysłów na temat tego, czego mogę oczekiwać po tej konwersacji, od niego czy od losu. Rany, przecież to tylko jedna rozmowa telefoniczna!

– Miło mi, że dzwonisz – dotarło do moich uszu. – Może wyskoczymy jutro na kawkę? Opowiesz mi wszystko…

Kinga, 30 lat

Czytaj także:
„Mąż kazał mi oszczędzać nawet na parówkach, a sam miał drugie konto. Cwaniak zbierał kasę na życie z kochanką”
„Mąż widzi mnie tylko w kuchni i przy dzieciach. Poza domem zdejmuje obrączkę i traktuje mnie jak służącą”
„Życie pokazało mi, że faceci zdaja egzamin tylko w sypialni. Bawię się zdobyczą, owijam wokół palca i posyłam do diabła”

Redakcja poleca

REKLAMA