U nas w domu próżno było szukać rodzinnego ciepła czy uczuć. Tata rzadko się pojawiał – jak nie padał ze zmęczenia po robocie, to spędzał czas na „relaksie” z kolegami. Mama też nie za bardzo się nami interesowała. Jako najstarsza z rodzeństwa musiałam ogarniać dom i pilnować młodszych. A gdy już ze wszystkim się uporałam i nie było nic więcej do roboty, słyszałam tylko, żebym siedziała cicho i nie zawracała głowy zmęczonym rodzicom.
Nie chciałam wyjść na łatwą
Sądzę, że z tych właśnie powodów rozpoczęłam randkowanie w tak młodym wieku. Chodziło mi przede wszystkim o to, by choć na moment zaznać czyjejś uwagi i troski. Byłam gotowa zaakceptować wszystko, byle tylko ktoś przytulił mnie do siebie. Potrzebowałam poczucia, że mam dla kogoś znaczenie... Niestety, takie historie rzadko mają szczęśliwe zakończenie. Żaden z facetów nie zaoferował mi tego, czego naprawdę szukałam – prawdziwego uczucia.
Podczas jednego z wyjść do klubu natknęłam się na Łukasza.
– Wybacz, że tak się na ciebie patrzę, ale jesteś naprawdę zjawiskowa! – tak właśnie rozpoczął naszą rozmowę.
Akurat popijałam drinka przy kontuarze, gdy on opuścił parkiet taneczny i skierował się w moją stronę.
– Co? To do mnie? – zdziwiłam się kompletnie, myśląc że to pewnie jedna z tych typowych gadek, których używają faceci do zaczynania rozmowy.
– No jasne, że do ciebie! – zaśmiał się tak ujmująco, że aż mnie to urzekło. – Nie próbuj mi wmówić, że nie zauważasz, jakie wrażenie robisz na facetach. Przecież każdy tutaj cię obserwuje! Sam się stresowałem, że ktoś mnie uprzedzi i pierwszy do ciebie zagada. Na szczęście byłem szybszy!
Wcześniej często dawałam się nabrać na słodkie słówka facetów, ale gdy poznałam Łukasza, postanowiłam działać inaczej. Od razu poczułam, że to ktoś szczególny i nie chciałam go stracić przez zbyt szybkie tempo. Kazałam mu czekać aż do czwartej randki na nasz pierwszy pocałunek, a intymne zbliżenie nastąpiło dopiero po trzech miesiącach znajomości. Muszę przyznać, że był bardzo wyrozumiały i czekał, wciąż powtarzając, że darzy mnie miłością.
Był jak książę z bajki
W pierwszym roku naszego związku czułam się, jakbym była bohaterką bajki, gdzie skromna dziewczyna znajduje wreszcie tego jedynego. A prawda okazała się nawet lepsza od wymyślonych historii. Zamiast na koniu, mój rycerz pędził przez miasto czerwoną maszyną na dwóch kółkach! Każdy dzień wypełniały nam wspólne wypady, szalona miłość i snucie planów o tym, co nas czeka.
Tego dnia mój ukochany kompletnie mnie zaskoczył. Spacerowaliśmy razem po parku, zbierając kolorowe liście z ziemi, gdy niespodziewanie przyklęknął. W pierwszej chwili myślałam, że dostrzegł jakiś wyjątkowy okaz do naszej kolekcji, ale szybko zorientowałam się, że trzyma małe, ciemnoniebieskie etui.
– Lidio Moniko, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem i zostaniesz moją żoną? –wyrecytował z nutą teatralności, choć widziałam, jak pod pozornym spokojem kryją się emocje i stres.
Oczywiście, że się zgodziłam. I tak zaczęło się planowanie wesela.
– Koniecznie chcę mieć welon! Wiem, że teraz mało kto go nosi, ale odkąd pamiętam, to było moje marzenie! – mówiłam z podekscytowaniem do koleżanek.
Po jakimś czasie spytałam je:
– Wpadła mi w oko przepiękna suknia w katalogu, możecie polecić kogoś, kto by mi ją uszył?
Zaplanowałam ślub marzeń
Na szczęście mogłam liczyć na wsparcie przyjaciółek, podczas gdy mój Łukasz skupił się na zapewnieniu funduszy. Ostatnie cztery tygodnie przed ceremonią praktycznie się mijaliśmy. Ja latałam jak szalona między przymiarkami sukni a ustaleniami z florystką, a on brał dodatkowe zmiany w pracy. Wszystko po to, żebyśmy mogli zamówić wymarzony tort i zapewnić gościom masę atrakcji. Wymyśliłam sobie, że o dwunastej w nocy wszyscy razem wypuścimy świecące lampiony w niebo. Planowaliśmy, że będzie to dzień, którego nigdy nie zapomnimy.
Kontakt między nami był wtedy dość ograniczony – głównie gadaliśmy o szczegółach wesela. Przez parę tygodni brakowało nam intymnych chwil – raz byliśmy zbyt zmęczeni, innym razem trudno było się zgrać.
– Po ślubie nadrobię wszystko – mówił Łukasz. – Podczas miesiąca miodowego będziesz musiała znosić moje towarzystwo non stop!
– To ty się przygotuj, bo nie wypuszczę cię z sypialni! – żartobliwie mu groziłam.
– Mam coś specjalnego w zanadrzu – powiedział z tajemniczym uśmiechem na dwa tygodnie przed ceremonią. – Zobaczysz to dopiero w naszą noc poślubną!
Doczekaliśmy się tego szczególnego dnia. Rozpierała mnie radość, chociaż czułam też niemałe zdenerwowanie. Kiedy rodzice udzielili nam swojego błogosławieństwa, ruszyliśmy w kierunku kościoła. Przed naszą ceremonią musiała się zakończyć wcześniejsza msza, więc stanęliśmy pod wejściem do świątyni. Te kilkanaście minut wykorzystaliśmy na przywitanie przybywających gości. Trzymaliśmy się za dłonie, gdy podchodzili do nas kolejno współpracownicy, przyjaciele oraz osoby, które każdy z nas zaprosił we własnym zakresie.
Chciała wszystko zepsuć
Nagle pojawiła się przed naszymi oczami długonoga kobieta o jasnych włosach. Miała zaczerwienione oczy i makijaż, który się rozmazał. Wokół niej unosił się wyraźny odór alkoholowych trunków.
– Moje gratulacje, Łukasz! – wykrzyknęła, kompletnie mnie ignorując. – Jak się spotykaliśmy ostatnim razem, ani słowem nie pisnąłeś o żadnym weselu!
Zachwiałam się na swoich wysokich szpilkach, które założyłam specjalnie na ślub.
– Co to za kobieta? – spytałam wściekła swojego przyszłego męża.
– Kompletnie jej nie znam! – rzucił od razu. – Pani chyba się pomyliła. Niech pani stąd idzie.
– Tak, jasne... – odparła z kpiącym uśmieszkiem. – A może to ty masz dziurawą pamięć? Nie przypominasz sobie, do kogo się niedawno zalecałeś?
– Powtarzam po raz kolejny: nie wiem, kim pani jest! – Łukasz niemal wykrzyczał. – Chyba ma pani w czubie. Proszę się wynosić i dać nam spokój!
Blondynka najwyraźniej nie miała zamiaru odpuścić. Nagle ruszyła do przodu, wyciągając ręce w stronę mężczyzny, z którym miałam wziąć ślub. To już było ponad moje siły!
– Mam dość tego cyrku! – zawołałam, widząc jak ludzie na ulicy zaczynają się nam przyglądać. – Wynoś się stąd! W tej chwili! – złapałam ją za przegub, zaciskając palce z całej siły.
Na zewnątrz starałam się wyglądać na opanowaną, ale w środku umierałam ze strachu. Moje serce waliło jak oszalałe na myśl, że ona może nie kłamać. Co jeśli rzeczywiście...? Sytuacja robiła się coraz bardziej gorąca, więc Łukasz rozejrzał się za kimś, kto mógłby potwierdzić przebieg wydarzeń. Szukał wzrokiem świadka, który pomógłby rozładować narastające napięcie.
– Myślisz sobie, że zwariowałam, podczas gdy twój Łukasz to podobno aniołek bez skazy, tak? – wykrzyczała mi prosto w nos, chuchając przy tym alkoholem. – No to posłuchaj: ten gość bawił się ze mną nie raz i nie dwa. Nawet wczoraj się spotkaliśmy. I wiesz co? Nigdy słowem nie pisnął o swojej narzeczonej. Nie łapiesz? Ała, zostaw! – syknęła z bólu, kiedy chwyciłam ją za ramię i odciągnęłam od Łukasza, który wciąż wypatrywał swojego kolegi.
Byłam pewna, że to jakaś wariatka
Bardzo chciałam, żeby sobie już poszła, ale jednocześnie coś mnie korciło, by wysłuchać jej do końca. W brzuchu czułam okropny ucisk, zupełnie jakby ktoś zaciskał na nim żelazne kleszcze, jednak musiałam poznać całą prawdę. A wtedy ona odezwała się:
– To skąd niby mogłabym wiedzieć o tatuażu z koroną i literami, który ma na plecach?
Poczułam, jak wszystkie moje mięśnie się rozluźniają. Ta baba była kompletnie świrnięta. Mało brakowało, a osunęłabym się z ulgą na podłogę.
– Won stąd! – krzyknęłam do niej.
Zadziwiające było to, że popatrzyła na mnie smutno, po czym odeszła, kiwając się na boki. Po powrocie do Łukasza zobaczyłam, że jest cały roztrzęsiony i biały jak ściana. Zaczął mnie przepraszać za to wszystko i tłumaczyć, że pierwszy raz widzi tę osobę. Odpowiedziałam mu czułym uśmiechem i lekkim buziakiem.
– Spokojnie, skarbie. To na pewno była jakaś szalona osoba, nic więcej. No chodź, ksiądz już na nas oczekuje!
Kiedy szłam w stronę ołtarza, czułam, jak się trzęsę ze zdenerwowania. Cała ta sytuacja mocno mnie stresowała. Ale w głębi duszy wiedziałam, że mogę ufać Łukaszowi. Skąd ta pewność? To proste – znałam na pamięć jego ciało i widziałam go nago wiele razy. Na jego skórze nie było absolutnie żadnego tatuażu. Przypomniałam sobie nawet naszą dyskusję, gdy wspominał o chęci zrobienia sobie dziary, ale tylko takiej, która byłaby dla niego naprawdę ważna.
Na razie jednak jego skóra pozostawała nietknięta. Nie było mowy o żadnej wytatuowanej koronie z literkami na plecach. Ta kobieta musiała się pomylić albo coś jej się przywidziało. Możliwe też, że była wstawiona i po prostu chciała narobić rabanu na cudzym ślubie. W końcu uznałam, że nie warto się tym przejmować.
Po ślubie wszystko się wydało
Przyjęłam nazwisko mojego męża zaledwie godzinę później. Z głowy całkiem wyleciała mi sytuacja z tą blondynką. Trwała przecież weselna zabawa – ludzie podchodzili z gratulacjami, dostawaliśmy upominki, bawiliśmy się z gośćmi... Impreza przeciągnęła się tak długo, że dopiero nad ranem, koło szóstej, dotarliśmy do sypialni. Hotel, gdzie świętowaliśmy nasze wesele, przygotował dla nas naprawdę przestronny apartament. W środku stało ogromne dwuosobowe łóżko, ale czułam się już tak wykończona, że po szybkim prysznicu od razu zasnęłam na nim jak kamień.
Gdy Łukasz opuścił łazienkę, miał na sobie puchaty hotelowy szlafrok.
– Mam dla ciebie niespodziankę, co ty na to? – rzucił, patrząc na mnie uwodzicielsko. – Chcę, żebyś od dziś była moją królową, właśnie dlatego to zrobiłem!
Kiedy skończył mówić, obrócił się i zsunął z siebie szlafrok. Nie mogłam powstrzymać okrzyku.
– Dzieje się coś niedobrego? Czemu tak reagujesz? – zapytał z niedowierzaniem. – Przecież to twoje własne inicjały w tej koronie... Spójrz, L.M. – Lidia Monika... Wytłumaczysz mi, o co chodzi? Gdzie biegniesz?
Ogarnęło mnie przemożne pragnienie, żeby się stąd natychmiast ulotnić, przepaść gdzieś bez śladu. Wybiegłam w stronę tarasu i schowałam się za wielkim pojemnikiem, w którym rosła palma. Starałam się pozostać niezauważona. Musiałam na spokojnie przemyśleć następny ruch.
Miała rację... Dostrzegła wytatuowany wzór na ciele Łukasza wcześniej, niż ja zdążyłam go zobaczyć. To musiała być świeża dziara, a to znaczyło tylko jedno – przespał się z nią krótko przed tym, jak stanęliśmy na ślubnym kobiercu... Choć ceremonia już za nami... Moje życie właśnie legło w gruzach. Jak mam sobie z tym poradzić? Wróciłam do sypialni jakieś dwadzieścia minut później. Łukasz od razu przytulił mnie mocno i zapytał z troską w głosie, co się przed chwilą stało.
– Sama nie wiem... – szepnęłam, spuszczając wzrok. – Chyba emocje dały o sobie znać... Podobno wiele świeżo poślubionych kobiet tak reaguje. Wybacz mi, skarbie. A jeśli chodzi o tatuaż... jest... przepiękny... Dzięki.
Potem, żeby ukryć swoje zdenerwowanie, oddałam jego pocałunek i wspólnie położyliśmy się na dużym łóżku pokrytym satynową pościelą...
Właśnie minęło pięć lat odkąd wzięliśmy ślub. Z zewnątrz ludzie widzą nas jako szczęśliwą parę. Często zastanawiam się, czy to była słuszna decyzja, żeby zostać razem – i chyba tak. W końcu Łukasz powtarza mi, że jestem dla niego ważna. Pokazuje to swoją opieką i zaangażowaniem. To właśnie o takim związku marzyłam. Próbuję wyprzeć z pamięci tę jasnowłosą kobietę i nie rozmyślać o innych możliwych romansach, które mogły być wcześniej albo później.
Jestem świadoma, że na pewno zdarzały mu się też inne potknięcia. Jednak najważniejsze jest to, że to właśnie mnie wybrał na swoją żonę. Szczególnie dumna jestem z tego, że na jego plecach widnieją wytatuowane akurat moje inicjały, nie innej kobiety. Można chyba powiedzieć, że w pewnym sensie wygrałam, prawda?
Lidia, 33 lata
Czytaj także:
„W domu to moja małżonka nosiła spodnie. Skoczyłem w bok, bo tak bardzo chciałem poczuć się znowu prawdziwym mężczyzną”
„Zaprosiłam teściową na wegańską Wigilię, a ona przyniosła karpia. Mówiła, że nie chce cały wieczór rzuć tylko sianka”
„Dostałam od babci suszone grzyby na Święta. Pomiędzy borowikami znalazłam bardzo cenną niespodziankę”