„Mój książe z bajki okazał się błaznem. Mi wciskał kity o miłości, a innej na palec wcisnął zaręczynowy pierścionek”

zdradzona kobieta fot. iStock, milorad kravic
„Mam nadzieję, że kiedyś ktoś potraktuje w ten sposób jego – przedmiotowo, jak zabawkę. Może to go czegoś nauczy...”.
/ 17.05.2024 12:00
zdradzona kobieta fot. iStock, milorad kravic

Czy ty wiesz, kto to był?! – dopadła mnie Paula, kiedy usiadłam w loży. Jasne, że wiedziałam. Chyba każdy w naszym miasteczku znał Mateusza. Był synem bogatego biznesmena, który wyjechał stąd kilkanaście lat temu i osiadł na stałe w Dubaju. Mateusz wraz z bratem i matką pojechali za nim. W rodzinnym miasteczku zjawiali się tylko w święta. Czasem też dodatkowo w wakacje. Mieszkali tutaj nadal rodzice pana Piotra i to do nich wpadali.

Tego wieczoru bawiłam się ze znajomymi w klubie. Był powód: zaliczyłam ostatni egzamin i stałam się studentką IV roku polonistyki. Wyszłam akurat na parkiet, gdy poczułam, że ktoś mi się przygląda. Po chwili chłopak podszedł i zaczął ze mną tańczyć.

Od razu rozpoznałam Mateusza. Był bardzo przystojny. Widziałam, że wiele dziewczyn w klubie wodziło za nim wzrokiem. Dlatego poczułam się jak jakaś gwiazda filmowa, kiedy wybrał właśnie mnie i to mnie adorował przez następne pół godziny na parkiecie.

W pewnym momencie powiedziałam, że mam dość i idę odpocząć. Odłączyłam się i wtedy właśnie dopadła mnie najlepsza przyjaciółka. Zaczęła wypytywać, jak to się stało, jak udało mi się go wyrwać.

– Paula, nie wiem. Ja go nie wyrywałam, on sam do mnie podszedł... – zaczęłam się tłumaczyć i w tym samym momencie zauważyłam, że chłopak idzie w moją stronę.

– Mogę? – spytał, dosiadając się, i podał mi drinka. – O, przepraszam, nie wiedziałem, że jest z tobą koleżanka. Zaraz dla niej też coś zamówię – dodał, po czym skinął ręką na jakiegoś kolesia, chyba jego... kolegę, powiedział mu coś do ucha i po chwili przed Paulą również stanęła szklaneczka z kolorową zawartością.

Odwiózł nas do domu jego kierowca

Rozmawiało nam się miło. Mateusz okazał się naprawdę interesującym facetem. A ja? Nie byłam wprawdzie brzydka, figurę też miałam nie najgorszą, ale w klubie bawiło się co najmniej kilka ładniejszych dziewczyn.

Kiedy zaczęłyśmy się z Paulą zbierać, Mateusz zaproponował, że nas odwiezie. Spojrzałyśmy na niego zdezorientowane – nie zataczał się wprawdzie, ale widziałyśmy przecież, że pił. Szybko nas uspokoił i wyprowadził z błędu – przyjechał z kierowcą. No, tego jeszcze nie widziałyśmy...

Już przed domem moich rodziców spytał, czy wybiorę się z nim następnego dnia na spacer, a potem poprosił o mój numer telefonu. Czułam, jak wszystko wokół mnie wiruje. Chyba właśnie się zakochałam.

Kolejne dni były bajkowe. Niemal codziennie widywałam się z Matim. Przyjechał do babci na całe wakacje, pomagał ojcu w rozkręceniu jakiegoś lokalnego biznesu. Często podczas naszych  spotkań odpisywał na mejle, esemesy, czasem odbierał telefony. Imponował mi dojrzałością, zaradnością. I do tego był taki serdeczny... Czułam się jak księżniczka. Romantyczne spacery, kolacje... Często zjawiał się z kwiatami albo czekoladkami.

– Oj, córuś. Los na loterii chyba wygrałaś. – cieszyła się moja mama.
Wszyscy sąsiedzi i znajomi patrzyli na mnie z zazdrością. A ja byłam taka dumna i szczęśliwa.

Na początku września Mateusz zaczął przebąkiwać o powrocie.

– Muszę lecieć do ojca, skarbie. Ale nie martw się, będę pisał, dzwonił. Wpadnę w najbliższy wolny weekend. – obiecał mi, kiedy się smuciłam.

– Będę tęsknić – westchnęłam.

– Spróbuję przekonać ojca, żeby pozwolił mi dopiąć wszystkie sprawy związane z tym biznesem. I przyjadę znów na trochę – pocieszył mnie.

Miałam ochotę się rozpłakać. Serce mi pękało. Do tej pory był na wyciągnięcie ręki, cały czas obok. Spędzaliśmy razem każdy wieczór, każdą wolną chwilę. A teraz nagle miał wyjechać, opuścić mnie...

– Nie planuj nic na weekend, mam dla ciebie niespodziankę – powiedział do mnie kilka dni przed wyjazdem.

Zastanawiałam się, co wymyślił.

– Pewnie wyjazd do jakiegoś pięknego pałacyku w górach. Albo romantyczny weekend we dwoje w Krakowie. – próbowała zgadnąć Paula.
Też zaczynałam tak myśleć, zwłaszcza kiedy w czwartek dostałam esemesa: „Spakuj kilka ciuszków i kosmetyków. Będę po Ciebie jutro z samego rana, wrócimy w niedzielę wieczorem. Całuję Cię, kotku :)”.

Okazało się jednak, że obie byłyśmy w błędzie. Bo Mateusz zabrał mnie na weekend do... Paryża. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciało mi się płakać i skakać ze szczęścia. Nigdy wcześniej nie byłam nawet na Słowacji, a tu nagle Paryż...

– Gdzie miałbym cię zabrać, jeśli nie do miasta zakochanych? – spytał, wręczając mi małą paczuszkę.
W środku znalazłam prześliczną bransoletkę wysadzaną kamieniami.

– Mateusz, ja... Ona jest naprawdę piękna, ale ja nie mogę. Kosztowała pewnie majątek. – było mi głupio.

Oczywiście nie przyjął odmowy. Po trzech bajkowych dniach musiałam wrócić do szarej codzienności. Mateusz wyjechał do Emiratów, ja na studia. Usychałam z tęsknoty. Tak jak obiecywał, dzwonił i pisał. Rozmawialiśmy też na Skypie. Był jednak zapracowany, zdarzało mu się przerywać rozmowę w pół zdania. Ale rozumiałam go. Zawsze później oddzwaniał. Poza tym często odwiedzał mnie kurier – a to z kwiatami, to znów z czekoladkami, perfumami czy innym „drobiazgiem”. Jednak to nie było to samo. Tęskniłam za stałą obecnością Mateusza, za jego czułością, dotykiem, obietnicami...

Niestety nie udało mu się dogadać z ojcem w sprawie prowadzenia interesu, dlatego wpadał tylko na weekendy, średnio raz w miesiącu. Nie mogłam się doczekać Bożego Narodzenia. Miałam nadzieję, że wreszcie osobiście poznam rodzinę Mateusza.

Do tej pory nie przedstawił mnie nawet swoim dziadkom. Tłumaczył, że są już starsi, schorowani, że to byłoby dla nich zbyt duże przeżycie.

– Zrozum, oni praktycznie nie wychodzą z domu, żyją tylko tym, co zobaczą w telewizji... – tłumaczył.

Zaczynałam mieć dość tej sytuacji

Nie do końca rozumiałam, co ma piernik do wiatraka, jednak nie nalegałam. Miałam nadzieję, że w święta poznam ich wszystkich razem. Może Mateusz wreszcie zdecyduje się przyjąć zaproszenie na obiad do mojej mamy? Do tej pory w zasadzie tylko po mnie wpadał i zabierał. Nie przeszkadzało mi to. Tłumaczyłam sobie, że przecież chcemy spędzać jak najwięcej czasu we dwoje. Moja mama też się cieszyła, że tyle dobrego mnie spotyka.

– Więcej świata przez te kilka miesięcy zwiedziłaś niż przez całe życie.
To fakt, często wyjeżdżaliśmy na jeden dzień albo na weekend. Tylko tata był jakiś niezadowolony i marudził, że nie ufa Mateuszowi.

Nie przejmowałam się tym. Miałam na głowie inny problem – co kupić ukochanemu w prezencie? Co można w ogóle kupić komuś, kto ma wszystko? Nie chciałam wyskoczyć z banalnymi perfumami czy krawatem. Nie miałam też takich możliwości finansowych jak Mateusz... W końcu poszłam za radą przyjaciółki i zamówiłam mu srebrne spinki do koszuli z wygrawerowaną datą naszego poznania. Wydalam na nie pół swojej pensji. Ale cóż, byłam zadowolona.

Jednak kilka dni przed świętami cały mój dobry nastrój prysł. W rozmowie z Mateuszem spytałam go, kiedy dokładnie się spotkamy.

– Widzisz, kotku, ja właśnie mam taką mało przyjemną wiadomość... W tym roku raczej nie będziemy mogli się już zobaczyć – zaczął, a pode mną dosłownie ugięły się nogi.

Tłumaczył, że dla rodziców święta są bardzo ważną uroczystością rodzinną. Nie może tam być obcych.

– Ale ja nie jestem obca, Mati. Jesteśmy razem już pół roku, więc chyba czas najwyższy, żeby mnie poznali. – zdenerwowałam się.

Mateusz na to, że Boże Narodzenie to nie najlepszy czas na pierwsze spotkanie z jego rodziną. Prosił, abym poczekała jeszcze trochę. Obiecywał, że poznam wszystkich za dwa miesiące, bo przyjadą na 80. urodziny dziadka.

– To będzie wspaniała okazja. Zrozum, chcę by cię polubili. Moja rodzina jest specyficzna, takie pojawienie się nagle w święta potraktowaliby jako nietakt, uprzedziliby się do ciebie.

Miałam powoli dość tej całej dziwnej rodzinki. Do dziadków nie można iść, bo nie wychodzą z domu; rodziców nie można poznać, bo w święta nie wypada... Skoro są tacy tradycyjni, to chyba mają talerz dla zbłąkanego wędrowca. I co? Nie przyjmą go, bo jest obcy? Na domiar złego Mateusz stwierdził, że w ogóle się nie spotkamy, bo będzie w kraju tylko trzy dni, które MUSI spędzić u dziadków.

Byłam wściekła, załamana i coraz mniej mi się to wszystko podobało. Postanowiłam jednak zaufać Mateuszowi i poczekać jeszcze te dwa miesiące. Ale obiecałam sobie, że jeśli po urodzinach dziadka nic się nie zmieni, poważnie się z nim rozmówię.

W święta rzeczywiście nie udało nam się spotkać. Dostałam za to kurierem przepiękny bukiet róż i kolczyki, które musiały kosztować majątek. Było mi przykro, że Mateusz nawet nie zadzwonił, nie napisał... Nie miałam nawet jak złożyć mu życzeń, dać prezentu. Jakoś wcześniej nie wpadłam na pomysł wysłania paczki, a w Wigilię było mi już trudno to zorganizować. W święta miałam więc mało przyjemny nastrój. Tata dalej psioczył na Matiego i kazał mi dać sobie z nim święty spokój, mama niezdarnie go broniła, ale chyba też traciła już cierpliwość...

Postanowiłam sama tam pójść

Dwa dni przed sylwestrem wpadłam na pewien pomysł. Wydał mi się wręcz genialny. Wiedziałam, że Mateusz z rodzicami wrócił już do Dubaju, bo dzwonił do mnie dzień wcześniej, przepraszał, tłumaczył się, obiecał wpaść w połowie stycznia i zabrać mnie na romantyczny weekend tylko we dwoje. Tymczasem ja postanowiłam... odwiedzić jego dziadków.

Nie zamierzałam stawać w drzwiach i oznajmiać, że jestem ich – mam nadzieję – przyszłą wnuczką, tylko chwilę z nimi pogawędzić, zaskarbić sobie ich sympatię, a przy okazji zdobyć adres Matiego i zrobić mu niespodziankę, wysyłając te spinki.

Późnym popołudniem cała zdenerwowana pukałam do ich drzwi. Otworzyła mi kobieta w średnim wieku, chyba pomoc domowa. Pokrótce wyjaśniłam, że jestem znajomą Mateusza i mam mu do oddania jakieś ważne dokumenty. Zaprowadziła mnie do przestronnego salonu, gdzie na kanapie siedziała starsza, sympatycznie wyglądająca pani. Powtórzyłam jej to, co przed chwilą powiedziałam gosposi.

– W święta nie mieliśmy czasu się spotkać, a mam mu do oddania dokumenty. Może wysłałabym je pocztą?

– Oj, Mateuszek nie ma pewnie teraz do tego głowy, tylko zaręczynami i ślubem żyje – uśmiechnęła się.

Odwzajemniłam jej uśmiech. Byłam ciekawa czyimi zaręczynami. Ukochany nie wspominał mi nic o żadnym ślubie w ich rodzinie. Na szczęście pani Amelia była nie tylko miła, ale i rozgadana, więc po chwili dowiedziałam się wszystkiego. I to wywróciło mój cały świat do góry nogami...

Okazało się, że w święta odbyły się zaręczyny Mateusza. W lipcu miał wziąć ślub z jakąś Kate, z którą był w związku od trzech lat. Czułam się, jakbym dostała w twarz. Wszystko zaczęło mi wirować, próbowałam jednak udawać, że wszystko jest w porządku.

– A skąd pani zna mojego wnusia? – spytała nagle staruszka.

– Ja? My... poznaliśmy się w wakacje. Mateusz był w Polsce, zdaje się, na dłużej w związku z tym nowym biznesem jego ojca – zaczęłam dukać.

– Biznesem? Oj, chyba coś pomyliłaś, moje dziecko. On po prostu szukał odpowiedniej działki, ekipy i architekta. W prezencie ślubnym chce podarować żonie klucze do nowego domku. Zbudują go, zdaje się, jakieś 10 kilometrów stąd. Dobrze, będzie miał blisko do dziadków. Kate ma polskie korzenie i podobno marzy o domu w górach... – zaczęła swoją opowieść staruszka.

Z każdym jej zdaniem było mi coraz bardziej słabo. Czyli to wszystko były kłamstwa?! To dlatego nie chciał mnie nikomu przedstawić?! I dlatego sam unikał oficjalnych spotkań... Ale w takim razie kim dla niego byłam? Zabawką? Odskocznią? Jak długo zamierzał to jeszcze ciągnąć? Tysiące pytań cisnęło mi się na usta, a odpowiedzieć musiałam sobie sama...

Po powrocie do domu zamknęłam się w pokoju i przepłakałam całą noc. Nie wiedziałam, co robić. Udawać, że nic się nie stało? Powiedzieć, że wiem?

W końcu emocje wzięły górę i wysłałam mu wiadomość. Napisałam, że wiem o wszystkim, tysiąc razy zapytałam: „Dlaczego?”, a na koniec, kierowana żalem i złością, kazałam mu zniknąć z mojego życia na zawsze...

Następnego dnia odczytałam odpowiedź:

„Może to i lepiej, że sama poznałaś prawdę. Ja nigdy nie wiem, jak te wszystkie znajomości kończyć. Skarbie, potrzebuję czasem rozrywki, czegoś innego, rozumiesz? A co przeżyliśmy, to nasze. Pomyśl o tych wszystkich prezentach i wycieczkach – warto było, co? Nie miej do mnie żalu, naprawdę cię lubię. Może jeszcze kiedyś umówimy się na kawę?".

Nie mogłam uwierzyć, że można być aż tak cynicznym. Ciekawe, ile takich jak ja naiwnych panienek w ten sposób zaliczył... Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć? Jak mogłam dać się tak omotać i oszukać?!

Wiem jedno: już nigdy nie będę potrafiła w pełni zaufać facetowi. Mateusz zranił mnie tak bardzo, że chociaż minął już prawie rok, ta rana nadal krwawi. Mam nadzieję, że kiedyś ktoś potraktuje w ten sposób jego – przedmiotowo, jak zabawkę. Może to go czegoś nauczy...

Ewelina, 25 lat

Czytaj także:
„O romansie męża dowiedziałam się od jego kochanki. Wymalowana lala myślała, że oprócz niego zgarnie też konto w banku”
„Zawsze byłam chłopczycą i miałam samych kolegów. Gdy zakochałam się w jednym z nich, nie widział we mnie kobiety”
„Marzyłem o dzieciach, ale moja żona ciągle była przeciwna. Gdy poznałem powód, z żalu niemal pękło mi serce”

Redakcja poleca

REKLAMA